ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Sen powrotu

Nie wiem jak zacząć, bo mam tyle myśli, tyle analiz, tyle wdzięczności za tę książkę.
Sen powrotu Piotrka Strzeżysza to opowieść o podróży, która jest nie tylko fizycznym doznaniem jazdy na rowerze przez obie Ameryki – ta książka to coś więcej.
To mój podróżniczy amulet, który stał się dla mnie drogowskazem na postrzeganie tego co nas otacza podczas wędrówki. 
Gdy rozpoczęłam przygodę z czytaniem to miałam wrażenie, że siedzę w zamglonym lesie przed ogromną sceną, na której wisi olbrzymia i ciężka czerwona, zakurzona kurtyna. Wydawało mi się, że to co robimy do tej pory w podróżowaniu – my blogerzy, podróżnicy, odkrywcy – to jedno, a zajrzałam za kulisy świata Piotrka i zobaczyłam drugie.
Słuchajcie nikt nigdy mnie tak nie zachwycił opisem swojej podróży. Piotrek przemierza na rowerze codziennie przez kilka miesięcy setki kilometrów. Jego oczami świat i relacje z ludźmi, a także zwierzętami zdają się mieć jakiś inny wymiar. Czułam się jakbym to ja jeszcze nie była dojrzała, a on bezczelnie wszedł pewnym krokiem w dorosłość – która wcale w tym przypadku nie oznacza bycia dorosłym.
Piotrek doświadcza w mikroskopijnym zestawieniu emocji. Przynajmniej tak to opisał, za co mu jestem ogromnie wdzięczna. My dzisiaj biegamy po świecie i mówimy o rzeczach oczywistych. On zajął się tym, co skrywa się głęboko w sobie. Te wszystkie sytuacje, choroba, nieustanne dążenie do … celu? Właściwie i tak i nie. Wszystkie wspomniane w podróży koty, psy a nawet strusie ujęły mnie bardzo, a cytować bym mogła tę książkę nieustannie.
Ile trzeba przemyśleń i przebytej drogi, by dojść do pewnych podsumowań nad własnym życiem. Każda napotkana osoba w tej podróży to dowód na to, że istnieją dobrzy ludzie. Że nie trzeba o nic prosić, a można dostać tak wiele. Że czasem wystarczy uśmiech. Że tak naprawdę nic nie trzeba, a można wszystko.
Z każdą stroną zagłębiałam się w tej lirycznej opowieści, która stała się i dla mnie snem. Im dalej, tym byłam pochłonięta coraz głębiej jawną fikcją, która przecież wydarzyła się naprawdę. Czułam się podczas czytania jak mała dziewczynka, która odkrywa na mapie świata nie nowe miejsca, a wskazuje palcem cały wachlarz emocji. Uczy się ich i poznaje na nowo. Byłam „Alicją w krainie czarów” albo obserwatorką „Doliny Muminków”, z których Piotrek przytoczył tak wiele ważnych cytatów. Byłam w tym śnie. Siedziałam w lesie, mrocznym i mglistym, gdy nagle czerwona kurtyna podniosła się. Zobaczyłam świat z całkiem innej perspektywy, a na ostatniej stronie kurtyna opadła. Uniosły się smugi kurzu … a ja nadal tak zostałam wpatrzona w czerwoną kurtynę, za którą kryje się „Sen powrotu” i jestem pod ogromnym wrażeniem i nie chcę by mi przeszło…
kirzenska.wordpress.com Katarzyna Irzeńska

Wybraniec. Życie po śmierci na Evereście

Była to jedna z najbardziej niezwykłych, wręcz niesamowitych historii w trwających już ponad wiek dziejach wchodzenia, i ponad pół wieku od pierwszego osiągnięcia tego celu, ludzi na najwyższą górę świata, Mount Everest. Warto przypomnieć, że po raz pierwszy zgodę na brytyjską wyprawę w Himalaje dał w 1904 r.Dalajlama. I od tego czasu liczą się próby jej zdobywania. W 1921 r. odbyła się pierwsza ? badanie drogi wejścia na ten szczyt. Udało się to dopiero 29 maja 1953 r., gdy stanęli na nim Nowozelandczyk Edmund Hillary i Szerpa Tenzing Norgay. Po nich powtórzyło to dotychczas kilka tysięcy wspinaczy, w tym kilkudziesięcioro polskich. W 1978 r., jako pierwsza Europejka, Wanda Rutkiewicz.

Grubo ponad dwustu z całego świata oraz pomagających im Szerpów poniosło śmierć podczas próby zdobycia tego szczytu lub już schodzenia z niego. Otarł się o nią tak blisko, że ?nie miał prawa przeżyć", a nawet uznany został za zmarłego, australijski himalaista Lincoln Ross Hall. Pierwszy człowiek, który popołudnie i noc z 25 na 26 maja 2006 roku spędził samotnie, bez tlenu, z obrzękiem mózgu oraz w stanie letargu, w strefie śmierci na wysokości 8600 m. Pozostawiony tam, gdy nie był już w stanie schodzić niżej po osiągnięciu szczytu, nawet przy pomocy towarzyszących mu Szerpów i wydawał się martwy. Odnaleziony został, i ocalony, przez himalaistów którzy następnego dnia podjęli próbę zdobycia szczytu Czomolungmy, jak nazywają tę górę Chińczycy lub Sagarmatha Nepalczycy, ale ratując życie Lincolna Halla musieli z wejścia na nią zrezygnować. A następnie sprowadzony na bezpieczną wysokość przez wyprawę ratunkową składająca się z Szerpów oraz uratowany przez lekarzy. O tym jest ta książka, napisana przez człowieka, któremu udał się powrót z himalajskiej krainy śmierci. Na podstawie własnych przeżyć, ale również relacji innych uczestników tego wydarzenia, rodziny i przyjaciół w kraju, dokumentów, korespondencji mailowej itp. Napisana została w 2007 roku, ale do polskich czytelników dociera w tłumaczeniu Miłosza Habury dopiero obecnie. Składa się z trzech części oraz 31 zdjęć dokumentujących niektóre opisywane momenty. A także słowniczka pojęć związanych z himalaizmem oraz indeksów: osób wspomnianych w książce i geograficznego. Autor uczestnicząc w wyprawie na Everest w 2006 roku miał już wieloletni dorobek i doświadczenie we wspinaniu w wysokich i zimnych górach: Nowej Zelandii, Antarktydy i Himalajach. W tych ostatnich osiągnął kilka wysokich szczytów, był organizatorem wypraw trekkingowych. Ale w 1984 r., podczas pierwszej próby, nie udało mu się stanąć na najwyższym szczycie Ziemi, dzięki czemu prawdopodobnie ocalił życie. Wejście w 22 lata później miało stać się ukoronowaniem jego górskich osiągnięć. Udało się, ale zapłacił za nie ogromną cenę. W pierwszej części książki ? ?Łapacz snów" autor opisuje swoją wspinaczkową pasję, wcześniejsze wyprawy, także rodzinne, pracę i życie. I nieoczekiwaną propozycję udziału w tej najważniejszej dla niego, w 2006 roku. Problemy z pozyskaniem sponsorów aby móc zrealizować ten cel, bo to przecież ogromne wydatki. A także z odnowieniem w krótkim czasie niezbędnej kondycji fizycznej oraz pierwsze etapy jej przebiegu tej wyprawy. Jest w niej szereg ciekawych opisów, m.in. wizyty w najwyżej położonym na świecie tybetańskim klasztorze Rongbuk. Czy ceremonii pudźi zawsze odprawianej przez Szerpów przed wyruszeniem na wysokogórską wyprawę w Himalajach. Ponadto informacji o sprzęcie, odzieży pozwalającej funkcjonować w tych ekstremalnych warunkach, m.in. o podgrzewaczach powietrza do oddychania o wielkości paczek papierosów, wkładanych do ust w trakcie wspinaczki na dużych wysokościach. Część druga ? ?Kraina śmierci", to relacja z pokonywania, głównie w nocnych ciemnościach, przed świtem, ostatniego odcinka do szczytu, wejścia i pozostania na nim przez 20 minut, gdyż na więcej nie pozwalał czas niezbędny na bezpieczny powrót do najwyżej położonego obozu. I nieoczekiwanego załamania zdrowia zaledwie około 100 metrów niżej. Narastającego niedotlenienia, obrzęku mózgu, popadania w stan majaczenia, w którym nie był już w stanie kontrolować swojego organizmu, walki z usiłującymi pomóc mu w schodzeniu Szerpami będącymi już również w stanie skrajnego wyczerpania. I pozostawienie go, na wydane telefonicznie z bazy polecenie kierownika wyprawy, gdy został uznany za zmarłego, a Szerpom groziło to samo, na skalnej półce na wysokości 8.600 m n.p.m. W strefie śmierci, w której wcześniej nikomu jeszcze nie udało się przeżyć tak długo bez tlenu. Później niesamowita noc pełna halucynacji, walki organizmu na granicy świadomości o przetrwanie. Zakończona natknięciem się następnego dnia przez dwu wchodzących na szczyt himalaistów człowieka siedzącego po turecku na skraju przepaści i poruszającego się oraz dającego oznaki życia. Relacje z tego, co działo się w górach przeplatają się z opisami przekazania do kraju i rodzinie wiadomości o jego śmierci. Ogromnego zainteresowania prasy, przyjaciół oraz himalaistów i ludzi na świecie trudnym do wyobrażenia sobie ocaleniem. Ta część książki, podobnie jak trzecia ?Na pustym baku" poświęcona trudnemu powrotowi ?z zaświatów", pełna jest świetnych, wręcz znakomitych opisów i relacji. Jak trudne były to chwile, świadczyć może np. fakt, że w ciągu 7 godzin uczestniczącym w akcji ratunkowej Szerpom udało się sprowadzić himalaistę tylko o około 200 metrów w dół. Niesamowite są opisy stanu, w którym nie odróżniał on rzeczywistości od wytworów umysłu. Momentów budzenia się i prób samoobrony organizmu przed zamarznięciem oraz śmiercią. Później zaś problemów ledwie mamroczącego coś człowieka z ratownikami znającymi słabo angielski, a on tylko trochę nepalski. I zmuszania go, nawet biciem wyrwanym mu czekanem, aby szedł dalej. A nawet żądania przez Szerpów ? ratowników dodatkowej zapłaty za uratowanie mu życia. Później tak o tym napisał: ?Mogli otrzymać ode mnie obietnice, których nie miałem zamiaru dotrzymać. Śmierć podążała moim śladem od zbyt wielu godzin, by robiła na mnie wrażenie. Nie chciałem dać tym mężczyznom okazji do doprowadzenia innych na granicę śmierci w celu wykorzystania ich." Samoocenę swojego stanu w tamtych momentach Lincoln Hall, interesujący się buddyzmem, opisał tak: ?... zostałem wciągnięty na pierwszy i drugi (z ośmiu ? uwaga recenzenta) poziomów śmierci, tak jak opisują to teksty tybetańskie." A później stwierdził: ?Nikt spośród tych, których wcześniej pozostawiono na pewną śmierć na tej wysokości, nie przeżył." Niełatwe było także późniejsze ratowanie jego życia, już w obozie, przez lekarza wyprawy. Nie tylko wyprowadzanie ze stanu niedotlenienia, obrzęku mózgu, odmrożonych palców, ale także odwodnienia i wygłodzenia organizmu. ?W ciągu ostatnich sześćdziesięciu godzin ? znowu zacytuję ? nie jadłem nic prócz dwóch saszetek żelu energetycznego." I długa rehabilitacja po powrocie do Australii. Uważam, że warto przytoczyć jeszcze kilka innych fragmentów tej książki. ?Po zdobyciu szczytu ? to z rozmyślań autora podczas 5-godzinnego zjazdu na jaku do dolnej bazy, bo zejść na własnych nogach nie był w stanie ? dostałem wycisk ? poświęciłem wszystko: palce u rąk i stóp, głos i moje ego." Ta niesamowita historia zakończyła się happy endem, jeżeli nie liczyć utraty opuszków palców rąk i dużego palca stopy. Już po powrocie do zdrowia i normalnego życia, autor tak, w ?Post mortem", opisał sytuację, w jakiej znalazł się i zdołał z niej uratować. ?... w ciągu godziny od zejścia ze szczytu Mount Everestu popadłem w letarg. Czasami wydawało mi się, jakbym był przytomny, ale zachowywałem się w sposób niezrównoważony, używając niekiedy dużej siły, Chciałem się wspinać, a nie schodzić. Chciałem skoczyć ze ściany lodowca Kangshung. Cały czas odmawiałem założenia maski tlenowej, a Szerpowie bezustannie zmuszali mnie, bym włożył ją z powrotem. Widoczne u mnie objawy odpowiadały symptomom, jakie wywołuje obrzęk mózgu, który na wysokości 8600 metrów oznacza wyrok śmierci." I dalej: ?Z powodu odmrożeń i sparaliżowanej lewej struny głosowej drugą połowę roku 2006 spędziłem u lekarzy rozmaitych specjalności. Żaden z nich nie potrafił powiedzieć, dlaczego żyję... Wiedziałem wystarczająco dużo na temat fizjologii na dużych wysokościach, by mieć świadomość, iż mróz powinien mnie zabić, że hipoksja powinna mnie zabić, a gdybym jakimś sposobem przeżył to wszystko, szalę śmierci powinno przeważyć odwodnienie. Być może tak właśnie było. Cokolwiek mnie jednak miało zabić, zostałem uznany za martwego. Byłem martwy wieczorem 25 maja, ale rano 26 maja żyłem. Co się stało?...." Relacja z tej wyprawy i trudnego do wyjaśnienia przeżycia himalaisty w tak trudnych warunkach może być świetną odpowiedzią tym ?ceprom", którzy uważają, że obecnie, z doskonałym sprzętem, tlenem, olinowaniem aż do szczytu oraz przy pomocy Szerpów, na Mount Everest może wejść każdy. Niemal jak na Giewont. To również świetna lektura dla miłośników gór, wspinaczki oraz pokonywania ekstremalnych trudności. Ale także skłaniająca do postawienia i odpowiedzi na pytanie: czy osiągnięcie najwyższego szczytu naszego globu warte jest ceny, którą zapłaciło już tak wielu wspinaczy: życia, kalectwa, niesamowitego wysiłku? Na nie każdy musi odpowiedzieć sam. Kliknij żeby zobaczyć powiększenie. Kliknij żeby zobaczyć powiększenie. Kliknij żeby zobaczyć powiększenie.
kurier365.pl Cezary Rudziński; 2016-03-26

Stinger. Żądło namiętności

"Miłość nie zawsze ma sens. I na tym polega jej piękno, jej tajemnica - coś, czego cynicy wyśmiewający tak zwaną  miłość od pierwszego wejrzenia z miejsca by zabronili, gdyby tylko mogli. Ale tajemnicy nie da się sfabrykować..." 

Czy warto planować własne życie? Otóż teoria, a już na pewno nasze wyobrażenia na jej temat, zupełnie nie sprawdzają się w praktyce. Tak naprawdę niczego więc nie możemy być pewni. Zaprzeczenia, obietnice, groźby, a więc każde najmniejsze zamierzenie staje się naszą codziennością dopiero wtedy, gdy poznajemy jego smak. O tym przychodzi przekonać się bohaterce książki "Stinger. Żądło namiętności". Kobieta dowie się, jak bardzo mylne bywają pozory i jak łatwo zmienić pewną dotąd decyzję. Bo wystarczy chwila i ktoś odpowiedni, kto skinieniem palca potrafi zaczarować całą szaroburą rzeczywistość. Zapraszam zatem do zapoznania się z powieścią Mii Sheridan, autorki, która z powodzeniem wkroczyła na polski rynek wydawniczy. 

W Las Vegas odbywa się właśnie Zjazd Studentów Prawa. Do miasta grzechu trafia więc i poukładana Grace Hamilton, dwudziestotrzyletnia dziewczyna, która nie ma pojęcia o tym, jak bardzo zmieni się jej spokojne i zaplanowane życie. Otóż w hotelu, w którym zostaje zameldowana, wpada na przystojnego mężczyznę i wszystko byłoby zwyczajne, gdyby nie jeden mały szczegół. Carson jest aktorem porno mającym uczestniczyć w konferencji związanej z jego profesją. Co dzieje się w Vegas, tam też pozostaje. Nowi znajomi, całkowicie różniący się od siebie, przeżywają chwile pełne niezapomnianych wrażeń. Jednak kiedy szalony weekend mija, każdy musi pójść w swoją stronę? A nie tak łatwo o sobie zapomnieć. 

On, wstępując w szeregi amerykańskiej armii całkowicie się zmienia. Ona, układa sobie przyszłość po swojemu, cały czas jednak nosząc w sercu jego wspomnienie. Życzliwy los pozwala im spotkać się jeszcze raz. Czy wykorzystają szansę? Czy nie będzie już za późno? 

Słynne powiedzenie na temat miłości głosi, że ponoć przeciwieństwa lubią się przyciągać. W tej mądrości chyba nikt nie uwzględniał tak skrajnie różnych przypadków. A jednak, kolejny raz przysłowie zaczyna się sprawdzać. Grace to studentka prawa, zaangażowana w naukę dziewczyna nosząca raczej ubogie doświadczenie, jeżeli chodzi o kontakty z mężczyznami. Wychodząca naprzeciw oczekiwaniom ojca brnie przed siebie snując dalekosiężne plany. Z kolei Carson Stinger to typ żyjący z dnia na dzień. Łapiąc szczęście nie przejmuje się opinią publiczną, a jako aktor występujący w filmach pornograficznych może budzić różne skojarzenia. Naznaczony przez przeszłość i od najmłodszych lat skazany na przebywanie w takim środowisku, wzbudza pożądanie rozpalając iskrę namiętności we wnętrzach wielu fanek. I kiedy te dwie osobowości, dotąd kroczące po zupełnie innych drogach, spotykają się, zaczyna iskrzyć, a błaha przygoda sprawia, że już nic nie będzie takie samo, jak wcześniej. 

Mia Sharidan wykreowała wyraziste sylwetki głównych bohaterów, którzy jako naprzemienni narratorzy obnażają się przed czytelnikiem ze swoich myśli, uczuć, ale i szczegółów wyjętych z intymnej codzienności. Szczery, używający typowo męskiego języka Carson przechodzi wyraźną metamorfozę dojrzewając, i tym samym stając się jeszcze bardziej apetycznym kąskiem. Grace to początkowo raczej grzeczna, trzymająca się swoich żelaznych zasad dziewczyna, która jednak poprowadzona przez odpowiednią osobę udowadnia to, że potrafi zaszaleć. Fakt, że na kartach powieści spotykamy się z całkiem sympatycznymi bohaterami to jeszcze nic w porównaniu z mieszanką wydarzeń i gatunków (tych literackich ? dosłownie!), które naprawdę potrafią zaskoczyć. Książka początkowo przypomina erotyk, w którym wszystko zaczyna się dziać niepokojąco szybko. Rodzi się nuta zdenerwowania i wątpliwości, co będzie dalej. A dalej? jest zwrot akcji, romantyczna opowieść, dojrzała obyczajówka i kryminał w jednym. Nie ma się czego obawiać, bo najwyraźniej głowa Mii Sheridan jest naprawdę po brzegi wypełniona różnorodnymi pomysłami. 

"- Można powiedzieć, że po to się urodziłem, złotko. Zostałem poczęty w grzechu i był mi przeznaczony ten sam los." 

Pikantne sceny - dalekie od nieśmiałości czy ckliwych gierek - charakterystyczne dla odważnych powieści dla dorosłych, młodzi bohaterowie wyjęci rodem spod znaku New Adult, ich drugie, dojrzałe oblicze nabierające pewności siebie wskutek upływu czasu. Komu zatem przypadnie do gustu ta książka? Młodzieży? Osobom w średnim wieku? Uogólnijmy stwierdzając, że generalnie kobietom, bo każda z pań będzie mogła znaleźć tutaj coś dla siebie. 

Przyznam, że pomimo moich kilku momentów zwątpienia, autorka zdecydowanie się obroniła. Książka jest świetna, a lekkie pióro Mii Sheridan sprawia, że czyta się ją jednym tchem. Obrazowy styl, momentami skupiający się na drobnostkach, a jednak niezanudzający. Odpowiednia ilość dialogów, wiarygodnych, zabawnych, ale chwilami nader poważnych. Proporcje zastosowane w powieści zostały dobrane tak, że ostatecznie otrzymuje się całkiem sytą i smaczną czytelniczą ucztę. 

Czy mam jakieś zastrzeżenia? Być może wartka przemiana głównego bohatera, jego rychła i udana zmiana profesji (i to na jaką) nieco mnie zdezorientowały. Gdyby na tym zakończył się wątek dotyczący nowej pracy Carsona wszystko wyszłoby zbyt sztucznie. A jednak jak się okazało, był to zabieg zamierzony, bo potem autorka miała jeszcze na ten temat naprawdę wiele do powiedzenia. 

Tej powieści mówię więc zdecydowane tak. Jeżeli kolejne dzieła autorki mają być tak samo udane, już chcę po nie sięgać. Czy macie ochotę na skomplikowany romans, który chociaż na początku błahy, zaczyna przekształcać się w coś znacznie poważniejszego? "Stinger. Żądło namiętności" to nie tylko historia rozkwitającego uczucia. To także opowieść o życiowych przemianach, o wyzwaniach, poświęceniu i o tym, że miłość jest w stanie wznieść człowieka na szczyty wyciągając go nawet z największej otchłani.
http://ktoczytaksiazki-zyjepodwojnie.blogspot.com/ WERKA777

Efektywny JavaScript. 68 sposobów wykorzystania potęgi języka

W jednej z ostatnich odsłon KDK opisywałem książkę Efektywny Python. 59 sposobów na lepszy kod, stanowiącą część cyklu Effective Software Development Series. Tytuły wchodzące w skład tej serii pisane są w duchu słynnych opracowań z cyklu Effec-tive C++ autorstwa Scott'a Meyers'a. Książki Scott'a cieszyły się tak dobrą sławą, że zaproponowano mu rolę doradcy oraz redaktora prowadzącego ww. serii. I tak światło dzienne ujrzał szereg niezwykle ciekawych i wartościowych tytułów - dziś w ramach Klubu Dobrej Książki chciałbym przedstawić jeden z nich: Efektywny JavaScript. 68 sposobów wykorzystania potęgi języka, który pod koniec zeszłego roku doczekał się wreszcie polskiego wydania.

Na początek kilka słów o strukturze i zawartości książki. Efektywny JavaScript trzyma się wypróbowanej tradycji cyklu Effective C++: opracowanie podzielone jest na tematyczne rozdziały, zaś każdy z nich składa się z szeregu podpunktów. Każdy taki podpunkt, tematycznie nawiązujący do swojego rozdziału, omawia wybrany aspekt stosowania danej technologii czy języka. Podpunkty stanowią całość samą w sobie - każdy z nich można czytać oddzielnie (nie jest wymagane czytanie książki od deski do deski).

Omawiany tytuł podzielony jest na siedem rozdziałów: Przyzwyczajanie się do JavaScriptu, Zasięg zmiennych, Korzystanie z funkcji, Obiekty i prototypy,  Tablice i słowniki,  Projekty bibliotek i interfejsów API,  Współbieżność.

Rozdział pierwszy stanowi rodzaj wstępu: autor omawia tutaj charakterystyczne cechy JavaScriptu, które mogą stanowić niespodziankę do programistów, którzy wcześniej pracowali z innymi językami programowania.

Kolejne cztery rozdziały (Zasięg zmiennych, Korzystanie z funkcji, Obiekty i prototypy, Tablice i słowniki) zawierają 45 podpunktów naładowanych wiedzą i praktycznymi wskazówkami dotyczącymi stosowania kluczowych udogodnień języka JavaScript: zmiennych, funkcji, mechanizmów obiektowości oraz podstawowych kontenerów. Podpunkty te mają wysoce praktyczny charakter: każdy z nich omawia wybrany idiom języka, którego konsekwentne stosowanie uczyni twoje programy pisane w JavaScripcie bardziej niezawodnymi, spójnymi i wydajnymi.

Dwa ostatnie rozdziały przedstawiają szereg praktycznych wskazówek związanych z dwoma aspektami stanowiącymi chleb powszedni każdego zawodowego programisty: projektowaniem bibliotek i interfejsów programistycznych (API) oraz z obsługą współbieżności. Wskazówki te osadzone są oczywiście w kontekście tworzenia aplikacji za pomocą JS.

JavaScript to niewątpliwie potężny język programowania, oferujący szeroki wachlarz mechanizmów modelowania abstrakcji. Niestety - za tę potęgę trzeba słono zapłacić: w tym przypadku czasem, który trzeba poświęcić, aby osiągnąć biegłość w jego stosowaniu. W tym kontekście Efektywny JavaScript jest nieocenioną pomocą: konsoliduje zdobytą wcześniej wiedzę, podając ją w niewielkich, łatwych do przyswojenia porcjach. Jednakże, aby lektura tego tytułu była efektywna, wymagana jest przynajmniej podstawowa znajomość JavaScriptu (jest to wspólna cecha książek wchodzących w skład Effective Software Development Series).

Sporo ciepłych słów trzeba powiedzieć o merytorycznej zawartości książki: mamy tutaj do czynienia z wiedzą najwyższej jakości - taką, którą ciężko znaleźć w Internecie, a na dodatek podaną w spójnej, skondensowanej formie. Efektywny JavaScript to lektura obowiązkowa do osób, które posiadając podstawową wiedzę na temat JS, pragną podnieść swoje kompetencje z zakresu programowania w tym języku do poziomu, który pozwoli im świadomie i w pełni korzystać z potęgi, którą JavaScript oferuje. Autor opracowania dzięki swojej głębokiej wiedzy i wieloletniej praktyce w pracy z JavaScriptem (a warto tutaj nadmienić, iż pracuje on na stanowisku Głównego Specjalisty ds. Badań w komórce R&D fundacji Mozilla) przedstawia zarówno proste, jak i skomplikowane zagadnienia związane z JS w sposób jasny, klarowny i łatwy do przyswojenia.

Efektywny JavaScript. 68 sposobów wykorzystania potęgi języka to lektura obowiązkowa dla każdego, kto pretenduje do miana profesjonalnego programisty JS. Ja zaś osobiście mogę potwierdzić, że studiowanie tej książki jest czystą przyjemnością: tekst pisany jest lekkim, przystępnym językiem, jej autor nie stroni też od humoru. Lektura tej pozycji była dla mnie krokiem milowym na ścieżce zdobywania wiedzy na temat JS. Liczę, że i Ty, drogi Czytelniku, się na niej nie zawiedziesz. Polecam!
Programista Magazyn

Joga bez napinki

„Joga bez napinki” to publikacja napisana prostym językiem z dystansem do podejmowanego tematu.
 
Co jest zatem jej głównym tematem? Oczywiście tytułowa joga. Jednak nie jest tu publikacja z jakimś zbiorem różnorodnych asan, czy opisem jak je wykonywać. Zaznaczone jest, że warto ćwiczyć pod okiem nauczyciela.
 
Znajduje się tu wiele argumentów, które mogą czytelnika przekonać do jogi. W dużym stopniu to właśnie jest jej głównym przekazem. Ukazuje na przykład, że joga nie jest „kobieca”. Przedstawia się ją tu jako odpowiednią zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet. Swego rodzaju obala „mity”, że to nie jest ona dla mężczyzn, że nie jest dla tych, którzy dawno nie ćwiczyli albo ćwiczą chociażby tylko poprzez bieg czy jazdę rowerem. Ukazana jest tutaj ona jako odpowiednia praktycznie dla każdego, mały wyjątek został również wspomniany na początku publikacji.
 
Nadmieniono tu również o Jogasutrach Patańdźalego oraz o tym co może nam się przydać do jej uprawiania (jogi) i jeszcze kilka innych swego rodzaju wprowadzających do tematu danych. Jest to publikacja, która może się przydać tym, którzy mają wątpliwości czy joga spełni ich oczekiwania, czy jest tym czego szukają oraz jak mogą się przygotować do zajęć. Osoba obeznana w temacie i ćwicząca od lat nie znajdzie tu za dużo „nowych” wiadomości dla siebie.
 
Poprzez całą książkę od okładki po strony z nazwami rozdziałów (początki rozdziałów) towarzyszy nam pewien „wyćwiczony” ludzik. Fajny pomysł :) Umila on lekturę.
 
Oprócz głównego tekstu odnaleźć tu można szare ramki „Czy wiesz, że…” oraz rysunki i zdjęcia. Wnętrze publikacji jest biało-szaro-czarne, za to okładka jest bardzo kolorowa.
 
„Joga bez napinki” może być przydatną publikacją dla osób niezdecydowanych czy zapisać się na zajęcia jogi czy nie, dla tych którzy chcą poznać jakieś podstawowe informacje o niej, ale może być również ciekawym prezentem dla takiej niezdecydowanej osoby. Dla osób „siedzących” w temacie może być zbiorem argumentów do ukazania jej pozytywów bliskim. Nie jest to jakiś podręcznik jogi czy zbiór pełen asan i opisów jak je poszczególne wykonywać, choć na przykład zdjęcia niektórych pozycji są tu zawarte, jeśli więc ktoś tego szuka to tutaj za wiele dla siebie nie znajdzie. Książka jest wprowadzeniem i swego rodzaju „argumenterem”. Widać, że starano się tu użyć prostego języka i w ten sposób dotrzeć do różnorodnego odbiorcy. Niekoniecznie musi się spodobać i przydać osobom, które już podstawowe informacje o jodze zdobyli, choć może nie o wszystkim tu wspomnianym muszą wiedzieć, tak więc czasami i taki czytelnik coś dla siebie może tu odnaleźć. W takim wypadku warto na przykład prześledzić spis treści lub zobaczyć przykładowy rozdział. Lepsze to niż kupowanie „kota w worku”, który niekoniecznie musi nam się przydać, odpowiadać naszym oczekiwaniom.
swiatairi.blogspot.com Airi; 2016-03-09
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile