Recenzje
Calder. Narodziny odwagi
Dawno nie czytałam tak zadziwiającej książki. Początek przypominał mi perwersyjnego „Greya”, środek romantyczny „Pamiętnik”, a końcówka to skrzyżowanie filmów „Rambo” i „Snajper”. Prawdziwy miszmasz, czyli pomieszanie z poplątaniem. :-)
O czym więc jest „Stinger”? Przede wszystkim o zakazanym romansie. W hotelu Bellagio w Las Vegas spotykają się osoby z dwóch całkowicie różnych światów. Ona (Grace) jest wziętą studentką prawa, która przyjechała do miasta grzechu na Międzynarodowy Zjazd Studentów Prawa (Czemu akurat tam? Nie mam pojęcia). On (tytułowy Carson Stinger) jest aktorem z branży porno, który uczestniczy w Targach Erotycznych. I oboje, dziwnym zbiegiem okoliczności, nocują w tym samym hotelu.
Ja wiem, że konwencja tego typu książek ma być niezobowiązująca i nie dająca do myślenia. Ale żeby aż tak? :-) Tu banał goni banał. Jak łatwo się domyślić, Carson Stinger jest ucieleśnieniem męskiego ideału piękna. Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, szerokie ramiona, umięśniona sylwetka, silny charakter, zadziorny styl bycia itd., itp. Z kolei Grace jest niewinna, niezdecydowana i wrażliwa, natomiast na studia prawnicze poszła, by spełniać marzenia ojca.
Spotkanie Carsona i Grace oczywiście odmieni życie obojga. Zaledwie po jednym spędzonym razem w Las Vegas weekendzie zweryfikują swoje plany i marzenia, a także nie będą mogli o sobie zapomnieć. Ale czy aktor porno i studentka prawa mają szansę na wspólną przyszłość? Fabuła powieści rozgrywać się będzie na przestrzeni kilku lat i obfitować w wiele zwrotów akcji. I o ile moment rozłąki bohaterów, który przypominał mi słynny „Pamiętnik”, był dla mnie w miarę strawny, o tyle cała reszta książki pozostawia już wiele do życzenia.
Jestem zaskoczona, że „Stinger” ma dość wysokie notowania na „Lubimy czytać”. Ja zupełnie nie zrozumiałam jej fenomenu, ale może komuś z Was się to uda (lub już udało)? Jest taka szansa, jeśli lubicie romanse z jasnym podziałem: on wspaniały, idealny, ona raczej nijaka; on wszystko pokona i jest we wszystkim najlepszy, ona mu ulega. Pomimo początkowego mezaliansu bohaterów, wszystko jest tu bowiem czarno-białe, istnieje jasne rozróżnienie na bohaterów dobrych i złych, no i wiadomo od początku jak się wszystko skończy.
Czułam się, jakbym czytała zwykłego Harlequina z końcówką rodem z powieści akcji. Tylko że całość okraszona została ładniejszą okładką niż typowe romansidło z kiosku… I tylko to, że mam już na półce kolejną powieść Mii Sheridan pt. „Calder” sprawia, że mam zamiar dać autorce jeszcze jedną szansę. Oby „Calder” okazał się mniej sztampowy i mniej przewidywalny. :-)
O czym więc jest „Stinger”? Przede wszystkim o zakazanym romansie. W hotelu Bellagio w Las Vegas spotykają się osoby z dwóch całkowicie różnych światów. Ona (Grace) jest wziętą studentką prawa, która przyjechała do miasta grzechu na Międzynarodowy Zjazd Studentów Prawa (Czemu akurat tam? Nie mam pojęcia). On (tytułowy Carson Stinger) jest aktorem z branży porno, który uczestniczy w Targach Erotycznych. I oboje, dziwnym zbiegiem okoliczności, nocują w tym samym hotelu.
Ja wiem, że konwencja tego typu książek ma być niezobowiązująca i nie dająca do myślenia. Ale żeby aż tak? :-) Tu banał goni banał. Jak łatwo się domyślić, Carson Stinger jest ucieleśnieniem męskiego ideału piękna. Metr dziewięćdziesiąt wzrostu, szerokie ramiona, umięśniona sylwetka, silny charakter, zadziorny styl bycia itd., itp. Z kolei Grace jest niewinna, niezdecydowana i wrażliwa, natomiast na studia prawnicze poszła, by spełniać marzenia ojca.
Spotkanie Carsona i Grace oczywiście odmieni życie obojga. Zaledwie po jednym spędzonym razem w Las Vegas weekendzie zweryfikują swoje plany i marzenia, a także nie będą mogli o sobie zapomnieć. Ale czy aktor porno i studentka prawa mają szansę na wspólną przyszłość? Fabuła powieści rozgrywać się będzie na przestrzeni kilku lat i obfitować w wiele zwrotów akcji. I o ile moment rozłąki bohaterów, który przypominał mi słynny „Pamiętnik”, był dla mnie w miarę strawny, o tyle cała reszta książki pozostawia już wiele do życzenia.
Jestem zaskoczona, że „Stinger” ma dość wysokie notowania na „Lubimy czytać”. Ja zupełnie nie zrozumiałam jej fenomenu, ale może komuś z Was się to uda (lub już udało)? Jest taka szansa, jeśli lubicie romanse z jasnym podziałem: on wspaniały, idealny, ona raczej nijaka; on wszystko pokona i jest we wszystkim najlepszy, ona mu ulega. Pomimo początkowego mezaliansu bohaterów, wszystko jest tu bowiem czarno-białe, istnieje jasne rozróżnienie na bohaterów dobrych i złych, no i wiadomo od początku jak się wszystko skończy.
Czułam się, jakbym czytała zwykłego Harlequina z końcówką rodem z powieści akcji. Tylko że całość okraszona została ładniejszą okładką niż typowe romansidło z kiosku… I tylko to, że mam już na półce kolejną powieść Mii Sheridan pt. „Calder” sprawia, że mam zamiar dać autorce jeszcze jedną szansę. Oby „Calder” okazał się mniej sztampowy i mniej przewidywalny. :-)
niebieskazakladka.blogspot.com
Calder. Narodziny odwagi
Kiedy dziesięcioletni Calder pierwszy raz ujrzał ośmioletnią Eden, nie zdawał sobie sprawy, że ich losy splecie na zawsze niewidzialna nić. Jednak wiedział, że nigdy nie będzie mógł okazać dziewczynie swoich uczuć. Eden jest wybranką i gdy skończy osiemnaście ma poślubić Hectora, przywódcę apokaliptycznej sekty, i wraz z nim poprowadzić społeczność na Pola Elizejskie, gdzie powitają ich bogowie. Tylko czy można wygrać z uczuciem, które pojawiło się między nimi wiele lat temu?
„Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była urzekająca, cudowna. I niech bogowie mi wybacza, ale ziarno miłości, które we mnie zakiełkowało; ziarno, którego przyrzekałem nie pielęgnować, i tak rosło z każdą chwilą. Mógłbym przysiąc, że czuję, jak jego aksamitne kosmyki poruszają się we mnie, rosną i oplatają żywotne części tego kim byłem. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Usidliła mnie. Ja byłem polem, a ona powojem. Zawładnęła mną. Tak po prostu. A może nie tak po prostu? Może rozkwitała we mnie od lat? Ale w owej chwili nie potrafiłem nazwać tego inaczej.
Ona nie jest twoja – szepnąłem w myślach…”
Jednak oboje spróbują zawalczyć o swoje marzenia i postanowią odnaleźć swe własne miejsce w świecie. Droga do wolności nie będzie łatwa, będzie usłana cierniami, gdyż szalony Hector nigdy nie pozwoli odejść swojej wybrance. Przecież przepowiednia musi się ziścić. Czy nasi bohaterowie zapłacą najwyższą cenę za naruszenie najświętszych praw?
Nie będę Wam zdradzała nic więcej z fabuły książki. Musicie to wszystko przeczytać sami, a uwierzcie mi na słowo, że naprawdę warto.
Nie będę Wam zdradzała nic więcej z fabuły książki. Musicie to wszystko przeczytać sami, a uwierzcie mi na słowo, że naprawdę warto.
Mia Sheridan to jedna z niewielu autorek, której każda książka mnie zachwyca oraz hipnotyzuje. To autorka, której książki zostają w sercu czytelnika na zawsze. To autorka, która umiejętnie zastawia na nas emocjonalne pułapki, w które co chwila wpadamy i ciężko nam się z nich wydostać. Tak było również w przypadkuCaldera. I mimo, że początek książki toczy się niespiesznie, to im dalej czytamy, tym bardziej przepadamy i zatracamy się bez reszty w miłosnej historii Caldera orazEden. Miłości trudnej, pełnej bólu, ale także miłości, która jest piękna, niewinna oraz czysta jak łza.
Kolejny już raz muszę podkreślić, że styl jakim operuje Mia Sheridan ma w sobie coś magicznego, coś co chwyta za serce i nie chce puścić póki nie skończymy czytać. Zatracamy się w każdym słowie i przeżywamy całą historię wraz z bohaterami. Historię prawdziwej miłości, pełną potajemnych spotkań, ukradkowych spojrzeń i strachu, że ktoś odkryje ich sekret. A taka miłość jak tej dwójki powinna ujrzeć światło dzienne i być celebrowana każdego dnia. Czy im się to uda? Tego Wam nie zdradzę.
"Calder. Narodziny odwagi" to powieść o walce dobra ze złem. O niesamowitej odwadze, o strachu, o niewinnej, pięknej miłości łączącej na wieki. To po prostu przepiękna, cudowna historia, przy której wylejecie wiele łez, a zakończenie pozbawi Was tchu. Ja po raz kolejny zostałam powalona na emocjonalne łopatki przez Mię Sheridan, i wiem, że każdą jej kolejną książkę mogę brać w ciemno, bo na pewno się nie zawiodę.
Polecam!
http://kobiecerecenzje365.blogspot.com/ Sylwia Stawska; 2016-06-27
Stinger. Żądło namiętności
Sensualna okładka zwróciła mój wzrok od pierwszej chwili, gdy tylko natrafiłam na tę powieść. Chociaż to "żądło" w tytule wydało mi się całkowicie nie na miejscu (bo to takie mało subtelne i nieco... dziwne?), to byłam szalenie zaintrygowana historią aktora porno i studentki prawa. Od początku zastanawiałam się, czym ta powieść może mnie zaskoczyć.
Mia Sheridan to bestsellerowa autorka "New York Timesa", "USA Today" oraz "Wall Street Journal". Mieszka z mężem w Cincinnati w stanie Ohio. Pisze powieści o ludziach i przeznaczeniu, bo to trafia do niej najmocniej. W Polsce zostały wydane powieści "Bez słów", "Calder. Narodziny odwagi", "Finding. Eden" oraz "Stinger. Żądło namiętności".
Grace Hamilton jedzie do Las Vegas na konferencję dla studentów prawa. Na miejscu okazuje się, że w tym samym czasie i miejscu odbywają się także Targi Erotyczne. Tego samego dnia Grace poznajeCarsona Stingera, aktora heteroseksualnego. Chociaż jego styl bycia bardzo jej nie odpowiada, to chłopak zdecydowanie zyskuje w jej oczach przy bliższym poznaniu. Postanawiają spędzić ze sobą weekend i nie biorą pod uwagę tego, że moment rozstania na zawsze naznaczy ich serca bolesną tęsknotą...
Swoją przygodę z uwielbianą i wychwalaną w naszej blogosferze autorką postanowiłam rozpocząć od "Stingera". Dlaczego? Cóż, chyba właśnie dzięki tej okładce. Nie bez znaczenia był także opis fabuły i pomysł, który solidnie mnie zaciekawił.
Już na samym początku książka zyskała w moich oczach. Dobrze poprowadzona narracja pierwszoosobowa to jedno, ale przedstawienie historii z punktu widzenia obojga bohaterów to zupełnie inny, uwielbiany przeze mnie zabieg.
Tak więc mamy dwudziestotrzyletnią Grace, czyli dziewczynę, która zawsze ma plan. A obok niej Carson, czyli jej rówieśnik występujący w filmach pornograficznych. Dwa światy oddalone od siebie o miliardy lat świetlnych. Połączyła ich szczerość oraz namiętność, jakiej oboje wcześniej nie doświadczyli.
Lekturę "Stingera" pożerałam z wypiekami na twarzy i nie potrafiłam się od niej oderwać. Powieść została napisana dobrym językiem i objawiła zalety warsztatu pisarskiego Mii Sheridan. Napięcie, rodzące się uczucia i wydarzenia pochłonęły mnie całkowicie, a ja rzuciłam się łakomie na tę powieść, bo Grace i Carson bez trudu rozgościli się w mojej wyobraźni i sercu.
Wiadomym jest, że w dobie wyrastających jak grzyby po deszczu powieści erotycznych często można było mieć wątpliwą przyjemność obcowania z irytującą i głupiutką główną bohaterką. Mii Sheridan udało się tego uniknąć, bo Grace była inteligentna i urocza, a wszystko to było tak wyważone, by nie uważano jej za słodką idiotkę. A Carson? To dopiero facet-kameleon! Zmieniał się, odkrywał swoje tajemnice ostrożnie, przyciągał mnie z taką samą siłą, z jaką Grace. Jego wartość, niewidzialna na pierwszy rzut oka, ostatecznie zmiażdżyła mnie z mocnym poczuciem fascynacji tym bohaterem.
Powieść urzekła mnie pod wieloma względami, ale jedynym z nich były sceny erotyczne. Zostały opisane bardzo trafnie, subtelnie, cieleśnie i namiętnie. Autorka nie przesadziła, nie przedobrzyła i nie obrzydziła. Dozowała czytelnikowi emocje, nie pozwoliła, by bliskość bohaterów zniesmaczyła lekturę.
Mia Sheridan zabrała nas w wieloletnią podróż przez tęsknotę, uczucia i myśli bohaterów. Byliśmy z nimi na przestrzeni trzech kluczowych etapów życia. W pewnym momencie miałam wrażenie, że wiem jak ta historia się skończy. Nie liczyłam na zaskoczenie, czerpałam przyjemność z tego, co otrzymywałam. Myliłam się. Ostatecznie Mia Sheridan zaskoczyła mnie silniej niż mogłabym przypuszczać, a do tego poruszyła problem ogólnoświatowy o którym ludzie nie myślą, wypierają ze świadomości, nie mówią. Za ten fakt także doceniłam tę powieść.
Polecam "Stingera" każdej kobiecie, która pragnie emocji, dobrze napisanej historii, romansu i wysublimowanego erotyku w jednym. Uczucia, wspaniała fabuła i bohaterowie sprawili, że nieprędko zapomnę o tej powieści. Uwierzcie mi, warto dać się porwać tym dwóm zupełnie różnym światom. Nie zawiedziecie się, zapewniam.
http://porozmawiajmy-o-ksiazkach.blogspot.com/ Klaudia; 2016-06-27
Podniebny lot
Temat Panów i uległych, inaczej mówiąc BDSM, jest ostatnio bardzo powszechny w literaturze erotycznej. Nawet sama literatura erotyczna przezywa swój wielki boom. Wiem, wiem, nie czytacie takich książek, ale dziwnym zbiegiem okoliczności, miliony owych publikacji sprzedaje się w mgnieniu oka. Zaczęło się od wszystkim znanej trylogii o panu Szarym...
Uwaga! "Podniebny lot" to erotyk i to w stylu Christiana Greya...
Kto nie czytał Pana Szarego, ten z pewnością przeczyta "Podniebny lot" z ciekawością. Powieść jest napisana interesująco, pikantnie i z werwą. Kto jednak czytał Greya, ten będzie ziewał, bo podobieństwo do tej książki jest niesamowite. Milioner, przystojny, z turkusowymi oczami, Pan Perwersyjny, Pan Dominujący i ona - stewardessa, obsługująca go podczas lotu, a później również po za pracą. On chce, ona nie chce, bo jest dziewicą, ale trochę jednak chce itd, itp. James, bo tak ów przystojniak ma na imię, nie jest tak delikatny jak Szary. James najpierw bije swoją uległą ( a jej się to podoba), a dopiero później ją rozdziewicza. Oczywiście za przyzwoleniem Bianki. Zawsze zastanawiał mnie fakt, czy podczas tego wypinania się, lania po pupie, wiązania i gadania w tym samym czasie, nie przechodzi im ochota na seks? Wyobraźcie sobie taką sytuację - jest miło, przytulacie się, jest coraz milej i jeszcze milej, aż tu on nagle uznaje, że on chce zmienić miejsce i przewiązać Cię ze sznurka na krawat, a do tego każe klęczeć. No dobra, zabawa zaczyna się od początku, znów jest milutko, a on kolejny raz zmienia aranżacje i tym razem odwiązuje Cię i każe kłaść się na brzuchu żeby wejść Ci w tyłek. Matko, ile można. No ale na tym polegają erotyki. My się zastanawiamy, a to właśnie działa na na wyobraźnię. Wracajmy jednak do recenzji.
BIANKA KARLSSON - jest wysoką blondynką z dużym biustem, pracującą jako stewardessa. To w samolocie poznaje swojego przyszłego Pana. W dzieciństwie zaznała biedy i przemocy fizycznej, ale to, co przeraża w dzieciństwie może podniecać, gdy jesteśmy dorośli i nie mam tu na myśli biedy. To ona w związku bohaterów gra pierwsze skrzypce i ma zawsze ostatnie słowo, co potwierdza regułę, że osoby dominujące w życiu, chcą być uległymi w łóżku. Bianka mimo dwudziestu kilku lat jest dziewicą, przynajmniej na początku książki. Dowiadujemy się też, że od zawsze interesowała się BDSM, co świadczy o tym, że swoją cnotę zachowała tak długo, z racji tego, że nie spotkała wcześniej odpowiedniego Pana. Jej najbliższym przyjacielem jest Stephan, który opiekuje się nią od chwili, kiedy uciekła z domu przed ojcem. Stephan jest gejem, dzięki temu ich przyjaźń jest tylko przyjaźnią.
JAMES CAVENDISH - miliarder, niesamowicie przystojny, z turkusowymi oczami, bardzo bezpośredni, bo już podczas pierwszej rozmowy "obiecał" Biance, że przełoży ją przez kolano przy każdym kłamstwie. Proponuje naszej bohaterce seks. Oczywiście ten ma być bez zobowiązań. Tylko dziwnym trafem panicznie boi się urazić Biankę. Gotuje dla niej, uważa na to co mówi. Inaczej mówiąc, zależy mu na niej. Jest dominantem, ale tylko w sypialni...
Oboje bohaterów stworzy związek, początkowo polegający wyłącznie na seksie, ale... uwaga... już po tygodniu są w sobie zakochani, z tym, że Bianka nie chce się do tego przyznać. Oboje mają swoje tajemnice i demony przeszłości. Ona bita przez ojca, który na jej oczach zabił matkę. On molestowany seksualnie przez kuzyna, który opiekował się nim po śmierci rodziców. Wymieniają się tymi tajemnicami, na zasadzie tajemnica za tajemnicę.
Mam wrażenie, że autorka na siłę starała się odwrócić Greya, żeby nie było podobieństwa,. Grey nie potrafił gotować, James gotuje, Ana nie lubiła bicia, Bianka lubi, Ana się zakochała, a Christian nie chciał związku, tu Bianka rozdaje karty, a James jest twardy tylko w łóżku. Christian spał wyłącznie sam, a James błaga by Bianka została z nim na noc. Są tez podobieństwa, zwłaszcza między panami - obaj przystojni, bogaci i preferujący BDSM. Obaj też mają swoje miejsce zabaw, które u Szarego zwało się "pokojem zabaw", a tutaj mamy "czwarte piętro".
Lekturę czyta się lekko, chociaż kilka razy zdarzyło mi się ziewnąć, może dlatego, że ciągle siedziała mi w głowie myśl "ale to już było...". O dziwo akcja wciąga nas trochę mimo woli. Bianka jest tutaj narratorem, co powodowało u mnie salwy śmiechu. Powodem tego, okazały się szczegółowe opisy scen łóżkowych, kiedy to bohaterka miała orgazm do nieprzytomności, a jednak pamiętała najdrobniejszy szczegół. Moim skromnym i niedoświadczonym zdaniem, ostry i dobry seks polega na zatraceniu się w nim, a nie rozmyślaniu o twardości i... badaniach lekarskich. Właśnie tak. Zaczynają stosunek, ona jest już wilgotna, on gotowy, aż tu James nagle przerywa i zaprasza ją do obejrzenia swoich badań. Mimo pierwszoosobowej narracji, niewiele dowiadujemy się tu o bohaterce, bo skupia się ona zazwyczaj na osobie Jamesa. Mamy tutaj, tak jak w Greyu pokój zabaw, zwany CZWARTYM PIĘTREM, z tym, że Biance bardzo się on podoba, w przeciwieństwie do Any, i chętnie korzystałaby z niego częściej. Zabrakło mi tutaj opisów uczuć. Owszem są, ale w bardzo okrojonej wersji. W zamian otrzymujemy charakterystykę Jamesa, niezbyt obiektywną, bo widziana oczami zakochanej kobiety. Dialogi, których nie jest tu zbyt dużo, bo to raczej opowiadanie, nie są zbyt ambitne i napisane bardzo prostym, mało literackim językiem. Przykładem może być cytat: "...pogwałcę każdy cal Ciebie..." . To książka o poznawaniu siebie, swoich preferencji seksualnych, walce z demonami i miłości. Nie jest to książka psychologiczna, ale uważny czytelnik zauważy jaką drogę musieli przejść bohaterowie, żeby stworzyć bezpieczny związek, oparty na zaufaniu (co w przypadku BDSM jest niesamowicie ważne). Zauważy też przemianę, jaka w nich zaszła, oraz zastanowi się nad tym, co czują osoby molestowane seksualnie w dzieciństwie i takie, które zaznały fizycznej przemocy. Bo piękny świat, z ogromnym bogactwem w tle, nie zawsze jest tylko pięknym światem... Jak widać, nawet erotyk potrafi mieć drugie dno, trzeba tylko chcieć go zauważyć. Jest to też książka o uczuciu, które początkowo miało być wyłącznie seksem bez zobowiązań, a zamieniło się w płomienną miłość.
Niestety, znalazłam też sporo niespójności. Najbardziej zirytowało mnie to, że dzień bohaterów miał chyba ze trzydzieści godzin, bo "godzinami malowała obraz" potem "godzinami malowała drugi obraz" i jeszcze "godzinami oglądali filmy. Potem jeszcze jedli i rozmawiali, ale już nie godzinami :). Być może to wina złego tłumaczenia. Zastanawiał mnie też fakt, że James karze Biankę, ale w sumie to nie wiadomo za co. Na początku stwierdził, że będzie to robił za każde kłamstwo, a później i tak ją karze, i nie zauważyłam, żeby w tym momencie pominęła się z prawdą.
Prawda jest taka, że Greya przeczytałam bardzo chętnie i miło go wspominam, a nawet wracam do niego dość często, ale to Grey, a każda kolejna, taka sama książka już mnie tak nie wciąga. Wiem, że trudno jest wymyślić coś nowego, ale czy każdy erotyk musi się toczyć między milionerem a biedniejszą dziewczyną? I czy każdy musi być taki przewidywalny, wręcz banalny? Z drugiej strony patrząc, erotyk z milionerem w roli głównej jest bardziej pikantny, niż byłby, gdyby głównym bohaterem był ubogi rolnik, który wiąże swoją uległą sznurkiem od snopowiązałki :), wtedy pewnie powiedziano by że to już patologia.
Bardzo podoba mi się okładka, w której dominują jasne i niewinne kolory, co jest zupełną przeciwnością BDSM. Jak się domyślam, jest na niej Bianka, a raczej jej autoportret, który sama namalowała. Polubiłam też główną bohaterkę, która jest silną kobietą, wiedzącą czego chce od życia. Nie pozwala sobą pomiatać mężczyźnie chyba, że wyrazi na to zgodę, czyli dokładnie tak, jak ja. Z tego tez powodu łatwo było mi się z nią utożsamić i obdarzyć sympatią. W przypadku głównego bohatera mam mieszane uczucia. Podoba mi się jego doświadczenie seksualne, status majątkowy i wygląd, ale po za tym uważam go za "ciepłe kluchy". Mężczyzna powinien szaleć za kobietą, owszem, ale drżeć przed każdym słowem, żeby przypadkiem jej nie urazić, to już przesada. To nie mój typ.
Podsumowując - "Podniebny lot" to powieść dla niezbyt wymagającego czytelnika, szukającego odrobiny pikanterii w swoim życiu, lub chcącego się zrelaksować, któremu nie przeszkadza banalność historii i przewidywalne zakończenie. Książka idealna na długa podróż czy słodkie, wakacyjne lenistwo. Mimo wszystko czekam z niecierpliwością na drugą cześć serii, bo już teraz zżera mnie ciekawość dalszych losów Bianki i Jamesa.
Podsumowując - "Podniebny lot" to powieść dla niezbyt wymagającego czytelnika, szukającego odrobiny pikanterii w swoim życiu, lub chcącego się zrelaksować, któremu nie przeszkadza banalność historii i przewidywalne zakończenie. Książka idealna na długa podróż czy słodkie, wakacyjne lenistwo. Mimo wszystko czekam z niecierpliwością na drugą cześć serii, bo już teraz zżera mnie ciekawość dalszych losów Bianki i Jamesa.
http://czasemtakjestczasemtakjest.blogspot.com/ Joanna Balcar-Palinker; 2016-06-20
Oblubienice wojny
Alice jest córką pastora. Życie kończy się dla niej w momencie, gdy narzeczony przyjeżdża z podróży do Ameryki z … młodziutką dziewczyną Evangeline, świeżo poślubioną małżonką. Elsie wychowuje się w wielodzietnej rodzinie. W obliczu wojny nie pozostaje jej nic innego jak uciec z Londynu. Tanni opuszcza swoją ojczyznę, Austrię. Aby przeżyć zostawia rodziców, siostry i wychodzi za mąż za przyjaciela rodziny. Evangeline zostawia w Ameryce po sobie skandal, którego rodzina pewnie długo nie zapomni i nie wybaczy. Frances zostaje oddana na wychowanie matce chrzestnej. Mimo że dziewczyna jest córką admirała to nie stroni od skandali.
Co może połączyć te pięć kobiet? Bo przecież pochodzą z różnych środowisk, różnych stron świata; są różnie wychowywane i wyznają inną wiarę. Przypadek, a może zrządzenie losu sprowadza je do maleńkiej wioski. Wojna. Łączy je wojna, przed którą uciekają (chcą ocalić swoje życie, czasem może również reputację) oraz codzienne problemy, z którymi sobie muszą same radzić. 50 lat po jej zakończeniu znów się spotykają, aby pomścić śmierć jednej z nich. Bo przyjaźń przetrwała największe trudy i nic nie jest w stanie jej rozerwać.
Początek mojej recenzji zapowiada, że jest to literatura obyczajowa. Tytuł mówi, że tematyka może dotykać wojny. Prawda jest taka, że stanowi ona tylko tło, dodatek, pretekst, by pokazać relacje między kobietami, przyjaźń, miłość, siłę czy też ogromną odwagę. Proza mnie bardzo wciągnęła. Nie bije z niej okrucieństwo. Autorka posłużyła się także lekkim piórem. Nakreśliła bardzo przyjemny obraz, po którym z chęcią się przechadzałam.
W szkole poznajemy wojnę z perspektywy Polaków. Rzadko, albo nawet nigdy nie mówi się o tym, co czuły inne narody. Szufladkujemy inne narody, a w zasadzie nie mamy takiego prawa. Jestem wdzięczna autorce, że pokazując klimat Anglii pokazała ludzi z krwi i kości, którzy także byli nękani nalotami, żyli w strachu, brakowało im żywności czy musieli uciekać ze swojego kraju.
Ta książka niż wszystkie. Może dlatego, że wydarzenia nie są autentyczne? A właśnie jeśli chodzi o tematykę wojenną jesteśmy przyzwyczajeni do faktów? Niemniej jednak, jeśli taki temat, klimaty angielskie z nutką dramatyzmu i sensacji, jak najbardziej polecam. Na pewno się nie zawiedziecie.
Co może połączyć te pięć kobiet? Bo przecież pochodzą z różnych środowisk, różnych stron świata; są różnie wychowywane i wyznają inną wiarę. Przypadek, a może zrządzenie losu sprowadza je do maleńkiej wioski. Wojna. Łączy je wojna, przed którą uciekają (chcą ocalić swoje życie, czasem może również reputację) oraz codzienne problemy, z którymi sobie muszą same radzić. 50 lat po jej zakończeniu znów się spotykają, aby pomścić śmierć jednej z nich. Bo przyjaźń przetrwała największe trudy i nic nie jest w stanie jej rozerwać.
Początek mojej recenzji zapowiada, że jest to literatura obyczajowa. Tytuł mówi, że tematyka może dotykać wojny. Prawda jest taka, że stanowi ona tylko tło, dodatek, pretekst, by pokazać relacje między kobietami, przyjaźń, miłość, siłę czy też ogromną odwagę. Proza mnie bardzo wciągnęła. Nie bije z niej okrucieństwo. Autorka posłużyła się także lekkim piórem. Nakreśliła bardzo przyjemny obraz, po którym z chęcią się przechadzałam.
W szkole poznajemy wojnę z perspektywy Polaków. Rzadko, albo nawet nigdy nie mówi się o tym, co czuły inne narody. Szufladkujemy inne narody, a w zasadzie nie mamy takiego prawa. Jestem wdzięczna autorce, że pokazując klimat Anglii pokazała ludzi z krwi i kości, którzy także byli nękani nalotami, żyli w strachu, brakowało im żywności czy musieli uciekać ze swojego kraju.
Ta książka niż wszystkie. Może dlatego, że wydarzenia nie są autentyczne? A właśnie jeśli chodzi o tematykę wojenną jesteśmy przyzwyczajeni do faktów? Niemniej jednak, jeśli taki temat, klimaty angielskie z nutką dramatyzmu i sensacji, jak najbardziej polecam. Na pewno się nie zawiedziecie.
reading-mylove.blogspot.com Paulina; 2016-07-01