ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

AlphaMale. Wydanie II rozszerzone

Myślałyście, że książka"Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" jest świetna i przełomowa? "AlphaFemale" jest o wiele lepsze. Bo kto wie lepiej jak patrzą na kobiety mężczyźni, niż oni sami. Matusz Grzesiak zrobił coś czego kobiety potrzebowały. Pokazał nam sposób w jaki widzą nas mężczyźni, jak myślą i jak rożni się nasze postrzeganie różnych sytuacji. 

Mateusz Grzesiak jest coachem i trenerem personalnym .Zna 8 języków i prowadzi szkolenia w Polsce jak i poza jej granicami. Zajmuje się rozwojem osobistym, motywacją i sztuką wpływu neurolingwistycznego. Pokazuje ludziom, jak programować swój mózg, aby osiągnąć to czego chcemy, aby być lepszą wersją siebie. Swoją ideą zaraża ludzi i zmienia ich życie.

Ja po raz pierwszy zetknęłam się z nazwiskiem Grzesiak, podczas rozmowy z moim przyjacielem na temat "ideału kobiety" i manipulacji. Posłał mi filmik z przemową Grzesiaka i wszystko się zaczęło. Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła przeczytać jego książkę. Dzięki Wydawnictwu Sensus otrzymałam taką możliwość, za co jestem im bardzo wdzięczna :)

Książka porusza tematy psychologi męskiej i kobiecej, ich spojrzenia na związek i na płeć przeciwną. Mateusz wychodzi z bardzo ciekawą teorią orbit, która wielu parą może pomóc. A co ważniejsze, może pomóc kobietą, które szukają partnera. Nie rozumiesz czemu mężczyzna rzucił Cię dla innej, gorszej? Matusz zna odpowiedź.

Książka jest pisana językiem przystępnym dla zwykłego odbiorcy. Bardzo lekki styl pisania pozwala na wręcz pochłonięcie książki. Ja miałam problem się od niej oderwać, choć przede mną były ważne egzaminy. Nie mogłam sobie odmówić przyjemności przeczytania tej wspaniałej książki. Dzięki niej wiele zrozumiałam i wiele się nauczyłam. Lecz książka ma jedną wadę... za szybko się skończyła. To jedna z tych książek, po przeczytaniu której czujesz niedosyt, chcesz jeszcze. Dlatego myślę, iż moje obcowanie z Grzesiakiem nie skończy się na jednej książce :) Polecam ją wszystkim! Nawet panowie powinni po nią sięgnąć, aby zrozumieć nasz kobiecy sposób myślenia.
mojtajemniczyswiat.blogspot.com Aga H

Zakochani w świecie. Indie

Indie należą do najbardziej fascynujących krajów świata. Ich zwiedzanie i poznawanie jest jednak dla zagranicznych turystów prawdziwym wyzwaniem. Wymaga bowiem sporej odporności, zwłaszcza psychicznej, nie tylko na warunki klimatyczne – powalające upały w gorących porach roku, czy ograniczone możliwości podróżowania i poznawania ich atrakcji w okresie monsunów. Ale przede wszystkim trudne do wyobrażenia sobie kontrasty między bogactwem i nędzą. Dosyć powszechny brud, robactwo, czy szczury swobodnie hasające także w dzień nie tylko w najbardziej zaniedbanych dzielnicach.

Równocześnie jednak, co trzeba podkreślić, troskę o higienę osobistą także ludzi z nizin społecznych nie mających dostępu do takich osiągnięć cywilizacyjnych jak czysta woda, a nawet dach nad głową. Koszmar w tym kraju stanowią zatłoczone drogi i ulice z ruchem praktycznie bez żadnych reguł. Dla Europejczyków także hałas często nie do zniesienia. No i tłumy żebraków, również celowo okaleczonych, także dzieci, aby wzbudzić litość i skłonić do datków. Wciskających się ze wszystkich stron handlarzy usiłujących „bogatym cudzoziemcom", bo przecież każdy, którego stać na przyjazd, jest w oczach tubylców bogaczem, sprzedać cokolwiek.
Naganiaczy do hoteli, restauracji, riksz itp. Samozwańczych „przewodników" ,przeważnie nachalnie próbujących wręcz wymóc na turystach, aby skorzystali z ich usług. Nie mówiąc już o zwykłych oszustach i naciągaczach. Ale takie również są Indie. Nie są od tej ich ciemnej strony izolowani nawet turyści korzystający z usług biur podróży z wyższej i najwyższej półki. Sypiających w 4 - 5* hotelach, jadających w dobrych restauracjach, jeżdżących luksusowymi, klimatyzowanymi autokarami. Bo i oni widzą ten świat przez ich szyby, są osaczani, gdy wysiadają, lub wchodzą do zabytków i innych sławnych obiektów.
Zresztą „poznawanie" przez nich Indii ogranicza się głównie do tego. I wyjeżdżając nie mają przeważnie pojęcia w jakim naprawdę kraju byli. O jego mieszkańcach i ich problemach, życiu, kulturze, różnorodnych i skomplikowanych wierzeniach religijnych itp. O odrębnościach regionalnych i kastowych, a przede wszystkim o różnych obliczach Indii. Zachwycających, fascynujących, ale i szokujących, a nawet odrażających. Prawdziwe oblicza kraju można trochę poznać i przynajmniej próbować go zrozumieć, podróżując samodzielnie, ewentualnie w niewielkich, kilkuosobowych grupach.
Przeważnie z plecakami, korzystając z najtańszych lub bardzo tanich noclegów i wyżywienia, jeżdżąc razem z tubylcami pociągami, autobusami i innymi lokalnymi środkami transportu.Taką czteromiesięczną podróż dookoła Indii odbyła olsztyńska dziennikarka telewizyjna wraz z mężem, operatorem obrazu w TV. Był to ich wyjazd turystyczno – zawodowy. Z celem nie tylko jak najwięcej zobaczyć i poznać, ale też nakręcić serię programów TV oraz zebrać materiały do napisania książki.
Jest ona relacją z tego wyjazdu przed kilku laty, bo po nim autorka, jak wynika z relacji z Waranasi, była tam ponownie w dwa lata później. Przybliżającą polskim czytelnikom różne, nierzadko zaskakujące, a na pewno mało znane oblicza tego kraju. Redaktorka tej książki napisała na skrzydełku jej tylnej okładki:
„Trzeba mieć wiele odwagi i determinacji, żeby zostawić stabilną pracę i wybrać się w samodzielną podróż dookoła Indii. Ale, jak pisze autorka na kartach swojej książki, warto! Bo mimo brudu i niewyobrażalnej biedy, mimo czających się chorób i chaosu miast można zobaczyć inne oblicze Indii. Bo Indie to też ludzie, uśmiechnięci i pełni życzliwości, to pyszne jedzenie i herbata na każdym rogu, to dziewicze zakątki i zabytki niekoniecznie znane z folderów. Taki właśnie kraj, pełen kontrastów ui sekretów, chce nam pokazać autorka. Czy Indie widziane jej oczami zachwycą nas i zaciekawią? Jestem pewna, że tak!".
Po lekturze tej książki sądzę, że zaciekawią na pewno. Ale mam już poważne wątpliwości, czy zachwycą. Jest to bowiem rzetelna i ciekawie napisana relacja z podróży, z dziesiątkami szalenie interesujących faktów, ciekawostek, spostrzeżeń i obserwacji. Pokazująca jednak oczywiście również ciemne, a nawet ponure oblicza tego kraju. I na pewno nie każdy zachce je oglądać, nie mówiąc już o zachwycie. Podobnie jak chyba tylko stosunkowo nieliczni gotowi są podróżować po Indiach tak, jak autorka z mężem. Również, chociaż tylko niekiedy, na długich trasach, np. w najtańszych wagonach dla tubylców.
Do których konduktorzy nie zaglądają, bo nie ma mowy, aby zdołali się do nich wcisnąć. Czy jeżdżąc po koszmarnych drogach jeepami wraz z... 28 innymi pasażerami (w jednym!) nie licząc kierowcy. Bądź sypiać w tanich pokoikach, ale „za to" bez okien i pełnych robactwa. To tylko parę autentycznych przykładów z tej książki. Jej bohaterowie odbyli podróż długą, okrężną trasą. Z Bombaju (Mumbaju), bo do niego bilety były najtańsze, przez Goa, najbardziej na południu subkontynentu położony stan Tamilnadu – szczegóły pomijam, Kalkutę na wschodzie, podhimalajskie Dardżyling i Sikkim, Waranasi (Benares) nad Gangesem, Agrę, Pendżab i Radżasthan, z powrotem do Bombaju.
Z wypadami do licznych, także takich miejscowości i miejsc, których nazwy nic nam nie mówią, a okazywały się szalenie ciekawymi, bogatymi w zabytki lub inne atrakcje, godnymi nawet specjalnych podróży. Bogactwo przeżyć i wrażeń autorki oraz jej męża, faktów, obserwacji i ciekawostek jakie zebrała oraz przedstawiła czytelnikom, jest imponujące. Obejrzenie najbardziej znanych zabytków i miejsc na trasie. Wielokrotne wizyty i korzystanie z bezpłatnego żywienia w Złotej Świątyni w Armitsarze, czy pobyt w zaprojektowanym przez Le Corbusiera Czandigarhu – stolicy Sikkhów. Mieszkanie w hotelu w starym forcie w Dżodhpurze.
Zwiedzenie świątyni Nagaradżi w Mannarasala, głównego ośrodka kultu węży w Kerali. Czy grot w Adżante i Elurze wykuwanych i zdobionych przez mnichów w ciągu 7 wieków i opuszczonych, aż do ich odkrycia, na dziesięć wieków. Udział lub obserwacja obrzędów religijnych, m.in. mniejszości Bośnojów, czy wcielania się boga Mutapy w miejscowego kapłana w Kannur w północnej Kerali oraz podobnych w innych miejscach. Ale także pobyt w slumsach Dharawi w Bombaju, czy kilka dni pracy jako wolontariuszy w hospicjum – domu opieki Matki Teresy w Kalkucie. I choroby, które ich dopadły, zwłaszcza „biegunka życia" w Waranasi.
Dla kontrastu zaś: liczne spotkania i kontakty z tubylcami oraz wizyty w ich domach. Z przykładami ogromnej serdeczności i gościnności, ale i np. koniecznością fotografowania się setki razy z przygodnie spotykanymi tubylcami, gdyż stanowili dla nich nie lada atrakcję. Sporo można dowiedzieć się o zagrożeniach ze strony watah dzikich psów, małp, ale także świętych krów, a zwłaszcza byków. Fatalnych warunkach życia oraz drastycznych metodach ich tresury, słoni wwożących turystów do twierdzy Amber w Radżasthanie. No i o wspomnianych już naganiaczach, handlarzach i oszustach.
Szczególnie aktywnych w Agrze, gdzie naganiacze wpadają już do przyjeżdżających pociągów, aby podróżnych zaciągnąć do hoteli, które „polecają". Czy „polowania" w tym mieście na turystów przed najsłynniejszym mauzoleum świata – Tadż Mahal. „Turysta w Agrze – pisze autorka – jest od zostawiania pieniędzy". Przytaczając przykład: za wstęp do mauzoleum cudzoziemiec płaci 750 rupii (blisko 50 zł), zaś tubylec tylko 20 ! Takie zróżnicowanie cen biletów jest zresztą w Indiach powszechne, a wstępy do zabytków, muzeów i innych ciekawych miejsc pochłaniają sporą część skromnego budżetu turystów.
Oprócz interesujących opisów miejsc i ludzi, czy przeżyć autorki, warte uwagi są też jej rozważania o podróżowaniu. I niezliczone informacje oraz ciekawostki. Np. że aby kupić bilet kolejowy, trzeba wypełnić specjalny formularz, podać kierunek podróży, wiek i płeć. Na miejscach leżących w wagonach sypialnych podróżuje po 2-3 tubylców, a podłogi, także między leżankami, zajmują ci, których nie stać na takie miejsce. Podróżowanie i obyczaje w środkach transportu, np. wskakiwanie do jadących autobusów (podobnie pociągów) zanim zatrzymają się na przystanku, aby zdobyć miejsce siedzące, to zresztą obszerny temat w tej książce.
Podobnie jak sztuka przechodzenia przez jezdnie, bo żadne światła czy pasy dla pieszych tam nie obowiązują. Korzystanie z koszmarnych indyjskich toalet. Jedzenie palcami – przywykają do tego również cudzoziemcy – w tanich, ale smacznych ulicznych garkuchniach. Ciekawe przykłady można ciągnąć w nieskończoność. Aby je poznać, najlepiej przeczytać książkę, do lektury której zachęcam. Zarówno tych, którzy jeszcze w Indiach nie byli i niewiele wiedzą o tym kraju, jak i znających je, chociażby trochę, jak ja. Bo z zainteresowaniem czytałem o miejscach i zabytkach które poznałem oraz jak je odbierała autorka z mężem. Dowiedziałem się też z z tej książki sporo nowego o tym kraju.
Całość napisana została, jak już wspomniałem, bardzo ciekawie. Chociaż w trakcie lektury trochę drażniły mnie niektóre, dosyć liczne dialogi obojga bohaterów, w rodzaju: - Jarek, ale będzie fajne zdjęcie! – Co tam się dzieje, Jarek zobacz! Idziemy się przejść chociażby tu, w pobliżu – zapytał Jarek. – Jasne, że idziemy, jesteśmy przecież w Waransi! Moim zdaniem w wielu przypadkach zupełnie zbędne, a przerywające interesującą narrację. No ale może jestem w tym odosobniony. Mocną stroną książki są natomiast liczne kolorowe zdjęcia ilustrujące i wzbogacające tekst, autorstwa obojga podróżników.
kurier365.pl Cezary Rudziński; 2016-02-12

Co za szycie!

Zanim wzięłam się za czytanie książki, przeczytałam o niej wiele negatywnych opinii.
 
Książce wytyka się błędy merytoryczne. Rozumiem, że poradnik powinien być dobrze napisany i nie powinien zawierać podobnych niedociągnięć. A jednak wydaje mi się, że nie mają one dużego znaczenia, instrukcje są skierowane do osób, które chcą uszyć coś dla siebie lub bliskich, nie stać się profesjonalnymi krawcami.
 
Owszem, podobno nie powinno się szyć dzianiny elastycznymi nićmi i prostym ściegiem (ale elastycznym ściegiem i poliestrowymi nićmi), ale co to za różnica. I w jeden i w drugi sposób wyjdzie szew. Poradnik będą czytać osoby, które nie maja zielonego pojęcia o szyciu. Jest on jedynie wstępem do szyciowego świata, prostymi słowami jest opisane jak się wziąć za obsługę maszyny, wykroje i w końcu szycie. To poradnik w pigułce, jest bardzo ogólny (z wyjątkiem rozdziału o konstrukcji i szyciu krok po kroku konkretnych ubrań). O szyciu i narzędziach do tego można by napisać dużo więcej, ale taka książka byłaby gigantyczna. 
 
Moim zdaniem “Co za szycie” jest przede wszystkim nastawione na promowanie rękodzieła. Autorka pokazuje, że każdy może usiąść do maszyny i szyć, nie trzeba być krawcem, żeby zrobić dla siebie spódnice. 
To pierwszy poradnik szyciowy, który jest napisany tak przystępnym językiem. W moim odczuciu przekaz książki (promocja szycia, rękodzieła, przedstawienie, że każdy może) jest ważniejszy od niewielkich niedociągnięć merytorycznych (i literówek), które się pojawiły.
 
Wydaje mi się, że odbiorca po takiej książce chce więcej, chce się uczyć. Więc w końcu sięgnie do innego źródła wiedzy, czy to do podręcznika do krawiectwa, czy to na któregoś z blogów, zobaczy inne sposoby szycia i konstrukcji, zacznie szukać innych materiałów, pewnie bardziej specjalistycznych. Sama autorka pisze, że specjalnie ubrała instrukcje w proste słowa, aby były zrozumiałe dla każdego, to nie ma być podręcznik krawiecki z zawiłymi objaśnieniami i obliczeniami. 
 
 
Być może moja opinia wiąże się z pewnym etapem mojej samodzielnej nauki szycia. Oczywiście, że nie jestem obiektywna! Gdy uczyłam się robić konstrukcję bluzki - konstrukcja rękawa całkowicie mi nie wychodziła. Zapytałam się wujka Google: “jak zrobić konstrukcję rękawa” i wtedy trafiłam na kanał Co za szycie, obejrzałam filmik, zrobiłam konstrukcję tego nieszczęsnego rękawa. I co? Pasował idealnie. 
 
Podsumowując polecam książkę na sam początek nauki szycia, dla osób które nie wiedzą nic o maszynie do szycia, jak ją uruchomić, z czego się składa, jak zszywać kawałki materiału, jakim ściegiem, itd. Autorka motywuje czytelnika, w standardowych podręcznikach do szycia można się zgubić i stracić zapał do nauki. Tutaj jest pokazane, że każdy może coś uszyć. Są proste instrukcje, podstawowe konstrukcje.
kochamszycie.eu Joanna Król

Pokolenia. Powrót do domu

Niedawno zachwycałam się pierwszą częścią sagi "Pokolenia" i obiecywałam, że szybko zabiorę się za czytanie kontynuacji. Za względu na różne obowiązki nie udało mi się zrealizować tego planu w tak szybkim tempie, jak zakładałam, ale książka już za mną i dzisiaj chcę się z Wami podzielić wrażeniami z lektury.
 
Jak zapewne pamiętacie "Pokolenia. Wiek deszczu, wiek słońca" to opowieść o życiu Janki i jej rodziny. W pierwszej części czytamy o burzliwej pierwszej połowie dwudziestego wieku, o obu wojnach, nastaniu socjalizmu, i tym jak to wpłynęło na losy naszych bohaterów. Drugi tom zaczyna się nieco sennie, chwilami nawet wieje lekko nudą. Ale tak to w życiu bywa, że chwile spokoju przeplatają się z dramatami i wielkimi radościami. Niektórzy narzekają, że nic się w ich życiu nie dzieje, ale może powinni się tym cieszyć?
 
Janka czerpie radość z macierzyństwa, którego już się nie spodziewała. Wraz z mężem i małą Kasią mieszkają w Łębkach w bloku przy Dubois. Ona zajmuje się domem i wychowywaniem córki, on pracuje w szpitalu i zgodnie ze złożoną lata temu obietnicą co rano przynosi jej do łóżka herbatę i ciasteczka.
 
Właśnie pierwszy człowiek stanął na księżycu i to akurat wydarzenie zgromadziło w dużym pokoju Borengów spory tłum gości. Wszyscy wpatrują się jak urzeczeni w telewizor, który nadal jest szczytem marzeń wielu Polaków, nawet teraz gdy kosmos wydaje się niemal na wyciągnięcie ręki...
 
Życie płynie, jedni ludzie odchodzą, a w ich miejsce pojawiają się nowi, tworzą się nowe przyjaźnie, znajomości i miłości. Janka jest nieprzeciętną osobą i zupełnie nieobliczalną. Jest na ustach wielu Łębkowianek, oczywiście głownie tych, które z braku własnych zajęć uważnie obserwują, co robią inni. Janka otwarcie krytykuje ustrój, bylejakość produktów w sklepach i zachowanie praktycznie każdej osoby z własnego otoczenia. Ona nie obmawia, nie sieje plotek, ale mówi prosto z mostu, co myśli. Kobieta często wraca do przeszłości, wspomina dawne dzieje, również te bardzo bolesne. Chciałaby, żeby historia jej rodziny przetrwała, zatem pisze dziennik i namawia córkę do tego samego. Nie wie, że na podstawie zapisków obu pań powstanie kiedyś książka...
 
Oczywiście "Pokolenia. Powrót do domu" to nie tyko historia Janki, to również opowieść o Kasi, o jej dorastaniu, cudownym okresie studiów, pierwszych miłościach i trudnych lekcjach życia. To historia Michaliny, w której zakochuje się dużo starszy Tadeusz. Mamy tu też ciocię Stefkę, która nie potrafi żyć bez mężczyzn, więc po powrocie z Ameryki po raz kolejny wychodzi za mąż i to za dużo młodszego i niezbyt ułożonego kawalera.
 
Chociaż początek wydał mi się leniwy, to z pewnością nie można tego powiedzieć o całej książce. Znajdziecie tu sporo zwrotów akcji, wydarzeń o ogromnym znaczeniu dla Polski i nie tylko, bardzo ciekawych i nieszablonowych bohaterów. Ta fabuła wciąga, zabiera nas w zupełnie inną rzeczywistość, niełatwą, ale bardzo prawdziwą. Zżyłam się z bohaterami "Pokoleń", bardzo przeżywałam ich problemy, cieszyłam się ich radościami, nic więc dziwnego, że tak trudno jest mi się z nimi rozstać.
 
Skoro to drugi tom, to pewnie zastanawiacie się, czy można go przeczytać bez znajomości pierwszego. Otóż powiem Wam, że można. Autorka pokrótce opisuje to co się wydarzyło wcześniej, w razie potrzeby wyjaśnia czytelnikowi to, czego nie jest się w stanie domyślić. Można, ale uważam, że pominięcie pierwszej części to wielka strata dla osoby czytającej. Przeczytanie krótkiego streszczenia zamiast zanurzenia się w losy naszych bohaterów, ich przeżycia, uczucia i marzenia, to jednak dwie zupełnie inne sprawy. Zachęcam więc do przeczytania obu części i to we właściwej kolejności, poznania Janki, jej rodziny, bliższych i dalszych znajomych. Dodam jeszcze, że wartościowym uzupełnieniem opowieści są zdjęcia, które znajdziecie na końcu książki.
 
Zostawiam Was z krótkim, ale bardzo trafnym cytatem:
„(...) kobiety pozbawione pocałunków robią się smutne”.
korcimnieczytanie.blogspot.com Kornelia Pikulik-Czyż; 2016-02-08

Jutro zaczyna się dziś, czyli jak zaprojektować swoją wymarzoną przyszłość

Czy wierzymy w postanowienia noworoczne, czy też nie, faktem jest, że każdego stycznia ich temat powraca. Non stop trafiam wtedy na artykuły typu: „Top 10 postanowień noworocznych” lub „Co zrobić, by wreszcie zrealizować swoje marzenia?”. No właśnie… „co zrobić?”.

Edyta Walęciak-Skórka odpowiada na to pytanie w książce „Jutro zaczyna się dziś…”. Zaczyna od wymienienia darów, które każdy z nas posiada (m.in. dar wiary, przyciągania, wdzięczności, wyboru i działania) oraz omówienia ich wpływu na to, co spotyka nas na co dzień. A potem pokazuje, jak za ich pomocą, krok po kroku, zrealizować wyznaczone cele.

Pełno jest tu przykładów życiorysów ludzi, którym – nawet mimo dużych trudności – się powiodło, a także praktycznych ćwiczeń, jak samemu osiągnąć sukces. Polegają one m.in. na szczerym odpowiadaniu na zadawane przez autorkę pytania lub na wypełnianiu szeregu tabelek. Jest ciekawie i różnorodnie, bo ćwiczenia przeplatane są anegdotami, cytatami i teoriami.

Spodobała mi się szczególnie ta obalająca stwierdzenie, że nie ma głupich pytań... Autorka twierdzi, że głupie pytania zadajemy sobie non stop, pytając np. „Dlaczego nic mi się w życiu nie udaje?” zamiast „ Co mogę zrobić, by mi się udało?” lub „Dlaczego mam wciąż pod górkę?” zamiast „Co czeka mnie na szczycie?”.

Książka jest króciutka, bo zawiera nieco ponad 200 stron. Krótkie są też rozdziały, dzięki czemu czyta się je bardzo szybko.Trochę irytował mnie jednak fakt, że całość napisana jest jako zwrot do kobiet. Czyżby mężczyźni byli zupełnie wykluczeni z czytania poradników? :-)

„Jutro zaczyna się dziś…” jest książką przede wszystkim dla osób, które mają już swój konkretny cel do zrealizowania, ale nie wiedzą od czego zacząć. Lub dla osób, które - tak jak ja - po prostu lubią czytać poradniki, bo cenią sobie zawartą w nich wiedzę na temat tego „jak żyć?”. Jednak nie powstał jeszcze żaden poradnik, który doradziłby mi, co robić, by ta wiedza nie „wlatywała jednym uchem, a drugim wylatywała”. Taki przydałby mi się chyba najbardziej… :-) 
niebieskazakladka.blogspot.com
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile