Recenzje
Blisko, nie za blisko. Terapeutyczne rozmowy o związkach
Bo bycie razem to jednak praca? Książka o tym, co dla nas ważne - warto przeczytać
Gdy sięgniemy do pierwszych stron Biblii natrafiamy na dramat człowieka - Adama, który nie czuł się szczęśliwy w samotności, a nieco później na dramat poważnego kryzysu w związku Adama i Ewy, w którym doszło do wzajemnych oskarżeń, wyrzutów, przerzucania winy, poczucia osamotnienia? W innej wielkiej księdze, w "Odysei" przypisywanej Homerowi, śledzimy samotność Odyseusza, który przez 10 lat szuka drogi do ojczyzny, do rodzinnej Itaki, gdzie czekają na niego bliscy, a zwłaszcza żona Penelopa i syn Telemach. Czy jednak naprawdę czekają? Tęsknota za domem oraz wątpliwości serca i rozumu stają się pytaniami głównego bohatera. Te dwa dzieła, a po nich niezliczone setki innych wskazują na podstawowy problem człowieka, z którym przychodzi mu się w swoim życiu zmierzyć: samotność i próba jej przełamania mocą wiary w miłość, którą chciałoby się urzeczywistnić.
Książka Pawła Droździaka i Renaty Mazurowskiej pt. "Blisko, nie z blisko. Rozmowy terapeutyczne o związkach", podejmuje ten ważny dla każdego człowieka temat w kontekście świata, w którym żyjemy obecnie. Jest ona rozmową psychologa, psychoterapeuty z dziennikarką i redaktorką zajmującą się psychologią i zdrowiem. Trzeba już w tym miejscu dodać, że jest to przede wszystkim dialog między mężczyzną i kobietą, w którym ukazane zostają różne punkty widzenia, z wyraźnymi nieraz różnicami i zbieżnościami; co więcej, do tego dialogu zostaje zaproszony Czytelnik, któremu nic się nie narzuca i którego traktuje się z szacunkiem i z prawem do poszukiwania i posiadania własnej opinii i własnego zdania. Głównym sposobem uzasadniania prezentowanych poglądów jest odwoływanie się do doświadczenia, ale oprócz niego nie brakuje także ciekawych odwołań do sztuki filmowej, czy innych publikacji. Wyraźnym celem Autorów nie jest przekonywanie do czegokolwiek, ale próba wyjaśnienia, zobrazowania, dania do myślenia. Znalezienie odpowiedzi jest zadaniem Czytelnika, Autorzy wskazują natomiast na świat ważnych problemów, związanych z tematem bliskości, oraz ukazują perspektywy, otwierają nowe horyzonty, dzięki którym można uświadomić sobie coś, czego do tej pory być może w ogóle nie brano pod uwagę. Zdecydowany wartością tej książki jest jej inspirujący charakter oraz to, że dotyka tematów ważnych dla każdego.
Bliskość oznacza pragnienie przełamania osamotnienia. "Na pierwszym miejscu jest zawsze potrzeba bycia z kimś. Bycia w relacji" (s. 221). Człowiek potrzebuje chwil samotności, ale nie jest w stanie pozytywnie się rozwijać w całkowitej izolacji. A jednak umiejętność zbudowania bliskości jest problemem, co więcej jest szczególną trudnością w naszych czasach. Rollo May określił nasz świat jako schizoidalny, w którym głównym problemem jest powierzchowność więzi interpersonalnych i paraliż uczuć ("Miłość i wola", Poznań 2011, s. 10). Myśl Autorów jest podobna. Wiele osób nie potrafi nawiązać autentycznych relacji. Ludzie czują lęk przed bliskością, który ich z jednej strony ich paraliżuje, z drugiej unieszczęśliwia, tworząc barierę przed ryzykiem i zaangażowaniem w budowanie związku.
Tożsamość bezpośrednio wiąże się z bliskością. Jak nawiązać relację, skoro nie wiem, kim jestem? Sposobem życia społecznego stały się pseudorelacje, charakteryzujące się umiejętnością dopasowywania się i dostosowywania do oczekiwań innych nawet za cenę utraty siebie. Konsekwencją są: poczucie braku autointegracji, pozorne relacje ze wszystkimi, a tak naprawdę z nikim, nieustanna zmienność bez poczucia jakiejkolwiek stałości, dom, w którym nie ma prawdziwych ludzi, zwłaszcza matki i ojca dla własnych dzieci.
Obojętność, ignorancja, przechodzenie obok tak, jakby drugiego nie było, uprzedmiotowienie, całkowite unieważnienie przejawiające się w codziennych relacjach z bliskimi-"nikimi", destrukcja związku. Zagubienie, porzucenie, poświęcenie dla innych celów realnych osób. Autorzy unikają wkroczenia w przestrzeń ocen, opisują zjawiska i pokazują konsekwencje w życiu pozbawionych bliskości dzieci, żon, mężów, matek, ojców, ludzi niepotrafiących lub niechcących zbudować relacji z innym.
Dom prowadzi do pytań o miłość. Czym naprawdę jest miłość? Czy lepiej jest mieć przy sobie raniącego partnera, czy też może lepiej jest mieć pustkę? Jak rozwiązywać trudne problemy? Dlaczego boimy się złościć? Odpowiedź jest tak zaskakująca, jak i prosta. Autorzy odpowiadają: "Bo się nie nauczyliśmy" (s. 67). I myliłby się ten, kto oczekiwałby od psychoterapeuty czy psychologa zewnętrznych technik opanowania problemu. Techniki są pomocne i ważne, ale autentyczna bliskość to coś innego, głębszego. Świetnie obrazuje to rozmowa o asertywności. Z wielu stron dochodzi dziś przekonanie, że asertywność jest sposobem na dobre relacje. Paweł Droździak stawia jednak pytanie: "Można asertywnie domagać się wyrzucenia śmieci, ale czy można asertywnie domagać się kwiatów?" (s. 72).
Język można określić jako dialogiczny, podmiotowy, akceptujący osobę, autentyczny, wzmacniający, a nie niszczący relację bliskości, ale można go określić także jako destrukcyjny, przedmiotowy, pełen agresji i przemocy, aż po język pogardy i nienawiści, który pragnie zniszczyć ja drugiego człowieka. "Ludzie - pisze Autor - mogą porozumiewać się czasem bez słów" (104). Nie wszystko koniecznie musi być wypowiedziane. Trzeba pamiętać o obszarach tajemnicy.
Tajemnicą jest człowiek. To zdanie nie jest jedynie ujęciem poetyckim, lecz zawiera swój głęboki sens. Destrukcyjnymi są wszelkie uproszczenia i łatwe schematy, w które z łatwością ubiera się bliskich, gdy mija okres fascynacji i zauroczenia. W obrazie nauki, który dziś króluje, tajemnicę zamieniono na problem, dając tym samym do zrozumienia, że czas przyniesie wszystkie odpowiedzi. Czy konsekwencją tego obrazu nie jest zbyt uproszczona wizja świata, a ceną powierzchowność relacji i zagubienie intymności? Stąd krok już tylko do sposobu życia, określonego przez filozofa S?rena Kierkegaarda jako stadium estetyczne, w którym goni się tylko za tym, co nowe, co nie obciąża odpowiedzialnością, co zamienia życie jedynie w zabawę. Przez pewien czas udaje zagłuszyć się w świadomości krzywdę innych, ich odtrącenia, porzucenia, zadane rany, lecz w końcu może odezwać się brak sensu, egzystencjalna pustka, bezsens istnienia, który staje się kolejnym problemem: jak sobie z tym wszystkim poradzić? Nietrudno by pojawiła się rozpacz. A co w przypadku, gdy współczesny esteta mimo wszystko ma rodzinę, żonę, dzieci?
Idealizm, oprócz pozytywnej roli, mobilizującej do działania, ma także swoją drugą stronę - może okazać się czymś niebezpiecznym, jako tzw. szkodliwy mit. Przede wszystkim może stać się rodzajem ucieczki od świata realnego i od realnej osoby, którą ma się przed sobą. Karen Horney doskonale opisywała, jak w imię dążenia do idealnego ja, człowiek potrafi niszczyć siebie samego, dokonywać autodestrukcji własnego realnego ja. To samo może dotyczyć drugiej osoby. Zamiast spełniania się wówczas mitu o idealnym, pełnym szczęściu życiu, następuje tragedia smutku, rozpaczy, zdrad, wiecznych poszukiwań idyllicznego spełnienia.
W rozmowie o dobru, Autorzy wskazując na jego fundamentalne znaczenie, ukazują zarazem niewystarczalność zasady, według której "dobro pokona wszelkie przeciwności" lub "dobro, którym obdarzymy złego tatusia lub mamusię z pewnością przemieni go w dobrego człowieka". Świadomość realnego stanu rzeczy, bez wypierania lub przenoszenia, stanowi właściwy punkt wyjścia w próbie przezwyciężenia różnych trudności. Dobro nie czyni cudu za każdym razem i w każdym przypadku.
Dzielę się z Czytelnikiem moim własnym odbiorem tej książki, nie streszczając dokładnie jej treści, ani nie wyliczając wszystkich poruszanych w niej problemów. Są także miejsca, gdzie argumentacja stanowiska przywołana przez Autorów jest zbyt powierzchowna, np. przytoczone badania amerykańskich naukowców, wg których unikanie rozmów o problemach i strach przed okazywaniem niezadowolenia wpływa na większe ryzyko wcześniejszej śmierci (s. 90). Oczywiście ocenę książki każdy z Czytelników musi wyrobić sobie sam, nie chcę bowiem pozbawić Czytelnika osobistego odbioru tekstu, który - jak wcześniej wspomniałem - jest zaproszeniem do rozmowy, która nie tylko że nie jest nudna, ale jest istotna i ważna, poruszając zagadnienia, pytania, problemy, które odkrywamy także w swoim życiu.
Bliskie jest mi podejście Autorów do rozumienia terapii. Przypomina ono spojrzenie Viktora Emila Frankla, który pisał, że człowiek nie tylko chce żyć, ale przede wszystkim chce żyć z sensem. W książce prezentowanych Autorów czytamy: "Człowiek jest istotą, której o coś chodzi. A psychoterapeuta nie jest kimś, kto leczy, jak lekarz jakąś chorobę, tylko próbuje razem z klientem dociec, co się w nim dzieje i dlaczego" (239). Nie ukrywam radości z powodu spotkania się dwóch dopełniających się tu dziedzin: psychologii i psychoterapii oraz filozofii. Zdanie: "wszystko zależy od tego, co mamy w głowie" (243), jest potwierdzeniem ważności słów V. E. Frankla: "Pierwszym rozwiązaniem, jakie się nasuwa, jest przyjęcie zdrowej filozofii życiowej, dzięki której zdołamy wykazać, że życie każdego człowieka naprawdę ma sens" ("Wola sensu", s. 112).
Wydaje mi się, że celem rozmowy Pawła Droździaka i Renaty Mazurowskiej było otwarcie oczu czytelnikom na ważne dla każdego z nas zagadnienia. Od tego otwarcia oczu zaczyna się wszystko. Gratuluję Autorom publikacji, a Czytelnikom gorąco polecam "Blisko, nie za blisko. Terapeutyczne rozmowy o związkach". Treść z pewnością warta przemyślenia.
Gdy sięgniemy do pierwszych stron Biblii natrafiamy na dramat człowieka - Adama, który nie czuł się szczęśliwy w samotności, a nieco później na dramat poważnego kryzysu w związku Adama i Ewy, w którym doszło do wzajemnych oskarżeń, wyrzutów, przerzucania winy, poczucia osamotnienia? W innej wielkiej księdze, w "Odysei" przypisywanej Homerowi, śledzimy samotność Odyseusza, który przez 10 lat szuka drogi do ojczyzny, do rodzinnej Itaki, gdzie czekają na niego bliscy, a zwłaszcza żona Penelopa i syn Telemach. Czy jednak naprawdę czekają? Tęsknota za domem oraz wątpliwości serca i rozumu stają się pytaniami głównego bohatera. Te dwa dzieła, a po nich niezliczone setki innych wskazują na podstawowy problem człowieka, z którym przychodzi mu się w swoim życiu zmierzyć: samotność i próba jej przełamania mocą wiary w miłość, którą chciałoby się urzeczywistnić.
Książka Pawła Droździaka i Renaty Mazurowskiej pt. "Blisko, nie z blisko. Rozmowy terapeutyczne o związkach", podejmuje ten ważny dla każdego człowieka temat w kontekście świata, w którym żyjemy obecnie. Jest ona rozmową psychologa, psychoterapeuty z dziennikarką i redaktorką zajmującą się psychologią i zdrowiem. Trzeba już w tym miejscu dodać, że jest to przede wszystkim dialog między mężczyzną i kobietą, w którym ukazane zostają różne punkty widzenia, z wyraźnymi nieraz różnicami i zbieżnościami; co więcej, do tego dialogu zostaje zaproszony Czytelnik, któremu nic się nie narzuca i którego traktuje się z szacunkiem i z prawem do poszukiwania i posiadania własnej opinii i własnego zdania. Głównym sposobem uzasadniania prezentowanych poglądów jest odwoływanie się do doświadczenia, ale oprócz niego nie brakuje także ciekawych odwołań do sztuki filmowej, czy innych publikacji. Wyraźnym celem Autorów nie jest przekonywanie do czegokolwiek, ale próba wyjaśnienia, zobrazowania, dania do myślenia. Znalezienie odpowiedzi jest zadaniem Czytelnika, Autorzy wskazują natomiast na świat ważnych problemów, związanych z tematem bliskości, oraz ukazują perspektywy, otwierają nowe horyzonty, dzięki którym można uświadomić sobie coś, czego do tej pory być może w ogóle nie brano pod uwagę. Zdecydowany wartością tej książki jest jej inspirujący charakter oraz to, że dotyka tematów ważnych dla każdego.
Bliskość oznacza pragnienie przełamania osamotnienia. "Na pierwszym miejscu jest zawsze potrzeba bycia z kimś. Bycia w relacji" (s. 221). Człowiek potrzebuje chwil samotności, ale nie jest w stanie pozytywnie się rozwijać w całkowitej izolacji. A jednak umiejętność zbudowania bliskości jest problemem, co więcej jest szczególną trudnością w naszych czasach. Rollo May określił nasz świat jako schizoidalny, w którym głównym problemem jest powierzchowność więzi interpersonalnych i paraliż uczuć ("Miłość i wola", Poznań 2011, s. 10). Myśl Autorów jest podobna. Wiele osób nie potrafi nawiązać autentycznych relacji. Ludzie czują lęk przed bliskością, który ich z jednej strony ich paraliżuje, z drugiej unieszczęśliwia, tworząc barierę przed ryzykiem i zaangażowaniem w budowanie związku.
Tożsamość bezpośrednio wiąże się z bliskością. Jak nawiązać relację, skoro nie wiem, kim jestem? Sposobem życia społecznego stały się pseudorelacje, charakteryzujące się umiejętnością dopasowywania się i dostosowywania do oczekiwań innych nawet za cenę utraty siebie. Konsekwencją są: poczucie braku autointegracji, pozorne relacje ze wszystkimi, a tak naprawdę z nikim, nieustanna zmienność bez poczucia jakiejkolwiek stałości, dom, w którym nie ma prawdziwych ludzi, zwłaszcza matki i ojca dla własnych dzieci.
Obojętność, ignorancja, przechodzenie obok tak, jakby drugiego nie było, uprzedmiotowienie, całkowite unieważnienie przejawiające się w codziennych relacjach z bliskimi-"nikimi", destrukcja związku. Zagubienie, porzucenie, poświęcenie dla innych celów realnych osób. Autorzy unikają wkroczenia w przestrzeń ocen, opisują zjawiska i pokazują konsekwencje w życiu pozbawionych bliskości dzieci, żon, mężów, matek, ojców, ludzi niepotrafiących lub niechcących zbudować relacji z innym.
Dom prowadzi do pytań o miłość. Czym naprawdę jest miłość? Czy lepiej jest mieć przy sobie raniącego partnera, czy też może lepiej jest mieć pustkę? Jak rozwiązywać trudne problemy? Dlaczego boimy się złościć? Odpowiedź jest tak zaskakująca, jak i prosta. Autorzy odpowiadają: "Bo się nie nauczyliśmy" (s. 67). I myliłby się ten, kto oczekiwałby od psychoterapeuty czy psychologa zewnętrznych technik opanowania problemu. Techniki są pomocne i ważne, ale autentyczna bliskość to coś innego, głębszego. Świetnie obrazuje to rozmowa o asertywności. Z wielu stron dochodzi dziś przekonanie, że asertywność jest sposobem na dobre relacje. Paweł Droździak stawia jednak pytanie: "Można asertywnie domagać się wyrzucenia śmieci, ale czy można asertywnie domagać się kwiatów?" (s. 72).
Język można określić jako dialogiczny, podmiotowy, akceptujący osobę, autentyczny, wzmacniający, a nie niszczący relację bliskości, ale można go określić także jako destrukcyjny, przedmiotowy, pełen agresji i przemocy, aż po język pogardy i nienawiści, który pragnie zniszczyć ja drugiego człowieka. "Ludzie - pisze Autor - mogą porozumiewać się czasem bez słów" (104). Nie wszystko koniecznie musi być wypowiedziane. Trzeba pamiętać o obszarach tajemnicy.
Tajemnicą jest człowiek. To zdanie nie jest jedynie ujęciem poetyckim, lecz zawiera swój głęboki sens. Destrukcyjnymi są wszelkie uproszczenia i łatwe schematy, w które z łatwością ubiera się bliskich, gdy mija okres fascynacji i zauroczenia. W obrazie nauki, który dziś króluje, tajemnicę zamieniono na problem, dając tym samym do zrozumienia, że czas przyniesie wszystkie odpowiedzi. Czy konsekwencją tego obrazu nie jest zbyt uproszczona wizja świata, a ceną powierzchowność relacji i zagubienie intymności? Stąd krok już tylko do sposobu życia, określonego przez filozofa S?rena Kierkegaarda jako stadium estetyczne, w którym goni się tylko za tym, co nowe, co nie obciąża odpowiedzialnością, co zamienia życie jedynie w zabawę. Przez pewien czas udaje zagłuszyć się w świadomości krzywdę innych, ich odtrącenia, porzucenia, zadane rany, lecz w końcu może odezwać się brak sensu, egzystencjalna pustka, bezsens istnienia, który staje się kolejnym problemem: jak sobie z tym wszystkim poradzić? Nietrudno by pojawiła się rozpacz. A co w przypadku, gdy współczesny esteta mimo wszystko ma rodzinę, żonę, dzieci?
Idealizm, oprócz pozytywnej roli, mobilizującej do działania, ma także swoją drugą stronę - może okazać się czymś niebezpiecznym, jako tzw. szkodliwy mit. Przede wszystkim może stać się rodzajem ucieczki od świata realnego i od realnej osoby, którą ma się przed sobą. Karen Horney doskonale opisywała, jak w imię dążenia do idealnego ja, człowiek potrafi niszczyć siebie samego, dokonywać autodestrukcji własnego realnego ja. To samo może dotyczyć drugiej osoby. Zamiast spełniania się wówczas mitu o idealnym, pełnym szczęściu życiu, następuje tragedia smutku, rozpaczy, zdrad, wiecznych poszukiwań idyllicznego spełnienia.
W rozmowie o dobru, Autorzy wskazując na jego fundamentalne znaczenie, ukazują zarazem niewystarczalność zasady, według której "dobro pokona wszelkie przeciwności" lub "dobro, którym obdarzymy złego tatusia lub mamusię z pewnością przemieni go w dobrego człowieka". Świadomość realnego stanu rzeczy, bez wypierania lub przenoszenia, stanowi właściwy punkt wyjścia w próbie przezwyciężenia różnych trudności. Dobro nie czyni cudu za każdym razem i w każdym przypadku.
Dzielę się z Czytelnikiem moim własnym odbiorem tej książki, nie streszczając dokładnie jej treści, ani nie wyliczając wszystkich poruszanych w niej problemów. Są także miejsca, gdzie argumentacja stanowiska przywołana przez Autorów jest zbyt powierzchowna, np. przytoczone badania amerykańskich naukowców, wg których unikanie rozmów o problemach i strach przed okazywaniem niezadowolenia wpływa na większe ryzyko wcześniejszej śmierci (s. 90). Oczywiście ocenę książki każdy z Czytelników musi wyrobić sobie sam, nie chcę bowiem pozbawić Czytelnika osobistego odbioru tekstu, który - jak wcześniej wspomniałem - jest zaproszeniem do rozmowy, która nie tylko że nie jest nudna, ale jest istotna i ważna, poruszając zagadnienia, pytania, problemy, które odkrywamy także w swoim życiu.
Bliskie jest mi podejście Autorów do rozumienia terapii. Przypomina ono spojrzenie Viktora Emila Frankla, który pisał, że człowiek nie tylko chce żyć, ale przede wszystkim chce żyć z sensem. W książce prezentowanych Autorów czytamy: "Człowiek jest istotą, której o coś chodzi. A psychoterapeuta nie jest kimś, kto leczy, jak lekarz jakąś chorobę, tylko próbuje razem z klientem dociec, co się w nim dzieje i dlaczego" (239). Nie ukrywam radości z powodu spotkania się dwóch dopełniających się tu dziedzin: psychologii i psychoterapii oraz filozofii. Zdanie: "wszystko zależy od tego, co mamy w głowie" (243), jest potwierdzeniem ważności słów V. E. Frankla: "Pierwszym rozwiązaniem, jakie się nasuwa, jest przyjęcie zdrowej filozofii życiowej, dzięki której zdołamy wykazać, że życie każdego człowieka naprawdę ma sens" ("Wola sensu", s. 112).
Wydaje mi się, że celem rozmowy Pawła Droździaka i Renaty Mazurowskiej było otwarcie oczu czytelnikom na ważne dla każdego z nas zagadnienia. Od tego otwarcia oczu zaczyna się wszystko. Gratuluję Autorom publikacji, a Czytelnikom gorąco polecam "Blisko, nie za blisko. Terapeutyczne rozmowy o związkach". Treść z pewnością warta przemyślenia.
Psychologia.net.pl Stefan Szary
Blisko, nie za blisko. Terapeutyczne rozmowy o związkach
Bliskość, która wiąże się z poczuciem miłości i bezpieczeństwa, jest warunkiem prawidłowego rozwoju człowieka, począwszy od okresu niemowlęcego, poprzez wszystkie kolejne etapy życia. W dzisiejszym świecie coraz częściej zdarza się, że ludzie jej unikają, uciekając w samotność. Nie jest to samotność całkowita, polegająca na odizolowaniu się od społeczeństwa, bo niejednokrotnie osoby takie prowadzą zupełnie normalne życie towarzyskie. Jednak bronią się przed zawieraniem bliższych znajomości, być może z obawy przed zobowiązaniami i ograniczeniami, które przecież występują w każdej tego typu relacji. Bo związek kobiety z mężczyzną nie jest niestety wieczną idyllą, prędzej czy później emocje związane z namiętnością opadają i o ile na początku jedna osoba skłonna była ustąpić drugiej bez chwili zastanowienia, to po kilku latach wspólnego pożycia, chęć pójścia na kompromis kosztem rezygnacji z własnych potrzeb nie zawsze jest już tak oczywista. Aby zbudowana przez lata więź nie uległa nadmiernemu rozluźnieniu, trzeba nad nią nieustannie pracować. Z drugiej strony nie można też doprowadzić do sytuacji, że partner stanie się dla kogoś całym światem, że wyobrażenie sobie życia bez niego będzie w gruncie rzeczy niemożliwe. Między innymi o tym traktuje publikacja zatytułowana "Blisko, nie za blisko. Terapeutyczne rozmowy o związkach", w której dziennikarka Renata Mazurowska prowadzi interesującą konwersację z Pawłem Droździakiem, psychologiem i psychoterapeutą.
W kilkunastu rozdziałach autorzy poruszają szeroki zakres tematyczny związany z zagadnieniem bliskości w relacjach, nie tylko stricte damsko-męskich. Opisują problematykę pierwszej, młodzieńczej miłości, niekiedy nadmiernie idealizowanej; charakteryzują stosunki między matką i córką, które - jak się okazuje - niekoniecznie muszą być przyjaciółkami, zdarzają się bowiem przypadki, że rywalizują ze sobą. Jeden z rozdziałów został poświęcony na przedstawienie więzi ojców z córkami i wpływie tychże kontaktów na późniejsze relacje kobiet ze swoimi życiowymi partnerami. Czytelnik pozna mechanizm funkcjonowania toksycznych związków, z których kobiety nie potrafią zrezygnować, znajdzie też garść ciekawych informacji związanych z powszechnym problemem zmiany partnerek na dużo młodsze przez mężczyzn w średnim wieku. Jeśli mowa o związkach, nie mogło zabraknąć tematyki zdrady, miłosnych trójkątów, a w ostatnim rozdziale ważnych słów dotyczących psychoterapii. Autorzy doradzają, kiedy należałoby się na nią udać. Warto pamiętać, że terapeuta też jest tylko człowiekiem - nie zawsze przeszedł podobne doświadczenia jak pacjent i nie zawsze będzie skuteczny. Żeby mogła zajść zmiana na jakiejś płaszczyźnie, trzeba być po prostu szczerym przed samym sobą. To pierwszy i najistotniejszy krok do naprawienia czegokolwiek w naszym życiu. Terapeuta może, ale nie musi w tym pomóc.
Już sama forma książki jest godna uwagi. Renata Mazurowska umiejętnie kieruje rozmową poprzez zadawanie różnorodnych pytań, ale jednocześnie w wielu momentach wyraża własne zdanie na określony temat. Paweł Droździak jest bez wątpienia posiadającym bogatą wiedzę psychologiem - to można stwierdzić po lekturze publikacji. Przedstawia swoje poglądy w sposób przystępny, obrazowy, wykorzystuje do tego liczne przykłady z życia wzięte, kreśli także hipotetyczne sytuacje. Mam tutaj jednak pewne zastrzeżenia. Wydaje się, że autor wykazuje tendencję sprowadzania patologicznych przypadków - które są mimo wszystko zjawiskiem marginalnym - do częstych zachowań. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że ojcowie zwracając podniesionym głosem uwagę na 'odważny' strój nastoletniej córce, podświadomie fantazjują o niej i to jest główny powód ich reakcji. Nie zgodzę się z tym, że ojcowie czerpią przyjemność z dogryzania córkom, które mają jakieś braki. Umówmy się - to jest chore. Żaden zdrowy mężczyzna nie będzie miał żadnej satysfakcji z obrażania, stosowania złośliwości, szukania rywalizacji z kimś od siebie ewidentnie słabszym, a już na pewno nie ze swoimi dziećmi. Jeśli będzie chciał się konfrontować, to z kimś na zbliżonym poziomie. Takie jest moje zdanie. Interpretacja i analiza niektórych zagadnień budziła we mnie również spore wątpliwości. Jakby momentami oderwane od rzeczywistości poglądy, koncentrujące się na podświadomości człowieka. Na tej podstawie praktycznie każde zachowanie w dorosłym życiu można by wytłumaczyć takim, a nie innym dzieciństwem, dosłownie wszystko można by też w jakimś sensie odnieść do seksualności. Wszystko pięknie, tylko na ile takie teorie są wiarygodne?
Psychologia to dość 'śliska' dziedzina, nic w niej nie jest pewne w stu procentach, nie da się stwierdzić z całą stanowczością, że jednostka w określonej sytuacji zachowa się tak, a nie inaczej. Można co najwyżej przypuszczać - z większym lub mniejszym stopniem prawdopodobieństwa. Nie tak znowu znowu rzadko psychologowie mają odmienne teorie na dane zjawisko, niekiedy znacznie się od siebie różniące. Mnogość wariantów sprawia, że jedną sytuację można interpretować na wiele różnych sposobów. To, że dziesięciu albo nawet stu mężczyzn powiedziało co sądzi na dany temat (podczas ankiety, eksperymentu, w czasie wizyty w gabinecie) i ich poglądy są ze sobą w pewnej mierze zbieżne, nie znaczy to wcale, że dwustu innych nie myśli zupełnie inaczej. Paweł Droździak parokrotnie zaznacza, że jego wypowiedzi to tylko przykłady, ale w morzu tychże trudno potem odnaleźć najbardziej prawdopodobny powód określonego zachowania. Publikacja w wielu momentach staje się więc dość chaotyczna, gdyż autor w równym stopniu koncentruje się na skrajnościach, jak normach. Dlatego w moim odczuciu ta rozmowa dwojga inteligentnych ludzi jest tylko niezłą lekturą do przeczytania, i choć można jak najbardziej wynieść z niej coś wartościowego, to byłbym ostrożny w przesadnym braniu sobie do serca poszczególnych teorii i odnoszenia ich do własnych relacji. Doszukiwanie się problemów tam, gdzie ich nie ma i zbyt głębokie analizy z tym związane, zamiast pomóc, czasem mogą również zaszkodzić.
W kilkunastu rozdziałach autorzy poruszają szeroki zakres tematyczny związany z zagadnieniem bliskości w relacjach, nie tylko stricte damsko-męskich. Opisują problematykę pierwszej, młodzieńczej miłości, niekiedy nadmiernie idealizowanej; charakteryzują stosunki między matką i córką, które - jak się okazuje - niekoniecznie muszą być przyjaciółkami, zdarzają się bowiem przypadki, że rywalizują ze sobą. Jeden z rozdziałów został poświęcony na przedstawienie więzi ojców z córkami i wpływie tychże kontaktów na późniejsze relacje kobiet ze swoimi życiowymi partnerami. Czytelnik pozna mechanizm funkcjonowania toksycznych związków, z których kobiety nie potrafią zrezygnować, znajdzie też garść ciekawych informacji związanych z powszechnym problemem zmiany partnerek na dużo młodsze przez mężczyzn w średnim wieku. Jeśli mowa o związkach, nie mogło zabraknąć tematyki zdrady, miłosnych trójkątów, a w ostatnim rozdziale ważnych słów dotyczących psychoterapii. Autorzy doradzają, kiedy należałoby się na nią udać. Warto pamiętać, że terapeuta też jest tylko człowiekiem - nie zawsze przeszedł podobne doświadczenia jak pacjent i nie zawsze będzie skuteczny. Żeby mogła zajść zmiana na jakiejś płaszczyźnie, trzeba być po prostu szczerym przed samym sobą. To pierwszy i najistotniejszy krok do naprawienia czegokolwiek w naszym życiu. Terapeuta może, ale nie musi w tym pomóc.
Już sama forma książki jest godna uwagi. Renata Mazurowska umiejętnie kieruje rozmową poprzez zadawanie różnorodnych pytań, ale jednocześnie w wielu momentach wyraża własne zdanie na określony temat. Paweł Droździak jest bez wątpienia posiadającym bogatą wiedzę psychologiem - to można stwierdzić po lekturze publikacji. Przedstawia swoje poglądy w sposób przystępny, obrazowy, wykorzystuje do tego liczne przykłady z życia wzięte, kreśli także hipotetyczne sytuacje. Mam tutaj jednak pewne zastrzeżenia. Wydaje się, że autor wykazuje tendencję sprowadzania patologicznych przypadków - które są mimo wszystko zjawiskiem marginalnym - do częstych zachowań. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że ojcowie zwracając podniesionym głosem uwagę na 'odważny' strój nastoletniej córce, podświadomie fantazjują o niej i to jest główny powód ich reakcji. Nie zgodzę się z tym, że ojcowie czerpią przyjemność z dogryzania córkom, które mają jakieś braki. Umówmy się - to jest chore. Żaden zdrowy mężczyzna nie będzie miał żadnej satysfakcji z obrażania, stosowania złośliwości, szukania rywalizacji z kimś od siebie ewidentnie słabszym, a już na pewno nie ze swoimi dziećmi. Jeśli będzie chciał się konfrontować, to z kimś na zbliżonym poziomie. Takie jest moje zdanie. Interpretacja i analiza niektórych zagadnień budziła we mnie również spore wątpliwości. Jakby momentami oderwane od rzeczywistości poglądy, koncentrujące się na podświadomości człowieka. Na tej podstawie praktycznie każde zachowanie w dorosłym życiu można by wytłumaczyć takim, a nie innym dzieciństwem, dosłownie wszystko można by też w jakimś sensie odnieść do seksualności. Wszystko pięknie, tylko na ile takie teorie są wiarygodne?
Psychologia to dość 'śliska' dziedzina, nic w niej nie jest pewne w stu procentach, nie da się stwierdzić z całą stanowczością, że jednostka w określonej sytuacji zachowa się tak, a nie inaczej. Można co najwyżej przypuszczać - z większym lub mniejszym stopniem prawdopodobieństwa. Nie tak znowu znowu rzadko psychologowie mają odmienne teorie na dane zjawisko, niekiedy znacznie się od siebie różniące. Mnogość wariantów sprawia, że jedną sytuację można interpretować na wiele różnych sposobów. To, że dziesięciu albo nawet stu mężczyzn powiedziało co sądzi na dany temat (podczas ankiety, eksperymentu, w czasie wizyty w gabinecie) i ich poglądy są ze sobą w pewnej mierze zbieżne, nie znaczy to wcale, że dwustu innych nie myśli zupełnie inaczej. Paweł Droździak parokrotnie zaznacza, że jego wypowiedzi to tylko przykłady, ale w morzu tychże trudno potem odnaleźć najbardziej prawdopodobny powód określonego zachowania. Publikacja w wielu momentach staje się więc dość chaotyczna, gdyż autor w równym stopniu koncentruje się na skrajnościach, jak normach. Dlatego w moim odczuciu ta rozmowa dwojga inteligentnych ludzi jest tylko niezłą lekturą do przeczytania, i choć można jak najbardziej wynieść z niej coś wartościowego, to byłbym ostrożny w przesadnym braniu sobie do serca poszczególnych teorii i odnoszenia ich do własnych relacji. Doszukiwanie się problemów tam, gdzie ich nie ma i zbyt głębokie analizy z tym związane, zamiast pomóc, czasem mogą również zaszkodzić.
nowaczytelnia.pl Ludwik Mańczak, 2012-11-15
Kulisy Kulinarnej Akademii
Marek Brzeziński - z wykształcenia anglista i psycholog (Uniwersytet Łódzki) - w książce „Kulisy Kulinarnej Akademii" dzieli się z czytelnikami smakami i smaczkami francuskiej kuchni i życia w Paryżu (nie zapominając o Łodzi...)
Kto z czytelników „Dziennika Łódzkiego" odmówi sobie sięgnięcia po książkę, rozpoczynającą się od słów „Róg Kilińskiego i Narutowicza w Łodzi. Na ostatki Babcia zwykła przyrządzać kilka półmisków pączków. Ciastek zawsze było mnóstwo, a tylko w jednym z nich znajdował się skarb...". Co to za skarb - nie zdradzamy, odsyłając do wydanej przez Helion/Editio książki Marka Brzezińskiego „Kulisy Kulinarnej Akademii". I nie jest bynajmniej żadna uczelnia z kilkunastu łódzkich szkół, a renomowana paryska Le Cordon Bleu -jedna z najważniejszych światowych świątyń gotowania, której Brzeziński - po 21. latach spędzonych raczej z dala od kuchni - został studentem.
Marek Brzeziński - łodzianin (i tu rozwiązuje się zagadka pierwszego akapitu...), wykształcony na Uniwersytecie Łódzkim anglista i psycholog, a także doktor nauk humanistycznych (Uniwersytet Gdański) wcześniej przez lata znany był słuchaczom audycji w języku polskim na falach Radia France Internationale oraz studentom Uniwersytetu Schillera w Paryżu. Gdy polska redakcja została zlikwidowana, Brzeziński zamknął za sobą drzwi radiowej stacji i uczelni, przekraczając próg akademii.
I właśnie Le Cordon Bleu- założona w 1895 roku, obecna w piętnastu krajach świata, kształcąca 18 tysięcy studentów rocznie - jest głównym bohaterem książki, choć autor co pewien czas „zagląda" we wspomnieniach do rodzimej Łodzi, nie stroniąc od okolic.
Dla Marka Brzezińskiego Akademia jest szkołą francuskiego życia - i to nie tylko kulinarnego. Stała się jednocześnie inspiracją do podróży przez smaki i smaczki Francji. Niezwykle barwne opisy paryskiej przygody zachęcają do zwiedzania stolicy Francji, widzianej z perspektywy ucznia najsławniejszej szkoły kulinarnej.
Każdy z rozdziałów ubarwiają kulinarne przepisy (poniżej dwa z nich), którym jednak daleko do uporządkowanej klasyki (składniki, porcje, czas gotowania itp.). To raczej żywiołowe opisy przygotowywania i konsumowania potraw. Opisy, które często trzeba długi czas odcedzać z dygresji by na dnie pozostał kulinarny „świetlisty dyjament", wieczerzy lub innego posiłku zaranie.
Kto z czytelników „Dziennika Łódzkiego" odmówi sobie sięgnięcia po książkę, rozpoczynającą się od słów „Róg Kilińskiego i Narutowicza w Łodzi. Na ostatki Babcia zwykła przyrządzać kilka półmisków pączków. Ciastek zawsze było mnóstwo, a tylko w jednym z nich znajdował się skarb...". Co to za skarb - nie zdradzamy, odsyłając do wydanej przez Helion/Editio książki Marka Brzezińskiego „Kulisy Kulinarnej Akademii". I nie jest bynajmniej żadna uczelnia z kilkunastu łódzkich szkół, a renomowana paryska Le Cordon Bleu -jedna z najważniejszych światowych świątyń gotowania, której Brzeziński - po 21. latach spędzonych raczej z dala od kuchni - został studentem.
Marek Brzeziński - łodzianin (i tu rozwiązuje się zagadka pierwszego akapitu...), wykształcony na Uniwersytecie Łódzkim anglista i psycholog, a także doktor nauk humanistycznych (Uniwersytet Gdański) wcześniej przez lata znany był słuchaczom audycji w języku polskim na falach Radia France Internationale oraz studentom Uniwersytetu Schillera w Paryżu. Gdy polska redakcja została zlikwidowana, Brzeziński zamknął za sobą drzwi radiowej stacji i uczelni, przekraczając próg akademii.
I właśnie Le Cordon Bleu- założona w 1895 roku, obecna w piętnastu krajach świata, kształcąca 18 tysięcy studentów rocznie - jest głównym bohaterem książki, choć autor co pewien czas „zagląda" we wspomnieniach do rodzimej Łodzi, nie stroniąc od okolic.
Dla Marka Brzezińskiego Akademia jest szkołą francuskiego życia - i to nie tylko kulinarnego. Stała się jednocześnie inspiracją do podróży przez smaki i smaczki Francji. Niezwykle barwne opisy paryskiej przygody zachęcają do zwiedzania stolicy Francji, widzianej z perspektywy ucznia najsławniejszej szkoły kulinarnej.
Każdy z rozdziałów ubarwiają kulinarne przepisy (poniżej dwa z nich), którym jednak daleko do uporządkowanej klasyki (składniki, porcje, czas gotowania itp.). To raczej żywiołowe opisy przygotowywania i konsumowania potraw. Opisy, które często trzeba długi czas odcedzać z dygresji by na dnie pozostał kulinarny „świetlisty dyjament", wieczerzy lub innego posiłku zaranie.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2012-11-17
Opowieści w obiektywie. Świat okiem Vincenta Laforeta
Autor książki już na pierwszych stronach przedstawia się nam, kim jest: „ O świcie fotografowałem prezydenta Stanów Zjednoczonych w Białym Domu, a wieczorem tego samego dnia – bezdomnego kloszarda na ulicy. (…) Jedną z najważniejszych w życiu lekcji fotografii odebrałem od mojego ojca Bertranda Laforeta, który również był fotografem … ”
Vincent Laforet fotograf, reporter, ale przede wszystkim człowiek z krwi i kości, wyrosły w świecie fotografii i tworzący ten świat.
Książka jest osobistą opowieścią fotografa o wszelkich aspektach tego zawodu, zarówno technicznych, ale przede wszystkim tych najbardziej ulotnych, tych które stanowią o tym, że fotografia staje się ponad przeciętna i opowiada historie rozbudzające wyobraźnię, a niejednokrotnie zmienia losy świata. To książka o sile umysłu, marzeniach i konsekwencji w ich realizacji. Bogato ilustrowana fotografiami które opowiadają tysiące historii, po to by wysłuchać tej najważniejszej napisanej przez autora – jak to wszystko zrobić.
W kilku różnorodnych tematycznie rozdziałach dowiadujemy się z jednej strony jak radzić sobie np.: ze stresem, który niesie z sobą niszczycielską siłę, zabijającą naszą kreatywność. Z drugiej strony pojawiają się opisy sprzętu zastosowanego do konkretnych ujęć tak chętnie czytane przez osoby zajmujące się fotografią na poważnie. Każdy dział przynosi kolejną opowieść naszpikowaną cennymi opisami które po złożeniu w całość dają obraz tego zawodu, choć celniejszym wydaje się powiedzieć – stylu życia. Pięknym rozdziałem jest „Nigdy nie rób przeciętnych zdjęć” miejscami filozoficzny, a tak naprawdę dotykający istoty sprawy i dający ogromną ilość bezcennych wskazówek budujących naszą kreatywność, pewność siebie i motywację.
Na tle innych książek o podobnej tematyce, ta wyróżnia się tym, że od początku czujemy szczerość intencji autora, który tak jak na swoich fotografiach pokazuje sedno sprawy, tak w książce stara się nam opowiedzieć w prosty sposób o najskrytszych tajnikach swojego warsztatu. To bardzo wyróżnia to wydawnictwo, wśród zalewu pseudo poradników co to mówią o wszystkim, nie wyjaśniając niczego.
Układ graficzny i podział na zamknięte rozdziały pozwala dość swobodnie czytać książkę, zarówno „jednym tchem”, jak też wracać do co ciekawszych fragmentów. To co w książkach o fotografii najważniejsze czyli zdjęcia, dopełniają tekst i powodują, że staje się on łatwiejszy w odbiorze. Moją szczególną uwagę zwrócił bardzo ciekawy wybór fotografii lotniczych.
Cena wynosząca 67 PLN jest w dobrej proporcji do zawartości merytorycznej, jakości i ilości zdjęć pojawiających się na każdej rozkładówce.
Dla książki do której z pewnością będziemy wracać, przydała by się trwalsza, twarda okładka, problemem jest też klejona oprawa, sprawia ona trudność przy oglądaniu zdjęć wydrukowanych na dwóch stronach, łatwo ją wtedy uszkodzić. 113 barwnych i czarno-białych fotografii w dobrej jakości, wydrukowano z dbałością o prawidłową reprodukcję tonów i kolorów. Tłumaczenie p. Piotra Cieślaka pozwala na czytanie z dużą swobodą, zarówno w warstwie opisowej jak i technicznej.
Po książce ze względu na nazwisko autora obiecywałem sobie dużo, wszak to ikona fotografii reportażowej i reklamowej. Zagłębiając się w lekturze odniosłem wrażenie, że nie tylko poznaję warsztat ciekawego fotografa, ale się z nim zaprzyjaźniam. Bliskie stają mi się wartości i idee reprezentowane przez Vincenta Laforeta, wiele rzeczy zdefiniowałem i nazwałem na nowo. „Opowieści w obiektywie” to książka do której się wraca nie tylko by dogłębnie zrozumieć zawiłości techniki fotograficznej, ale przede wszystkim by utwierdzić się w przekonaniu że proste rozwiązania są najlepsze, nie przeszkadzają w pokazaniu tego co w danej historii najważniejsze. Autor zwraca uwagę na to, jak nie „zabić” fotografii zbyt silną osobowością, a zarazem pozostać w zgodzie ze swoimi przekonaniami, wrażliwością i estetyką. Co ciekawe nawet rozdziały o fotografii wojennej, która jest mi obca, przeczytałem z zainteresowaniem. Z dużą swobodą opisywane są zagadnienia techniczne, uzmysławiając nam, że owszem znajomość techniki jest potrzebna, ale podczas fotografowania technika powinna być dla nas „przezroczysta”, bo tak naprawdę co innego jest ważne. Polecam tę książkę nie tylko młodym adeptom fotografii, ale również fotografom z doświadczeniem, zapewniam odkryją siebie na nowo. Książka też może stanowić doskonały prezent dla fotografa.
Vincent Laforet fotograf, reporter, ale przede wszystkim człowiek z krwi i kości, wyrosły w świecie fotografii i tworzący ten świat.
Książka jest osobistą opowieścią fotografa o wszelkich aspektach tego zawodu, zarówno technicznych, ale przede wszystkim tych najbardziej ulotnych, tych które stanowią o tym, że fotografia staje się ponad przeciętna i opowiada historie rozbudzające wyobraźnię, a niejednokrotnie zmienia losy świata. To książka o sile umysłu, marzeniach i konsekwencji w ich realizacji. Bogato ilustrowana fotografiami które opowiadają tysiące historii, po to by wysłuchać tej najważniejszej napisanej przez autora – jak to wszystko zrobić.
W kilku różnorodnych tematycznie rozdziałach dowiadujemy się z jednej strony jak radzić sobie np.: ze stresem, który niesie z sobą niszczycielską siłę, zabijającą naszą kreatywność. Z drugiej strony pojawiają się opisy sprzętu zastosowanego do konkretnych ujęć tak chętnie czytane przez osoby zajmujące się fotografią na poważnie. Każdy dział przynosi kolejną opowieść naszpikowaną cennymi opisami które po złożeniu w całość dają obraz tego zawodu, choć celniejszym wydaje się powiedzieć – stylu życia. Pięknym rozdziałem jest „Nigdy nie rób przeciętnych zdjęć” miejscami filozoficzny, a tak naprawdę dotykający istoty sprawy i dający ogromną ilość bezcennych wskazówek budujących naszą kreatywność, pewność siebie i motywację.
Na tle innych książek o podobnej tematyce, ta wyróżnia się tym, że od początku czujemy szczerość intencji autora, który tak jak na swoich fotografiach pokazuje sedno sprawy, tak w książce stara się nam opowiedzieć w prosty sposób o najskrytszych tajnikach swojego warsztatu. To bardzo wyróżnia to wydawnictwo, wśród zalewu pseudo poradników co to mówią o wszystkim, nie wyjaśniając niczego.
Układ graficzny i podział na zamknięte rozdziały pozwala dość swobodnie czytać książkę, zarówno „jednym tchem”, jak też wracać do co ciekawszych fragmentów. To co w książkach o fotografii najważniejsze czyli zdjęcia, dopełniają tekst i powodują, że staje się on łatwiejszy w odbiorze. Moją szczególną uwagę zwrócił bardzo ciekawy wybór fotografii lotniczych.
Cena wynosząca 67 PLN jest w dobrej proporcji do zawartości merytorycznej, jakości i ilości zdjęć pojawiających się na każdej rozkładówce.
Dla książki do której z pewnością będziemy wracać, przydała by się trwalsza, twarda okładka, problemem jest też klejona oprawa, sprawia ona trudność przy oglądaniu zdjęć wydrukowanych na dwóch stronach, łatwo ją wtedy uszkodzić. 113 barwnych i czarno-białych fotografii w dobrej jakości, wydrukowano z dbałością o prawidłową reprodukcję tonów i kolorów. Tłumaczenie p. Piotra Cieślaka pozwala na czytanie z dużą swobodą, zarówno w warstwie opisowej jak i technicznej.
Po książce ze względu na nazwisko autora obiecywałem sobie dużo, wszak to ikona fotografii reportażowej i reklamowej. Zagłębiając się w lekturze odniosłem wrażenie, że nie tylko poznaję warsztat ciekawego fotografa, ale się z nim zaprzyjaźniam. Bliskie stają mi się wartości i idee reprezentowane przez Vincenta Laforeta, wiele rzeczy zdefiniowałem i nazwałem na nowo. „Opowieści w obiektywie” to książka do której się wraca nie tylko by dogłębnie zrozumieć zawiłości techniki fotograficznej, ale przede wszystkim by utwierdzić się w przekonaniu że proste rozwiązania są najlepsze, nie przeszkadzają w pokazaniu tego co w danej historii najważniejsze. Autor zwraca uwagę na to, jak nie „zabić” fotografii zbyt silną osobowością, a zarazem pozostać w zgodzie ze swoimi przekonaniami, wrażliwością i estetyką. Co ciekawe nawet rozdziały o fotografii wojennej, która jest mi obca, przeczytałem z zainteresowaniem. Z dużą swobodą opisywane są zagadnienia techniczne, uzmysławiając nam, że owszem znajomość techniki jest potrzebna, ale podczas fotografowania technika powinna być dla nas „przezroczysta”, bo tak naprawdę co innego jest ważne. Polecam tę książkę nie tylko młodym adeptom fotografii, ale również fotografom z doświadczeniem, zapewniam odkryją siebie na nowo. Książka też może stanowić doskonały prezent dla fotografa.
Szczecin czyta Artur Magdziarz
Opowieści zmieniacza. Jak zmienić swoje życie na lepsze?
Sądziłam, że to będzie mizerna lektura. Podchodziłam do niej jak pies do jeża. Nie wiem co skłoniło mnie do jej zakupu. W końcu wzięłam ją do torebki i rozpoczęłam studiowanie jej treści w środkach transportu miejskiego.
No i się zdziwiłam! Serdecznie!
Opowieści zmieniacza, to opowieści twórcy zupełnie innego coachingu na gruncie polskim, niż ten, który jest obecnie upowszechniany. To changemaker. Nie jakiś tam "coach". Specjalizuje się w pokonywaniu nieśmiałości oraz odkochiwaniu.
Najpierw mnie to rozbawiło. Cóż to za specjalizacje, pomyślałam. Ale książka jest tak skonstruowana, że mamy okazję poczytać zarówno opisy procesów jak i rozterki samego zmieniacza. Wniosek, który nasunął mi się po przeczytaniu 2 pierwszych rozdziałów brzmiał: ten gość pracuje niesamowicie ciekawie i... skutecznie. Jest mega ambitny - chce mieć najbliższą jak to tylko możliwe 100% skuteczność. A ja mu tego z całego serca życzę!
Co jeszcze ta książka ma ciekawego? Opis metod, techniki. Coachowie mogą podpatrzeć, zainspirować się. Dzięki tej książce zaczęłam kombinować co mogę dodać do swojej pracy z ludźmi, aby była lepsza, pełniejsza i ... moja.
No i najlepsze - poznałam jakiś czas temu człowieka, który toksycznie i na zabój kocha pewną kobietę. Męczy go ta miłość. Dziś pakuję tę książkę w kopertę i wysyłam do niego. Niech przeczyta. Może napisze maila dla autora?
Polecam. Każdemu, kogo interesuje zmienianie swojego życia :)
No i się zdziwiłam! Serdecznie!
Opowieści zmieniacza, to opowieści twórcy zupełnie innego coachingu na gruncie polskim, niż ten, który jest obecnie upowszechniany. To changemaker. Nie jakiś tam "coach". Specjalizuje się w pokonywaniu nieśmiałości oraz odkochiwaniu.
Najpierw mnie to rozbawiło. Cóż to za specjalizacje, pomyślałam. Ale książka jest tak skonstruowana, że mamy okazję poczytać zarówno opisy procesów jak i rozterki samego zmieniacza. Wniosek, który nasunął mi się po przeczytaniu 2 pierwszych rozdziałów brzmiał: ten gość pracuje niesamowicie ciekawie i... skutecznie. Jest mega ambitny - chce mieć najbliższą jak to tylko możliwe 100% skuteczność. A ja mu tego z całego serca życzę!
Co jeszcze ta książka ma ciekawego? Opis metod, techniki. Coachowie mogą podpatrzeć, zainspirować się. Dzięki tej książce zaczęłam kombinować co mogę dodać do swojej pracy z ludźmi, aby była lepsza, pełniejsza i ... moja.
No i najlepsze - poznałam jakiś czas temu człowieka, który toksycznie i na zabój kocha pewną kobietę. Męczy go ta miłość. Dziś pakuję tę książkę w kopertę i wysyłam do niego. Niech przeczyta. Może napisze maila dla autora?
Polecam. Każdemu, kogo interesuje zmienianie swojego życia :)
cewka.sephiria.pl Sephira, 2012-10-18