Recenzje
Calder. Narodziny odwagi
Po raz trzeci przekonałam się, że powieści Sheridan nacechowane są pełną paletą emocji. Każde słowo, zdanie ma sens, przepełnione jest namiętnością, gwałtownością. Kolejny raz autorka dowiodła, że jej powieści to nie tylko oryginalne historie o miłości i przeznaczeniu, ale również pokazała, że potrafi również stworzyć cudownych, silnych bohaterów, intrygujące tło dla wydarzeń oraz zapierającą dech w piersiach akcję.
- Na przykład czego?
Umilkłam na chwilę. - Że niektóre rzeczy lepiej widać w świetle... a niektóre wychodzą na jaw w ciemności.
Calder. Narodziny odwagi, to powieść niesamowita, nic więcej nie należy dodawać. Z własnego doświadczenia ze stylem pisarki, wiem, że uwielbia ona komplikować sobie życie i pisać o tematach niespotykanych, unikanych lub najzwyczajniej w świecie o tych, o których na co dzień nie myśli czy unikamy. To czyni jej powieści jeszcze bardziej unikatowymi i obezwładniającymi. I tym razem nie zawiodłam się, ponieważ dostałam znacznie więcej, niż pierwotnie oczekiwałam.
Calder po raz pierwszy zobaczył Eden, kiedy miał dziesięć lat. W młodszej wersji głównego bohatera było coś, co niezaprzeczalnie mnie urzekło. Być może była o jego wrodzona siła, wewnętrzne piękno duszy i niczym niezmącona czystość serca, nie mam bladego pojęcia, a jednak zakochałam się w nim. Szaleńczo i bez pamięci. A jednak, kiedy staje się mężczyzną... Nie, emocje, które mi wtedy towarzyszyły, są nie do opisania. Jego najważniejszą cechą jest to, że w kreacji jego charakteru nie nie ma dobrze utartych schematów.
Za to o Eden mogę powiedzieć znaczenie mniej, ponieważ jej postać została przedstawiona nieco bardziej tajemniczo. Sama bohaterka niewiele wiedziała o życiu, o sobie, ale z czasem to się zmieniło. Rozkwitła niczym najpiękniejszy kwiat dopiero zaznawszy prawdziwej miłości. Najważniejszymi jej cechami jest upór, siła i zdrowy rozsądek, który czasem (przy Calderze) lub sobie pofolgować.
Calder to historia nasączona ogromem przeróżnych, silniejszych bądź słabszych emocji. Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że powieści spod pióra Sheridan to jedne z najlepszych książek jakie miałam okazję przeczytać w życiu. Lekkość stylu pisania, nieprzewidywalność, ale przy tym umiejętność nakreślenia zrozumiałych sytuacji przez autorkę jest zdecydowanie nie do podrobienia, jeśli pod uwagę weźmie się fakt, że jej bohaterowie biorą udział w naprawdę niebezpiecznych wydarzeniach, igrają z ogniem czy przemierzają niestrudzone koleje życia, które mniej lub bardziej daje się im we znaki.
- Od ciebie[...]
Gorąco polecam wszystkim miłośnikom romansów, powieści ciekawych, urzekających i rozrywających duszę oraz serce na miliony kawałków. Nie muszę zastanawiać się, dlaczego autorka odniosła tak ogromny sukces ze swoimi książkami, ja również przepadłam, jak cały świat, dla jej twórczości. Sheridan, bez słowa zwątpienia z mojej strony, trafia na listę ulubionych autorów i gwarantuję, że ktokolwiek sięgnie po jej historie - nie zawiedzie się.
wachajac-ksiazki.blogspot.com Marta Musialska
Calder. Narodziny odwagi
Mia Sheridan niczym burza wdarła się na polski rynek wydawniczy i natychmiast podbiła serca czytelników swoimi powieściami. W kwietniu mogliście przeczytać recenzję znakomitej powieści„Stinger. Żądło namiętności” a dziś zachęcam Was do sięgnięcia po kolejną historię jej autorstwa, a dokładnie „Calder. Narodziny odwagi”.
Witajcie w Akadii, miejscu gdzie ludzie żyją i pracują w zgodzie z naturą, z dala od wygód i cywilizacji XXI, bez dostępu nawet do prądu czy bieżącej wody, nie komunikując się ze światem zewnętrznym. Każdy jest dla siebie bratem czy siostrą. Nad wszystkimi czuwa Hector, którego wszyscy uważają za swojego ojca. Brzmi znajomo? Niestety, Akadia to nic innego jak postapokaliptyczna sekta. Pewnego dnia Hector, z jednej ze swych podróży, przywozi ośmioletnią Eden. Dziesięcioletni, wówczas, Calder, nie spodziewał się, że losy jego i Eden złączy na zawsze niewidzialna nić. Wiedział jednak, że jego uczucia nigdy nie zyskają aprobaty społeczności ani samego Hectora. Wszystko przez to, że Eden ma po osiągnięciu pełnoletniości zostać … żoną Hectora, przywódcy sekty i poprowadzić ludność Akadii do Elizjum, gdy nadejdzie wielki potop. Problem polega na tym, że już dorośli Calder i Eden, nie chcą zrezygnować z siebie i spełnić przepowiedni głoszonych przez Hectora. Postanawiają walczyć o siebie, o własną godność, prawo decydowania o sobie i swoim życiu oraz oczywiście o swoją miłość. Nie będzie to jednak proste, gdyż macki Hectora sięgają bardzo daleko.
Sekret powoju jest taki, że jeśli mu pozwolisz, rozpleni się na wszystkich uprawach, bo nie jest tylko kwiatem. To także chwast, bardzo zaborczy. Silniejszy, niż się wydaje.
Mia Sheridan, Calder. Narodziny odwagi
Gdy sięgałam po książkę „Calder. Narodziny odwagi” nie spodziewałam się znaleźć w niej takiego morza, w dużej mierze trudnych, emocji. Historia nimi po prostu kipi. Ale czy motyw sekty i życia w niej może być pozytywny? Autorce znakomicie udało się pokazać mechanizmy rządzące, prowadzoną przez Hectora, sektą, hierarchię i jej działanie. Mia Sheridan stworzyła miejsce, w którym jego mieszkańcy, zmanipulowani przez fanatycznego przywódcę, nie potrafią tak naprawdę odróżnić dobra od zła. Miejsce, które z pozoru idealne, okazuje się być niebezpieczne, niczym ruchome piaski. Powoli odkrywane tajemnice Akadii pokazują stopień manipulacji i hipokryzji osób zarządzających sektą.
Oczywiście ważnym motywem jest tu miłość Caldera i Eden, rodząca się przez lata. Początkowo dziecięca fascynacja, poprzez nastoletnie zauroczenie, które w końcu przeradza się w prawdziwe, silne uczucie. Uczucie, któremu nie jest dane spokojnie rozkwitać, gdyż nie takie jest przeznaczenie tej dwójki. Wewnętrzny bunt, który się w nich rodzi, jest iskrą zapalną do działania. Działania w kierunku normalnego życia. Mimo, że boją się opuszczenia Akadii oraz gniewu bogów, mają odwagę by ryzykować. Podejmują się ponadczasowej walki dobra ze złem, wierząc, że rosnąca między nimi miłość, oświetli im mrocznie rysującą się przyszłość.
Mia Sheridan prowadzi narrację pierwszoosobowo, pokazując nam wydarzenia z perspektywy zarówno Caldera, jak i Eden. Pozwala nam to uzyskać pełny obraz wydarzeń. Zwłaszcza w sytuacji, gdy wydarzenia toczą się w miejscach, do których drugie, ze względu na swój status społeczny, nie miałoby wstępu. Dzięki temu jest dużo łatwiej zrozumieć czytelnikowi pewne sytuacje, mające miejsce w Akadii.
„Calder. Narodziny odwagi” to zupełnie inna historia od recenzowanej poprzednio powieści „Stinger. Żądło namiętności”. Mimo, że nie wciągnęła mnie aż do tego stopnia, jak „Stinger”, to historia jest naprawdę ciekawa, czyta się ją chętnie i przyjemnie, a na dodatek pozostawia po sobie niedosyt. Na szczęście dalsze losy Caldera i Eden będziecie mogli poznać już wkrótce, gdyż wydawnictwo Sensus przygotowuje drugi tom historii, czyli „Eden. Nowy początek”. Książka pojawi się w sprzedaży już na początku sierpnia.
Zdradziłam Wam wyłącznie niewielką część tego, co znajdziecie w książce Mii Sheridan. Po resztę musicie sięgnąć sami, do czego Was gorąco zachęcam, bo naprawdę warto.
Witajcie w Akadii, miejscu gdzie ludzie żyją i pracują w zgodzie z naturą, z dala od wygód i cywilizacji XXI, bez dostępu nawet do prądu czy bieżącej wody, nie komunikując się ze światem zewnętrznym. Każdy jest dla siebie bratem czy siostrą. Nad wszystkimi czuwa Hector, którego wszyscy uważają za swojego ojca. Brzmi znajomo? Niestety, Akadia to nic innego jak postapokaliptyczna sekta. Pewnego dnia Hector, z jednej ze swych podróży, przywozi ośmioletnią Eden. Dziesięcioletni, wówczas, Calder, nie spodziewał się, że losy jego i Eden złączy na zawsze niewidzialna nić. Wiedział jednak, że jego uczucia nigdy nie zyskają aprobaty społeczności ani samego Hectora. Wszystko przez to, że Eden ma po osiągnięciu pełnoletniości zostać … żoną Hectora, przywódcy sekty i poprowadzić ludność Akadii do Elizjum, gdy nadejdzie wielki potop. Problem polega na tym, że już dorośli Calder i Eden, nie chcą zrezygnować z siebie i spełnić przepowiedni głoszonych przez Hectora. Postanawiają walczyć o siebie, o własną godność, prawo decydowania o sobie i swoim życiu oraz oczywiście o swoją miłość. Nie będzie to jednak proste, gdyż macki Hectora sięgają bardzo daleko.
Sekret powoju jest taki, że jeśli mu pozwolisz, rozpleni się na wszystkich uprawach, bo nie jest tylko kwiatem. To także chwast, bardzo zaborczy. Silniejszy, niż się wydaje.
Mia Sheridan, Calder. Narodziny odwagi
Gdy sięgałam po książkę „Calder. Narodziny odwagi” nie spodziewałam się znaleźć w niej takiego morza, w dużej mierze trudnych, emocji. Historia nimi po prostu kipi. Ale czy motyw sekty i życia w niej może być pozytywny? Autorce znakomicie udało się pokazać mechanizmy rządzące, prowadzoną przez Hectora, sektą, hierarchię i jej działanie. Mia Sheridan stworzyła miejsce, w którym jego mieszkańcy, zmanipulowani przez fanatycznego przywódcę, nie potrafią tak naprawdę odróżnić dobra od zła. Miejsce, które z pozoru idealne, okazuje się być niebezpieczne, niczym ruchome piaski. Powoli odkrywane tajemnice Akadii pokazują stopień manipulacji i hipokryzji osób zarządzających sektą.
Oczywiście ważnym motywem jest tu miłość Caldera i Eden, rodząca się przez lata. Początkowo dziecięca fascynacja, poprzez nastoletnie zauroczenie, które w końcu przeradza się w prawdziwe, silne uczucie. Uczucie, któremu nie jest dane spokojnie rozkwitać, gdyż nie takie jest przeznaczenie tej dwójki. Wewnętrzny bunt, który się w nich rodzi, jest iskrą zapalną do działania. Działania w kierunku normalnego życia. Mimo, że boją się opuszczenia Akadii oraz gniewu bogów, mają odwagę by ryzykować. Podejmują się ponadczasowej walki dobra ze złem, wierząc, że rosnąca między nimi miłość, oświetli im mrocznie rysującą się przyszłość.
Mia Sheridan prowadzi narrację pierwszoosobowo, pokazując nam wydarzenia z perspektywy zarówno Caldera, jak i Eden. Pozwala nam to uzyskać pełny obraz wydarzeń. Zwłaszcza w sytuacji, gdy wydarzenia toczą się w miejscach, do których drugie, ze względu na swój status społeczny, nie miałoby wstępu. Dzięki temu jest dużo łatwiej zrozumieć czytelnikowi pewne sytuacje, mające miejsce w Akadii.
„Calder. Narodziny odwagi” to zupełnie inna historia od recenzowanej poprzednio powieści „Stinger. Żądło namiętności”. Mimo, że nie wciągnęła mnie aż do tego stopnia, jak „Stinger”, to historia jest naprawdę ciekawa, czyta się ją chętnie i przyjemnie, a na dodatek pozostawia po sobie niedosyt. Na szczęście dalsze losy Caldera i Eden będziecie mogli poznać już wkrótce, gdyż wydawnictwo Sensus przygotowuje drugi tom historii, czyli „Eden. Nowy początek”. Książka pojawi się w sprzedaży już na początku sierpnia.
Zdradziłam Wam wyłącznie niewielką część tego, co znajdziecie w książce Mii Sheridan. Po resztę musicie sięgnąć sami, do czego Was gorąco zachęcam, bo naprawdę warto.
Kulturantki.pl Kasia; 2016-06-15
Fast text. Jak pisać krótkie teksty, które błyskawicznie przyciągną uwagę
Panią Joannę Wrycza-Bekier, autorkę książki „Fast text” poznałam na jednym z internetowych kursów pisania zatytułowanym „Webwriting” czyli dotyczący przede wszystkim tekstów internetowych. Jest również autorką innego poradnika pt. „Magia słów” Po książkę sięgnęłam z wielką radością, ponieważ jest w niej w dużej części zebrana treść, która została mi przekazana podczas trwania tego kursu. Bardzo miło wspominam życzliwe rady i uwagi Pani Joanny. Podobnie jak wtedy tak i teraz, podczas lektury książki autorka pokazała swoją rzeczowość, dobrą znajomość tematu i doświadczenie. Natknęłam się również na jej stronę internetową www.poradnikpisania.pl.
„Fast text. Jak pisać krótkie teksty, które błyskawicznie przyciągną uwagę.” , bo tak brzmi jej cały tytuł to świetny poradnik o pisaniu w dzisiejszych czasach. Na okładce rzuca się w oczy podtytuł „Krótkie teksty na szybkie czasy” – jest on niezwykle trafny. Obecnie, w czasach w których żyjemy, w ogólnym pospiechu ludzie poszukują krótkiej informacji, zwięzłych komunikatów, treściwych tekstów. W sposobie komunikacji zaszedł gwałtowny proces zmian. Dłuższe formy wypowiedzi zastępujemy SMS-ami, mailami czy wpisami na facebooku. Jest to spowodowane zapewne brakiem czasu, który doskwiera niejednokrotnie niejednemu z nas. Obecnie podejmując próby pisania konieczna jest świadomość, że teksty muszą być krótkie, bardzo chwytliwe i przyciągające uwagę. Jak czytam w książce – mamy zaledwie kilka sekund, żeby zatrzymać wzrok na naszym tekście, a około 20 sekund, żeby czytelnika do tego tekstu przekonać. Dotyczy to przede wszystkim tekstów internetowych. Po lekturze książki łatwo zauważyć, że pisząc w Internecie sam talent pisarski nie wystarczy.
Konieczna jest znajomość określonych zasad, które rządzą i kierują światem Internetu. O tych regułach pisze w swojej książce autorka książki.
Książka Pani Joanny Wrycza-Bakier to bardzo praktyczny poradnik. Zawiera wiele cennych wskazówek zarówno dla mniej jak i bardziej wprawionych pisarzy. Autorka w kolejnych rozdziałach książki porusza różne problemy, w których pokazuje jak pisać aby zaciekawić, zatrzymać wzrok i zachęcić czytelnika do przeczytania tekstu do końca. Czytając publikację dowiadujemy się m.in. jakich słów unikać, poznajemy słowa „papugi”, „tiki”, „koturny” czy „skamieliny”. Autorka tłumaczy jak w odpowiedni sposób budować zdania, zachęca do wykorzystywania zjawiska kontrastu, zachęca do pisania przez opowiadanie, a także do bezpośredniego zwrotu do czytelnika. Umiejętne użycie cytatów czy stawianie pytań czytelnikowi okazuje się, że też może znacznie zwiększyć czytelnictwo naszych tekstów. Jedną z największych zalet książki, jest duża liczba przykładów jakie przetacza autorka korzystając z licznych tekstów znanych pisarzy, a także ze swojej wyobraźni. Jest to niezwykle pomocne i pomaga utrwalić omawiane zasady pisania. Książka zawiera zarówno rozdziały poświęcone technikom pisania, jak i cztery warsztaty, które pomagają z teorii przejść w praktykę i samodzielnie spróbować własnych sił przez tworzenie własnych tekstów. Autorka analizuje liczne teksty piosnek, znanych pisarzy, także twórców reklam. Swoimi spostrzeżeniami dzieli się z czytelnikami.
Jedną rzecz na którą chciałabym zwrócić uwagę, choć nie jest to krytyka poradnika „Fast text” to obawa że przez zastosowanie niektórych metod bez umiaru można przekroczyć pewną granicę. Choć uważam, że metody opisywane przez autorkę są bardzo przydatne, bo pokazują realia świata internetowego i nie tylko, trzeba jednak pamiętać żeby nie przesadzić, tak aby nie stały się one wyrazem manipulacji czy perswazji. Niejednokrotnie na internetowych stronach spotkać możemy przecież chwytliwe tytuły za którymi zupełnie nic wartościowego się nie kryje – tylko pustka. Podczas lektury książki zrodziła się we mnie refleksja, aby szczególnie o tym pamiętać, bo przecież nikt nie chce być oszukany. Trzeba mieć świadomość, ze konieczna jest dzisiaj walka o uwagę czytelnika, bo taki jest świat Internetu. Chcąc pisać, szczególnie w Internecie trzeba te techniki znać. Ale, moim zdaniem stosować je należy ostrożnie, aby nasz tekst zachował swoją wartość.
„Fast text” to pigułka wiedzy na temat pisania internetowego i nie tylko. Pomaga zbudować dobry warsztat pisarski. Dla mnie książka ta okazała się bardzo przydatna dlatego zdecydowanie ją polecam.
„Fast text. Jak pisać krótkie teksty, które błyskawicznie przyciągną uwagę.” , bo tak brzmi jej cały tytuł to świetny poradnik o pisaniu w dzisiejszych czasach. Na okładce rzuca się w oczy podtytuł „Krótkie teksty na szybkie czasy” – jest on niezwykle trafny. Obecnie, w czasach w których żyjemy, w ogólnym pospiechu ludzie poszukują krótkiej informacji, zwięzłych komunikatów, treściwych tekstów. W sposobie komunikacji zaszedł gwałtowny proces zmian. Dłuższe formy wypowiedzi zastępujemy SMS-ami, mailami czy wpisami na facebooku. Jest to spowodowane zapewne brakiem czasu, który doskwiera niejednokrotnie niejednemu z nas. Obecnie podejmując próby pisania konieczna jest świadomość, że teksty muszą być krótkie, bardzo chwytliwe i przyciągające uwagę. Jak czytam w książce – mamy zaledwie kilka sekund, żeby zatrzymać wzrok na naszym tekście, a około 20 sekund, żeby czytelnika do tego tekstu przekonać. Dotyczy to przede wszystkim tekstów internetowych. Po lekturze książki łatwo zauważyć, że pisząc w Internecie sam talent pisarski nie wystarczy.
Konieczna jest znajomość określonych zasad, które rządzą i kierują światem Internetu. O tych regułach pisze w swojej książce autorka książki.
Książka Pani Joanny Wrycza-Bakier to bardzo praktyczny poradnik. Zawiera wiele cennych wskazówek zarówno dla mniej jak i bardziej wprawionych pisarzy. Autorka w kolejnych rozdziałach książki porusza różne problemy, w których pokazuje jak pisać aby zaciekawić, zatrzymać wzrok i zachęcić czytelnika do przeczytania tekstu do końca. Czytając publikację dowiadujemy się m.in. jakich słów unikać, poznajemy słowa „papugi”, „tiki”, „koturny” czy „skamieliny”. Autorka tłumaczy jak w odpowiedni sposób budować zdania, zachęca do wykorzystywania zjawiska kontrastu, zachęca do pisania przez opowiadanie, a także do bezpośredniego zwrotu do czytelnika. Umiejętne użycie cytatów czy stawianie pytań czytelnikowi okazuje się, że też może znacznie zwiększyć czytelnictwo naszych tekstów. Jedną z największych zalet książki, jest duża liczba przykładów jakie przetacza autorka korzystając z licznych tekstów znanych pisarzy, a także ze swojej wyobraźni. Jest to niezwykle pomocne i pomaga utrwalić omawiane zasady pisania. Książka zawiera zarówno rozdziały poświęcone technikom pisania, jak i cztery warsztaty, które pomagają z teorii przejść w praktykę i samodzielnie spróbować własnych sił przez tworzenie własnych tekstów. Autorka analizuje liczne teksty piosnek, znanych pisarzy, także twórców reklam. Swoimi spostrzeżeniami dzieli się z czytelnikami.
Jedną rzecz na którą chciałabym zwrócić uwagę, choć nie jest to krytyka poradnika „Fast text” to obawa że przez zastosowanie niektórych metod bez umiaru można przekroczyć pewną granicę. Choć uważam, że metody opisywane przez autorkę są bardzo przydatne, bo pokazują realia świata internetowego i nie tylko, trzeba jednak pamiętać żeby nie przesadzić, tak aby nie stały się one wyrazem manipulacji czy perswazji. Niejednokrotnie na internetowych stronach spotkać możemy przecież chwytliwe tytuły za którymi zupełnie nic wartościowego się nie kryje – tylko pustka. Podczas lektury książki zrodziła się we mnie refleksja, aby szczególnie o tym pamiętać, bo przecież nikt nie chce być oszukany. Trzeba mieć świadomość, ze konieczna jest dzisiaj walka o uwagę czytelnika, bo taki jest świat Internetu. Chcąc pisać, szczególnie w Internecie trzeba te techniki znać. Ale, moim zdaniem stosować je należy ostrożnie, aby nasz tekst zachował swoją wartość.
„Fast text” to pigułka wiedzy na temat pisania internetowego i nie tylko. Pomaga zbudować dobry warsztat pisarski. Dla mnie książka ta okazała się bardzo przydatna dlatego zdecydowanie ją polecam.
moznaprzeczytac.pl Magda; 2016-06-14
Joga bez napinki
Joga to filozofia, joga to praca z ciałem, joga to ćwiczenia, joga to relaks, joga to styl życia, joga to odpowiedni sprzęt, joga to różne metody, szkoły – joga to duży temat. Zwłaszcza dla początkujących przebrnięcie przez gąszcz informacji na temat jogi w głębinach internetu może być nieco kłopotliwe. Otóż między opisem mantr, asan, różnych szkół i praktyk towarzyszących łatwo można poczuć się nieco zagubionym. Na dodatek temat otoczony jest szeregiem mitów. Na przeciw temu wszystkiemu wychyla się wraz ze swoją propozycją Dorota Mrówka, która pisze o sobie, że jest kobietą wielu zawodów, „kolekcjonerem” technik medytacyjnych i od kilkunastu lat regularnym praktykiem jogi. Książka, „Joga bez napinki” jak zapowiada sam tytuł, wprowadza czytelnika w meandry trudnej, acz w wielu znaczeniach korzystnej aktywności, wywodzącej się z dalekiego orientu.
Na pierwszy rzut oka – niezbyt opasła książka z zachęcającą, humorystyczną okładką z cytatem z Dezyderaty, która akuratnie wyraża styl w jakim została napisana – kolorowo, na luzie, a jednocześnie w odpowiednim porządku. Zabawne postaci joginów na okładce, czytelnik napotyka na początku kolejnych rozdziałów. To taki szczegół, ale plusik dla wydawnictwa – całość wizualnie wydaje się być spójna i z humorem. Ma to swoje odzwierciedlenie w treści. Na ok. 170 stronach zmieściło się aż 31 rozdziałów. Wszystkie uporządkowane tak, aby przeprowadzić czytelnika od najbardziej podstawowych informacji czym jest, a czym nie jest joga, dla kogo i dlaczego właśnie taki rodzaj aktywności może przynieść sporo korzyści, poprzez informacje o poszczególnych rodzajach, zasadach i sprzęcie, aż do korzyści do jakich może przyczynić się regularna praktyka jogi. Styl w jakim została napisana książka można by określić – rzeczowo acz z humorem, a więc „bez napinki”. Tytułowe hasło nie tylko wyraża styl języka, ale również dotyczy samego tematu – jogi, która mimo iż narzuca pewną dyscyplinę, może być również środkiem do rozluźnienia i uwolnienia od wielu problemów.
W kolejnych rozdziałach autorka odpowiada na pytania które być może nurtują część osób, które przymierzają się do rozpoczęcia ćwiczeń: Dla kogo jest joga? Czy jest joga? Czy jest dla mężczyzn? Od czego zacząć? Jakie są szkoły i metody jogi? Gdzie ćwiczyć? W co się ubrać? Jaki sprzęt się przyda i jak go dobrać? Czy są jakieś stałe reguły podczas zajęć? Jak bezpiecznie ćwiczyć? Dlaczego ważny jest wybór odpowiedniego miejsca i czasu? Dlaczego ważny jest relaks, który jest nieodłącznym elementem ćwiczeń? Czy joga może wpłynąć na samopoczucie? Czy pomaga zwalczyć stres? Czy joga jest odpowiednia dla seniorów? Jakie korzyści dla ciała i ducha może przynieść praktyka jogi? To wszystko zostało zawarte we zwięzłych rozdziałach. Żeby tego było mało, na końcu zawarto najczęściej zadawane pytania i odpowiedzi. Aby czytelnik się nie nudził, w tekst książki wpleciono ciekawostki ze świata jogi oraz rysunki i fotografie asan, sprzętu do jogi oraz znanych osób z nią związanych.
Podobało mi się, że autorka podaje przypisy do różnych źródeł, szkoda tylko, że w kilku przypadkach przytaczając badania naukowe niestety tych przypisów zabrakło. Szkoda również, że zawartość książki mimo tak kolorowej, zachęcającej okładki, wewnątrz jest całkiem szara. Ciekawym dodatkiem mógłby się okazać również zbiór przykładowych podstawowych asan. Celem książki jest jednak zapoznanie czytelnika przede wszystkim z samą ideą jogi, tak aby po zaczerpnięciu podstawowych informacji, „bez napinki” odbiorca mógł zdecydować czy chce świadomie i bez oporów spróbować tego na sobie. Nawet jeśli coś stanie na drodze ku temu, warto przemyśleć to, na co zwraca uwagę autorka książki, niekiedy przywołując cytaty różnych mędrców, a czasem proponując swoje rady, często trafne i z humorem:
„Potraktuj swoje ciało jak drogocenny pojazd, który dostałeś, aby doświadczyć życia. Czy gdybyś kupił, dajmy na to, samochód McLaren F1, pozwoliłbyś mu jeździć na ‚chrzczonej’ benzynie albo wybrałbyś się nim na off road? Nie! Dbałbyś o to, aby nie drasnęła go nawet mucha, polerowałbyś ściereczką z mikrofibry, dolewałbyś potrzebne płyny i ostrożnie mijałbyś dziury na drodze. Potraktuj więc swoje ciało jak McLarena, tym bardziej że ciała nie wymienisz na nowszy model!”
Na pierwszy rzut oka – niezbyt opasła książka z zachęcającą, humorystyczną okładką z cytatem z Dezyderaty, która akuratnie wyraża styl w jakim została napisana – kolorowo, na luzie, a jednocześnie w odpowiednim porządku. Zabawne postaci joginów na okładce, czytelnik napotyka na początku kolejnych rozdziałów. To taki szczegół, ale plusik dla wydawnictwa – całość wizualnie wydaje się być spójna i z humorem. Ma to swoje odzwierciedlenie w treści. Na ok. 170 stronach zmieściło się aż 31 rozdziałów. Wszystkie uporządkowane tak, aby przeprowadzić czytelnika od najbardziej podstawowych informacji czym jest, a czym nie jest joga, dla kogo i dlaczego właśnie taki rodzaj aktywności może przynieść sporo korzyści, poprzez informacje o poszczególnych rodzajach, zasadach i sprzęcie, aż do korzyści do jakich może przyczynić się regularna praktyka jogi. Styl w jakim została napisana książka można by określić – rzeczowo acz z humorem, a więc „bez napinki”. Tytułowe hasło nie tylko wyraża styl języka, ale również dotyczy samego tematu – jogi, która mimo iż narzuca pewną dyscyplinę, może być również środkiem do rozluźnienia i uwolnienia od wielu problemów.
W kolejnych rozdziałach autorka odpowiada na pytania które być może nurtują część osób, które przymierzają się do rozpoczęcia ćwiczeń: Dla kogo jest joga? Czy jest joga? Czy jest dla mężczyzn? Od czego zacząć? Jakie są szkoły i metody jogi? Gdzie ćwiczyć? W co się ubrać? Jaki sprzęt się przyda i jak go dobrać? Czy są jakieś stałe reguły podczas zajęć? Jak bezpiecznie ćwiczyć? Dlaczego ważny jest wybór odpowiedniego miejsca i czasu? Dlaczego ważny jest relaks, który jest nieodłącznym elementem ćwiczeń? Czy joga może wpłynąć na samopoczucie? Czy pomaga zwalczyć stres? Czy joga jest odpowiednia dla seniorów? Jakie korzyści dla ciała i ducha może przynieść praktyka jogi? To wszystko zostało zawarte we zwięzłych rozdziałach. Żeby tego było mało, na końcu zawarto najczęściej zadawane pytania i odpowiedzi. Aby czytelnik się nie nudził, w tekst książki wpleciono ciekawostki ze świata jogi oraz rysunki i fotografie asan, sprzętu do jogi oraz znanych osób z nią związanych.
Podobało mi się, że autorka podaje przypisy do różnych źródeł, szkoda tylko, że w kilku przypadkach przytaczając badania naukowe niestety tych przypisów zabrakło. Szkoda również, że zawartość książki mimo tak kolorowej, zachęcającej okładki, wewnątrz jest całkiem szara. Ciekawym dodatkiem mógłby się okazać również zbiór przykładowych podstawowych asan. Celem książki jest jednak zapoznanie czytelnika przede wszystkim z samą ideą jogi, tak aby po zaczerpnięciu podstawowych informacji, „bez napinki” odbiorca mógł zdecydować czy chce świadomie i bez oporów spróbować tego na sobie. Nawet jeśli coś stanie na drodze ku temu, warto przemyśleć to, na co zwraca uwagę autorka książki, niekiedy przywołując cytaty różnych mędrców, a czasem proponując swoje rady, często trafne i z humorem:
„Potraktuj swoje ciało jak drogocenny pojazd, który dostałeś, aby doświadczyć życia. Czy gdybyś kupił, dajmy na to, samochód McLaren F1, pozwoliłbyś mu jeździć na ‚chrzczonej’ benzynie albo wybrałbyś się nim na off road? Nie! Dbałbyś o to, aby nie drasnęła go nawet mucha, polerowałbyś ściereczką z mikrofibry, dolewałbyś potrzebne płyny i ostrożnie mijałbyś dziury na drodze. Potraktuj więc swoje ciało jak McLarena, tym bardziej że ciała nie wymienisz na nowszy model!”
moznaprzeczytac.pl Anna Szymańska; 2016-06-13
Oblubienice wojny
Chyba w żadnej innej literaturze (z wyjątkiem żydowskiej) II wojna światowa nie odcisnęła się takim piętnem jak w Polsce. Co nie znaczy oczywiście, że mamy na nią monopol i że temat się wyczerpał. Dowód to choćby powieść Helen Bryan „Oblubienice wojny”.
Całość spięta jest symboliczną klamrą. Otóż w 1995 r. w małej angielskiej wiosce Crowmarsh Priors trwają przygotowania do obchodów pięćdziesiątej rocznicy zakończenia II wojny światowej. Mają w nich uczestniczyć tytułowe „Oblubienice wojny”, kobiety, które w tych czasach zostały świeżo upieczonymi mężatkami.
Potem narracja cofa się do 1937 r. Po kolei poznajemy bohaterki powieści wywodzące się z bardzo różnych środowisk i o odmiennych charakterach. Alice Osbourne z Crowmarsh Priors, córkę pastora, której serce złamał narzeczony Richard, wracając zza oceanu z inną kobietą.
Była nią Evangeline, pochodząca z jednej z najbogatszych rodzin z Nowego Orleanu. Uroczą debiutantkę szykowano do małżeństwa z Maurice’em, jednym z najbogatszych plantatorów. Potajemnie połączył ją płomienny romans z Laurentem. Zakazany gdyż Laurent był kolorowym i za taki związek szybko zawisłby na gałęzi.
Tanni to Żydówka z Austrii, która nie bardzo rozumie, dlaczego jej życie diametralnie zmieniło się z dnia na dzień. Znienacka wydana za mąż, ucieka z małżonkiem do Anglii i rozpaczliwie próbuje dowiedzieć się, co spotkało jej najbliższych.
Z kolei Frances jest córką admirała i jak najbardziej należy do wyższych sfer. Wywoływane przez nią skandale skłoniły ojca do wysłania niepokornej dziewczyny do Crowmarsh Priors, pod opiekę starszej krewnej.
Elsie pochodzi z biednej robotniczej rodziny, która z trudem wiąże koniec z końcem. W ramach rządowego programu wysłania dzieci poza Londyn, zostaje przyjęta jako pokojówka lady Marchmont.
Jak widać, autorka postawiła sobie dość ambitny cel przedstawienia różnych klas społecznych w Anglii w czasie wojny. Bohaterki zapewne nigdy by się nie zetknęły, gdyby nie światowa zawierucha. W trudny czas wkraczają z zupełnie zwyczajnymi rozterkami dorastających dziewczyn – pierwszymi miłościami, zauroczeniami i złamanymi sercami. Bo choć wojna, to życie jednak toczy się dalej. Ba, pędzi. I trzeba sobie jakoś radzić. Autorka z dużym pietyzmem odtwarza codzienne życie w tamtych czasach, ze szczegółami bliskimi sercu kobiety – jak się ubierano, co jedzono, jakich perfum używano.
Do tego dochodzi działalność bohaterek skierowana przeciwko hitlerowskim agresorom. Oczywiście, inna niż w polskich realiach, co nie znaczy, że mniej godna uwagi. Po prostu inna. Pojawia się nawet wątek szpiegowski, zapomniane tunele przemytników i wejście w starych grobowcach – choć w moim odczuciu można by go bardziej podkręcić.
Muszę przyznać, że początek książki jest niemrawy, dopiero potem akcja się rozkręca, wciągając w koleje losu młodych bohaterek. Natomiast nie przypadło mi do gustu zakończenie. Jak rozumiem, miało być domknięciem wszystkich wątków i koszmaru czasów wojny, symbolicznym wymierzeniem sprawiedliwości. Tylko że taki osąd i kara za bardzo pachnie mi linczem i nie pasuje do nobliwych pań. Bo sam zamysł był niezły. Spotkanie po latach, gdy los odmienił wszystkie bohaterki na dość niespodziewane sposoby – jednym dał pieniądze i tytuł szlachecki, drugim zapomnienie znalezione na dnie butelki – mogło być całkiem ciekawą puentą. I moim zdaniem zupełnie wystarczającą. Wiele wojennych spraw nie wyjaśniono, a zbrodniarze w spokoju dożyli końca swych dni. Helen Bryan za bardzo starała się domknąć wszystkie wątki – i przedobrzyła.
„Oblubienice wojny” to powieść, która przedstawia wycinek prawdy o okrutnym czasie II wojny światowej. Traktuje nie o wielkich czynach, ale o życiu codziennym i niezwykłych przyjaźniach, jakie połączyły ludzi, których dzieliło tak wiele – pochodzenie, wiara, narodowość.
http://ksiazkatooknonaswiat.blogspot.com/