ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Calder. Narodziny odwagi

Polki pokochały Mię Sheridan, bestsellerową autorka "New York Timesa"! 22 czerwca na rynek wchodzi kolejny tytuł: "Calder. Narodziny odwagi".

Książki Mii Sheridan co coś więcej niż romanse.To opowieści o miłości, o trudnych wyborach, o tym jak przypadek potrafi zmienić nasze życie. Uświadamiają siłę jaka tkwi w człowieku i nieustanną chęć ucieczki od zniewolenia, szczególnie tego, które odczuwamy wewnątrz siebie. "Calder" to historia, której się nie zapomina. O kim tym razem pisze Sheridan?

Kiedy dziesięcioletni Calder po raz pierwszy zobaczył ośmioletnią Eden, nie przeczuwał, że ich losy na zawsze splecie niewidzialna nić. Ale z pewnością wiedział, że jego uczucia nie zyskają aprobaty społeczności, w której przyszło mu żyć. Jako syn członków apokaliptycznej sekty o surowych zasadach moralnych nie powinien nawet marzyć o dziewczynce, która... miała zostać żoną przywódcy tej sekty. Sęk w tym, że ani Calder, ani Eden nie mogą tak po prostu zrezygnować z marzeń. Odważny chłopak i zdeterminowana dziewczyna postanawiają walczyć o własną godność, o prawo do decydowania o swoim życiu, wreszcie o swoją miłość. Calder. Narodziny odwagi to opowieść o walce dobra ze złem, o strachu i męstwie oraz o ponadczasowej prawdzie, że światło miłości potrafi rozświetlić największe mroki...
Kobieta Mag.pl

Wirus

Mentalność naszego narodu ma jedną zasadniczą wadę, która wychodzi z nas w najmniej spodziewanym momencie, a która sprawia, że nie możemy porozumieć się między sobą. Idealnie odda to zdanie z bajki Aleksandra Fredry "Wolnoć Tomku w swoim domku".Nikt nie lubi kiedy ktoś obcy wtyka swój nos w nasze sprawy. Przez dziesięciolecia Polacy byli pod wpływem władzy komunistycznej, która bardzo skutecznie potrafiła zarysować różnice pomiędzy ludźmi. Właśnie na tej zasadzie. Przestaliśmy się interesować losem innych rodaków, pilnowaliśmy własnych spraw i z czasem, przyjęliśmy takie zachowanie za coś zupełnie normalnego. Wyalienowaliśmy się z życia innych, na własną prośbę, zapominając, że przecież wspólnie tworzymy coś większego. Jakby wyglądało nasze życie gdybyśmy postąpili, chociaż w małym ułamku, na odwrót? Co by się stało gdybyśmy porzucili dawne spory i razem stanęli w szeregach liczonych w miliony, aby uczynić nasz kraj krainą mlekiem i miodem płynącą? Pan Dariusz Bugalski postanowił swoją książką "Wirus" skupić się na ogóle takiej transformacji, czyli całym kraju oraz na przemianie jaką mogą przeżywać poszczególne jednostki dotknięte jego myślą.

„Wyobraźcie sobie kraj mlekiem i miodem płynący, drugą Japonię i Szwajcarię w jednym. Kraj czterdziestu milionów zadowolonych obywateli, kraj raj. W centrum sytej i spokojnej Europy. To Polska”.

Takimi obietnicami, niemal magicznymi, próbuje nas zachęcić rewers książki. Robi to w sposób pospolity, bo oparty na odwiecznym wierzeniu Polaków, że coś znaczą, coś mogą osiągnąć, a ich głos jako narodu, coś znaczy w Europie. Fabuła książki jest jednak przewrotnie minimalistyczna w porównaniu do powyższego tekstu. Nie uświadczymy w książce "Wirus" pompatycznej, wręcz wyjętej ze sci-fi wizji naszego narodu, jako przodującego w kohorcie zjednoczonej Europy. Zamiast tego autor postanowił spojrzeć na przemianę w samych obywatelach, a konkretnie poszczególnych jednostkach. Żeby było ciekawiej, nie położył całej fabuły na barki nas samych, ale posiłkuje się obcokrajowcami, dzięki czemu uzyskuje dość szeroki pryzmat naszych przywar. Wszystko to jest szczelnie schowane pod postacią beletrystyki, ale czujne oko i sprawny umysł to wyłapie.

Fabuła książki skupia się na trzech podstawowych postaciach: Prezenterze telewizyjnym, który urzeka wszystkich przed ekranami, młodej Pani architekt po przejściach, oraz nastolatkowi, który mało ma z Polską wspólnego, ale posiada Chopinowski talent muzyczny. Cała ta trójka, ma swoje własne opowieści związane z naszym pięknym krajem. Każde z nich na swój własny sposób przechodzi wewnętrzną transformację, której skutkiem jest nieunikniona kolizja z Polską i jej realiami. Dziennikarz zaczyna wątpić we własne słowa wysyłane w formie obrazu i dźwięku do milionów odbiorników, Pani architekt zaczyna wątpić w swój talent poparty jedynie pochodzeniem, i wreszcie młody muzyk, który w pogoni za marzeniami pragnie znaleźć się wśród laureatów Konkursu Chopinowskiego.

Pomiędzy tymi wszystkimi opowieściami o głównych bohaterach, balansuje na granicy zauważalności, potrzeba, która tkwi w każdym z Polaków: potrzeba udowadniania całemu światu, że oto jesteśmy! Gotowi do heroizmu w imię ojczyzny, nawet za najwyższą cenę. Byle tylko ktoś nas zauważył, byle tylko nie okazało się, że siedzimy na szarym końcu jakiegoś rankingu, obojętne czy to w nogę, czy siatkę. Nie dać się zepchnąć na koniec. Tego właśnie się boimy: być na końcu,, nawet nie zauważeni. Temu strachowi stawia czoła książka "Wirus" która rozbudza w czytelniku nadzieję, że nie jesteśmy maluczkim narodem, że stać nas na więcej. To czy autor wywiązał się z postawionych obietnic, powinienem zostawić do waszego osądu, jednak osobiście uważam, że warto wybrać się na tą wycieczkę po naszych zaletach i wadach, jako narodu.
moznaprzeczytac.pl Paweł Marek; 2016-05-30

Oblubienice wojny

Helen Bryan nie stworzyła odkrywczej fabuły. Nie wyciągnęła też na światło dzienne faktów, które nie byłyby już wyeksploatowane. II wojna światowa to temat rzeka, ale w tym przypadku chyba trochę zabrakło pomysłu na całość. A książkę „Oblubienice wojny” ratują tylko barwne życiorysy głównych bohaterek. Czy to wystarczy?
Autorka przedstawia losy pięciu kobiet, które więcej dzieli, niż łączy, bo pochodzą z różnych warstw społecznych, mają inne doświadczenie i inne perspektywy na przyszłość. Dopiero widmo wojny i nadchodzący w związku z tym kataklizm materialny i emocjonalny sprawiają, że ich życiorysy splatają się bardzo mocno. Wszystkie zostają mieszkankami miejscowości Crowmarsh Priors. Niestety, Bryan w moim odczuciu nie ma lekkiego pióra. Narracja jest zbyt ciężka, niepotrzebnie skacze chronologicznie aż w takim stopniu, co dekoncentruje i nie sprawia, że przez książkę się płynie. Mało tego, momentami robi się naprawdę nużąco.
„Oblubienice wojny” mogłyby być naprawdę świetną, porywającą książką mimo trudnej tematyki, gdyby poskładać wszystkie pomysły fabularne w lepiej skonstruowaną całość. A tak cały czas coś zgrzyta. Trzeba jednak przyznać jedno – Helen Bryanpokazuje, że właściwie nieistotne w jakiej części świata toczy się wojna, bo mechanizm przetrwania wszędzie jest ten sam, a uczucia, które się wtedy nawiązują, mają ogromną moc. Może to być walor, o ile zapomnimy, że takie wnioski płyną również z innych powieści o II wojnie światowej.
katarzynastec.wordpress.com Katarzyna Stec

Oblubienice wojny

Przyznaję, rzadko kiedy czytam książki, które nie mają nic wspólnego z fantastyką. Na "Oblubienice wojny" zdecydowałam się jednak, czytając całkiem interesujący opis fabuły. W debiutanckiej powieści amerykańskiej autorki, Helen Bryan, poznajemy kilka kobiet, które poznały się w chyba najtrudniejszym okresie w ich życiu. Alice, Elsie, Tanni, Evangeline i Frances poznały na przełomie lat 30. i 40. XX wieku, a, jak wiadomo z historii, to okres bezpośrednio poprzedzający drugą wojnę światową i chwile już po jej wybuchu. Los zebrał nastoletnie wtedy dziewczęta w małej angielskiej wiosce, Crowmarsh Priors. Bohaterki muszą stawiać czoła wielu przeciwnościom losu, niejednokrotnie wspierając się nawzajem. Ich przyjaźń rozkwita, a później jest wspominana po wielu latach...
 
 
Ze względu na nagromadzenie głównych bohaterek, mamy również sporo wątków, które dopiero po czasie splatają się w jedną całość. Przyznam szczerze, że przez dłuższy czas sprawiło mi niemałą trudność, aby się w tym wszystkim połapać. Nagromadzenie tego wszystkiego już na starcie może zniechęcać do lektury. Jeśli się jednak przebrnie się przez te trudności, można dotrzeć do momentu, w którym książka zaczyna nawet wciągać. Oczywiście, brak tu wielu nagłych i niespodziewanych zwrotów akcji, pościgów, wybuchów, nawet zważając na to, że mówimy o tematyce drugiej wojny światowej. Prym wiedzie jednak nie sama wojna, a życie codzienne w jej czasie. Autorce zdarzyło się zaliczyć gafy w postaci dłużyzn czy wręcz przeciwnie - w postaci zbyt szybkiego przeprowadzenia przez pewne wydarzenia (na przykład w pewnym momencie dowiadujemy się, że bohaterka jest w ciąży i będzie miała dziecko, a za chwilę przeskakujemy w przód o kilka miesięcy i synek dziewczyny jest już na świecie) i tworzenie się przez to dziur fabularnych.
 
Bohaterki da się polubić. Może nie mają jakichś wyjątkowych charakterów, może ich sylwetki nie zapadną w pamięci na dłuższy czas, potrafią jednak wzbudzić sympatię. Czasem nawet ich los wywołuje współczucie u czytelnika. Historie dziewcząt, zanim się jeszcze spotykają w angielskiej wiosce, są chyba najciekawsze w całej powieści. Generalnie całość wypada stosunkowo blado. "Oblubienice wojny" zaliczyłabym raczej do książek dosyć przeciętnych, które mogą spodobać się przede wszystkim ludziom zainteresowanym życiem codziennym w czasie drugiej wojny światowej. Miłośnikom fantastyki, takim jak ja, raczej odradzam zapoznanie się z tą powieścią, a przynajmniej na początku - zdaję sobie sprawę, że może zniechęcić do gatunku. 
Królowa książek

Oblubienice wojny

Witajcie, moi drodzy! Dzisiaj po raz pierwszy na moim blogu możecie zobaczyć przedpremierową recenzję. Zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat "Oblubienic wojny", autorstwa Helen Bryan, nowości Wydawnictwa Editio, która ukaże się już w ten czwartek, czyli 2 czerwca.
Muszę przyznać, że od początku "Oblubienice wojny" zaciekawiły mnie swoją fabułą, jednak wcześniej jeszcze nigdy nie czytałam książek o tematyce wojennej i nie wiedziałam, czy ta powieść mi się spodoba. Okazało się, że moje obawy, na szczęście, się nie sprawdziły i od tej pory postanawiam czytać więcej pozycji tego typu. 


To co mnie najbardziej zachwyciło to wojenny klimat, który Helen Bryan doskonale oddała. Ja, czytając tę książkę, czułam się jakbym oglądała film. Powieść idealnie opisuje życie w Anglii w czasie II wojny światowej. Możemy poznać mentalność, zachowania, sposób myślenia ludzi, żyjących w tamtym okresie, często również ich nieświadomość zagrażającego im niebezpieczeństwa. Myśląc o tym ostatnim, mam ma myśli na przykład matki z dziećmi, które mimo, że zostały ewakuowane z zagrożonego bombardowaniem Londynu na wieś i tak tam wracały. W książce widzimy wojnę oczami zwykłych ludzi.Ponadto patrzymy na wojnę z wielu perspektyw, ponieważ w powieści występują postacie z różnych środowisk. Myślę, że "Oblubienice wojny" to obyczajówka na medal. Niektórzy mogą uskarżać się na powolną akcję, ale to jedna z cech powieści tego gatunku. Bardzo spodobało mi się, że autorka nie wywyższała Anglików i nie pokazała ich jako wielkich bohaterów, którzy walczą za ojczyznę, bohatersko znoszą naloty bombowe, a także walecznie ratują żydowskie dzieci Kindertransportami, z kolei Niemców jako złych, krwiożerczych najeźdźców. Wiadomo, autorka  pokazała nieprzyjazne stosunki między tymi narodami, ale chodzi mi o to, że ta książka patrzy na wojnę z codziennego punktu widzenia i to jest jej największym atutem. 

Bohaterki powieści zostały bardzo dobrze wykreowane. Każda jest inna i ma odmienną osobowość. Myślę, że każdy polubi chociaż jedną z nich albo się z nią utożsami. Ja na przykład najbardziej zżyłam się z Alice, Tanni i Frances. W powieści pokazane jest jak bardzo wojna wpłynęła na ich życie. Moim zdaniem jednak głównych bohaterek powinno być o jedną mniej, ponieważ autorka mogłaby wtedy w pełni skupić się na wszystkich postaciach. Na początku książki zostaje nam zaprezentowana każda z dziewczyn, poznajemy każdą z nich, przez co właściwa akcja zaczyna się dość późno. Autorka dobrze pokazała przyjaźń naszych głównych bohaterek, ale brakowało mi w książce momentówsctricte zaprzyjaźniania się, powstawania więzów, które je połączyły. 

Do minusów mogę zaliczyć jeszcze parę rzeczy. Nie podobało mi się zakończenie wątku Manfreda (tak by nie spoilerować), bo o ile reszta książki to naprawdę dobra, realistyczna opowieść to to zakończenie, przynajmniej w moim odczuciu wyszło nieco... groteskowe, ponieważ gdy wyobraziłam sobie scenę z przedostatniego rozdziału to nie mogłam się nie uśmiechnąć, ponieważ zapewne wyglądało to... dość komicznie. Zemsta starszych babć. Nie przypadło mi do gustu końcowe poprowadzenie wątku Frances. Moim zdaniem mógł być on bardziej rozwinięty. Uważam również, że autorka powinna umieścić wstęp na końcu, ponieważ jest tam pewien dość ważny spoiler. Lepiej nie czytajcie wstępu, jeśli nie chcecie sobie psuć sobie przyjemności z czytania.

Pomimo tych niewielkich niedociągnięć książka bardzo mi się podobała i dzięki niej od tej pory częściej będę sięgać po literaturę wojenną. Myślę, że to świetna pozycja dla kogoś kto chce poznać życie ludzi w Anglii w okresie II wojny światowej. Mnie Helen Bryan bardzo pozytywnie zaskoczyła swoją powieścią. Uważam, że "Oblubienice wojny" to pozycja, po którą warto sięgnąć.

Ja bardzo cieszę się, że miałam możliwość otrzymać tę książkę przedpremierowo do recenzji, ponieważ myślę, że gdyby nie współpraca to zapewne nie przeczytałabym jej i pozbawiła się bardzo ciekawej lektury, z którą zazwyczaj nie mam do czynienia. Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Grupie Wydawczej Helion.
http://lekturia.blogspot.com/ Maria Kiwior
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile