Recenzje
Zakochani w świecie. Indie
„Indie – tyle o nich powiedziano i napisano. Tyle ich już pokazano. Jednak wciąż kuszą i rozpalają marzenia. I wciąż pozostają tajemnicą”.
Kiedy sięgam po „Zakochani w świecie. Indie” – książkę, na okładce której widnieją te słowa – zastanawiam się, czym (i czy w ogóle) można jeszcze Czytelnika zaskoczyć. Bo opowiadać o Indiach – bez powtarzania, spłycania czy ocierania się o banał, za to z nutą świeżości – to dzisiaj nie lada wyzwanie. Czy podoła mu Autorka recenzowanej pozycji?
Tym razem w podróż po subkontynencie indyjskim zabierają nas „Zakochani w świecie” – Joanna Grzymkowska-Podolak (autorka książki) i jej mąż, Jarek. Jak sami piszą o sobie, są
„operatorsko-dziennikarskim małżeństwem, które po tym, jak dostało od życia tak zwanego „kopa”, podjęło decyzję o zmianach. Takich, które wywracają życie do góry nogami. No, i które nierozerwalnie łączą się z podróżami. I opowiadaniem o nich”
Kilkumiesięczna backpackerska wyprawa do Indii to ich druga wspólna podróż, która zaowocowała cyklem telewizyjnych reportaży oraz książką (debiutem było Maroko) – a jej lektura daje również dodatkowy wgląd w to, jak wygląda praca dziennikarzy-globtroterów i pozwala zajrzeć za telewizyjne kulisy. Asia i Jarek prowadzą też bloga Zakochani w świecie, poświęconego oczywiście swoim podróżom.
Swoją 4-miesięczną, indyjską przygodę „Zakochani” rozpoczynają w Bombaju, zwanym oficjalnie Mumbajem. Stamtąd wyruszają do Hampi, potem – do Goi i dalej na samo południe Indii: do Kerali i Tamilnadu. Odwiedziwszy oddaloną o dwie doby jazdy pociągiem Kalkutę, zatrzymują się pod chińsko-bhutańską granicą. Następnie kierują się ku dwóm „świętym” miastom – Bodhgaja i Waranasi, a stamtąd – do Agry, gdzie znajduje się „mekka” wszystkich turystów, czyli słynny Tadż Mahal. „Zahaczając” jeszcze o sąsiadujące z Pakistanem Pendżab i Radżasthan, powracają do Bombaju, miasta, w którym rozpoczęli swoją przygodę. A stamtąd – do domu, do Polski. Każdemu z miast/stanów poświęcony został osobny rozdział (jest ich 17) tej ponad 300-stronicowej relacji z podróży. Jak można się domyślić na podstawie (tylko) przybliżonego opisu trasy, podróż Podolaków „dookoła Indii” była niezwykle intensywna.
Bardzo dobrym pomysłem (przynajmniej dla mnie) okazało się dołączenie do książki mapy Indii (na wewnętrznej stronie okładki), dzięki czemu mogłam wizualnie śledzić trasę podróży. Żałuję natomiast, że w trakcie lektury równolegle nie oglądałam nagrań video, które okazały się być dostępne w sieci (odnośniki do nich /na okładce/ zauważyłam już po lekturze). Innym Czytelnikom polecam jednak taki „dwutorowy” sposób czytania, bo chociaż książka pełna jest doskonałych, kolorowych zdjęć autorstwa Jarka Podolaka, to momentami czuje się niedosyt. Zainteresowanych foto- i video-relacją już teraz zachęcam do odwiedzin bloga Asi i Jarka oraz portalu Zwierciadło – na obu tych stronach można obejrzeć fotogalerię oraz nagrania z podróży, co z pewnością pozwoli poczuć „klimat” tej wyprawy.
Asia, narratorka, zdecydowała się na bardzo bezpośrednią formę relacji – zarówno pod względem stylu, jak i treści. Język jej narracji jest więc bardzo prosty, naturalny, potoczny; nie brak w nim kolokwializmów, a nawet odrobiny wulgaryzmów (ale z wyczuciem). Często pojawiają się zapisy rozmów, które prowadziła z mężem, co tę relację urozmaica i ożywia. Mówiona mowa, w połączeniu z bardzo intensywnym tempem, w jakim toczy się wyprawa, przypominała mi niekiedy transkrypcję filmu dokumentalnego. Szczególnie na początku tej relacji odczuwałam pośpiech i nerwowość, która towarzyszyła Podolakom – ja-Czytelniczka – chętnie na dłużej zatrzymałabym się np. w Mumbaju czy na Goa, ale małżeństwo najwyraźniej dopiero musiało nauczyć się „przeżywać” i relaksować, albo… zew przygody (tudzież zawodowe obowiązki) gnał ich w takim tempie ku kolejnym celom na mapie
Tym, co w relacji autorki urzekło mnie najbardziej, jest jej autentyczne i nieudawane podejście do ludzi: akceptacja i szacunek, szczere zainteresowanie, konsekwentne nieocenianie – nawet tego, co wydaje się dziwne i niezrozumiałe; ogromna pokora wobec życia. Szczególnie poruszył mnie fragment opisujący kilkudniowy wolontariat w Kalkucie, którego podjęli się Asia i Jarek i żałowałam, że cała ta książka nie została napisana w tak emocjonalnym i osobistym stylu. Percepcja Joanny jest niczym obiektyw kamery – rejestruje, ale nie ocenia. Przyznam, iż – poniekąd w związku z powyższym – w tej relacji czegoś mi jednak zabrakło. Odebrałam ją jako momentami zbyt płytką, powierzchowną. Czytając fragmenty poświęcone (przykładowo) buddyjskim klasztorom i życiu mnichów, wprost nie mogłam się doczekać, kiedy narracja zejdzie na głębszy poziom, kiedy autorka zanurkuje głębiej… ona tymczasem pozostała na powierzchni, poprzestając na dość suchym i lakonicznym opisie z poziomu „formy” (przyznając szczerze, iż o buddyzmie nie wie nic). Zabrakło mi również bardziej rozbudowanych opisów posiłków, które Podolakowie jadali (a których nazw i składu byłam naprawdę ciekawa), czy ajurwedyjskiego masażu.
Mimo całej sympatii do Autorki – jej naturalnego stylu i ujmującego uśmiechu oraz pomimo bardzo pochlebnych recenzji tej pozycji, „Indie…” Podolaków mnie osobiście nie zachwyciły. (Podkreślam, iż jest to moja subiektywna opinia). Dlaczego?
Być może wynika to z faktu, iż Indiami i Dalekim Wschodem interesuję się od dawna (Zapraszam do moich recenzji z tej tematyki: A suknię ślubną kupiłam w Suzhou. Codziennik chiński, , Państwo Środka od środka. Za Chińskim Murem, Pisane Słońcem) w związku z czym moje oczekiwania mogą być po prostu nieco inne. W większości tych „azjatyckich relacji” powtarzają się chociażby opisy: ulic przepełnionych śmieciami i szczurami, realiów kupowania biletów czy podróżowania pociągiem oraz – oczywiście – szeroko dyskutowane są kwestie lokalowo-higieniczne (innymi słowy – azjatyckie toalety, a raczej ich brak) czy często nękające turystów zatrucia pokarmowe. Natomiast opisy miast i zabytków znane są z kolei chociażby z programów dokumentalnych czy podróżniczych. Ktoś może zapytać (i słusznie!): „Czy realistycznym jest oczekiwać czegoś ponad to, skoro najwyraźniej właśnie TAK wyglądają Indie?” Nie wiem, ale uświadomiłam sobie, że w tego typu publikacjach szukam jednak czegoś zdecydowanie głębszego. A czego konkretnie? Na pewno pochylenia nad szeroko pojętą kulturą danego kraju czy narodu, większej uwagi poświęconej kwestiom społeczno-religijnym, językowi, kuchni. I chociaż w swojej relacji Joanna Podolak sporo miejsca poświęciła niektórym zwyczajom (np. kremacje nad Gangesem, Sati) czy kwestiom społeczno-obyczajowym (sytuacja kobiet), to ja pozostałam z trudno uchwytnym uczuciem niedosytu. Ponadto, jeśli już czytam po raz kolejny o tym samym, to chciałabym, aby to zostało mi przedstawione z nieco innego punktu widzenia, z nutą świeżości. A tym, co ją moim zdaniem wnosi, jest subiektywna refleksja autora (od której raczej powstrzymywała się Podolak).
Uświadomiłam sobie w końcu, że szukam bardziej OPOWIEŚCI, niż foto- czy video-relacji z podróży. Opowieści o życiu, które w innej części globu przeżywane jest inaczej. I o tym, jak podróże odmieniają tego, kto podróżuje. Dlatego też w mój gust i potrzeby bardziej trafiła chociażby zrecenzowana naMoznaPrzeczytac.pl pozycja pt. „Pisane słońcem” Macieja Roszkowskiego. Bo to bardziej książka o podróży w głąb siebie, dla której Azja stanowi tło.
„Indie…” Joanny Podolak – pomimo powyższych, osobistych zastrzeżeń – uważam za dobrą i wartościową pozycję, w dodatku przepięknie wydaną. Ze względu na dość pragmatyczny charakter, z pewnością będzie niewątpliwie przydatna dla tych, którzy przygotowują się do przeżycia swojej własnej indyjskiej przygody.
Kiedy sięgam po „Zakochani w świecie. Indie” – książkę, na okładce której widnieją te słowa – zastanawiam się, czym (i czy w ogóle) można jeszcze Czytelnika zaskoczyć. Bo opowiadać o Indiach – bez powtarzania, spłycania czy ocierania się o banał, za to z nutą świeżości – to dzisiaj nie lada wyzwanie. Czy podoła mu Autorka recenzowanej pozycji?
Tym razem w podróż po subkontynencie indyjskim zabierają nas „Zakochani w świecie” – Joanna Grzymkowska-Podolak (autorka książki) i jej mąż, Jarek. Jak sami piszą o sobie, są
„operatorsko-dziennikarskim małżeństwem, które po tym, jak dostało od życia tak zwanego „kopa”, podjęło decyzję o zmianach. Takich, które wywracają życie do góry nogami. No, i które nierozerwalnie łączą się z podróżami. I opowiadaniem o nich”
Kilkumiesięczna backpackerska wyprawa do Indii to ich druga wspólna podróż, która zaowocowała cyklem telewizyjnych reportaży oraz książką (debiutem było Maroko) – a jej lektura daje również dodatkowy wgląd w to, jak wygląda praca dziennikarzy-globtroterów i pozwala zajrzeć za telewizyjne kulisy. Asia i Jarek prowadzą też bloga Zakochani w świecie, poświęconego oczywiście swoim podróżom.
Swoją 4-miesięczną, indyjską przygodę „Zakochani” rozpoczynają w Bombaju, zwanym oficjalnie Mumbajem. Stamtąd wyruszają do Hampi, potem – do Goi i dalej na samo południe Indii: do Kerali i Tamilnadu. Odwiedziwszy oddaloną o dwie doby jazdy pociągiem Kalkutę, zatrzymują się pod chińsko-bhutańską granicą. Następnie kierują się ku dwóm „świętym” miastom – Bodhgaja i Waranasi, a stamtąd – do Agry, gdzie znajduje się „mekka” wszystkich turystów, czyli słynny Tadż Mahal. „Zahaczając” jeszcze o sąsiadujące z Pakistanem Pendżab i Radżasthan, powracają do Bombaju, miasta, w którym rozpoczęli swoją przygodę. A stamtąd – do domu, do Polski. Każdemu z miast/stanów poświęcony został osobny rozdział (jest ich 17) tej ponad 300-stronicowej relacji z podróży. Jak można się domyślić na podstawie (tylko) przybliżonego opisu trasy, podróż Podolaków „dookoła Indii” była niezwykle intensywna.
Bardzo dobrym pomysłem (przynajmniej dla mnie) okazało się dołączenie do książki mapy Indii (na wewnętrznej stronie okładki), dzięki czemu mogłam wizualnie śledzić trasę podróży. Żałuję natomiast, że w trakcie lektury równolegle nie oglądałam nagrań video, które okazały się być dostępne w sieci (odnośniki do nich /na okładce/ zauważyłam już po lekturze). Innym Czytelnikom polecam jednak taki „dwutorowy” sposób czytania, bo chociaż książka pełna jest doskonałych, kolorowych zdjęć autorstwa Jarka Podolaka, to momentami czuje się niedosyt. Zainteresowanych foto- i video-relacją już teraz zachęcam do odwiedzin bloga Asi i Jarka oraz portalu Zwierciadło – na obu tych stronach można obejrzeć fotogalerię oraz nagrania z podróży, co z pewnością pozwoli poczuć „klimat” tej wyprawy.
Asia, narratorka, zdecydowała się na bardzo bezpośrednią formę relacji – zarówno pod względem stylu, jak i treści. Język jej narracji jest więc bardzo prosty, naturalny, potoczny; nie brak w nim kolokwializmów, a nawet odrobiny wulgaryzmów (ale z wyczuciem). Często pojawiają się zapisy rozmów, które prowadziła z mężem, co tę relację urozmaica i ożywia. Mówiona mowa, w połączeniu z bardzo intensywnym tempem, w jakim toczy się wyprawa, przypominała mi niekiedy transkrypcję filmu dokumentalnego. Szczególnie na początku tej relacji odczuwałam pośpiech i nerwowość, która towarzyszyła Podolakom – ja-Czytelniczka – chętnie na dłużej zatrzymałabym się np. w Mumbaju czy na Goa, ale małżeństwo najwyraźniej dopiero musiało nauczyć się „przeżywać” i relaksować, albo… zew przygody (tudzież zawodowe obowiązki) gnał ich w takim tempie ku kolejnym celom na mapie
Tym, co w relacji autorki urzekło mnie najbardziej, jest jej autentyczne i nieudawane podejście do ludzi: akceptacja i szacunek, szczere zainteresowanie, konsekwentne nieocenianie – nawet tego, co wydaje się dziwne i niezrozumiałe; ogromna pokora wobec życia. Szczególnie poruszył mnie fragment opisujący kilkudniowy wolontariat w Kalkucie, którego podjęli się Asia i Jarek i żałowałam, że cała ta książka nie została napisana w tak emocjonalnym i osobistym stylu. Percepcja Joanny jest niczym obiektyw kamery – rejestruje, ale nie ocenia. Przyznam, iż – poniekąd w związku z powyższym – w tej relacji czegoś mi jednak zabrakło. Odebrałam ją jako momentami zbyt płytką, powierzchowną. Czytając fragmenty poświęcone (przykładowo) buddyjskim klasztorom i życiu mnichów, wprost nie mogłam się doczekać, kiedy narracja zejdzie na głębszy poziom, kiedy autorka zanurkuje głębiej… ona tymczasem pozostała na powierzchni, poprzestając na dość suchym i lakonicznym opisie z poziomu „formy” (przyznając szczerze, iż o buddyzmie nie wie nic). Zabrakło mi również bardziej rozbudowanych opisów posiłków, które Podolakowie jadali (a których nazw i składu byłam naprawdę ciekawa), czy ajurwedyjskiego masażu.
Mimo całej sympatii do Autorki – jej naturalnego stylu i ujmującego uśmiechu oraz pomimo bardzo pochlebnych recenzji tej pozycji, „Indie…” Podolaków mnie osobiście nie zachwyciły. (Podkreślam, iż jest to moja subiektywna opinia). Dlaczego?
Być może wynika to z faktu, iż Indiami i Dalekim Wschodem interesuję się od dawna (Zapraszam do moich recenzji z tej tematyki: A suknię ślubną kupiłam w Suzhou. Codziennik chiński, , Państwo Środka od środka. Za Chińskim Murem, Pisane Słońcem) w związku z czym moje oczekiwania mogą być po prostu nieco inne. W większości tych „azjatyckich relacji” powtarzają się chociażby opisy: ulic przepełnionych śmieciami i szczurami, realiów kupowania biletów czy podróżowania pociągiem oraz – oczywiście – szeroko dyskutowane są kwestie lokalowo-higieniczne (innymi słowy – azjatyckie toalety, a raczej ich brak) czy często nękające turystów zatrucia pokarmowe. Natomiast opisy miast i zabytków znane są z kolei chociażby z programów dokumentalnych czy podróżniczych. Ktoś może zapytać (i słusznie!): „Czy realistycznym jest oczekiwać czegoś ponad to, skoro najwyraźniej właśnie TAK wyglądają Indie?” Nie wiem, ale uświadomiłam sobie, że w tego typu publikacjach szukam jednak czegoś zdecydowanie głębszego. A czego konkretnie? Na pewno pochylenia nad szeroko pojętą kulturą danego kraju czy narodu, większej uwagi poświęconej kwestiom społeczno-religijnym, językowi, kuchni. I chociaż w swojej relacji Joanna Podolak sporo miejsca poświęciła niektórym zwyczajom (np. kremacje nad Gangesem, Sati) czy kwestiom społeczno-obyczajowym (sytuacja kobiet), to ja pozostałam z trudno uchwytnym uczuciem niedosytu. Ponadto, jeśli już czytam po raz kolejny o tym samym, to chciałabym, aby to zostało mi przedstawione z nieco innego punktu widzenia, z nutą świeżości. A tym, co ją moim zdaniem wnosi, jest subiektywna refleksja autora (od której raczej powstrzymywała się Podolak).
Uświadomiłam sobie w końcu, że szukam bardziej OPOWIEŚCI, niż foto- czy video-relacji z podróży. Opowieści o życiu, które w innej części globu przeżywane jest inaczej. I o tym, jak podróże odmieniają tego, kto podróżuje. Dlatego też w mój gust i potrzeby bardziej trafiła chociażby zrecenzowana naMoznaPrzeczytac.pl pozycja pt. „Pisane słońcem” Macieja Roszkowskiego. Bo to bardziej książka o podróży w głąb siebie, dla której Azja stanowi tło.
„Indie…” Joanny Podolak – pomimo powyższych, osobistych zastrzeżeń – uważam za dobrą i wartościową pozycję, w dodatku przepięknie wydaną. Ze względu na dość pragmatyczny charakter, z pewnością będzie niewątpliwie przydatna dla tych, którzy przygotowują się do przeżycia swojej własnej indyjskiej przygody.
moznaprzeczytac.pl MN; 2016-02-11
Amsterdam. Przewodnik-celownik. Wydanie 1
Pomysł na niezapomianą wyprawę
Amsterdam, nazywany „Wenecją Północy”, ze swoimi kanałami zachwyca kolejne pokolenia podróżników, dając się poznać jako miejsce, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Wypełniony zabytkami, z wyjątkowym układem urbanistycznym wodnych pierścieni, który został nawet wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO, z kawą, która zachwyci wytrawnych koneserów i ze słynnymi coffeshopami, zaspokajającymi potrzeby „wyznawców marihuany”, zaspokaja najbardziej wybredne gusta i dostarcza rozrywki niezależnie od tego, czy przyjeżdżamy tu na dzień, weekend, tydzień, czy może planujemy nad którymś z kanałów osiąść na całe życie.
O tym, ile wspaniałości kryje Amsterdam, który dla turystów jest niczym pudełko pełne prezentów, możemy przekonać się, sięgając po przewodnik po tym pięknym mieście, opublikowany nakładem wydawnictwa Bezdroża. Amsterdam z atlasem miasta to jeden z szerokiej oferty Przewodników – celowników, które pozwalają odbyć niezapomnianą podróż, które prezentują bogatą ofertę miast – zarówno jeśli chodzi o miejsca warte zobaczenia, jak i praktyczne informacje. Po przewodnik powinni sięgnąć wszyscy, którzy wybierają się do Amsterdamu, a także ci, którzy zastanawiają się nad kierunkiem przyszłej podróży – piękne zdjęcia oraz mnogość propozycji tej „Wenecji Północy” z pewnością pozwolą podjąć decyzję dotyczącą wyprawy.
Pierwsze strony przewodnika to mapa miasta z zaznaczonymi atrakcjami turystycznymi, ulicami i placami oraz kanałami i terenami zielonymi. Ułatwia ona znacznie poruszanie się po mieście oraz opracowanie tras w taki sposób, by maksymalnie wykorzystać czas pobytu. Kolejne strony przybliżają historię Amsterdamu od chwili powstania miasta, czyli – według legendy – od XII w. do chwili obecnej.
Atrakcje Amsterdamu to natomiast alfabetyczna prezentacja wszystkich miejsc wartych zobaczenia w mieście, poczynając od Albert Cuypmarkt – największego targu pod gołym niebem w Europie, po Zeedijk 1, czyli jeden z najstarszych budynków w mieście. Poza opisami przybliżającymi charakter miejsca czy jego historię, a także zdjęciami, znajdziemy tu informacje dotyczące adresu, możliwości dojazdu, strony internetowej obiektu, godzin otwarcia, cen biletów oraz dostępności dla osób niepełnosprawnych.
Autorzy podpowiadają również, co warto zobaczyć w Amsterdamie przy założeniu, iż czas wyprawy jest ograniczony, a także co warto zjeść (oprócz frytek z majonezem). Poznamy również symbole Holandii i Amsterdamu, co być może ułatwi nam wybór pamiątek dla rodziny i znajomych. Z kolei część przewodnika poświęcona informacjom praktycznym dostarcza wielu informacji niezbędnych przy planowaniu wyprawy do Amsterdamu. Znajdziemy tu wskazówki dotyczące możliwości zakwaterowania z uwzględnieniem różnych preferencji i zasobności portfeli podróżników, szereg sugestii dotyczących miejsc, do których warto wstąpić, szukając sycącego i niezbyt drogiego posiłku, a także danych dotyczących cen i możliwości poruszania się po mieście transportem publicznym, rowerem i samochodem. Poznamy również najważniejsze święta i festiwale, dowiemy się, w jakich dzielnicach i galeriach najlepiej robić zakupy (z uwzględnieniem adresów słynnych coffeshopów). Aby w podróży poczuć się pewniej, warto poznać przynajmniej kilka słów w obcym języku, zaś naukę podstawowych zwrotów ułatwi umieszczony na końcu przewodnika „mini słowniczek polsko-niderlandzki”.
O tym, ile wspaniałości kryje Amsterdam, który dla turystów jest niczym pudełko pełne prezentów, możemy przekonać się, sięgając po przewodnik po tym pięknym mieście, opublikowany nakładem wydawnictwa Bezdroża. Amsterdam z atlasem miasta to jeden z szerokiej oferty Przewodników – celowników, które pozwalają odbyć niezapomnianą podróż, które prezentują bogatą ofertę miast – zarówno jeśli chodzi o miejsca warte zobaczenia, jak i praktyczne informacje. Po przewodnik powinni sięgnąć wszyscy, którzy wybierają się do Amsterdamu, a także ci, którzy zastanawiają się nad kierunkiem przyszłej podróży – piękne zdjęcia oraz mnogość propozycji tej „Wenecji Północy” z pewnością pozwolą podjąć decyzję dotyczącą wyprawy.
Pierwsze strony przewodnika to mapa miasta z zaznaczonymi atrakcjami turystycznymi, ulicami i placami oraz kanałami i terenami zielonymi. Ułatwia ona znacznie poruszanie się po mieście oraz opracowanie tras w taki sposób, by maksymalnie wykorzystać czas pobytu. Kolejne strony przybliżają historię Amsterdamu od chwili powstania miasta, czyli – według legendy – od XII w. do chwili obecnej.
Atrakcje Amsterdamu to natomiast alfabetyczna prezentacja wszystkich miejsc wartych zobaczenia w mieście, poczynając od Albert Cuypmarkt – największego targu pod gołym niebem w Europie, po Zeedijk 1, czyli jeden z najstarszych budynków w mieście. Poza opisami przybliżającymi charakter miejsca czy jego historię, a także zdjęciami, znajdziemy tu informacje dotyczące adresu, możliwości dojazdu, strony internetowej obiektu, godzin otwarcia, cen biletów oraz dostępności dla osób niepełnosprawnych.
Autorzy podpowiadają również, co warto zobaczyć w Amsterdamie przy założeniu, iż czas wyprawy jest ograniczony, a także co warto zjeść (oprócz frytek z majonezem). Poznamy również symbole Holandii i Amsterdamu, co być może ułatwi nam wybór pamiątek dla rodziny i znajomych. Z kolei część przewodnika poświęcona informacjom praktycznym dostarcza wielu informacji niezbędnych przy planowaniu wyprawy do Amsterdamu. Znajdziemy tu wskazówki dotyczące możliwości zakwaterowania z uwzględnieniem różnych preferencji i zasobności portfeli podróżników, szereg sugestii dotyczących miejsc, do których warto wstąpić, szukając sycącego i niezbyt drogiego posiłku, a także danych dotyczących cen i możliwości poruszania się po mieście transportem publicznym, rowerem i samochodem. Poznamy również najważniejsze święta i festiwale, dowiemy się, w jakich dzielnicach i galeriach najlepiej robić zakupy (z uwzględnieniem adresów słynnych coffeshopów). Aby w podróży poczuć się pewniej, warto poznać przynajmniej kilka słów w obcym języku, zaś naukę podstawowych zwrotów ułatwi umieszczony na końcu przewodnika „mini słowniczek polsko-niderlandzki”.
granice.pl Justyna Gul
Wyzwalacze. Nowe zachowania, trwałe nawyki, lepsze życie
Wszyscy różnimy się od siebie. Od najmłodszych lat jesteśmy nieustannie kształtowani przez życie i różnego rodzaju czynniki wpływające bezpośrednio na nasz charakter i zachowanie. W miarę postępu czasu i rozwoju, nabieramy pewnych nawyków – zarówno tych dobrych, jak i tych nie wnoszących nic pozytywnego do naszego życia. Część społeczeństwa jest świadoma swoich złych nawyków i często poszukuje pomocy w odnalezieniu motywacji do wprowadzenia jakichkolwiek działań zwalczających nawyki czy samego wyzwalacza do wprowadzenia zmian w życie.Wyzwalacze można traktować jako pierwszy krok do lepszego życia.
Goldsmith stworzył książkę, w której od samego początku stara się naprowadzić czytelnika na jego złe nawyki, jednocześnie dążąc do wywołania u niego chęci modyfikacji określonych zachowań. Autor ukazuje, na rozmaitych przykładach, że zmiany mogą zostać dokonane u różnych osób, bez względu na ich wykształcenie czy wiek. Jedni potrzebują bardziej szczegółowej i regularnej pomocy, inni jedynie bodźca do utrzymania motywacji. Jednym wychodzi to szybciej, innym wolniej. Jesteśmy różni i w tej kwestii nie powinno stawiać się na generalizację. Goldsmith podchodzi do różnych aspektów osobno, przez co przy czytaniu książki część informacji uderza bezpośrednio w czuły punkt czytelnika, wskazując mu jego złe nawyki.
„To jest książka o życiowych zmianach dorosłych ludzi. Dlaczego nam to nie wychodzi? Jak poprawić swoje umiejętności w tej kwestii? Jak sprawić, żeby inni docenili naszą zmianę?”
Goldsmith prowadząc liczne spotkania, stając się zarówno doradcą, jak i trenerem, poznał schematy myślowe osób, które pragną zmian, a same nie potrafią tego dokonać, przekonał się, co jest najczęstszym czynnikiem demotywującym przy wyznaczaniu i wprowadzaniu zmian. W swojej książce w bardzo umiejętny i prosty w odbiorze sposób stara się przedstawić proces zmiany złych nawyków na dobre. Wydaje się, że jego metody są dosyć łatwe, chociaż oczywiście wymagają odpowiedniego zaangażowania jednostki w wykonanie zmiany. Książka staje się bardziej zrozumiała dla zwykłego zjadacza chleba przez wykorzystywanie licznych, z życia wziętych przykładów, które jeszcze bardziej utwierdzają czytelnika w przekonaniu, że faktycznie przy odrobinie wysiłku można osiągnąć zamierzony sukces. I poprawić jakość swojego życia.
Książkę polecam zarówno osobom, które szukają pomocy w odnajdywaniu swoich złych przyzwyczajeń i wprowadzaniu w życie wszelkich modyfikacji, jak również osobom, które bardzo cenią rozwój osobisty i nieustannie dążą w stronę perfekcyjności.
ruderecenzuje Rude; 2016-02-04
Hejtoholik, czyli jak zaszczepić się na hejt, nie wpaść w pułapkę obgadywania oraz nauczyć zarabiać na tych, którzy Cię oczerniają
Miałem zgrzyt z tą książką. Zaproponowano mi ją do zrecenzowania i dobrą chwilę zastanawiałem się czy pasuje do tematyki podejmowanej na blogu. Przekonał mnie fakt, iż autor wspomina o zarabianiu na hejcie. Przeczytałem i mam mieszane uczucia. Po pierwsze background dla książki, bo jest to bardzo istotne. Jej autor to Michał Wawrzyniak, który prowadzi firmę Mentalway. Nie będę chyba daleki od prawdy mówiąc, że jest coachem i kimś w rodzaju polskiego Tima Robbinsa (napisałem recenzję jego książki - link). Nie cieszy się w internecie szczególną estymą i na własnej skórze wie co to hejt. Pod każdym materiałem na jego temat dosłownie wylewano na niego wiadro pomyj do takiego stopnia, że stawało się to groteskowe. Oddając więc cesarzowi co cesarskie sądzę, że obok Jarosława Kuźniara i paru innych osób jest naprawdę odpowiednią osobą do napisania tej książki. W środku znajdziemy m.in.: historie znajomych z jego otoczenia, którzy opowiadają o konsekwencjach hejtu, który ich dotknął, oraz próbę zrozumienia hejtu. Jest szansa, że ktoś plujący dotychczas jadem po przeczytaniu tej książki zmieni swój stosunek. Jest wszak szansa, bo nie każdy zdaje sobie sprawy, że jest hejterem. Personalnie mi akurat nie pomogła, bo już wcześniej sam doszedłem do wniosku, że zamiast bezsensownie tracić energię na dopieprzaniu komuś wolę ją spożytkować na coś co przyniesie mi pożytek. Nie sposób nie powiązać tego faktu, że największymi hejterami są osoby, które zarabiają mało, a zamiast wziąć się do pracy nad sobą czepiają się dla przykładu znanych blogerów, że tyle biorą za jeden tekst. Zamiast potraktować to jako inspirację próbują dogryźć. Ja również mam niestety za uszami i również byłem celem hejtu. W porządku, a czy jest tu coś o zarabianiu na hejcie? Jest i czekałem na poświęcony temu rozdział. Jestem rozczarowany, bo opiera się to na tym, że hejterzy są naszą tubą marketingową. Wystarczy wspomnieć Tomka Tomczyka, czy Jarosława Kuźniara, którego niektórzy poznają właśnie dzięki hejterom. Kiepski model biznesowy, niezależy od nas, a przy tym uprzykrzający nam życie. Finalnie dla kogo jest ta książka? Dla osób z jakiegoś powodu zainteresowanych tą tematyką, bo pozycji na ten temat nie ma chyba wcale.
jakzarabiacpieniadze.com.pl Mateusz Kiszło
Matrioszka Rosja i Jastrząb
Rosja to kraj wielonarodowościowy i wielokulturowy. To też kraj, którego nie można do końca zrozumieć ze względu na swoistą różnorodność. Niektórzy mówią nawet, że jej mieszkańców charakteryzują swego rodzaju sprzeczności. Z jednej strony będą współczuć i pomagać, jeśli zajdzie taka potrzeba, a z drugiej doprowadzą do łez i przyprawią o ból i cierpienie. Dlatego też naszych północno-wschodnich sąsiadów należy odkrywać powoli, lecz nie można mieć gwarancji, że któregoś dnia poznamy ich prawdziwą twarz. Nikomu nie trzeba przypominać, że Polskę i Rosję łączy wiele, ale jednocześnie sporo dzieli. Od wieków wzajemne relacje pomiędzy obydwoma krajami nie są najlepsze i nic nie wskazuje na to, aby ta kwestia uległa zmianie, ponieważ wciąż pojawiają się nowe rysy. Dzieli nas głównie dramatyczna i bolesna historia, o której nie można zapomnieć. Przypuszczam, że będą musiały minąć pokolenia, aby można było przejść do porządku dziennego nad tym, co spotkało Polaków z ręki Rosjan.
Zapewne Rosjanie będą mogli powiedzieć o nas dokładnie to samo, bo w historii swojego kraju odnajdą wydarzenia, w których braliśmy udział, a które przysporzyły Rosji cierpień. Aby o tym wszystkim zapomnieć i wybaczyć trzeba najpierw wyjaśnić sobie wszelkie nieporozumienia i przyznać się do popełnionych błędów zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Należałoby zatem odrzucić kłamstwa historyczne i przestać wybielać to, co z pewnością białe nie jest. Dlatego też wiele zależy od polityków, bo to oni w głównej mierze kształtują obraz Polski i Rosji. Wbrew pozorom polityka wywiera naprawdę ogromny wpływ na obywateli danego kraju. To polityka kształtuje ich umysły i pozwala wierzyć w rzeczy, które wielokrotnie mijają się z prawdą.
Rosja widziana oczami Macieja Jastrzębskiego – zagranicznego korespondenta Polskiego Radia – wydaje się dość przyjaznym krajem, choć wiele należałoby w niej zmienić, głównie jeśli chodzi o politykę. Rosja to nie liberalna Europa, gdzie każdy może czuć się swobodnie bez strachu, że jego prawa zostaną złamane. Autor w swojej książce skupia uwagę na wielu kwestiach dotyczących Federacji Rosyjskiej. Czytelnik odnajdzie w reportażu sporo polityki, historii, ale także życia zwykłych ludzi, z którymi Maciej Jastrzębski zdążył się zaprzyjaźnić podczas swojego pobytu w tym kraju, jak na przykład z Borysem Anatolijewiczem. Tak więc poznajemy nie tylko czołowych rosyjskich polityków, ale również oligarchów, którzy odgrywają bądź odgrywali w Rosji ważną rolę dopóki nie zapragnęli samodzielności i nie wystąpili przeciwko władzy, co oczywiście nie skończyło się dla nich najlepiej. W Rosji naprawdę trzeba uważać, aby nie narazić się rządzącym. Kara za „wychylanie się” może być naprawdę sroga i zaważyć na całym dalszym życiu delikwenta i jego rodziny.
Podobnie rzecz ma się w przypadku zwykłych ludzi. To, co najbardziej boli statystycznego Rosjanina, to łamanie praw człowieka. Poza tym – tak jak w każdym kraju – są biedni i bogaci. Te różnice widać bardzo wyraźnie, zwłaszcza wtedy, gdy naprzeciwko siebie postawimy poszczególne dzielnice Moskwy. Polakom Rosja kojarzy się przede wszystkim ze Związkiem Radzieckim, od którego przez kilkadziesiąt lat byliśmy uzależnieni i musieliśmy tańczyć tak, jak akurat zagrał nam ten czy inny radziecki przywódca. Czasy komunizmu nie są zbyt odległe, dlatego też trudno jest o nich zapomnieć na zawołanie, zważywszy że wciąż żyją ludzie, którzy na własnej skórze przeżyli jego dramat.
Niemniej współczesna Rosja to nie Związek Radziecki, choć są i tacy, którzy z sentymentem wspominają Włodzimierza Lenina (1870-1924) czy Józefa Stalina (1878-1953). Dzisiejsi Rosjanie są chłonni świata. Pragną zdobywać wykształcenie, mieć dobrą pracę i równie dobrze zarabiać, podróżować i doświadczać tego wszystkiego, co ma im do zaoferowania zachodni świat. Odniosłam wrażenie, że dla niektórych Rosjan to właśnie Polska jest takim „oknem na Zachód”. To od nas uczą się tego, że można żyć inaczej. Ich przyjazne uczucia wobec naszego kraju objawiają się głównie tym, że z zainteresowaniem czytają książki polskich autorów, słuchają utworów Fryderyka Chopina (1810-1849), zachwalają polską kuchnię, a nasza kultura generalnie staje się dla nich wzorem, z którego chętnie czerpią. Ale nie wszystko wygląda tak kolorowo.
Maciej Jastrzębski pokazuje także tę drugą stronę rosyjsko-polskich relacji. Chodzi tutaj głównie o to, w jaki sposób Rosjanie postrzegają Polaków i na odwrót. Niestety, na tym polu nie zawsze jest tak, jak być powinno, aby móc zachować przyjazne stosunki. Są bowiem tacy, którzy chcieliby, żeby Polacy wręcz przepraszali ich za to, że w pewnym momencie poderwali się do walki, powstała Solidarność, a my staliśmy się wolnym i niezależnym krajem, wydostając się spod buta Związku Radzieckiego. Niektórzy Rosjanie chcieliby za wszelką cenę zamieść historię pod dywan i najlepiej byłoby, gdyby nikt już do niej nie wracał, a niestety „mali Polaczkowie” wciąż to robią, co Rosjan bardzo denerwuje. Bo zdaniem niektórych Polacy tylko narzekają, wypominają ciemne strony historii, jak: zabory, inwazję sowiecką w dniu 17 września 1939 roku, wywózkę na Syberię, Katyń i jeszcze wiele innych wydarzeń, o których oni nie chcą pamiętać. Nie rozumieją, dlaczego Polacy zapominają o tym, że z rąk hitlerowców wyzwalała ich Armia Czerwona. Tylko że ta sama Armia Czerwona najpierw nas zaatakowała, a potem pozwoliła na to, aby powstańcy warszawscy wykrwawili się na śmierć. No cóż, wydaje mi się, że taki pogląd jest efektem fałszowania historii przez dziesiątki lat i wmawiania ludziom, że prawda wyglądała zupełnie inaczej. Nawet jeśli ktoś znał fakty, to pod karą obowiązywał go zakaz mówienia o nich. Zresztą bardzo podobnie sytuacja przedstawiała się w komunistycznej Polsce. U nas również nie wolno było głośno mówić o wielu rzeczach, które w jakiś sposób niechlubnie łączyły się z polityką Związku Radzieckiego. Jedno jest pewne: takie przepychanki słowne do niczego dobrego nie doprowadzą i jeśli obydwie strony chcą żyć ze sobą w zgodzie, to trzeba przestać obrażać siebie nawzajem.
Myślę, że intencją Macieja Jastrzębskiego było napisanie książki, która pozwoliłaby Polakom spojrzeć na Rosję w innym świetle. Autorowi po części na pewno się to udało. Matrioszka Rosja i Jastrząb to jeden z wielu kroków, jakie należy podjąć, aby móc naprawić to, co zniszczyła przeszłość i nierzadko psuje teraźniejszość. Pewne jest natomiast, że nie można przejść obojętnie obok kraju, z którym od wieków dzieli się granicę. Książka jest doskonałą lekturą dla tych, którzy nie znają Rosji, ale także dla tych, którzy chcieliby pogłębić swoją wiedzę o tym kraju. Czytelnik odnajdzie w lekturze szereg ciekawostek, o których media milczały. Omówione są też wydarzenia, o których swego czasu było bardzo głośno. Nie zawsze informacje na ich temat przysparzały Rosji chwały. Często sprawiały, że świat zachodni krytykował poczynania rosyjskich władz.
Jak już wspomniałam wyżej, Maciej Jastrzębski kreuje obraz Rosji, którą można polubić. Przypuszczam, że książka Matrioszka Rosja i Jastrząb została napisana właśnie w takim klimacie, dlatego iż sam Autor dobrze czuje się w państwie, w którym przyszło mu pracować, natomiast przy pomocy tej publikacji pragnie zaszczepić w swoich rodakach chęć do zmiany sposobu postrzegania Rosji i jej mieszkańców. Czy tak się stanie? Czas pokaże.
wkrainieczytania.blogspot.com