ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg

Zauważyłeś, że przy każdej okazji się rozpraszasz?Chcesz zebrać materiały do pracy, napisać raport czy jakieś sprawozdanie, siadasz do komputera, otwierasz program Word lub Excel, a w tle poczta, Facebook, Skype, Youtube, Demotywatory, coś tam jeszcze. I tylko rzucisz okiem, tylko sprawdzisz pocztę, tylko w jeden link jeszcze klikniesz. No dobra, czas się wziąć za pracę. Potrzebujesz dokładnej definicji, chcesz coś sprawdzić ? otwierasz Wikipedię, słownik, i oczywiście cały czas Google w oddzielnym oknie. Jeszcze tylko tu zajrzysz, to twój ulubiony blog, jeszcze tam, bo ten artykuł znajomy polecił, a macie te same zainteresowania? Jak to, kiedy minęły trzy godziny? A ja nic nie zrobiłem!

No dobra, ale jaki to problem. Jeśli zechcę, wyłączę komputer, nie wyjmę smartfona podczas obiadu z rodzicami, przeczytam wszystkie zaległe książki, jeśli tylko zechcę! Ale najpierw jeszcze zerknę, co nowego na Twitterze. O, i ten fajny mem jeszcze udostępnię!

Brzmi znajomo?

Przez całe stulecia badacze mózgu twierdzili, że w wieku dojrzałym nie ulega on zmianom, że pozostaje ukształtowany raz na zawsze. Nawet w połowie XX wieku niewielu naukowców traktowało poważnie myśl, że w mózgu dorosłego człowieka mogą zachodzić zmiany. Dziś wiadomo, że ten organ działa jak mięsień ? jeśli się go ćwiczy, rozwija się, usprawnia, działa coraz lepiej. Ba, jest w stanie zregenerować się po uszkodzeniach, funkcje obszarów niesprawnych przejmują inne, użytkownik takiego mózgu może dalej dobrze funkcjonować. Wystarczy poćwiczyć. Tu jest jak z każdą inną sprawnością, fizyczną czy intelektualną: jeśli wystarczająco wiele razy przećwiczymy kozłowanie piłki i rzut do kosza, zmianę biegów w samochodzie lub dekodowanie dziwnych znaczków symbolizujących litery, nauczymy się płynnie grać w koszykówkę, prowadzić samochód, czytać. Możemy nauczyć się wszystkiego, czego chcemy, jeśli mamy wystarczająco plastyczny mózg.

Wielokrotne powtórzenia tej samej czynności tworzą w naszych mózgach ?ścieżki?, po których coraz sprawniej biegną impulsy nerwowe. Jednocześnie zanikają zaniedbywane, nieużywane szlaki połączeń neuronalnych. To fizyczne zmiany, można je wykazać w badaniach. I są one oczywiste. ?Gdy robotnik ziemny zamienia łopatę na koparkę, jego mięśnie słabną, choć wydajność pracy rośnie. Do podobnej wymiany dochodzi zapewne, gdy automatyzujemy pracę umysłu?[1].

Technologia, jakiej używamy wywiera bardzo głęboki wpływ na mózg. Tak było zawsze, każdy z wielkich wynalazków ludzkości zmieniał nie tylko sposób życia, ale i sposób myślenia, a więc również funkcjonowania mózgu. Coś zyskiwaliśmy, coś traciliśmy. Sokrates obawiał się że wynalazek pisma osłabi pamięć, bo zawierzywszy tej nowej metodzie, ludzie przestaną ćwiczyć mózg. Z pewnością u osób piśmiennych nastąpiła większa aktywacja obszarów kory odpowiadających za rozpoznawanie pisma, a zmniejszyła się ? tych, które były aktywne w epoce kultury oralnej. Każda ?technologia intelektualna? wchodząca do powszechnego obiegu zmienia sposób życia i sposób myślenia, wydeptuje nowe ?ścieżki? w mózgach jej użytkowników. Kształtowane kulturą przekazu mówionego, zaczęły zmieniać się przez linearne czytanie książek i gazet, te z kolei rozwinęły nowe struktury pod wpływem bodźców wizualnych płynących z ekranów telewizora. A co zrobił z nami Internet? Czy naprawdę staliśmy się wielozadaniowi? Czy możliwość śledzenia niezliczonej liczby linków podczas lektury jednego artykułu, przeskakiwania ze strony na stronę, przeglądania na bieżąco wszystkiego, co przychodzi nam do głowy, przy jednoczesnym prowadzeniu rozmowy przez komunikator internetowy, sprawdzaniu bieżących maili i słuchaniu w tle muzyki sprawia, że lepiej i na dłużej zapamiętujemy, szybciej się uczymy, stajemy się efektywniejsi? Okazuje się, że szerzej znaczy płyciej, a szybciej ? bardziej powierzchownie. Stąd znane nam uczucie rozproszenia, stąd trudności w koncentracji na jednym tylko zadaniu bez możliwości ?odskoczni?, do których już zdążyliśmy nasze mózgi przyzwyczaić. Jaką cenę płacimy za udogodnienie łatwego dostępu do sieci i jej nieprzeliczalnych zasobów i czy istnieje możliwość zawrócenia z tej drogi? A czy chcielibyśmy powrotu do świata bez Internetu i wszystkiego, co nam oferuje?

Carr stawia tezę, że ilość przebija jakość, a przy tym jest nie do ogarnięcia. Prześlizgiwanie się po tematach zastąpiło głęboką analizę, zaś hipertekst bardziej rozprasza niż pomaga. Pokazuje też na własnym przykładzie, jak trudno wyrzec się codziennych przyjemności, jakie daje bycie online, nawet na krótki okres, na przykład wakacji czy pracy nad książką. Mechanizmy uzależnień od nowoczesnych technologii działają, modyfikują tę wspaniałą, plastyczną strukturę, jaką jest nasz mózg, a nam wydaje się, że mamy nad tym kontrolę. Nie mamy. Owszem, sami decydujemy o naszych zachowaniach, ale już nie o liczbie neuroprzekaźników czy nowych połączeń synaptycznych, których powstawanie tymi zachowaniami uruchamiamy. A każde następne podobne zachowanie wzmacnia raz wydeptaną ścieżkę, zmieniając ją w końcu w bitą drogę, tę zaś ? w autostradę.

Czy Carr straszy? Nie. Zadaje tylko mnóstwo pytań, a także ostrzega. Przed zbytnim zadufaniem, do którego mamy skłonności, przed chodzeniem na łatwiznę przez zawierzanie etyce wielkich korporacji, wreszcie przed utratą tego, co czyni nas ludźmi. ?(?) im bardziej jesteśmy rozproszeni, w tym mniejszym stopniu potrafimy przeżywać najsubtelniejsze, właściwe tylko ludziom postacie empatii, współczucia czy innych emocji. (?) Wniosek mówiący o tym, że Internet podkopuje fundamenty naszej moralności, byłby pochopny. Nie jest jednak pochopna sugestia, że sieć, zmieniając bieg naszych głównych szklaków i zmniejszając naszą zdolność do refleksji, wpływa także na głębię naszych emocji i myśli?[2].

"Płytki umysł" może nie jest wyjątkowo odkrywczy, ale przyjemnie systematyzuje ewolucję mózgu, począwszy od podstaw biologicznych, poprzez historyczne zmiany i uwarunkowania, na współczesnych realiach ekonomicznych kończąc. Nie brak tu refleksji, nie brak przykładów z życia wziętych ani humorystycznych puent. Dla miłośników książek jest cały długi rozdział omawiający ich ewolucję od czasu sumeryjskich tabliczek. Dla dociekliwych ? bogata literatura przedmiotu. Dla wszystkich ? okazja do zamyślenia się nad drogą, którą przeszła ludzkość dojrzewając mentalnie i kierunkiem, jaki obrała dziś.
BiblioNETka.pl Marylek

TED. Jak wygłosić mowę życia

Wyobraź sobie, że właśnie otrzymałeś telefon od organizatorów konferencji TED(x). Zostałeś wybrany i zaproszony do wygłoszenia swojej Mowy Życia.Właśnie Ty.

No dobrze, zejdźmy na ziemię? Statystycznie rzecz ujmując, zapewne tylko nieliczni z nas otrzymają taki telefon i taką szansę. Jeśli więc nie spodziewasz się znaleźć w gronie tych wybrańców (a przynajmniej nie teraz), to czy masz jakikolwiek inny podwód do tego, by sięgnąć po książkę Jeremey?ego Donovana? Chcę Ci pokazać, że TAK.

A czym w ogóle jest TED? Jest to organizacja non profit, zajmująca się popularyzacją szczytnych idei ? początkowo głównie z zakresu technologii, rozrywki oraz projektowania (TED ? akronim od Technology, Entertainment, Design). Jeśli widziałeś choć jedno z TED-owych wystąpień to wiesz doskonale, o czym mowa. Z pewnością odczułeś energię i pasję, z jaką prelegenci wygłaszają mowę swojego życia, opowiadając najczęściej o szczytnych i przełomowych ideach, inspirując do zmiany i działania rzesze ludzi (tutaj możesz obejrzeć 20 najbardziej popularnych wystąpień wszech czasów, do czego zachęcam).

Publikacja ?TED. Jak wygłosić mowę życia? przeznaczona jest ? jak sam tytuł wskazuje ? dla osób, które zamierzają przemawiać na tej prestiżowej konferencji. Ale czy tylko? Czy 99% pozostałych czytelników ma w niej w ogóle czego szukać? W odpowiedzi przytoczę słowa Jacka Walkiewicza ze wstępu do polskiego wydania:

„Książka TED (…) powinna być fascynującą lekturą dla każdego. Bo nie jest to książka tylko o tym, jak mówić na TED, ale w ogóle jak podjeść do przygotowania i wygłoszenia swojej mowy. A dzisiaj bez tej umiejętności trudno zaistnieć ze swoimi pomysłami czy własnym biznesem. To umiejętność tak podstawowa jak jazda samochodem czy obsługa smartfonu” (s. 12).
„Nawet, jeśli ktoś nie marzy o byciu prelegentem na TED, to i tak powinien tę książkę przeczytać. To wiedza uniwersalna – niezbędna każdemu, kto chce docierać ze swoim przekazem osobistym czy zawodowym do innych ludzi” (s. 13).

Sam autor również jest świadom, że większość jego czytelników prawdopodobnie nigdy nie wystąpi na scenie TED.

„Powinieneś jednak być w stanie przedstawić swoje idee w sposób, który zainspiruje innych. To założenie jest słuszne niezależnie od tego, czy będziesz mówił do jednej osoby, dziesięciu, stu czy tysiąca. Te same techniki, które odnoszą się do wystąpień TED, mają zastosowanie w prezentacjach i na spotkaniach biznesowych (…). Opisane metody dotyczą wszelkiego rodzaju wystąpień publicznych, w szkołach i na spotkaniach, a także na weselach i przy innych wyjątkowych okazjach” (s. 28-29).

Ja osobiście po "TED..." Donovana sięgnęłam (intuicyjnie) dokładnie z takich powodów. Wyszłam z założenia, że skoro prelegenci TED-owych konferencji w ciągu 20 minut są w stanie wygłosić mowę swojego życia, przekazać i przekonać do swojej idei, a przy okazji porwać miliony ludzi na całym świecie (dzięki YouTube, oczywiście)? to ich przekaz musi być maksymalnie skoncentrowany i naprawdę mocny. Więc może warto ?zajrzeć za kulisy? i odkryć skuteczną strategię, która prowadzi do sukcesu?

Wydaje się, że z podobnego założenia wyszedł autor ?TED??, który zajął się profesjonalną i wielowarstwową analizą TED-owych wystąpień. On również ma do opowiedzenia ciekawą historię ? co zresztą czyni ? w książce oraz jako mówca TED. Jako skrajny introwertyk, Jeremey uczynił wszystko, by tylko uniknąć bezpośrednich kontaktów z ludźmi, a szczególnie ? niełatwej sztuki konwersacji (i m.in. dlatego został inżynierem). Ale los sprawił, że trafił na spotkanie klubu mówców Toastmasters i? sam został mówcą. Publiczne przemawianie tak go zafascynowało, że ? wykorzystując swój analityczny umysł ? zaczął ?technicznie? rozpracowywać wystąpienia, a potem ? doradzać innym mówcom. Jakiś czas potem dowiedział się o konferencjach TED i został (jak sam o sobie mówi) ?nałogowym TED-owiczem?. Donovan konferencje TED zna ?od podszewki? ? był zarówno technikiem, organizatorem, jak i prelegentem. No i jest oczywiście profesjonalnym ?analitykiem wystąpień?. Jeremey Donovan to kolejny żywy przykład człowieka, który ze swojej największej życiowej słabości uczynił (po latach ciężkiej pracy) swój największy atut.

Podręcznik Donovana podzielony został na cztery części. Układ ten stanowi odzwierciedlenie poszczególnych etapów procesu przygotowania i wygłoszenia mowy. Autor prowadzi czytelnika ? i przyszłego mówcę ? od samego początku, czyli trudnego momentu wyboru i sformułowania głównej idei aż do końca, czyli wyboru odpowiedniego stroju na wystąpienie, opanowania tremy oraz zwiększenia popularności nagarnia w Internecie. Gdzieś pomiędzy nie mogło zabraknąć oczywiście takich kwestii, jak:
  1. budowanie i porządkowanie wystąpienia oraz opowiadanie historii;
  2. tajniki przekazu werbalnego i niewerbalnego; posługiwanie się głosem, mimiką, mową ciała oraz wykorzystaniem przestrzeni na scenie czy
  3. sztuka projektowania inspirujących slajdów i porywających filmów.
Ale jeszcze wcześniej zachęca, by określić swoją osobowość jako prelegenta.

Autor jest niepodważalnym ekspertem od analizy wystąpień, dzięki czemu recenzowana pozycja pełna jest konkretnej i merytorycznej wiedzy, natomiast jest pozbawiona amerykańskiej odmiany ?lania wody? (każdy, kto czyta amerykańskie poradniki psychologiczno-rozwojowe raczej wie, co mam na myśli). Myślę, że jest to w głównej mierze zasługa analitycznego umysłu i technicznego wykształcenia autora, ale przede wszystkim ? jego skromnej osobowości, pozbawionej pychy, arogancji i zadęcia. Tym, co dostajemy, jest ?skrzynka narzędzi? ? gotowy pakiet około 100 technik budowania i wygłaszania wystąpień, wraz z masą przykładów ? analiz już wygłoszonych mów ? rozłożonych na czynniki pierwsze i ujętych w czytelne tabele (każdy czytelnik może daną mowę znaleźć w sieci i spróbować przeanalizować sam). Świadomie lub nie, Donovan niejako uczy czytelnika swojego fachu, czyli trzykrotnej i trójwarstwowej analizy nagrań dostępnych w sieci. Jako ciekawostkę podam, iż w tym celu opracował aplikację, która zlicza np. poszczególne słowa, rejestruje uśmiechy oraz ?wylicza? reakcję publiczności na nie. Na szczęście dla czytelnika, autor jest także pasjonatem. Dzięki temu jego publikacja to nie tylko doskonała merytorycznie, ale i fascynująca lektura dla wielbicieli słowa.

Na koniec warto podkreślić, że poradnik Donovana NIE jest pozycją, z której czytelnik nauczy się, jak za pomocą technik manipulacji i innych płytkich sztuczek zahipnotyzować publiczność. Nie, to nie ta półka. Autor wielokrotnie podkreśla, że prawdziwy sukces na TED można osiągnąć tylko wtedy, gdy bazuje się na etyce. A oznacza to: być autentycznym - mówić o sobie, swoich prawdziwych doświadczeniach i o tym, co jest najgłębszą pasją, a także ? dawać wartość słuchaczom, zamiast starać się przypodobać i "zrobić wrażenie".
moznaprzeczytac.pl MN; 2016-01-21

Jak cię widzą, tak cię piszą. Sztuka autopromocji w mediach społecznościowych

Niedawno przetłumaczona, nakładem OnePress, książka znanego autorytetu od social media Guy'a Kawasaki i Peg Fitzpatrick "Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Sztuka autopromocji w mediach społecznościowych" to lektura obejmująca 123 wskazówki odnośnie mediów społecznościowych.Czy warto ją przeczytać?

Książka podzielona jest na rozdziały, a w każdym znajdziemy różne ponumerowane wskazówki. Dzięki temu dużo łatwiej wrócić do tej, która jest dla nas ważna. I dokładnie tak przemyślana jest cała książka. Składa się z wielu sugestii, często na poziomie podstawowym, typu jakie zdjęcie profilowe wybrać czy jak korzystać z Instagrama, ale nie jest spójną opowieścią, a raczej notatnikiem rad, opartych na doświadczeniu. To ogromna zaleta tej książki ? Guy i Peg dzielą się tymi wskazówkami, które sami, mniej lub bardziej stosują, znają i sprawdzili w praktyce. Często widzimy zrzuty ekranu z ich profili czy dane z efektów ich działalności. Teoria jest tu ograniczona do minimum.

Swoją drogą, tak naprawdę, nie tylko oni są autorami książki, ponieważ część wskazówek pochodzi od ich znajomych. Każda taka porada podsunięta przez kogoś innego zawsze opatrzona jest imieniem i nazwiskiem sugerującego. To bardzo fajne, że czerpali również z wiedzy i doświadczenia innych specjalistów.

Dużą zaletą, moim zdaniem, jest fakt, że Guy przypomina czasem oczywiste stwierdzenia, takie jak nie kupuj fanów, zachowuj się fair czy nie wszyscy będą Cię lubić. Warto więc przeczytać tę książkę, jeśli brakuje nam podstaw i etyki pracy w social media. To również dobry prezent dla początkujących adeptów arkanów social media.

Na pewno rozczarują się Ci, którzy spodziewają się tajnych sztuczek do zwiększania zasięgów czy amerykańskich case study. Książka obfituje w rady, które mogą pomóc skutecznie prowadzić social media, ale wiele z tych rzeczy doświadczony manager doskonale wie. Nie zmienia to jednak tego, że warto ją przeczytać. Bo nigdy nie szkoda czasu na odświeżanie podstaw.
czaplicka.eu

Głowa do liczb

Głowa do liczb” – masz ją? Książka o tym tytule to bez wątpienia jedna z największych niespodzianek, jakie spotkały mnie w mojej recenzenckiej i czytelniczej „karierze”. Ale zanim przejdę do meritum, czyli recenzji tej publikacji wydawnictwa Helion, krótki osobisty wstęp. Jeśli rozpoznasz w nim siebie, czytaj dalej. No i koniecznie sięgnij po "Głowę do liczb"!

Zacznę od wyznania: Mimo iż jestem córką dwojga inżynierów, nie odziedziczyłam tzw. umysłu ścisłego czy technicznego, zaś brak (wrodzonych, jak sądziłam) zdolności nadrabiałam pracowitością i sumiennością. Z jakim efektem? Dość zadowalającym obiektywnie (czyli na świadectwach), ale nie najlepszym, gdyby za kryterium przyjąć komfort psychiczny. Tak między nami, mimo iż od matury minęło już wiele lat, do dzisiaj miewam koszmary, w których główną rolę odgrywają nauczyciele matematyki, fizyki czy chemii z mojego liceum? I chociaż jednocześnie interesowałam się technikami efektywnej nauki (i sporo z nich stosowałam z powodzeniem), lęk związany z przedmiotami ścisłymi nie zniknął niemal do samego końca szkolnej edukacji. Znasz to?

Niedawno, pod wpływem impulsu, sięgnęłam po poradnik ?Głowa do liczb? autorstwa dr Barbary Oakley, który miał być czytelniczym i intelektualnym wyzwaniem, a okazał się być? brakującym ogniwem w procesie optymalnego uczenia się oraz genialnym motywatorem do pokonywania własnych uprzedzeń i ograniczeń. Kiedy decydowałam się na lekturę tej publikacji, zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. No dobrze, powiem Wam szczerze, czego się tak naprawdę spodziewałam? (a w głębi duszy ? obawiałam)? Mówiąc skrótowo ? nastawiłam się na istną ?drogę przez mękę?, podczas której mój mózg będzie pocić się i trudzić, aby rozwiązać wszystkie matematyczne zagadki i zadania, zrozumieć równania, zapamiętać wzory? (A po co to wszystko? Aby wyjść poza swoją strefę umysłowego komfortu, aby przełamać jakieś swoje uprzedzenia?) Tymczasem wszystko to okazało się być kompletną bzdurą i nieporozumieniem, bowiem ?Głowa do liczb? to nie tylko genialny poradnik psychologiczny, ale i fascynująca lektura ? a jej głównym bohaterem jest wcale nie matematyka czy liczby, a LUDZKI UMYSŁ!

Autorka, dr Oakley, zdobyła moją wielką sympatię i uznanie już od pierwszych stron, gdy podzieliła się swoją życiową historią ? jakże podobną do mojej i, zapewne, tysięcy polskich (i nie tylko polskich) uczniów. Jest to tak niezwykła i motywująca opowieść, że już sama jej lektura mogłaby pomóc nie jednemu w pokonaniu psychicznych barier związanych z obrazem siebie jako osoby pod jakimś względem ?niezdolnej, leniwej, ograniczonej?. Nie będę zdradzać, jak tego dokonała, aby nie psuć Wam przyjemności lektury, ale napiszę tylko, że? autorka z poziomu humanistki-marzycielki z talentem do języków obcych (i doktoratem!), problemami z posługiwaniem się analogowym zegarem (sic!) i ogromną technologiczno-matematyczną traumą doszła do poziomu wybitnej specjalistki z zakresu wojskowej inżynierii oraz wykładowczyni akademickiej przedmiotów ścisłych. I, jak sama pisze o sobie, zmieniła się z ?technofoba w technogeeka? (s. 20). A przede wszystkim ? wytrenowała swój umysł (nauczyła się myśleć matematycznie i technicznie oraz opracowała strategie skutecznego uczenia się), a także zmieniła swoją psychikę (pozbyła się ograniczających przekonań i zmieniła swoje nastawienie do przedmiotów ścisłych i technologii). Czy to było łatwe? Oczywiście, że nie. Ale było możliwe. Choć okupione ciężką, wieloletnią pracą, a na początku ? także frustracją. Nie znam osobiście nikogo, kto dokonałby aż takiej transformacji. A ściślej ? nie znałam do tej pory ? bo od dzisiaj już wiem, że jest to możliwe: dr Barbara Oakley ten szlak przetarła. Zaś dzięki temu, iż ?Głowy do liczb? nie napisał urodzony matematyczny geniusz, siła przekazu autorki diametralnie wzrasta, a ponadto każdy ?humanista? może poczuć się naprawdę zrozumiany.

"Głowa do liczb" to poradnik XXI wieku. Wypełniony jest kompleksowymi strategiami i technikami efektywnego uczenia się oraz rozmaitymi poradami i wskazówkami, z których zdecydowaną większość można wykorzystać w dowolnym kontekście (nie tylko ?szkolno-matematycznym?), ponieważ odnoszą się one przede wszystkim do ogólnego funkcjonowania ludzkiego umysłu. Podczas lektury tej publikacji poznasz odpowiedzi nie tylko na poniższe pytania, ale także na wiele innych: Czym są 2 tryby funkcjonowania umysłu i jak się efektywnie przełączać między nimi?; Dlaczego sama koncentracja to za mało i czasem trzeba przestać starać się za bardzo, po prostu "odpuścić"?; Co jest tzw. efekt Einstellung i jak go ominąć? Czym jest tzw. "iluzja kompetencji"?; Dlaczego zakreślanie markerem całych zdań w książce to jeden z największych błędów podczas nauki?; Czym jest tzw. pamięć ręczna i dlaczego notatki elektroniczne nie działają?; Dlaczego najczęstsza strategia nauki, czyli x-krotne bierne czytanie notatek, jest jednocześnie najgorszą z możliwych? (Ups! Kto też stosował nadmierne zakreślanie i bierne czytanie...?)

Co więcej, około 50% tej publikacji poświęcone zostało takim organizacyjno-psychologicznym aspektom, jak: zarządzanie czasem i przestrzenią nauki oraz efektywność (przezwyciężanie prokrastynacji, problemów z koncentracją i współczesnymi rozproszeniami uwagi), podnoszenie własnej ?intelektualnej samooceny? czy radzenie sobie ze stresem na egzaminie. Myślę, że nie trzeba tłumaczyć, dlaczego są to zagadnienia kluczowe, ważniejsze najprawdopodobniej od samych mnemotechnik. I chciałabym zapewnić, że autorka nie podaje ?oczywistych oczywistości?, które wszyscy znamy już z innych publikacji ? ona naprawdę wnosi nową jakość. Co to jest i dlaczego warto stosować Technikę Pomodoro? Dlaczego nawet samo ukradkowe zerkanie na telefon podczas nauki niweczy wszelkie wysiłki? Jak uporządkowanie pulpitu komputera może wpłynąć na intelektualną efektywność? Czym jest nadmierna pewność siebie i dlaczego warto praktykować grupową burzę mózgów? Dlaczego powinieneś pokochać sprawdziany, a nawet urządzać je sobie samemu (tzw. efekt testu)?

Co istotne, autorka pomaga zrozumieć mechanizmy funkcjonowania umysłu ? dzięki temu wiele rad nabiera głębszego sensu i przestaje budzić opór. Przykład?

„(Przedmiotów ścisłych) ucz się systematycznie, każdego dnia – zostawianie materiału z całego semestru na kilka dni przed egzaminem to przepis na porażkę”.

No tak, każdy uczeń czy student już to słyszał? Ale czy to rzeczywiście prawda? Tak, a żeby ją zrozumieć, trzeba dowiedzieć się co nieco o mózgu i jego pracy ? mechanizmie zbrylania, trybie rozproszonym, efekcie inkubacji? I tak oto ?stara ludowa mądrość? uzyskuje nowe, jaśniejsze (bo naukowe!) oblicze.

Tym, co moim zdaniem stanowi o szczególnej wartości tej publikacji jest fakt, iż wiedza merytoryczna (poparta najnowszymi badaniami z zakresu psychologii i neurologii) przeplata się z licznymi inspirującymi i motywującymi, prawdziwymi historiami ? zarówno nieżyjących już, wielkich naukowców, obecnych wykładowców i nauczycieli czy psychologów, jak i ?zwyczajnych? uczniów oraz studentów. Dzięki temu Czytelnik uzyskuje szersze spojrzenie na omawiane zagadnienia, a poradnik ? jeszcze bardziej pragmatyczny wymiar.

A wszystko to podane zostało w doskonałym stylu oraz oprawie graficznej ? rzeczowo, syntetycznie, przejrzyście, lekko i z poczuciem humoru?

Przeczytałam już wiele pozycji z zakresu funkcjonowania umysłu i efektywnego uczenia się, ale ta okazała się pod wieloma względami wyjątkowa i absolutnie przerosła moje oczekiwania. Polecam ją nie tylko uczniom i studentom mającym problemy z przedmiotami ścisłymi ? bo to oczywiste, ale także wszystkim, którzy pragną lepiej zrozumieć funkcjonowanie swojego umysłu. Lektura tej książki może stać się początkiem życiowej przygody ? bo zawarta w niej wiedza aż prosi się, by ją wypróbować w praktyce!
moznaprzeczytac.pl MN; 2016-01-20

Głowa do liczb

Głowa do liczb” – masz ją? Książka o tym tytule to bez wątpienia jedna z największych niespodzianek, jakie spotkały mnie w mojej recenzenckiej i czytelniczej „karierze”. Ale zanim przejdę do meritum, czyli recenzji tej publikacji wydawnictwa Helion, krótki osobisty wstęp. Jeśli rozpoznasz w nim siebie, czytaj dalej. No i koniecznie sięgnij po "Głowę do liczb"!

Zacznę od wyznania: Mimo iż jestem córką dwojga inżynierów, nie odziedziczyłam tzw. umysłu ścisłego czy technicznego, zaś brak (wrodzonych, jak sądziłam) zdolności nadrabiałam pracowitością i sumiennością. Z jakim efektem? Dość zadowalającym obiektywnie (czyli na świadectwach), ale nie najlepszym, gdyby za kryterium przyjąć komfort psychiczny. Tak między nami, mimo iż od matury minęło już wiele lat, do dzisiaj miewam koszmary, w których główną rolę odgrywają nauczyciele matematyki, fizyki czy chemii z mojego liceum? I chociaż jednocześnie interesowałam się technikami efektywnej nauki (i sporo z nich stosowałam z powodzeniem), lęk związany z przedmiotami ścisłymi nie zniknął niemal do samego końca szkolnej edukacji. Znasz to?

Niedawno, pod wpływem impulsu, sięgnęłam po poradnik ?Głowa do liczb? autorstwa dr Barbary Oakley, który miał być czytelniczym i intelektualnym wyzwaniem, a okazał się być? brakującym ogniwem w procesie optymalnego uczenia się oraz genialnym motywatorem do pokonywania własnych uprzedzeń i ograniczeń. Kiedy decydowałam się na lekturę tej publikacji, zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. No dobrze, powiem Wam szczerze, czego się tak naprawdę spodziewałam? (a w głębi duszy ? obawiałam)? Mówiąc skrótowo ? nastawiłam się na istną ?drogę przez mękę?, podczas której mój mózg będzie pocić się i trudzić, aby rozwiązać wszystkie matematyczne zagadki i zadania, zrozumieć równania, zapamiętać wzory? (A po co to wszystko? Aby wyjść poza swoją strefę umysłowego komfortu, aby przełamać jakieś swoje uprzedzenia?) Tymczasem wszystko to okazało się być kompletną bzdurą i nieporozumieniem, bowiem ?Głowa do liczb? to nie tylko genialny poradnik psychologiczny, ale i fascynująca lektura ? a jej głównym bohaterem jest wcale nie matematyka czy liczby, a LUDZKI UMYSŁ!

Autorka, dr Oakley, zdobyła moją wielką sympatię i uznanie już od pierwszych stron, gdy podzieliła się swoją życiową historią ? jakże podobną do mojej i, zapewne, tysięcy polskich (i nie tylko polskich) uczniów. Jest to tak niezwykła i motywująca opowieść, że już sama jej lektura mogłaby pomóc nie jednemu w pokonaniu psychicznych barier związanych z obrazem siebie jako osoby pod jakimś względem ?niezdolnej, leniwej, ograniczonej?. Nie będę zdradzać, jak tego dokonała, aby nie psuć Wam przyjemności lektury, ale napiszę tylko, że? autorka z poziomu humanistki-marzycielki z talentem do języków obcych (i doktoratem!), problemami z posługiwaniem się analogowym zegarem (sic!) i ogromną technologiczno-matematyczną traumą doszła do poziomu wybitnej specjalistki z zakresu wojskowej inżynierii oraz wykładowczyni akademickiej przedmiotów ścisłych. I, jak sama pisze o sobie, zmieniła się z ?technofoba w technogeeka? (s. 20). A przede wszystkim ? wytrenowała swój umysł (nauczyła się myśleć matematycznie i technicznie oraz opracowała strategie skutecznego uczenia się), a także zmieniła swoją psychikę (pozbyła się ograniczających przekonań i zmieniła swoje nastawienie do przedmiotów ścisłych i technologii). Czy to było łatwe? Oczywiście, że nie. Ale było możliwe. Choć okupione ciężką, wieloletnią pracą, a na początku ? także frustracją. Nie znam osobiście nikogo, kto dokonałby aż takiej transformacji. A ściślej ? nie znałam do tej pory ? bo od dzisiaj już wiem, że jest to możliwe: dr Barbara Oakley ten szlak przetarła. Zaś dzięki temu, iż ?Głowy do liczb? nie napisał urodzony matematyczny geniusz, siła przekazu autorki diametralnie wzrasta, a ponadto każdy ?humanista? może poczuć się naprawdę zrozumiany.

"Głowa do liczb" to poradnik XXI wieku. Wypełniony jest kompleksowymi strategiami i technikami efektywnego uczenia się oraz rozmaitymi poradami i wskazówkami, z których zdecydowaną większość można wykorzystać w dowolnym kontekście (nie tylko ?szkolno-matematycznym?), ponieważ odnoszą się one przede wszystkim do ogólnego funkcjonowania ludzkiego umysłu. Podczas lektury tej publikacji poznasz odpowiedzi nie tylko na poniższe pytania, ale także na wiele innych: Czym są 2 tryby funkcjonowania umysłu i jak się efektywnie przełączać między nimi?; Dlaczego sama koncentracja to za mało i czasem trzeba przestać starać się za bardzo, po prostu "odpuścić"?; Co jest tzw. efekt Einstellung i jak go ominąć? Czym jest tzw. "iluzja kompetencji"?; Dlaczego zakreślanie markerem całych zdań w książce to jeden z największych błędów podczas nauki?; Czym jest tzw. pamięć ręczna i dlaczego notatki elektroniczne nie działają?; Dlaczego najczęstsza strategia nauki, czyli x-krotne bierne czytanie notatek, jest jednocześnie najgorszą z możliwych? (Ups! Kto też stosował nadmierne zakreślanie i bierne czytanie...?)

Co więcej, około 50% tej publikacji poświęcone zostało takim organizacyjno-psychologicznym aspektom, jak: zarządzanie czasem i przestrzenią nauki oraz efektywność (przezwyciężanie prokrastynacji, problemów z koncentracją i współczesnymi rozproszeniami uwagi), podnoszenie własnej ?intelektualnej samooceny? czy radzenie sobie ze stresem na egzaminie. Myślę, że nie trzeba tłumaczyć, dlaczego są to zagadnienia kluczowe, ważniejsze najprawdopodobniej od samych mnemotechnik. I chciałabym zapewnić, że autorka nie podaje ?oczywistych oczywistości?, które wszyscy znamy już z innych publikacji ? ona naprawdę wnosi nową jakość. Co to jest i dlaczego warto stosować Technikę Pomodoro? Dlaczego nawet samo ukradkowe zerkanie na telefon podczas nauki niweczy wszelkie wysiłki? Jak uporządkowanie pulpitu komputera może wpłynąć na intelektualną efektywność? Czym jest nadmierna pewność siebie i dlaczego warto praktykować grupową burzę mózgów? Dlaczego powinieneś pokochać sprawdziany, a nawet urządzać je sobie samemu (tzw. efekt testu)?

Co istotne, autorka pomaga zrozumieć mechanizmy funkcjonowania umysłu ? dzięki temu wiele rad nabiera głębszego sensu i przestaje budzić opór. Przykład?

„(Przedmiotów ścisłych) ucz się systematycznie, każdego dnia – zostawianie materiału z całego semestru na kilka dni przed egzaminem to przepis na porażkę”.

No tak, każdy uczeń czy student już to słyszał? Ale czy to rzeczywiście prawda? Tak, a żeby ją zrozumieć, trzeba dowiedzieć się co nieco o mózgu i jego pracy ? mechanizmie zbrylania, trybie rozproszonym, efekcie inkubacji? I tak oto ?stara ludowa mądrość? uzyskuje nowe, jaśniejsze (bo naukowe!) oblicze.

Tym, co moim zdaniem stanowi o szczególnej wartości tej publikacji jest fakt, iż wiedza merytoryczna (poparta najnowszymi badaniami z zakresu psychologii i neurologii) przeplata się z licznymi inspirującymi i motywującymi, prawdziwymi historiami ? zarówno nieżyjących już, wielkich naukowców, obecnych wykładowców i nauczycieli czy psychologów, jak i ?zwyczajnych? uczniów oraz studentów. Dzięki temu Czytelnik uzyskuje szersze spojrzenie na omawiane zagadnienia, a poradnik ? jeszcze bardziej pragmatyczny wymiar.

A wszystko to podane zostało w doskonałym stylu oraz oprawie graficznej ? rzeczowo, syntetycznie, przejrzyście, lekko i z poczuciem humoru?

Przeczytałam już wiele pozycji z zakresu funkcjonowania umysłu i efektywnego uczenia się, ale ta okazała się pod wieloma względami wyjątkowa i absolutnie przerosła moje oczekiwania. Polecam ją nie tylko uczniom i studentom mającym problemy z przedmiotami ścisłymi ? bo to oczywiste, ale także wszystkim, którzy pragną lepiej zrozumieć funkcjonowanie swojego umysłu. Lektura tej książki może stać się początkiem życiowej przygody ? bo zawarta w niej wiedza aż prosi się, by ją wypróbować w praktyce!
moznaprzeczytac.pl MN; 2016-01-20

Jutro zaczyna się dziś, czyli jak zaprojektować swoją wymarzoną przyszłość

Teraz czas na kobiety!

Drogie panie, przystańmy na chwilę i porozmyślajmy o swoich celach, marzeniach oraz o motywacjach. Myślę, że niejedna z Was choć raz odczuła na własnej skórze jak ciężko zrobić karierę zawodową, jak ciężko zostawić męża gdy po pewnym czasie widzimy, że jesteśmy sobie całkiem obcymi ludźmi. Ile z Was tego nie zrobiło? Ile z Was nadal cierpi, dla dobra dzieci i rodziny? A przecież to nie o to chodzi, czy nie chcecie przeżyć życia tak abyście w trakcie starości mogły szczerze sobie powiedzieć, że jesteście zadowolone w pełni ze swoich wyborów, ze swojej kariery i przynajmniej z połowy spełnionych marzeń?

Nikt nie wytłumaczy Wam jak to wszystko osiągnąć lepiej niż autorka tej książki. Otóż jak sama na początku pisze, doskonale wie o czym mówi, gdyż jej początki również nie były łatwe. Trwała w szarej codzienności dbając głównie o dobro rodziny. A gdzie spełnienie zawodowe? Autorka nie zostawia w osamotnieniu także tych kobiet, które być może zbyt szybko weszły w dorosłość, w życie rodzinne, a nie miały czasu zadbać o swój rozwój. Jeżeli sądzicie, że już nic dobrego nie czeka Was w życiu, to jest to odpowiednia pora aby sięgnąć po tę książkę.

Nie myślcie sobie, że autorka zostawiła Was same z ćwiczeniami i poradami książkowymi. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania czy uwagi, to śmiało możecie pisać maile, lub odszukać Edytę Walęciak ? Skórkę na Facebooku. Szczerze powiem, że jeszcze nie spotkałam się z tak otwartym poradnikiem, który wręcz zachęcałby do rozmowy z autorem. Dodatkowo znajdziecie także filmiki do niektórych rozdziałów, do których linki podane są na koniec.

Pierwszy raz również spotykam się z poradnikiem, gdzie na samym końcu jest mały tygodniowy dzienniczek tylko i wyłącznie do naszej dyspozycji. Dziennik Wdzięczności, ma być początkową formą okazywania wdzięczności za pozytywne rzeczy które się nam przydarzyły. A co kiedy siedem dni minie? Jak to co, oczywiście trzeba zacząć stosować podziękowania i wdzięczność już nie na kartce papieru, a w rzeczywistości.

Te plusy i przykłady, które tutaj Wam przybliżyłam to zaledwie połowa znajdujących się w książce. Resztę odkryjcie same! Komu polecam: książka adresowana do kobiet, tak więc całą sobą przyłączam się do tego.
DobreRecenzje.pl Edyta; 2016-01-18
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile