Recenzje
Calder. Narodziny odwagi
Zmysłowa seria Mii Sheridan to coś więcej niż romanse. To opowieści o miłości, pożądaniu, o trudnych wyborach, o tym jak przypadek potrafi zmienić nasze życie. Uświadamiają siłę jaka tkwi w człowieku i nieustanną chęć ucieczki od zniewolenia, szczególnie tego, które odczuwamy wewnątrz siebie. W „Calder” nie brakuje napięcia, zaskakujących zwrotów akcji, cierpienia bohaterów. To historia o tym, jak rodzi się miłość poddawana bezustannym próbom, w której walka ściera się z nadzieją. Powieść intryguje i nie jest przewidywalna, tej historii się nie zapomina.
Kiedy dziesięcioletni Calder po raz pierwszy zobaczył ośmioletnią Eden, nie przeczuwał, że ich losy na zawsze splecie niewidzialna nić. Ale z pewnością wiedział, że jego uczucia nie zyskają aprobaty społeczności, w której przyszło mu żyć. Jako syn członków apokaliptycznej sekty o surowych zasadach moralnych nie powinien nawet marzyć o dziewczynce, która… miała zostać żoną przywódcy tej sekty. Sęk w tym, że ani Calder, ani Eden nie mogą tak po prostu zrezygnować z marzeń. Odważny chłopak i zdeterminowana dziewczyna postanawiają walczyć o własną godność, o prawo do decydowania o swoim życiu, wreszcie o swoją miłość.
Wyrusz z nimi w tę podróż, zobacz, jak próbują odnaleźć własne miejsce w świecie i nadać nowy sens życiu.
Calder. Narodziny odwagi to opowieść o walce dobra ze złem, o strachu i męstwie oraz o ponadczasowej prawdzie, że światło miłości potrafi rozświetlić największe mroki…
Kiedy dziesięcioletni Calder po raz pierwszy zobaczył ośmioletnią Eden, nie przeczuwał, że ich losy na zawsze splecie niewidzialna nić. Ale z pewnością wiedział, że jego uczucia nie zyskają aprobaty społeczności, w której przyszło mu żyć. Jako syn członków apokaliptycznej sekty o surowych zasadach moralnych nie powinien nawet marzyć o dziewczynce, która… miała zostać żoną przywódcy tej sekty. Sęk w tym, że ani Calder, ani Eden nie mogą tak po prostu zrezygnować z marzeń. Odważny chłopak i zdeterminowana dziewczyna postanawiają walczyć o własną godność, o prawo do decydowania o swoim życiu, wreszcie o swoją miłość.
Wyrusz z nimi w tę podróż, zobacz, jak próbują odnaleźć własne miejsce w świecie i nadać nowy sens życiu.
Calder. Narodziny odwagi to opowieść o walce dobra ze złem, o strachu i męstwie oraz o ponadczasowej prawdzie, że światło miłości potrafi rozświetlić największe mroki…
Monika Matura; 2016-06-13
Dublin. Travelbook. Wydanie 1
Irlandia od co najmniej kilku lat budzi u nas zainteresowanie zarówno jako miejsce pracy, a nawet przenoszenia się na tę Zieloną Wyspę, jak jest nazywana, na stałe, jak i kierunek wyjazdów turystycznych. Często łączonych z odwiedzaniem mieszkających tam krewnych i znajomych.Zarówno jednym, jak i drugim, w poznawaniu stolicy kraju, Dublina oraz jego atrakcji pomóc może przewodnik Bezdroży po tym mieście, wydany w serii travelbook. Poza licznymi informacjami zamieszczonymi w nim zgodnie z jej koncepcją, czytelnik - turysta znajduje w tym przewodniku także 8 planów i map oraz 25 ważnych lub ciekawostkowych informacji w ramkach włamanych w tekst. Ponadto blisko 160 kolorowych zdjęć, chociaż, niestety, nie wszystkie są opisane. Rozdziały wstępne: Informacje praktyczne i krajoznawcze poprzedza krótka część "Atrakcje Dublina", w której autor sugeruje co w tym mieście i jego okolicach szczególnie warto zobaczyć lub przeżyć. Jeżeli chodzi o to ostatnie, jego zdaniem jest co najmniej sześć takich przeżyć i wymienia oraz opisuje je. Przede wszystkim udział w obchodach Dnia św. Patryka, poznanie historii Irlandii i Dublina, zwłaszcza zaś czasów Wikingów oraz spróbowania whiskey i piwa Guinnessa w ich oryginalnych wytwórniach. Ponadto zwiedzenie dawnego więzienia Kilmainhan Gaol, odwiedzenie Temple Baru oraz odbycie spaceru po nabrzeżu rzeki Liffey. Miłośnikom starej architektury i historii autor proponuje poznanie przede wszystkim pięciu zabytkowych budowli, w tym trzech kościołów, zamku i Trinity College. Zaś amatorom przyrody i cudów natury, również pięciu miejsc w mieście i w jego okolicach. Rozdział ?Informacje praktyczne", to rady i sugestie kiedy wybrać się do Dublina, jak tam dotrzeć i poruszać się na miejscu, gdzie nocować i co oraz gdzie jeść. Plus Informator A-Z z najważniejszymi informacjami "w pigułce" w układzie alfabetycznym. Rozdział "Informacje krajoznawcze" zawiera to, co powinien. A więc Krajoznawcze ABC z informacjami o położeniu kraju, jego klimacie, florze i faunie, geologii, historii - z kalendarzem historycznym - zarówno Irlandii jak i jej stolicy. Ponadto o tamtejszym społeczeństwie, kulturze i sztuce oraz sporcie, świętach i festiwalach, a także kuchni. W podstawowej części przewodnika: "Zwiedzanie Dublina" autor proponuje je - i oprowadza czytelnika, zwracając uwagę na najważniejsze zabytki, obiekty - w tym muzea oraz inne ciekawe miejsca, z informacjami o godzinach otwarcia, cenami biletów itp., w podziale miasta na 9 części. Od dzielnicy średniowiecznej, poprzez różne charakterystyczne regiony, po dzielnicę portową i centrum finansowe. Tym, którzy mając więcej czasu zechcą zobaczyć także jeszcze coś poza stolicą, sugeruje w rozdziale "Zwiedzanie okolic Dublina" dokąd, z informacjami o wybranych miejscowościach i miejscach - i w jaki sposób - wybrać się, w którymś z kierunków na cztery strony świata: południe, zachód, południe oraz północny zachód. Ponadto zaś szlaki górskie w pobliżu miasta. Na końcu przewodnika znajduje się, też tradycyjnie, zwięzły Indeks, legenda z opisem symboli i znaków użytych na mapach oraz planach, a także krótka informacja o autorze. Poręczny format oraz staranna szata edytorska powinny wzbudzić zainteresowanie tym przewodnikiem turystów wybierających się do Irlandii i jej stolicy.
kurier365.pl Cezary Rudziński; 2016-06-12
Dublin. Travelbook. Wydanie 1
Nie tylko Joyce
Od lat Irlandia rozbrzmiewa już po polsku, jak niegdyś po gaelicku. I nie jest już XIX--wiecznym pe-ryferium Europy, słynącym z klęski głodu i zaciętego oporu wobec Anglików. Dziś to nowoczesny kraj unijny, o rosnącym PKB, coraz bardziej atrakcyjny dla turystów. Także tych, którzy odwiedzają w Irlandii krewnych i przyjaciół. Coraz głębiej wrastających w irlandzką społeczność. Nie tylko Dublin wart jest zwiedzenia, bo to już oczywistość, gdy wysiada się z jednego z 320 samolotów irlandzkiego przewoźnika Ryanair, mającego na ogonie symbol kraju: złotą harfę. Dublin ma wiele atrakcji - możemy napawać się ciszą katedry św. Patryka, biblioteczną powagą Trinity College, możemy gapić się na leniwy nurt rzeki Liffey albo pić whiskey w ?Tempie Bar". Możemy też podjechać taksówką do ?Sandy Cove", gdzie odnajdziemy biograficzne ślady najsłynniejszego (choć nie jedynego, by wspomnieć choćby Wilde'a czy Yeatsa) pisarza Irlandii Jamesa Joyce'a, twórcy ?Uli-sessa". Ale możemy również pojechać 40 - 50 kilometrów na południe od miasta, by zakosztować średniowiecznego klimatu na wrzosowiskach opodal Glendalough, a przede wszystkim zagłębić się w niewielkie, ale urokliwe góry Wicklow, tworzące Park Narodowy Wicklow Mountains. To nie są wysokie góry, sięgają ledwie ponad 900 metrów nad poziom morza, ale są niezwykle malownicze. Płynie tu wiele rzek, oko cieszy wodospad Powerscourt. Kiedyś działał tu klasztor św. Kevina, funkcjonowały kopalnie ołowiu, dziś jednak to ostoja ciszy. Jest sporo torfowisk, dzikiej zwierzyny oraz stanowisk archeologicznych, dowodzących długiej historii osadnictwa na tych ziemiach. Warto stanąć na przełęczy Wicklow Gap, najwyżej położonej na wyspie przełęczy drogowej, skąd roztacza się niezapomniany widok na Park. Zabytkowa, zrekonstruowana po pożarze posiadłość Powerscourt jest dość zaskakująca w tej przyrodniczej scenerii, ale turystycznie jest ciekawa; inspiracją do jej budowy były zespoły pałacowe w Wersalu i Wiedniu. Tamże muzeum zabawek. Ł.Azik PIOTR THIER. DUBLIN. TRAVEL-BOOK. Wydawnictwo BEZDROŻA, GLIWICE, 2016, s. 184. Cena 24,90 zł.
Od lat Irlandia rozbrzmiewa już po polsku, jak niegdyś po gaelicku. I nie jest już XIX--wiecznym pe-ryferium Europy, słynącym z klęski głodu i zaciętego oporu wobec Anglików. Dziś to nowoczesny kraj unijny, o rosnącym PKB, coraz bardziej atrakcyjny dla turystów. Także tych, którzy odwiedzają w Irlandii krewnych i przyjaciół. Coraz głębiej wrastających w irlandzką społeczność. Nie tylko Dublin wart jest zwiedzenia, bo to już oczywistość, gdy wysiada się z jednego z 320 samolotów irlandzkiego przewoźnika Ryanair, mającego na ogonie symbol kraju: złotą harfę. Dublin ma wiele atrakcji - możemy napawać się ciszą katedry św. Patryka, biblioteczną powagą Trinity College, możemy gapić się na leniwy nurt rzeki Liffey albo pić whiskey w ?Tempie Bar". Możemy też podjechać taksówką do ?Sandy Cove", gdzie odnajdziemy biograficzne ślady najsłynniejszego (choć nie jedynego, by wspomnieć choćby Wilde'a czy Yeatsa) pisarza Irlandii Jamesa Joyce'a, twórcy ?Uli-sessa". Ale możemy również pojechać 40 - 50 kilometrów na południe od miasta, by zakosztować średniowiecznego klimatu na wrzosowiskach opodal Glendalough, a przede wszystkim zagłębić się w niewielkie, ale urokliwe góry Wicklow, tworzące Park Narodowy Wicklow Mountains. To nie są wysokie góry, sięgają ledwie ponad 900 metrów nad poziom morza, ale są niezwykle malownicze. Płynie tu wiele rzek, oko cieszy wodospad Powerscourt. Kiedyś działał tu klasztor św. Kevina, funkcjonowały kopalnie ołowiu, dziś jednak to ostoja ciszy. Jest sporo torfowisk, dzikiej zwierzyny oraz stanowisk archeologicznych, dowodzących długiej historii osadnictwa na tych ziemiach. Warto stanąć na przełęczy Wicklow Gap, najwyżej położonej na wyspie przełęczy drogowej, skąd roztacza się niezapomniany widok na Park. Zabytkowa, zrekonstruowana po pożarze posiadłość Powerscourt jest dość zaskakująca w tej przyrodniczej scenerii, ale turystycznie jest ciekawa; inspiracją do jej budowy były zespoły pałacowe w Wersalu i Wiedniu. Tamże muzeum zabawek. Ł.Azik PIOTR THIER. DUBLIN. TRAVEL-BOOK. Wydawnictwo BEZDROŻA, GLIWICE, 2016, s. 184. Cena 24,90 zł.
Tygodnik Angora Ł.Azik; 2016-06-12
Sen powrotu
Mahatma Gandhi twierdził, że „wolność to stan umysłu”, zaś Krzysztof Grabowski umiejscowił tę wolność „tam, gdzie kończy się strach”. Czym tak naprawdę jest wolność? Dla wielu oznacza ona wolność wyboru, dla innych ma wymiar bardziej materialny czy społeczny i jest związana z brakiem zobowiązań wobec rodziny czy wobec pracodawcy. Jeszcze inni utożsamiają wolność z podróżą, z przekraczaniem swoich granic oraz z życiem według rytmu serca, nie zaś opinii otoczenia.
A jak wygląda wolność w wykonaniu Piotra Strzeżysza? Możemy się o tym przekonać sięgając po książkę autora i podróżnika, „Sen powrotu”, Opublikowana nakładem wydawnictwa Bezdroża, jest już kolejną publikacją w dorobku autora, zaś jej ramy czasowe (i terytorialne) wyznacza podróż, w którą wyruszył. Osoby, które miały przyjemność sięgnąć po poprzednią książkę „Powidoki” pamiętają zapewne, że podróżnik zmuszony był powrócić do kraju z uwagi na kontuzję kolana. To jednak nie zmieniło jego planów, a tylko odsunęło je w czasie. Po kilkumiesięcznym leczeniu duch przygody znów popchał autora ku eksploracji nowych terenów, oczywiście na nieodłącznym rowerze i z przytoczonymi do niego sakwami. O tym, jak wyglądała podróż przez obie Ameryki, o spotkanych w drodze ludziach, o zwierzętach, a także o wrażeniach autora i jego życiu duchowym w trakcie tej wyprawy czytamy z prawdziwą fascynacją. Książka zaspokaja wymagania wszystkich wielbicieli książek podróżniczych, ale odnoszę wrażenie, że jej siła oddziaływania wykracza daleko poza zachętę do powtórzenia wyczynu autora i podążenia wytyczoną przez niego trasą. To również drogowskaz, który pokazuje nam, że tak naprawdę to my dokonujemy wyborów, że życie takie jak Strzeżysz może wieść każdy, ale z pełną świadomością konsekwencji takiej decyzji.
Wraz z autorem przemierzamy przez dziesięć miesięcy trasę wiodącą z Alaski do Ziemi Ognistej, a dokładnie do małego miasteczka położonego na jej krańcu, Ushuaia. To nie tylko podróż, ale i wyzwanie, zarówno dla umysłu jak i dla ciała, to ogniowa próba, z której Strzeżysz wyszedł zwycięsko. Nie zdołał zawrócić go z drogi ból kolana, nieustanna choroba zatok i gorączka, nie skusił się na mało subtelną ofertę matrymonialną na Kostaryce, nie został na zawsze w kolumbijskiej wiosce, gdzie właścicielka hotelowej restauracji udostępniła mu swój dom. Nieznana siła pchała go wciąż do przodu, stawiając na jego drodze zarówno przeszkody, jak i prawdziwe anioły.
Książka jest nie tylko zapisem zawierającym szczegóły podróży, ale – a może przede wszystkim – portretem spotkanych ludzi, którzy nierzadko bezinteresownie udzielali mu pomocy, obdarzając dobrym słowem, historią, dobrami materialnymi, służyli bezpiecznym kątem, a nawet opłacali miejsce spoczynku. I choć zdarzały się przypadki, że ktoś chciał go wykorzystać, naciągnąć na darmowy trunek, na niemałe pieniądze w zamian za rzekomo skuteczne lekarstwo, został nawet okradziony, to jednak z lektury bije życzliwość osób, z których drogą życia przecięła się droga autora. Zatrzymujemy się u pewnego weterynarza z Meksyku, jemy dojrzałe mango z robotnikami, poznajemy właściciela restauracji w Salwadorze czy siedemdziesięciodwuletniego Ernesto, rzeźbiarza z wioski Piqua, którego życie jest dla mnie kwintesencją szeroko pojętej wolności i równowagi. To zaledwie kilka twarzy na mapie podróży, której przystanki naznaczone były także bliskimi kontaktami ze zwierzętami – do autora łaszą się bezdomne psy, w brodę wplątują się koty, przeżywa on bliskie spotkanie z guanako, dzikim przodkiem lamy, zaś pancernik bierze go przez przypadek za padlinę.
Wszystkie przygody autora, jego przemyślenia, portrety spotkanych ludzi, a także opisy okolic składają się na piękną, niemalże poetycką książkę „Sen powrotu”. Strzeżysz mistrzowsko włada słowem, niczym pędzlem maluje słowami zastaną rzeczywistość, poświęcając jednocześnie sporo miejsca własnym przemyśleniom i spostrzeżeniom. To sprawia, że z lekturą wiążą się nie tylko podróżnicze tęsknoty, ale jest ona także bodźcem do refleksji, do przemyśleń, do zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę jest w życiu ważne, jaką rolę odgrywają na naszej drodze inni ludzie i … czym jest dla nas wolność.
QulturaSlowa Justyna Gul
Calder. Narodziny odwagi
Mia Sheridan tą książką bardzo mnie zaskoczyła. A jakby tego było mało, to powiem, że zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Ta książka wciąga i nie pozwala się od niej oderwać, dopóki nie przeczytacie wszystkiego.
Calder, to chłopiec który odkąd tylko pamięta, dorastał w społeczności, która wszystko wytwarzała sama, a ze świata spoza sekty nie brała niczego. Nad wszystkimi opiekę i władzę sprawuje Hector, który jest także ich kaznodzieją, odnajduje nowe zbłąkane duszyczki i nawraca ich w swojej małej społeczności. Właśnie dlatego, że nie wolno tym ludziom utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu z cywilizowanym społeczeństwem, dzieci, które się w nim rodzą i później dorastają, kompletnie nic nie wiedzą o życiu jakie prowadzi się na zewnątrz sekty. Jak się później przekonamy, one nie wiedzą jak się tam chodzi ubranym, do czego służy i jak wygląda supermarket, ani że są środki przeciwbólowe które pomogą pokonać ból. Kiedy się to wszystko czyta, aż nie można uwierzyć, i dlatego jeszcze bardziej wciągamy się w lekturę. Żeby było bardziej tajemniczo, nie wiemy wszystkiego o ludziach z sekty, o Hectorze, ani nawet o pięknej Eden, którą Hector przyprowadza pewnego dnia, jako swoją wybrankę na żonę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Eden nie była dzieckiem, które z jakiegoś powodu straciło, lub wyparło to co wydarzyło się przed pojawieniem w sekcie. Tak się składa, że Eden i Calder są swoimi rówieśnikami, interesują się więc swoimi osobami, nie mija to także kiedy dorastają. Co z tego wyniknie? Czy Hector pozwoli rozkwitać miłości tych dwojga tuż pod jego nosem? A może zabije ich oboje?
To co zdradziłam Wam tutaj, to nawet nie jest połowa z tego co w tej opowieści się dzieje. Najbardziej intrygował mnie prolog. Kiedy go przeczytałam, myślałam, że na następnych kilku stronach, no, góra kilku rozdziałach znajdę na niego odpowiedź. A tu niespodzianka, bo tak się nie stało. A jak było? Musicie sami przeczytać!
Książka wciąga i niesamowicie interesuje. Nie dość, że nie możemy się od niej oderwać, to jeszcze tak zagłębiamy się w historię Eden i Caldera, że cały czas myślimy tylko o nich. Ale nie bójcie się, to zaledwie pierwsza część przygód tych dwojga. W przygotowaniu właśnie jest druga część, która jak się spodziewam, będzie równie dobra jak pierwsza, a może nawet lepsza, bo sprawy się trochę pokomplikowały w życiu bohaterów.
Miłość ponad wszystko, to właśnie ten typ książki lubię najbardziej!
Calder, to chłopiec który odkąd tylko pamięta, dorastał w społeczności, która wszystko wytwarzała sama, a ze świata spoza sekty nie brała niczego. Nad wszystkimi opiekę i władzę sprawuje Hector, który jest także ich kaznodzieją, odnajduje nowe zbłąkane duszyczki i nawraca ich w swojej małej społeczności. Właśnie dlatego, że nie wolno tym ludziom utrzymywać jakiegokolwiek kontaktu z cywilizowanym społeczeństwem, dzieci, które się w nim rodzą i później dorastają, kompletnie nic nie wiedzą o życiu jakie prowadzi się na zewnątrz sekty. Jak się później przekonamy, one nie wiedzą jak się tam chodzi ubranym, do czego służy i jak wygląda supermarket, ani że są środki przeciwbólowe które pomogą pokonać ból. Kiedy się to wszystko czyta, aż nie można uwierzyć, i dlatego jeszcze bardziej wciągamy się w lekturę. Żeby było bardziej tajemniczo, nie wiemy wszystkiego o ludziach z sekty, o Hectorze, ani nawet o pięknej Eden, którą Hector przyprowadza pewnego dnia, jako swoją wybrankę na żonę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Eden nie była dzieckiem, które z jakiegoś powodu straciło, lub wyparło to co wydarzyło się przed pojawieniem w sekcie. Tak się składa, że Eden i Calder są swoimi rówieśnikami, interesują się więc swoimi osobami, nie mija to także kiedy dorastają. Co z tego wyniknie? Czy Hector pozwoli rozkwitać miłości tych dwojga tuż pod jego nosem? A może zabije ich oboje?
To co zdradziłam Wam tutaj, to nawet nie jest połowa z tego co w tej opowieści się dzieje. Najbardziej intrygował mnie prolog. Kiedy go przeczytałam, myślałam, że na następnych kilku stronach, no, góra kilku rozdziałach znajdę na niego odpowiedź. A tu niespodzianka, bo tak się nie stało. A jak było? Musicie sami przeczytać!
Książka wciąga i niesamowicie interesuje. Nie dość, że nie możemy się od niej oderwać, to jeszcze tak zagłębiamy się w historię Eden i Caldera, że cały czas myślimy tylko o nich. Ale nie bójcie się, to zaledwie pierwsza część przygód tych dwojga. W przygotowaniu właśnie jest druga część, która jak się spodziewam, będzie równie dobra jak pierwsza, a może nawet lepsza, bo sprawy się trochę pokomplikowały w życiu bohaterów.
Miłość ponad wszystko, to właśnie ten typ książki lubię najbardziej!
DobreRecenzje.pl Edyta; 2016-06-06