Recenzje
Przeszkoda czy wyzwanie? Stoicka sztuka przekuwania problemów w sukcesy
Na wstępie powiem, że jest to pozycja, którą każdy powinien mieć na swojej półce. Autor nie tylko świetnie oddał istotę filozofii stoickiej, ale również pokazał, że filozofia nie jest tylko dyscypliną studiowaną w czterech ścianach uniwersytetu, ale to również pewnym stylem życia.
Ryan Holiday w sposób przystępny dla czytelnika pisze o rzeczach trudnych, o wyzwaniach, sukcesach, ale także przeszkodach, które są nieodłączną częścią ludzkiego życia. Każdy medal ma dwie strony, ale jak pisze autor na kartach swojej książki "wciąż są to strony jednego i tego samego medalu".
Każda sytuacja jest dla nas taka, jaką chcemy ją widzieć. W dużej mierze nasza ocena sytuacji jest uzależniona od emocji, przekonań, uprzedzeń, lęków, ale także od stanu fizycznego naszego ciała, i rozmaitych innych czynników, również zewnętrznych. Zasadniczo nie są to rzeczy, od których nie można wyabstrahować.
Z własnego doświadczenia wiem, że można ujarzmiać emocje i spoglądać na problemy "na chłodno", a wtedy łatwiej jest dostrzec w trudnych sytuacjach także te elementy pozytywne, które zawsze w nich tkwią, tylko trzeba je dojrzeć. Nie jest to łatwe i wymaga wiele samodyscypliny, oraz ciężkiej i niezbyt przyjemnej pracy. Z czasem jednak przynosi to owoce, pozwala opanować stres, pomaga w pokonywaniu trudnych sytuacji, ale także ułatwia codzienne relacje międzyludzkie.
Akceptacja, działanie, pokora, kontrola emocji i obiektywizm, to tylko niektóre z zadań filozofii stoickiej. Akceptacja - nie polega tutaj na stagnacji, czy "spoczęciu na laurach", ale wiąże się ściśle z obiektywizmem. Zaakceptowanie siebie ze wszystkimi słabościami to pierwszy krok do tego, aby stawić im czoła. Podobnie jest w życiu, akceptacja tego, co nas spotyka, jest pierwszym krokiem do tego by w odpowiedzi podjąć odpowiednie działanie.
Ryan Holiday ukazał przed czytelnikiem praktyczny wymiar filozofii, który ja osobiście bardzo lubię i cenię. Co prawda, od czasu do czasu dobrze jest sobie poteoretyzować, ale moim zdaniem wartość teoretyzowania jest mierzona przede wszystkim działaniem, a nie ilością oklasków na konferencji naukowej, czy ilością "piątek" przybijanych sobie nawzajem w uczelnianych korytarzach.
Polecam tę książkę każdemu czytelnikowi, jako ciekawą pozycję zapoznającą z mądrością stoików i szczerze zachęcam do zgłębiania filozofii stoickiej u źródeł. Jako lekcję pokory polecam lekturę "Rozmyślań" Marka Aureliusza.
Znajdź książkę dla siebie... Monika M. Zielińska
Andaluzja. Travelbook. Wydanie 1
O wyprawie do Andaluzji marzyłam od jakiegoś czasu. Gdy pojawiły się bilety lotnicze w promocyjnej cenie, nie wahałam się ani sekundy i od razu je nabyłam. Oczywiście żadna wycieczka nie może się udać bez odpowiedniego przygotowania. Dlatego cieszę się, że „Andaluzja. Travelbook” trafiła w moje ręce tuż przed moim wyjazdem.
Co prawda planowałam wypad tylko do trzech andaluzyjskich miast: Sewilli, Rondy i Malagi. Oczywiście Andaluzja ma jeszcze wiele pięknych i interesujących miejsc, ale zwiedzanie reszty z nich zostawiłam na późniejsze wyjazdy. Nie chciałam pobieżnie i w ekspresowym tempie zobaczyć najważniejsze zabytki, atrakcje. Wolałam powoli, we własnym tempie chłonąć wszystkie zapachy, smaki, krajobrazy. A przewodnik wydawnictwa Bezdroża bardzo mi w tym pomógł.
Bez wątpienia Andaluzja jest jednym z najpiękniejszych regionów Hiszpanii, co również stanowi wizytówkę tego kraju. Turyści przybywający do południowej części Hiszpanii spodziewają się pięknych zabytków, mieszanki kulturowej europejskiej i arabskiej, słonecznych i gorących dni, ciepłych kąpieli w morzu lub oceanie. I z całą pewnością nie zawiodą się! Nie można zapominać, że Andaluzja jest kolebką tańca i muzyki flamenco. Czego więcej można spodziewać się po Andaluzji? Przede wszystkim zabytków: kościołów, katedr, meczetów, zamków… Przemieszczając się z miasta do miasta, po drodze zahaczymy o tzw. „białe miasteczka”, które mają w sobie wiele uroku. Poza tym, w południowej części Hiszpanii skosztujemy pysznych przekąsek – tapas, napijemy się schłodzonego wina, odpoczniemy w cieniu drzewek pomarańczowych i nacieszymy oko, gdyż w tamtym regionie mieszkają baaardzo przystojni panowie…
„Andaluzja. Travelbook” jest podręcznym przewodnikiem, który zmieści się w damskiej torebce. Nie znaczy to jednak, że nie zawiera dużo informacji, wręcz przeciwnie. Przewodnik podzielony jest na prowincje, a w każdej prowincji znajdziemy informacje dotyczące najważniejszych atrakcji. Znajdziemy w nim opisy największych i najciekawszych miast, dzięki czemu dowiemy się co mamy robić w konkretnym miejscu. Opisy najciekawszych regionów i miast, a sprawdzone informacje praktyczne ułatwią zaplanowanie podróży. Poza tym podpowie, czego szukać poza głównymi szlakami, i wprowadzi w świat miejscowych obyczajów. Przy każdej ważnej atrakcji, znajdziemy informacje dotyczące godzin otwarcia obiektu i ceny, co jest niezwykle cenną informacją.
Przewodnik uzupełniają czytelne mapy, starannie dobrane zdjęcia i liczne ramki z ciekawostkami. Wszystko to w połączeniu z poręcznym formatem i atrakcyjną szatą graficzną sprawia, że „Travelbook” to najlepszy wybór dla ciekawych świata. Z cała pewnością stanie się niezastąpionym towarzyszem każdej podróży. Ja mam zamiar zabrać „Travelbook” w swoją kolejną podróż po kolejnych zakątkach Andaluzji.
Co prawda planowałam wypad tylko do trzech andaluzyjskich miast: Sewilli, Rondy i Malagi. Oczywiście Andaluzja ma jeszcze wiele pięknych i interesujących miejsc, ale zwiedzanie reszty z nich zostawiłam na późniejsze wyjazdy. Nie chciałam pobieżnie i w ekspresowym tempie zobaczyć najważniejsze zabytki, atrakcje. Wolałam powoli, we własnym tempie chłonąć wszystkie zapachy, smaki, krajobrazy. A przewodnik wydawnictwa Bezdroża bardzo mi w tym pomógł.
Bez wątpienia Andaluzja jest jednym z najpiękniejszych regionów Hiszpanii, co również stanowi wizytówkę tego kraju. Turyści przybywający do południowej części Hiszpanii spodziewają się pięknych zabytków, mieszanki kulturowej europejskiej i arabskiej, słonecznych i gorących dni, ciepłych kąpieli w morzu lub oceanie. I z całą pewnością nie zawiodą się! Nie można zapominać, że Andaluzja jest kolebką tańca i muzyki flamenco. Czego więcej można spodziewać się po Andaluzji? Przede wszystkim zabytków: kościołów, katedr, meczetów, zamków… Przemieszczając się z miasta do miasta, po drodze zahaczymy o tzw. „białe miasteczka”, które mają w sobie wiele uroku. Poza tym, w południowej części Hiszpanii skosztujemy pysznych przekąsek – tapas, napijemy się schłodzonego wina, odpoczniemy w cieniu drzewek pomarańczowych i nacieszymy oko, gdyż w tamtym regionie mieszkają baaardzo przystojni panowie…
„Andaluzja. Travelbook” jest podręcznym przewodnikiem, który zmieści się w damskiej torebce. Nie znaczy to jednak, że nie zawiera dużo informacji, wręcz przeciwnie. Przewodnik podzielony jest na prowincje, a w każdej prowincji znajdziemy informacje dotyczące najważniejszych atrakcji. Znajdziemy w nim opisy największych i najciekawszych miast, dzięki czemu dowiemy się co mamy robić w konkretnym miejscu. Opisy najciekawszych regionów i miast, a sprawdzone informacje praktyczne ułatwią zaplanowanie podróży. Poza tym podpowie, czego szukać poza głównymi szlakami, i wprowadzi w świat miejscowych obyczajów. Przy każdej ważnej atrakcji, znajdziemy informacje dotyczące godzin otwarcia obiektu i ceny, co jest niezwykle cenną informacją.
Przewodnik uzupełniają czytelne mapy, starannie dobrane zdjęcia i liczne ramki z ciekawostkami. Wszystko to w połączeniu z poręcznym formatem i atrakcyjną szatą graficzną sprawia, że „Travelbook” to najlepszy wybór dla ciekawych świata. Z cała pewnością stanie się niezastąpionym towarzyszem każdej podróży. Ja mam zamiar zabrać „Travelbook” w swoją kolejną podróż po kolejnych zakątkach Andaluzji.
Kobiecaintuicja.wordpress.com .
Zakochani w świecie. Indie
„Zakochani w świecie. Indie” to książka napisana przez Joannę Grzymkowską Podolak – z zawodu dziennikarkę i realizatorkę programów telewizyjnych, z zamiłowania podróżniczkę.
Książka to efekt wielomiesięcznej podróży po Indiach, to relacja z samodzielnej wyprawy, opisująca dzień po dniu przygody autorki i jej męża. Napisana z pasją, szczerze opowiadająca o codziennym życiu mieszkańców.
Oprócz znanych, popularnych turystycznie miejsc, autorka przybliża nam te których nie ma w folderach wycieczkowych, ukazuje klasztory, świątynie, mówi o życiu Mnichów…
Przedstawia życzliwych, uśmiechniętych ludzi, opowiada o ich zwyczajach, kulturze, o niezapomnianych podróżach - pociągami i nie tylko- w trakcie których, można zobaczyć kawałek indyjskiego życia, o hidżrach – mężczyznach ubranych w kobiece sari, o najsmaczniejszej herbacie jaką piła, o krowach, czy szczurach, które także możemy tam spotkać.
Szczególne wrażenie wywarły na mnie relacje z Kalkuty gdzie przez kilka dni autorka książki podjęła pracę wolontariacką w hospicjum założonym przez Matkę Teresę, oraz gdzie na ulicach widziała ludziach pracujących jako siła pociągowa w rikszach.
Książka jest autentyczna, pełna osobistych wrażeń i refleksji, pozwalająca nam przenieść się w ten jakże egzotyczny dla nas Europejczyków świat.
Polecam ją szczególnie ludziom lubiącym podróże, przeczytanie jej może z pewnością zainspirować do zaplanowania takiego wyjazdu, a porady autorki mogą okazać się pomocne w trakcie tych podróży.
Książka to efekt wielomiesięcznej podróży po Indiach, to relacja z samodzielnej wyprawy, opisująca dzień po dniu przygody autorki i jej męża. Napisana z pasją, szczerze opowiadająca o codziennym życiu mieszkańców.
Oprócz znanych, popularnych turystycznie miejsc, autorka przybliża nam te których nie ma w folderach wycieczkowych, ukazuje klasztory, świątynie, mówi o życiu Mnichów…
Przedstawia życzliwych, uśmiechniętych ludzi, opowiada o ich zwyczajach, kulturze, o niezapomnianych podróżach - pociągami i nie tylko- w trakcie których, można zobaczyć kawałek indyjskiego życia, o hidżrach – mężczyznach ubranych w kobiece sari, o najsmaczniejszej herbacie jaką piła, o krowach, czy szczurach, które także możemy tam spotkać.
Szczególne wrażenie wywarły na mnie relacje z Kalkuty gdzie przez kilka dni autorka książki podjęła pracę wolontariacką w hospicjum założonym przez Matkę Teresę, oraz gdzie na ulicach widziała ludziach pracujących jako siła pociągowa w rikszach.
Książka jest autentyczna, pełna osobistych wrażeń i refleksji, pozwalająca nam przenieść się w ten jakże egzotyczny dla nas Europejczyków świat.
Polecam ją szczególnie ludziom lubiącym podróże, przeczytanie jej może z pewnością zainspirować do zaplanowania takiego wyjazdu, a porady autorki mogą okazać się pomocne w trakcie tych podróży.
osemkowyklubrecenzenta.blogspot.com .
To nie jest miejsce dla gringo
Z jednej strony jest mi łatwo ocenić książkę, bo sama przemierzyłam opisane trasy, z drugiej jednak ciężko, gdyż wiele z przedstawionych spraw już znam, nie są dla mnie tak ciekawe i skutkować to może opinią człowieka nienasyconego wiedzą. Wcale to jednak nie przekreśla tego, iż książka zawierać może dla niektórych skarbnicę wiadomości. Chciałam jednak, abyście wiedzieli z jakiego punktu odniesienia patrzę. Droga pana Prokurata od Kolumbii przez Ekwador do Peru prawie pokrywa się z moją, dlatego bardzo uważnie śledziłam jego odczucia, spostrzeżenia, komentarze. Dzięki tej lekturze wróciły wspaniałe wspomnienia, które podobnie jak autor, mam z bliskiego kontaktu z "lokalsami".
Żeby nic wartościowego z wędrówki podróżnika nie ominąć, to zacznę od tytułu, a właściwie słowa –klucza, które tam występuje. Mogłabym sama po prawie trzech miesiącach eksplorowania Ameryki Południowej stwierdzić jak pisarz: „No me hables en gringo”, gdyż precyzyjnie wyjaśnia co słowo „gringo” oznacza, dla określenia kogo jest stosowane, w jakich sytuacjach. Przytacza opowieść, która definiuje znaczenie tego wyrazu w Ameryce Łacińskiej. Nawet opisuje stereotyp, który nieodłącznie towarzyszy temu całemu zamieszaniu z pojęciem gringo. Kusi się o podział na gringo w teorii i praktyce. Zaznacza także, iż samo usłyszenie za swoimi plecami tego niby wyzwiska, nie jest wcale wrzuceniem nas do jednego worka z gringos, ale należy rozpatrywać ton wypowiedzi oraz sposób wyrażenia. To bardzo wyczerpujące ujęcie tematu.
Punktuję autorowi za projekt strony po każdym tytule rozdziału. Kolorowy wzór jakby żywcem przeniesiony z ubrań wierzchnich, które noszą Indianie, jest idealnie wpasowany w tematykę książki. Jakbym stała na głównym placu w Cuzco, czy przemierzała aleje mercado w Urubambie czy Otavalo i oglądała chusty, które Indianki tak sprytnie zawiązują w tobołek na plecach.
Pan Sergiusz Prokurat zabiera nas do krajów ziemniaka, pomidora i kakao w podróż, która ma znamiona zapowiadanych nieprzyjemności dla gringo. Nawet więcej – obiecuje nam, że będzie peligroso (niebezpiecznie). Jednak w tej książce ocieramy się tylko o domniemane emocje. Rzeczywistość ta dla turystów i podróżników nie jest aż tak ekscytująca, by mieć groźne nazwy. I chociaż również nie gardzę przygodami, jeżdżąc tymi samymi przełęczami, przechodząc te same stanowiska celne, w końcu mieszkając w dzielnicach z zakratowanymi wejściami do sklepu, to poza niebezpieczeństwem skalnych urwisk przemierzanych zdezelowanymi samochodami i trzęsieniem ziemi ( to jednak było w Chile), nic nie spotkało mnie złego. Nie było karabinów, łapówek, rozbojów na obcokrajowcach (w końcu nawet mafii zależy na kontaktach z turystami w celu zwiększenia sprzedaży substancji odurzających). Tutaj przydzielam autorowi duży minus. Dla ubarwienia pospolitych sytuacji, posunął się do przesady. Gdyby była to książka przygodowa z elementami fikcyjnymi, a nie reportaż, pewnie przydzieliłabym plusa. W tej sytuacji rzutuje to na wiarygodność, dlatego nie mogę sprawy przemilczeć.
Dla równowagi zalet i wad co do mojej opinii o książce, to w biogramie pisarza przeczytałam, że jest historykiem. Całe szczęście jest takie, że wplótł w te sztucznie groźne momenty, prawdziwą i ciekawie zobrazowaną historię. W związku z tym chłodzi się nasze temperamenty czytelnicze skłonne do coraz większego napięcia. Z opowieści przygodowych wchodzimy w bardzo interesujący świat poprzednich epok, które ukształtowały dzisiejszą rzeczywistość Latynosów. Przychylam się do świetnie wyjaśnionej kwestii i racji autora zawartej w zdaniu, że „dzisiejsi Latynosi są wyrzutem sumienia nowożytnej Europy i USA”.
Autorowi udało się stworzyć dość spójny i jasny dla czytelnika rys historyczny kraju podbitego przez Hiszpanów. W rodziale o pomyłkach, które wydarzały się w dziwny sposób przypomniano nam, że kontynent powinien nazywać się od nazwiska Kolumba, a nie Amerigo Vespucci. Zresztą o innych paradoksach również się dowiecie. Zostaniecie „porwani” historią upraw koki, które decydowały i nadal rozstrzygają o wielu tragediach na tym kontynencie. Poza tym informacje o plantacjach zioła zostaną uzupełnione o ich wpływ na europejski sport, medycynę, wojsko, winiarstwo i inne dziedziny.
Ukłon dla głębokiej wiedzy pana Prokurata w kontrowersyjnym temacie nielegalnych ugrupowań m.in. FARC – grupy militarnej Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii. Dzięki zamieszczeniu tych cennych wiadomości w reportażu, łatwiej zrozumieć nie tylko dzisiejsze problemy tych państw, ale i szanować ale i też popierać dziedzictwo narodowe, które stworzyło Imperium Inków.
Kolejną zaletą jest używanie w tekście języka hiszpańskiego, co dodaje smaczku tym opowieściom. Stajemy się jakby towarzyszami rozmów z tubylcami. Gdybym jednak przeczytała książkę przed wyjazdem do Ameryki Południowej, pewnie po tych wszystkich opisanych "strasznych" sytuacjach, nie pojechałabym. Wybiegając w przyszłość – dla tych, którzy mogliby w ten sposób zareagować, przytaczam cytat autora: „ Ameryka Południowa to świetne miejsce na przeżycie przygody. To kontynent nieturystyczny, nieprzewidywalny.” Dla mnie ta nieprzewidywalność to cała masa emocji, ale nie takich z partyzantką w tle.
Poza tym ta latynoska muzyka w autobusach, która wdziera się jak gorąca salsa na parkiet. Autor niefortunnie trafił na jakiegoś niemuzycznego gbura. Normalnie to jadąc nawet nad przepaścią dzięki żywiołowości rytmów latynoskich dobijających się z radio, nogi same rwą się do tańca i do przeżycia nowych wrażeń nawet podczas rozmowy ze współpasażerem. I choć po autobusach krążą kamerzyści na wypadek, gdyby ktoś miał być porwany czy strącony w przepaść, to przecież optymista nigdy nie zobaczy do pół pustej szklanki, ale raczej wyobrazi sobie, że właśnie kręcą jakiś film, może „Nice dancing”?
Dla czytelnika, który nigdy nie był w tych krajach książka powinna dostarczyć mnóstwo przydatnych informacji. Dla osoby, która już tam była, lektura nie dała gigantycznej masy nowinek poza dobrze opracowaną historią. Na plus działa to, iż autor dotyka wieloaspektowości życia mieszkańców. Ujawnia m.in. ich zamiłowanie do przepowiadania przyszłości, religijności na pokaz, codzienne chwile w mieście czy dżungli oraz kuchnię. Nie zapomina, że ma też rolę przewodnika. Oprowadza nas po turystycznych dzielnicach (La Candelaria w Bogocie), muzeach (Museo del Oro), osadach (Machu Picchu), placach (Bolivara czy wszelkich Plazach de Armas), reliktach przeszłości (kopalnie srebra w okolicach Potosi). Jako całość więc książka wypada dobrze. Treść się zazębia i jest logicznie powiązana. Dla osób jednak, które już tam były, to może być za mało.
Po przeczytaniu reportażu Sergiusza Prokurata potwierdzam: „Jestem podróżnikiem. Podoba mi się Ameryka Południowa”, choć ktoś obok jak w przypadku sytuacji, z którą spotkał się sam autor, może odpowiedzieć, że brak mi piątej klepki. W przypadku gdybym była jednak gringo, złożyłabym wniosek, ażeby zmienić tytuł na : "To jest miejsce dla gringo.”
http://stefeklidia.wix.com Lidia Stefek
Krym: miłość i nienawiść
Autorem tej książki jest Maciej Jastrzębski dziennikarz Polskiego Radia i niestrudzony badacz krain położonych na wschód od nas. Jest on autorem książek: „Matrioszka Rosja i Jastrząb”, „Klątwa gruzińskiego tortu". Ta książka opowiada o jego wyprawie na Krym - ten prawdziwy Krym.
Książka ta jest książką popularno-naukową. Jest w niej zawarta historia podróży, historia napotkanych tam ludzi i z tego co widać każdy z nich zna inną stronę tej prawdziwej historii. Pokazuje nam ona jak w małą chwile może się zmienić cały dotychczasowy świat i życie tych napotkanych tam ludzi. Maciej Jastrzębski moim zdaniem chciał nam (czytelnikom) pokazać, że niedaleko nas, toczą się walki o tereny, o życie, o obronę siebie i swoich bliskich. Jak ludzie radzą sobie z działaniami wojennymi. Może chciał nam pokazać, że nic nie jest trwałe na tyle jak nam się to wydaję. Jest to moment i wszystko się zmienia.
Książkę tę czyta się bardzo łatwo. Czytając ją ma się wrażenie, że siedzi się z dziennikarzem w taksówce i słucha tego co mówi do niego kierowca, że uczestniczymy z nim w wywiadach, w wycieczkach za granicę Rosji.
„Krym: Miłość i Nienawiść” jest intrygująca. Ktoś miał odwagę pojechać i poznać życie Marianny i Fiodora i innych ludzi, którzy udzielali mu wywiadów. Jest w tej książce coś niesamowitego, coś co sprawia, że łzy same napływają nam do oczu. Autor tej książki myślę, że chciał nam pokazać, że pomimo takiego totalnego dramatu, który spotkał tych ludzi na wchodzie to, że jest jeszcze mała iskierka nadziei na miłość i szczęście.
Książkę tę polecam każdemu, kto nie jest obojętny na to co się dzieje wokół nas. Każdemu młodemu człowiekowi, żeby uświadomił sobie, że to nie od nas zależy kiedy się coś zmieni i jakie będą tego konsekwencje. A starszym? Może zdadzą sobie sprawę, że historia lubi zataczać koło i może te wydarzenia są podobne do tych, które miały miejsce parędziesiąt lat temu?
Książka ta jest książką popularno-naukową. Jest w niej zawarta historia podróży, historia napotkanych tam ludzi i z tego co widać każdy z nich zna inną stronę tej prawdziwej historii. Pokazuje nam ona jak w małą chwile może się zmienić cały dotychczasowy świat i życie tych napotkanych tam ludzi. Maciej Jastrzębski moim zdaniem chciał nam (czytelnikom) pokazać, że niedaleko nas, toczą się walki o tereny, o życie, o obronę siebie i swoich bliskich. Jak ludzie radzą sobie z działaniami wojennymi. Może chciał nam pokazać, że nic nie jest trwałe na tyle jak nam się to wydaję. Jest to moment i wszystko się zmienia.
Książkę tę czyta się bardzo łatwo. Czytając ją ma się wrażenie, że siedzi się z dziennikarzem w taksówce i słucha tego co mówi do niego kierowca, że uczestniczymy z nim w wywiadach, w wycieczkach za granicę Rosji.
„Krym: Miłość i Nienawiść” jest intrygująca. Ktoś miał odwagę pojechać i poznać życie Marianny i Fiodora i innych ludzi, którzy udzielali mu wywiadów. Jest w tej książce coś niesamowitego, coś co sprawia, że łzy same napływają nam do oczu. Autor tej książki myślę, że chciał nam pokazać, że pomimo takiego totalnego dramatu, który spotkał tych ludzi na wchodzie to, że jest jeszcze mała iskierka nadziei na miłość i szczęście.
Książkę tę polecam każdemu, kto nie jest obojętny na to co się dzieje wokół nas. Każdemu młodemu człowiekowi, żeby uświadomił sobie, że to nie od nas zależy kiedy się coś zmieni i jakie będą tego konsekwencje. A starszym? Może zdadzą sobie sprawę, że historia lubi zataczać koło i może te wydarzenia są podobne do tych, które miały miejsce parędziesiąt lat temu?
osemkowyklubrecenzenta.blogspot.com .