Recenzje
E-wangeliści. Ucz się od najlepszych twórców polskiego internetu
Dawno nie było na tym blogu żadnej recenzji. Teraz trafiła się okazja, bo na mój czytnik trafiła przedpremierowo książka E-wangeliści. Ucz się od najlepszych twórców polskiego internetu. Pozycja przygotowana przez dwóch autorów (Tomasz Cisek, Paweł Nowacki) jest bardzo ambitna. Bo zawiera wywiady z ludźmi, którzy tworzyli firmy ważne dla polskiego internetu.
"Gadu-Gadu, Merlin.pl, Allegro.pl, Wirtualna Polska, Onet.pl, Money.pl — te nazwy weszły już do naszego kodu kulturowego, a reprezentowane przez nie marki codziennie towarzyszą nam w pracy i czasie wolnym. Jak powstawały? Skąd pomysł? Kto je stworzył? Z jakimi trudnościami stykali się krajowi pionierzy internetu? Kim są ewangeliści e-biznesu, którzy w niego wierzą od ponad dwudziestu lat, a wiarę tę przekuli w czyn i pieniądze? Ta książka jest zbiorem piętnastu wywiadów przeprowadzonych ze świadkami powstawania i rozkwitu nowych mediów w naszym kraju."
Czego faktycznie możemy się z niej dowiedzieć o rozwoju polskich firm w internecie?
Co mi się nie podoba, a co jest smutną prawdą
Pierwsza sprawa – większość wywiadów z tej książki powstała w roku 2008! Nie wiem dlaczego czekały tak długo na publikację. Autorzy dodali oczywiście aktualizację, co z tymi ludźmi dzieje się teraz – ale to sprawia, że niektóre wywiady są trochę absurdalne, np. dwóch panów z GG Network już tam od dwóch lat nie pracuje.
O czym zapowiedź wydawcy nie mówi – sporą część książki zajmują wywiady z ludźmi z firm reklamowych i analitycznych: CR-Media, Ad net – a przesadą są aż trzy wywiady z ludźmi z Gemiusa. To sprawia, że można odnieść wrażenie, że rozwój polskiego internetu to tak naprawdę rozwój reklamy. No i to jest z jakiegoś punktu widzenia prawdziwe. Zbyt wielu uwierzyło w to, że można zarobić na reklamie wizualnej – stąd niedopinające się budżety portali, coraz bardziej intruzywne formy reklamowe i dyktatura takich narzędzi jak Megapanel. Ci ludzie są za to odpowiedzialni. I wcale się tego nie wstydzą. Wywiad z Markiem Rusieckim:
"Jakie rzeczy wymyśliliście?
Kilka denerwujących form reklamy: pop up, top layer, brandmark, billboard… Dużo było form reklamy, które do tej pory istnieją, a które wprowadziliśmy w firmie Ad.net jako pierwsi w Polsce, oczywiście kopiując wzorce zachodnie."
Przeprowadzający wywiady Tomasz Cisek sam pracował w ad.necie, stąd parę wywiadów wygląda jak rozmowa ludzi z branży. Brakuje dystansu. Jeszcze bardziej brakuje pasji. Z niektórych wywiadów wyziera autentyczne zmęczenie.
Prawie nieobecny jest polski e-commerce: to tylko Merlin oraz Allegro. Tu najbardziej boli czas zrobienia wywiadów – dzisiaj warto byłoby pogadać też z ludźmi z Empiku, Nokautu albo którymiś z mniejszych biznesów, ale radzących sobie świetnie.
W kilku przypadkach wywiady zbaczają na temat zarządzania. Przykładowo Jacek Kawalec z Wirtualnej Polski opowiada głównie o tym jak prowadzili firmę, jak walczyli z TPSA o kontrolę nad spółką i jak dogadywali się z kilkoma wspólnikami. Tak samo przy Gemiusie jest sporo wypowiedzi o relacjach z inwestorem, albo o negocjacjach międzybranżowych, które interesują chyba tylko tych, którzy brali w nich udział. W zasadzie taki wywiad możnaby przeprowadzić z każdą większą spółką – bo w każdej jest jakaś walka o władzę czy tarcia wśród właścicieli. Tylko po co nazywać to wywiadem z pionierami internetu?
Inna sprawa – że nawet zwykli ludzie pamiętają film „The Social Network” o początkach Facebooka i późniejszych sporach o kontrolę nad firmą. W wielu polskich serwisach było podobnie. Allegro, Grono i WP są tutaj najbardziej znanymi przykładami.
Cytaty – czyli co mi się podoba.
Geneza Merlina – którego pierwotnym udziałowcem była firma Prószyński i S-ka.
"W 1996 roku klikałem sobie w raczkującym wtedy internecie i przypadkowo wszedłem na stronę pierwszej (a dziś największej na świecie) księgarni internetowej Amazon. Zamówiłem na próbę jakieś czytadło Clive’a Cusslera i dwa tygodnie później dostałem paczkę. Pomyślałem, że w przyszłości taki sklep może się sprawdzić i w Polsce. Pomysł trafił na podatny grunt."
Jak Merlin początkowo radził sobie z akceptacją kart, co wymagało dodatkowej autoryzacji przez telefon do Polcardu:
"Akceptowaliśmy w ciemno każdą kartę, która przechodziła test liczby kontrolnej, eliminujący głupie dowcipy albo pomyłki z kartami. Po autoryzacji dopisywaliśmy dane karty do konta klienta. Przy następnych zakupach klient (po zalogowaniu się) nie musiał ponownie wpisywać całego numeru, tylko miał potwierdzić cztery cyfry. To działało do czasu wygaśnięcia ważności karty. W ten sposób stworzyliśmy własny, Merlinowy system autoryzacji kart płatniczych. W Amazonie i innych sklepach amerykańskich działa to tak do dzisiaj, ale w Europie powstał inny standard, w którym numer karty nie jest nigdzie przechowywany. Ponoć tak jest bezpieczniej, choć na pewno mniej wygodnie."
Jak zmarły niedawno Krzysztof Golonka, prezes sieci reklamowej ad.net wyobrażał sobie internet w przyszłości:
"Pofantazjujmy o tym, jak będzie wyglądał internet za kilka lat.
Jaka jest Twoja wizja? Nie będzie internetu, za kilka lat ludzie nie będą mieli świadomości korzystania z internetu. Będą korzystali z informacji, oglądali telewizję. W zasadzie będą oglądali ruchome obrazy. Będą słuchali dźwięków, które dojdą do nich drogą przesyłu danych. Jedni będą to oglądali na komputerze, inni będą to oglądali w setup boksie, a jeszcze inni w komórce."
Tak, polską branżę reklamową tworzyli ludzie, którzy wierzyli, że z internetu da się zrobić telewizję. To jest klucz do zrozumienia dlaczego nadal nas tak męczą tymi reklamami.
Najciekawsza jest rozmowa z trójką panów od O2.pl, którzy opowiadają choćby o początkach poczty go2.pl, która stała sobie na serwerach w Koninie.
"Cały Konin miał wtedy dwumegabitowe łącze do internetu. My mieliśmy wykupiony jeden megabit. W pewnym momencie okazało się, że mieszkańcy Konina skarżą się, że nie działa im internet. Nikt nie wiedział dlaczego, podczas gdy my wysycaliśmy 50 procent łączy całego miasta, a faktycznie nawet 100 procent. Pamiętam, że ministrem łączności był wówczas Tomasz Szyszko z Konina. Do niego nawet pisano, by coś zrobił z tym internetem w Koninie. Nikt nie pokusił się o to, by sprawdzić, kto naprawdę wysyca łącze."
Tak a propos startupików, które mają 100 userów dziennie, a już by chcieli mieć pełną strukturę etatów:
"Administratora zatrudniliśmy dopiero po ośmiu latach, ponieważ wcześniej udawało mi się tym samodzielnie zajmować. Miałem takie podejście, że wszystko należy automatyzować. Dużo pracy nie było, de facto administrator by się przydał, ale wcześniej nie mieliśmy na to pieniędzy."
Oczywiście:
"Trzeba całkowicie zmienić podejście do prowadzenia firmy, gdy liczy ona 50 pracowników i zaczyna rosnąć, i gdy ma ich więcej niż 100. To są dwa różne style prowadzenia biznesu. To była przyczyna naszego pierwszego kryzysu, który trwał chyba ze trzy lata.
K.S.: Ojcowie założyciele nie potrafią delegować zadań. Każdemu z nas wydawało się, że jeśli on tego nie zrobi, to nikt tego dobrze nie zrobi, wszystkie decyzje przechodziły przez nas. Nie mieliśmy średniego szczebla."
I ciekawostka:
"Najgorszą naszą wpadką inwestycyjną jest GoldenLine. Spółka, z którą spotykaliśmy się kilkakrotnie i stwierdziliśmy, że raczej nic z tego nie będzie."
Teraz Piotr Ejdys z Gemiusa:
"Gdy ktoś przychodził do mnie po opinię, co ma w danej sytuacji zrobić, mówiłem: „Rób tak, żebyś mógł/mogła podpisać się pod wynikiem swoim imieniem i nazwiskiem”. I to jest najlepsza wskazówka. To wprowadza w inny tryb myślenia. I myślę, że to jest ten czynnik sukcesu."
Jest też coś o początkach Fotki:
"A dużo tych zdjęć przychodziło?
Na początku kilkadziesiąt każdego dnia. Do poziomu 120 – 150 dziennie byłem w stanie ogarnąć to sam. Dopiero w 2003 roku zaczęła się działalność już bardziej profesjonalna, to znaczy kupiliśmy na Allegro używany serwer za 1500 złotych. Dopiero niedawno wyjęliśmy go zresztą z produkcji — leży u mnie w biurze, chyba go w ramki oprawię. Celeron 1000, pół giga RAM-u i tak dalej.
[...] poszliśmy do Agory i zaproponowaliśmy układ: „Oddamy Wam całą powierzchnię reklamową na Fotce w zamian za dziesięć tysięcy złotych miesięcznie”. Odpowiedzieli krótko: „Nie, to za drogo”. Do dzisiaj jestem im wdzięczny za tę decyzję
[...]
Kiedy tak naprawdę stwierdziliście: „O rany, mamy biznes”?
W momencie, kiedy założyliśmy spółkę z o.o., w listopadzie 2005 roku. Zauważyliśmy, że tak jak dotychczas już się nie da działać. Był to moment, w którym mieliśmy przychody rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie."
Kupić, nie kupić?
Jak widać, skupiłem się na wynajdywaniu różnych ciekawostek i to bardziej z fazy „startupowej” danego serwisu. Pewnie dlatego, że nie jestem osobiście zaangażowany w zarządzanie wielomilionowymi spółkami i dylematy prezesów chwilowo mnie nie obchodzą. Podobnie jak sieci reklamowe, które najpierw popsuły polski internet, a potem same upadały.
Trudno mi odpowiedzieć na pytanie, dla kogo jest ta książka i czy faktycznie możemy się „nauczyć o najlepszych twórców polskiego internetu”.
Wywiady z O2, Allegro, Fotką, Money.pl przeczytałem z przyjemnością. W przypadku branży reklamowej trochę się nudziłem, trochę irytowałem, a częściowo brakowało mi kontekstu – bo pytani mówią o rzeczach dla nich znanych, które jednak nie każdy musi kojarzyć. Brakuje mi więcej historii z życia, ciekawostek, wniosków dla tych, którzy chcieliby pójść w ślady „pionierów”.
Brakuje jednak na polskim rynku takich książek – które starają się spojrzeć na ten nasz internet z jakiejś perspektywy. Dlatego mimo jej wad, mogę ją polecić każdemu, kto angażuje się zawodowo w internet od paru lat i chciałby czegoś dowiedzieć się o ludziach, których spotyka na konferencjach, albo których serwisy dobrze zna. Z kolei dla „zwykłych ludzi” będzie chyba zbyt zaawansowana.
"Gadu-Gadu, Merlin.pl, Allegro.pl, Wirtualna Polska, Onet.pl, Money.pl — te nazwy weszły już do naszego kodu kulturowego, a reprezentowane przez nie marki codziennie towarzyszą nam w pracy i czasie wolnym. Jak powstawały? Skąd pomysł? Kto je stworzył? Z jakimi trudnościami stykali się krajowi pionierzy internetu? Kim są ewangeliści e-biznesu, którzy w niego wierzą od ponad dwudziestu lat, a wiarę tę przekuli w czyn i pieniądze? Ta książka jest zbiorem piętnastu wywiadów przeprowadzonych ze świadkami powstawania i rozkwitu nowych mediów w naszym kraju."
Czego faktycznie możemy się z niej dowiedzieć o rozwoju polskich firm w internecie?
Co mi się nie podoba, a co jest smutną prawdą
Pierwsza sprawa – większość wywiadów z tej książki powstała w roku 2008! Nie wiem dlaczego czekały tak długo na publikację. Autorzy dodali oczywiście aktualizację, co z tymi ludźmi dzieje się teraz – ale to sprawia, że niektóre wywiady są trochę absurdalne, np. dwóch panów z GG Network już tam od dwóch lat nie pracuje.
O czym zapowiedź wydawcy nie mówi – sporą część książki zajmują wywiady z ludźmi z firm reklamowych i analitycznych: CR-Media, Ad net – a przesadą są aż trzy wywiady z ludźmi z Gemiusa. To sprawia, że można odnieść wrażenie, że rozwój polskiego internetu to tak naprawdę rozwój reklamy. No i to jest z jakiegoś punktu widzenia prawdziwe. Zbyt wielu uwierzyło w to, że można zarobić na reklamie wizualnej – stąd niedopinające się budżety portali, coraz bardziej intruzywne formy reklamowe i dyktatura takich narzędzi jak Megapanel. Ci ludzie są za to odpowiedzialni. I wcale się tego nie wstydzą. Wywiad z Markiem Rusieckim:
"Jakie rzeczy wymyśliliście?
Kilka denerwujących form reklamy: pop up, top layer, brandmark, billboard… Dużo było form reklamy, które do tej pory istnieją, a które wprowadziliśmy w firmie Ad.net jako pierwsi w Polsce, oczywiście kopiując wzorce zachodnie."
Przeprowadzający wywiady Tomasz Cisek sam pracował w ad.necie, stąd parę wywiadów wygląda jak rozmowa ludzi z branży. Brakuje dystansu. Jeszcze bardziej brakuje pasji. Z niektórych wywiadów wyziera autentyczne zmęczenie.
Prawie nieobecny jest polski e-commerce: to tylko Merlin oraz Allegro. Tu najbardziej boli czas zrobienia wywiadów – dzisiaj warto byłoby pogadać też z ludźmi z Empiku, Nokautu albo którymiś z mniejszych biznesów, ale radzących sobie świetnie.
W kilku przypadkach wywiady zbaczają na temat zarządzania. Przykładowo Jacek Kawalec z Wirtualnej Polski opowiada głównie o tym jak prowadzili firmę, jak walczyli z TPSA o kontrolę nad spółką i jak dogadywali się z kilkoma wspólnikami. Tak samo przy Gemiusie jest sporo wypowiedzi o relacjach z inwestorem, albo o negocjacjach międzybranżowych, które interesują chyba tylko tych, którzy brali w nich udział. W zasadzie taki wywiad możnaby przeprowadzić z każdą większą spółką – bo w każdej jest jakaś walka o władzę czy tarcia wśród właścicieli. Tylko po co nazywać to wywiadem z pionierami internetu?
Inna sprawa – że nawet zwykli ludzie pamiętają film „The Social Network” o początkach Facebooka i późniejszych sporach o kontrolę nad firmą. W wielu polskich serwisach było podobnie. Allegro, Grono i WP są tutaj najbardziej znanymi przykładami.
Cytaty – czyli co mi się podoba.
Geneza Merlina – którego pierwotnym udziałowcem była firma Prószyński i S-ka.
"W 1996 roku klikałem sobie w raczkującym wtedy internecie i przypadkowo wszedłem na stronę pierwszej (a dziś największej na świecie) księgarni internetowej Amazon. Zamówiłem na próbę jakieś czytadło Clive’a Cusslera i dwa tygodnie później dostałem paczkę. Pomyślałem, że w przyszłości taki sklep może się sprawdzić i w Polsce. Pomysł trafił na podatny grunt."
Jak Merlin początkowo radził sobie z akceptacją kart, co wymagało dodatkowej autoryzacji przez telefon do Polcardu:
"Akceptowaliśmy w ciemno każdą kartę, która przechodziła test liczby kontrolnej, eliminujący głupie dowcipy albo pomyłki z kartami. Po autoryzacji dopisywaliśmy dane karty do konta klienta. Przy następnych zakupach klient (po zalogowaniu się) nie musiał ponownie wpisywać całego numeru, tylko miał potwierdzić cztery cyfry. To działało do czasu wygaśnięcia ważności karty. W ten sposób stworzyliśmy własny, Merlinowy system autoryzacji kart płatniczych. W Amazonie i innych sklepach amerykańskich działa to tak do dzisiaj, ale w Europie powstał inny standard, w którym numer karty nie jest nigdzie przechowywany. Ponoć tak jest bezpieczniej, choć na pewno mniej wygodnie."
Jak zmarły niedawno Krzysztof Golonka, prezes sieci reklamowej ad.net wyobrażał sobie internet w przyszłości:
"Pofantazjujmy o tym, jak będzie wyglądał internet za kilka lat.
Jaka jest Twoja wizja? Nie będzie internetu, za kilka lat ludzie nie będą mieli świadomości korzystania z internetu. Będą korzystali z informacji, oglądali telewizję. W zasadzie będą oglądali ruchome obrazy. Będą słuchali dźwięków, które dojdą do nich drogą przesyłu danych. Jedni będą to oglądali na komputerze, inni będą to oglądali w setup boksie, a jeszcze inni w komórce."
Tak, polską branżę reklamową tworzyli ludzie, którzy wierzyli, że z internetu da się zrobić telewizję. To jest klucz do zrozumienia dlaczego nadal nas tak męczą tymi reklamami.
Najciekawsza jest rozmowa z trójką panów od O2.pl, którzy opowiadają choćby o początkach poczty go2.pl, która stała sobie na serwerach w Koninie.
"Cały Konin miał wtedy dwumegabitowe łącze do internetu. My mieliśmy wykupiony jeden megabit. W pewnym momencie okazało się, że mieszkańcy Konina skarżą się, że nie działa im internet. Nikt nie wiedział dlaczego, podczas gdy my wysycaliśmy 50 procent łączy całego miasta, a faktycznie nawet 100 procent. Pamiętam, że ministrem łączności był wówczas Tomasz Szyszko z Konina. Do niego nawet pisano, by coś zrobił z tym internetem w Koninie. Nikt nie pokusił się o to, by sprawdzić, kto naprawdę wysyca łącze."
Tak a propos startupików, które mają 100 userów dziennie, a już by chcieli mieć pełną strukturę etatów:
"Administratora zatrudniliśmy dopiero po ośmiu latach, ponieważ wcześniej udawało mi się tym samodzielnie zajmować. Miałem takie podejście, że wszystko należy automatyzować. Dużo pracy nie było, de facto administrator by się przydał, ale wcześniej nie mieliśmy na to pieniędzy."
Oczywiście:
"Trzeba całkowicie zmienić podejście do prowadzenia firmy, gdy liczy ona 50 pracowników i zaczyna rosnąć, i gdy ma ich więcej niż 100. To są dwa różne style prowadzenia biznesu. To była przyczyna naszego pierwszego kryzysu, który trwał chyba ze trzy lata.
K.S.: Ojcowie założyciele nie potrafią delegować zadań. Każdemu z nas wydawało się, że jeśli on tego nie zrobi, to nikt tego dobrze nie zrobi, wszystkie decyzje przechodziły przez nas. Nie mieliśmy średniego szczebla."
I ciekawostka:
"Najgorszą naszą wpadką inwestycyjną jest GoldenLine. Spółka, z którą spotykaliśmy się kilkakrotnie i stwierdziliśmy, że raczej nic z tego nie będzie."
Teraz Piotr Ejdys z Gemiusa:
"Gdy ktoś przychodził do mnie po opinię, co ma w danej sytuacji zrobić, mówiłem: „Rób tak, żebyś mógł/mogła podpisać się pod wynikiem swoim imieniem i nazwiskiem”. I to jest najlepsza wskazówka. To wprowadza w inny tryb myślenia. I myślę, że to jest ten czynnik sukcesu."
Jest też coś o początkach Fotki:
"A dużo tych zdjęć przychodziło?
Na początku kilkadziesiąt każdego dnia. Do poziomu 120 – 150 dziennie byłem w stanie ogarnąć to sam. Dopiero w 2003 roku zaczęła się działalność już bardziej profesjonalna, to znaczy kupiliśmy na Allegro używany serwer za 1500 złotych. Dopiero niedawno wyjęliśmy go zresztą z produkcji — leży u mnie w biurze, chyba go w ramki oprawię. Celeron 1000, pół giga RAM-u i tak dalej.
[...] poszliśmy do Agory i zaproponowaliśmy układ: „Oddamy Wam całą powierzchnię reklamową na Fotce w zamian za dziesięć tysięcy złotych miesięcznie”. Odpowiedzieli krótko: „Nie, to za drogo”. Do dzisiaj jestem im wdzięczny za tę decyzję
[...]
Kiedy tak naprawdę stwierdziliście: „O rany, mamy biznes”?
W momencie, kiedy założyliśmy spółkę z o.o., w listopadzie 2005 roku. Zauważyliśmy, że tak jak dotychczas już się nie da działać. Był to moment, w którym mieliśmy przychody rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie."
Kupić, nie kupić?
Jak widać, skupiłem się na wynajdywaniu różnych ciekawostek i to bardziej z fazy „startupowej” danego serwisu. Pewnie dlatego, że nie jestem osobiście zaangażowany w zarządzanie wielomilionowymi spółkami i dylematy prezesów chwilowo mnie nie obchodzą. Podobnie jak sieci reklamowe, które najpierw popsuły polski internet, a potem same upadały.
Trudno mi odpowiedzieć na pytanie, dla kogo jest ta książka i czy faktycznie możemy się „nauczyć o najlepszych twórców polskiego internetu”.
Wywiady z O2, Allegro, Fotką, Money.pl przeczytałem z przyjemnością. W przypadku branży reklamowej trochę się nudziłem, trochę irytowałem, a częściowo brakowało mi kontekstu – bo pytani mówią o rzeczach dla nich znanych, które jednak nie każdy musi kojarzyć. Brakuje mi więcej historii z życia, ciekawostek, wniosków dla tych, którzy chcieliby pójść w ślady „pionierów”.
Brakuje jednak na polskim rynku takich książek – które starają się spojrzeć na ten nasz internet z jakiejś perspektywy. Dlatego mimo jej wad, mogę ją polecić każdemu, kto angażuje się zawodowo w internet od paru lat i chciałby czegoś dowiedzieć się o ludziach, których spotyka na konferencjach, albo których serwisy dobrze zna. Z kolei dla „zwykłych ludzi” będzie chyba zbyt zaawansowana.
webaudit.pl Robert Drózd
Kalejdoskop fotografii. Między techniką a sztuką
"99% największych arcydzieł w historii fotografii powstało przy użyciu sprzętu, którego nie uznałby za dostatecznie dobry typowy współczesny użytkownik aparatu cyfrowego"
Mike Johnston
Trudno z tym twierdzeniem polemizować. To co znajdzie się na fotografii zależy przede wszystkim od "oka", poczucia estetyki i wyczucia chwili fotografującego. Wiele dobrych ujęć to dzieło nie tyle przypadku, co bycia we właściwym miejscu o właściwej porze. Wiele dobrych ujęć to także efekt wieloletniej pracy z aparatem, tylko nieliczni mają tzw. talent, na dodatek poparty intuicją. Między zwykłym, jako tako poprawnym zdjęciem, a fotografią, która niesie jakieś treści, jakieś emocje przekazywane widzowi jest prawie przepaść.
Jak pisze sam autor - Leszek Pękalski: "Książka powinna mieć właściwie podtytuł Dla dociekliwych." Zatem jest o tym jak fotografować ŚWIADOMIE, wykorzystując wszystko, co współczesna technika rejestracji obrazu ma nam do zaoferowania.
Kalejdoskop fotografii. Między techniką a sztuką to książka adresowana głównie do Czytelników o średnim stopniu zaawansowania. Sporo pożytecznych informacji znajdą w niej zarówno adepci tej sztuki jak i doświadczeni fotografowie. To pierwsza tak kompleksowa publikacja, istny kalejdoskop fotografii...
Mike Johnston
Trudno z tym twierdzeniem polemizować. To co znajdzie się na fotografii zależy przede wszystkim od "oka", poczucia estetyki i wyczucia chwili fotografującego. Wiele dobrych ujęć to dzieło nie tyle przypadku, co bycia we właściwym miejscu o właściwej porze. Wiele dobrych ujęć to także efekt wieloletniej pracy z aparatem, tylko nieliczni mają tzw. talent, na dodatek poparty intuicją. Między zwykłym, jako tako poprawnym zdjęciem, a fotografią, która niesie jakieś treści, jakieś emocje przekazywane widzowi jest prawie przepaść.
Jak pisze sam autor - Leszek Pękalski: "Książka powinna mieć właściwie podtytuł Dla dociekliwych." Zatem jest o tym jak fotografować ŚWIADOMIE, wykorzystując wszystko, co współczesna technika rejestracji obrazu ma nam do zaoferowania.
Kalejdoskop fotografii. Między techniką a sztuką to książka adresowana głównie do Czytelników o średnim stopniu zaawansowania. Sporo pożytecznych informacji znajdą w niej zarówno adepci tej sztuki jak i doświadczeni fotografowie. To pierwsza tak kompleksowa publikacja, istny kalejdoskop fotografii...
plfoto.com 2012-09-27
Licencja na zaliczanie. Dowiedz się, jak zdać każdy egzamin
Poszukiwanie informacji, zapamiętywanie jej i przekuwanie na konkretną wiedzę jest trudne, bo wciąż rozpraszają cię dziesiątki wyskakujących okienek, migających kopert, żółtych słoneczek, pinezek, znaczników i innych przeszkadzajek. Poradnik ułatwi dzieciom internetu wydobyć swój mózg z ery analogowej i zmienić go szybko w maszynę cyfrową. Zawiera sposoby na wzbudzanie aktywności mózgu, szybkie czytanie oraz ekspresowe kojarzenie. W natłoku informacji może to być recepta na przyswajanie tego co ważne.
Gazeta Krakowska MST
Strategie geniuszy. Myśl jak Albert Einstein
Niniejsza książka analizuje procesy myślenia oraz poznawcze „strategie geniuszu”, kryjące się za niezwykłą osobowością i osiągnięciami Alberta Einsteina. Jak pisze Robert B. Dilts, „badając procesy myślenia Alberta Einsteina, chciałem rzucić nieco światła na część podstawowych zasad, które pomogły wielkiemu fizykowi stać się kompletną osobą. Jak on sam wielokrotnie podkreślał, podstawowym celem edukacji jest bowiem kompletny, zrównoważony rozwój jednostki”.
Komentarze Einsteina odzwierciedlają część zasad skutecznego uczenia się. Mistrzowskie opanowanie podstaw, skupienie na procesie i zachęta do niezależnego myślenia są kluczowymi umiejętnościami niezbędnymi dla adaptacji zmian w otoczeniu. Poza skupieniem się na procesie i podstawowych zasadach, Einstein podkreślał także wagę uczenia się strategii myślenia na własny rachunek. Z tego też powodu twierdził, że „wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza” i ubolewał nad tym, że szkoły kładą duży nacisk na poznawanie wiedzy, nie zaś na rozwijanie twórczej wyobraźni i niezależnego myślenia. Dzięki tej książce dowiedzieć się można, jak geniusz wprowadzał swoje koncepcje w czyn.
Komentarze Einsteina odzwierciedlają część zasad skutecznego uczenia się. Mistrzowskie opanowanie podstaw, skupienie na procesie i zachęta do niezależnego myślenia są kluczowymi umiejętnościami niezbędnymi dla adaptacji zmian w otoczeniu. Poza skupieniem się na procesie i podstawowych zasadach, Einstein podkreślał także wagę uczenia się strategii myślenia na własny rachunek. Z tego też powodu twierdził, że „wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza” i ubolewał nad tym, że szkoły kładą duży nacisk na poznawanie wiedzy, nie zaś na rozwijanie twórczej wyobraźni i niezależnego myślenia. Dzięki tej książce dowiedzieć się można, jak geniusz wprowadzał swoje koncepcje w czyn.
Charaktery PIO
Zen Steve'a Jobsa
Ciekawa w formie próba odpowiedzi napytanie co stało za sukcesem geniusza Apple.
Nakładem wydawnictwa Helion pojawiła się pozycja ukazująca losy prawdziwego guru. Autorzy za cel postawili sobie przedstawienie wydarzeń z przeszłości Jobsa oraz tego, jak jego postać wpłynęła na swoistą „filozofię" urządzeń opatrzonych logiem „nadgryzionego jabłka". Komiks w głównej mierze skupia się na wątkach związanych ze studiowaniem przez Jobsa zen pod okiem buddyjskiego kapłana Kobuna. Podobają nam się odważne stwierdzenia i bezpośredniość myśli postaci - Steve'a Jobsa poznajemy tu z wielu ciekawych ujęć, niejednokrotnie uwydatniających jego nietuzinkowy charakter. Sam komiks rysowany jest prostą kreską i utrzymany w skromnym, dwukolorowym stylu. Oprócz osób zainteresowanych doprawionymi lekką fikcją szczegółami z życia Jobsa, po pozycję tę z czystym sumieniem mogą sięgnąć także fani produktów Apple.
Nakładem wydawnictwa Helion pojawiła się pozycja ukazująca losy prawdziwego guru. Autorzy za cel postawili sobie przedstawienie wydarzeń z przeszłości Jobsa oraz tego, jak jego postać wpłynęła na swoistą „filozofię" urządzeń opatrzonych logiem „nadgryzionego jabłka". Komiks w głównej mierze skupia się na wątkach związanych ze studiowaniem przez Jobsa zen pod okiem buddyjskiego kapłana Kobuna. Podobają nam się odważne stwierdzenia i bezpośredniość myśli postaci - Steve'a Jobsa poznajemy tu z wielu ciekawych ujęć, niejednokrotnie uwydatniających jego nietuzinkowy charakter. Sam komiks rysowany jest prostą kreską i utrzymany w skromnym, dwukolorowym stylu. Oprócz osób zainteresowanych doprawionymi lekką fikcją szczegółami z życia Jobsa, po pozycję tę z czystym sumieniem mogą sięgnąć także fani produktów Apple.
Młody Technik 2012-10-01