ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Coaching na Wyspach Szczęśliwych

"Coaching na Wyspach Szczęśliwych" jest książką niezwykłą. Możesz ją czytać tradycyjnie, strona po stronie, przygoda po przygodzie.

Możesz wybierać tylko niektóre wątki. Sposób czytania tego tekstu zależy od Ciebie. To już druga pozycja autorstwa Macieja Bennewicza, do poznania, której zaprasza herbata LOYD.
- Od lat staramy się wspierać ciekawe wydarzenia związane z rozwojem i doskonaleniem. Sami zatrudniając w naszych przedsiębiorstwach w Europie tysiące osób, wiemy jak niezmiernie jest to ważne dla stabilności dziś i rozwoju w przyszłości – podkreśla Sylwia Mokrysz z zarządu Mokate SA.

„Coaching na Wyspach Szczęśliwych” to opowieść o przemianie, rozwoju, poszukiwaniach. To opowieść o celach, dylematach i potrzebach. To klucz do każdego celu, który przed sobą postawimy.

- Moje pierwsze skojarzenie, kiedy wzięłam do reki tę książkę – Sylwia Mokrysz zastanawia się przez chwilę. – Mityczne wyspy szczęśliwe opisywane przez Pindara i oczywiście Gałczyńskiego. Wyspy, które mimo upływy lat ciągle kuszą. Ale to również kolejne cele, jakie sobie powinniśmy wyznaczać, aby być ciągle dalej w życiowej podróży, aby więcej wiedzieć i rozumieć – dodaje.

Macieja Bennewicza, nurtują dwa podstawowe problemy: Co szczęściu przeszkadza Co szczęściu pomaga . Książka jest jak przewodnik. Najpierw prowadzi czytelnika przez siedem ponurych krain, które zwą się: Lenistwo, Pycha, Złość, Nieumiarkowanie, Kłamstwo, Lubieżność i Zachłanność..

..by następnie przenieść się w zdecydowanie lepsze rejony: Otwartości, Tu i Teraz ( ), Radości, Misji, Przepływu, Sensu i Siły.

Jeżeli myślisz, że Wysp Szczęśliwych – podobnie jak Bergamutów – nie ma Nic bardziej mylnego! Otóż są – i to znacznie bliżej niż Ci się wydaje…Przekonasz się o tym sięgając po „Coaching na Wyspach Szczęśliwych”.

- Kilka lat temu Maciej Bennewicz napisał, że skoro zmiany są częścią życia, warto dokonywać ich świadomie. W moim przekonaniu, ta książka pomaga zrobić pierwsze kilka kroków – podsumowuje S. Mokrysz.
styl.fm 2013-07-31

Matrioszka Rosja i Jastrząb

Rosja intryguje mnie od dawna. Na mojej liście podróżniczych celów od wielu lat znajduje się Petersburg, a w sferze marzeń pozostaje podróż koleją transsyberyjską. Dlatego z wielką ciekawością sięgnęłam po książkę Macieja Jastrzębskiego "Matrioszka Rosja i Jastrząb". Autor jest dziennikarzem radiowej Trójki i wieloletnim korespondentem Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia.

Cały zamysł książki oparty jest na tytułowej matrioszce. Zaczynamy od całkiem ogólnego opisu Rosji, a następnie odkrywamy kolejne "baby" i kolejne, zagłębiając się w coraz to bardziej szczegółowe historie opowiedziane przez samych mieszkańców Moskwy. Jeden wątek staje się pretekstem do następnej historii, którą autor solidnie popiera wiadomościami o współczesnej, jak i dawnej Rosji. Przybliża nam rządy Jelcyna, Putina, Miedwiediewa i znowu Putina:-). Razem z nim odwiedzamy najbogatsze dzielnice miasta, ale i świat ulicznych artystów. Czytamy o fortunie Chodorkowskiego, o Polakach mieszkających w Rosji, aż dochodzimy do świata legend i baśni.

To co jest niezwykłe w tej książce, to przede wszystkim bohaterowie. Snują oni opowieści, a my razem z nimi zagłębiamy się w ten rosyjski świat. Moim ulubieńcem jest zdecydowanie Wujek Borka, dzięki któremu poznajemy tajemnice Kremla. Kreml to w ogóle obiekt, który budzi najwięcej emocji i wiele kontrowersji. Podobno kryją się w nim tajemne podziemne przejścia, ale do dziś nie jest to potwierdzone.

Rosja to kraj, którego nie można jednoznacznie zdefiniować, tak jak pewnie nie da się jej dobrze poznać. Motto książki brzmi: Rosji nie da się ogarnąć rozumem - w Rosję trzeba wierzyć. I myślę, że tej wiary mieszkańcom nie brakuje. Nie da się poznać Rosji na odległość, trzeba tam być i z tym miastem się zaprzyjaźnić, co nie jest łatwe. Książka mogłaby mieć kolejne 200 stron i to byłoby mało. Dlatego cieszą takie publikacje jak ta.

Maciej Jastrzębski swobodnie posługuje się językiem. Książkę czyta się jak powieść. To co jest jej wadą, jest też jej zaletą. Autor podaje nam na tacy wiele faktów, które po prostu możemy przeczytać w Wikipedii lub w każdej innej encyklopedii. Czytając, myślałam sobie, że nie tego oczekiwałam. Z drugiej strony książka ta gruntownie systematyzuje wiedzę. Historia opowiedziana przez jednego z rozmówców staje się pretekstem do dokładnej analizy, choć jak wspomniałam powyżej Rosji nie da się poznać...Książka warta przeczytania!
literackizakatek.blogspot.com 2013-08-01

Matrioszka Rosja i Jastrząb

Nie wiem, ale chyba jest dobrze po północy. Na parapecie okna wychodzącego na loggię wyciągnął się Gandhi i śpi. Mikroskopijna czarna pantera z koloratką pod szyją na tle białego okna i białego parapetu, z czerwonymi pelargoniami w tle. Na kołdrze „Matrioszka Rosja i Jastrząb” Macieja Jastrzębskiego, niesamowita opowieść o Rosji radiowego korespondenta w Moskwie.

Lada dzień będzie pełnia i sen nie przychodzi, ratuję noc czytaniem. Skończyłam pierwszą część książki. Dostarcza mi nieoczekiwanych retrospekcji.
Nie, nie byłam nigdy w Rosji. Choć Rosję, tę z ZSRR ,poznałam pod koniec października 1999 r, jadąc na Litwę, do Kowna, na spotkanie samorządowców państw nadbałtyckich (7. Konferencję BSSSC).
Litwa była już samodzielnym państwem. Kiedy byłam w Kownie trafił w nią akurat wielki kryzys w finansach państwa, rząd podał się do dymisji. Mnie to mało raczej obchodziło, cały wolny czas poświęcałam na włóczenie się po mieście, pełnym kontrastów i niespodzianek, gdzie realia ancien regime z ZSRR splatały się z przedunijną współczesnością. I tu nieco tej dawnej Rosji zasmakowałam.
Prawdziwa konsumpcja jeszcze przede mną.
„Matrioszka Rosja…” jest dla mnie nie tyle przewodnikiem po Rosji, której nie widziałam, co przede wszystkim impulsem przypominającym mi pewne polsko-rosyjskie wzajemności, których doświadczam nieustannie.
W pierwszym rozdziale swojej niezwykłej książki Maciej Jastrzębski, przeprowadził mnie przez meandry najnowszej historii Rosji. O wielu opisywanych wydarzeniach nie wiedziałam, mało wiedziałam albo miałam opaczne informacje. Ta książka to dla mnie szalenie cenna lektura.
Autor opowiada o roli współczesnych rosyjskich oligarchów, padają nazwiska, a moja przewrotna pamięć wygrzebuje jakieś osobiste wspomnienia.

Pada nazwisko Olega Dieripaski z uwagą, ze jest współwłaścicielem koncernu aluminiowego Rusal, a ja przed oczami mam pełne magazyny i nabrzeża szczecińskiego portu, gdzie mnóstwo sztabek i rulonów aluminium eksportowanego z jego koncernu do naszego kraju.

Oglądałam je dosłownie parę tygodni temu, gdy byłam z wizytą w DB Port Szczecin, niemieckiego przeładowcy w szczecińskim porcie.
Kilka dni temu, podczas wycieczki po akwenach portowych z okazji IV Międzynarodowej Konferencji Inland Shipping 2013 widziałam je ponownie, tyle, że od strony wody. Aluminium Dieripaski przepięknie lśniło w słońcu na nabrzeżach i czekało na odbiór klientów. Rusal, Matrioszka Rosja, Dieripaska ...przemknęło mi przez myśl.

Podobnie było, gdy czytałam w "Matrioszce Rosji..." o Romanie Abramowiczu. Moja pamięć wygrzebała natychmiast obraz jego cudownego jachtu „Eclipse”. Widziałam go niecałe trzy lata temu w niemieckiej stoczni, w czasie podróży studyjnej ze szczecińskimi portowcami do Hamburga. Stał na nabrzeżu wyposażeniowym. Sięgnęłam po komórkę i zrobiłam zdjęcie. Trudno nie reagować na takie cudo.

Część druga „Matrioszki Rosji…” zaczyna się na Arbacie, a dla mnie Bułat Okudżawa i jego Arbat, to esencja Rosji. I znowu retrospekcja. Sporo lat temu, gdy dopiero co podłączyłam Internet, wypatrzyłam, że można przez Internet sprowadzić bezpośrednio z Rosji nagrania pieśni Okudżawy o Arbacie. Kosztowało to niewiele i po krótkim czasie otrzymałam oryginalny krążek CD z piosenkami o Arbacie, pochodzący z 2002 r. - "Muzyka arbackogo dwora.Piesni ob Arbatie", przeplatane wystąpieniami poety i barda.

Wstałam z łóżka z zamiarem poszukania płytki i odsłuchania tej ulubionej - „Arbat’, mój Arbat’…”.
Gandhi podniósł głowę i leniwie spoglądał na mnie, jego brat bliźniak czarno-biały …Putin, spał wyciągnięty na grzbiecie za moimi plecami, zakopany w kocu po czubek uszu. I nawet nie uchylił powieki.
Cichutko i delikatnie podniosłam się, by nie budzić kota i zaczęłam szukać płytki, niestety nie było jej na podorędziu, leży gdzieś w szpargałach w gabinecie, za późno by przewracać stertę papierów. Często towarzyszy mi w pracy i zapodziała się gdzieś w dokumentach i notatkach.
Poszukam rano...
Matrioszek nie mam, choć była okazja, by kupić oryginalne, rosyjskie w Szczecinie. Ale na pewno niebawem będą w moim posiadaniu.

Podobnie, jak dwa lata temu, tak i w tym roku, w Szczecinie, na początku sierpnia będzie zakończenie regat wielkich żaglowców z udziałem rosyjskich jednostek. Przypłynie „Kruzensztern”, „Mir” i inne. Nie wiem czy będzie „Siedow”, nie ma go na liście. Na tym przepięknym żaglowcu znalazłam dwa lata temu oryginalne matrioszki! Żałuję, że nie kupiłam ich wtedy. Mam nadzieję, że jeśli „Siedow” nie zawita do Szczecinie, to być może inny rosyjski żaglowiec w nie się zaopatrzy i będzie sprzedawał jako pamiątki. Tym razem okazji - nie przeoczę.
sophico21.blogspot.com Zofia Bąbczyńska-Jelonek, 2013-07-19

Niskobudżetowy startup. Zyskowny biznes i życie bez frustracji

Czy ten start-up wystartuje

To najbardziej elektryzujące zaklęcie współczesnego biznesu. Wszyscy je kochają, bo niesie z sobą wielką obietnicę: start-up. Nie musisz mieć pieniędzy, maszyn, kontaktów ani fachowej wiedzy. Bo i tak w krótkim czasie możesz rozkręcić zyskowny biznes. Oto dwie nowe książki, które znów roztaczają przed polskim czytelnikiem ten pachnący słońcem Doliny Krzemowej prospekt.

Każda robi to w swoim stylu. Książka Chrisa Guillebeau jest bardziej czytadłem. W sumie nie ma w niej nic, czego czytelnik obeznany z tego typu literaturą nie znałby już z innych publikacji. Są historie ludzi, którzy do niedawna kisili się w biurowych kubikach i przez głowę im nie przechodziło, że mogą zostać przedsiębiorcami. Ale potem padali ofiarą zwolnień albo orientowali się, że w erze internetu można zgarniać kokosy za robienie tego, co naprawdę się lubi. Autor „Niskobudżetowego start-upu" zajmuje się m.in. podróżowaniem po świecie i gromadzeniem lotniczych mil. Dowiedział się na ich temat wszystkiego (tak przynajmniej twierdzi). Nauczył się wyzyskiwać na swoją korzyść wszelkie pomyłki Unii lotniczych. Jest - jak sam siebie nazywa - podróżniczym ninja albo hakerem. I to jest właśnie jego start-up. Bo on tę wiedzę spisuje i sprzedaje w formie poradników. Nie rozchodzą się one w milionowych nakładach, ale przy założeniu, że nie musi dzielić się zyskami z wydawcą i dystrybutorem, zostaje mu niemała sumka. W sam raz na życie i kolejne podróże.

Autorzy drugiej książki Steve Blank i Bob Dorf piszą o budowaniu start-upu w sposób systematyczny. Ich „Podręcznik" jest gruby, ładnie wydany i solidny. I nietani, bo kosztuje aż 99 zł. Jeśli ktoś na poważnie myśli o budowaniu od podstaw mikroprzedsiębiorstwa, nie będzie to wydatek zbyt wygórowany. Zwłaszcza że „Podręcznik" zawiera całkiem sporo solidnej wiedzy z podstaw zarządzania i marketingu. I bez wątpienia nie jest książką, którą po jednorazowym przeczytaniu odkłada się na półkę.

Zawsze gdy trafiam na kolejne amerykańskie (lub silnie inspirowane amerykańskimi teoriami) publikacje dotyczące start-upów, zastanawiam się, na ile są one faktycznie przydatne początkującym nadwiślańskim przedsiębiorcom. Doceniam potencjał inspiracyjny („I ty możesz to zrobić!"), jaki takie książki zazwyczaj z sobą niosą. Ale zdecydowanie brakuje mi w nich specyficznego polskiego kontekstu. Czyli tego wszystkiego, co sprawia, że nad Wisłą z modelu start-upu skorzystać jednak trudniej niż po drugiej stronie Atlantyku. Dlaczego Bo z pomocą polskiego internetu nadal (i wcale nie jestem pewien, czy to się zmienia na lepsze) bardzo trudno uzyskać efekt skali, który sprawi, że firma będzie miała widoki na przekroczenie sensownego progu rentowności. Znam niestety wiele historii start-upów, które się nie udały. Były stratą czasu, pieniędzy i alternatyw. I chyba byłoby dobrze, gdyby jakaś okołostartupowa publikacja zmierzyła się wreszcie z tym bardzo realnym problemem.
Dziennik Gazeta Prawna Rafał Woś, 2013-08-09

Świat florystyki. Sztuka układania i fotografowania kwiatów

Z tym poradnikiem opanujesz tajniki sztuki układania kwiatów i zabłyśniesz jako domowa florystka. Znajdziesz w nim mnóstwo praktycznych rad, inspiracji oraz wzorów bukietów na różne okazje' oraz pory roku. Dowiesz się także, jak fotografować kwiaty.
Poradnik Domowy 2013-09-01
Sposób płatności