Recenzje
Calder. Narodziny odwagi
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością M. Sheridan. Jak wypadło? Jeżeli chodzi o tę książkę to mam mieszane uczucia. Z jednej strony całkiem przyjemnie się czytało a z drugiej czasem miałam problem by przebrnąć przez rozdział.
Calder wraz z siostrą i rodzicami mieszka w apokaliptycznej sekcie Akadia, której duchowym przywódcom jest Hector. Członkowie sekty są tak zapatrzeni w swojego przywódcę, że są mu ślepo posłuszni i nie kwestionują jego słów. Gdy w społeczności pojawia się 8 letnia Eden, która ma zostać żoną Hectora kiedy osiągnie pełnoletność, wszyscy są szczęśliwi bo ona ma wprowadzić ich do Elizjum. Potem jesteśmy świadkami rodzącego się uczucia między Eden a Calderem, dość dużo jest wątków z dzieciństwa i tutaj dłużyło mi się niemiłosiernie. Jeżeli oczekujecie akcji to nie ma jej za wiele, jest spokojnie, romantycznie. Autorka skupia się by przedstawić zasady według których żyją ludzie w Akadii. Pokazuje jak z czasem coraz więcej wątpliwości co do życia w sekcie i z góry ustalonego podziału ról ma Calder, jego przyjaciel Xander oraz Eden.
Jak pisałam wcześniej mam mieszane uczucia do tej książki z jednej strony bardzo wnikliwie przedstawione życie w sekcie i panując tam zasady. Autorka bardzo dobrze pokazała oddanie ludzi, którzy idą na pewną śmierć i przy okazji skazują też na nią swoje dzieci bo tak przewidział ich przywódca. Przerażające jest to, że ci ludzie jakby stracili możliwość decydowania o samym sobie i ten podział tak bardzo widoczny w sekcie. Prości ludzie, którzy mieszkają w lepiankach, pracują na roli, nie mają prądu ani elektryczności a z drugiej strony ludzie z Rady, którzy korzystają z luksusów świata zewnętrznego. Jednocześnie uważają się, za lepszych od innych i niejednokrotnie to podkreślają.
Poza tym wszystkim jest to książka o sile miłości, o walce z własnym strachem gdy podąża się za marzeniami, o potędze prawdziwej przyjaźni i o tym, że jednak dobro zwycięża nad złem.
Nie powiem, że książka zrobiła na mnie oszałamiające wrażenie bo nie jest prawda ale powiem tyle, że druga część jest zdecydowanie lepsza :)
Calder wraz z siostrą i rodzicami mieszka w apokaliptycznej sekcie Akadia, której duchowym przywódcom jest Hector. Członkowie sekty są tak zapatrzeni w swojego przywódcę, że są mu ślepo posłuszni i nie kwestionują jego słów. Gdy w społeczności pojawia się 8 letnia Eden, która ma zostać żoną Hectora kiedy osiągnie pełnoletność, wszyscy są szczęśliwi bo ona ma wprowadzić ich do Elizjum. Potem jesteśmy świadkami rodzącego się uczucia między Eden a Calderem, dość dużo jest wątków z dzieciństwa i tutaj dłużyło mi się niemiłosiernie. Jeżeli oczekujecie akcji to nie ma jej za wiele, jest spokojnie, romantycznie. Autorka skupia się by przedstawić zasady według których żyją ludzie w Akadii. Pokazuje jak z czasem coraz więcej wątpliwości co do życia w sekcie i z góry ustalonego podziału ról ma Calder, jego przyjaciel Xander oraz Eden.
Jak pisałam wcześniej mam mieszane uczucia do tej książki z jednej strony bardzo wnikliwie przedstawione życie w sekcie i panując tam zasady. Autorka bardzo dobrze pokazała oddanie ludzi, którzy idą na pewną śmierć i przy okazji skazują też na nią swoje dzieci bo tak przewidział ich przywódca. Przerażające jest to, że ci ludzie jakby stracili możliwość decydowania o samym sobie i ten podział tak bardzo widoczny w sekcie. Prości ludzie, którzy mieszkają w lepiankach, pracują na roli, nie mają prądu ani elektryczności a z drugiej strony ludzie z Rady, którzy korzystają z luksusów świata zewnętrznego. Jednocześnie uważają się, za lepszych od innych i niejednokrotnie to podkreślają.
Poza tym wszystkim jest to książka o sile miłości, o walce z własnym strachem gdy podąża się za marzeniami, o potędze prawdziwej przyjaźni i o tym, że jednak dobro zwycięża nad złem.
Nie powiem, że książka zrobiła na mnie oszałamiające wrażenie bo nie jest prawda ale powiem tyle, że druga część jest zdecydowanie lepsza :)
nieprzeszkadzac-czytam.blogspot.com Aga Bur; 2016-08-07
Fotografia kulinarna dla blogerów
Fotografia kulinarna jest mi szczególnie bliska. stanowi dużą część mojej pracy, a blogerów kulinarnych poznałem grubo ponad setkę podczas prowadzonych przeze mnie warsztatów. Tym bardziej ucieszyłem się, kiedy otworzyłem kopertę i zobaczyłem, że to właśnie ten tytuł trafił do recenzji.
Autorem książki jest Matt Armendariz - autor zdjęć do książek kucharskich i fotograf komercyjny. Publikacja ma niespełna 200 stron i sprzedawana jest w miękkiej okładce. Podzielono ją na cztery części i piętnaście rozdziałów. Wszystko jest ułożone chronologicznie - od rysu historycznego fotografii kulinarnej, przez dobór sprzętu, podstawy oświetlenia, kompozycję po stylizację i sztuczki.
Książka napisana jest czytelną czcionką, ale pojawia się w niej wiele wtrąceń napisanych czcionką imitującą odręczną. Mimo że mam dobry wzrok, czcionka jest dość nieczytelna, szczególnie, że jest jaśniejsza od pozostałego tekstu. Zdecydowanie bardziej widziałbym tu prostszą czcionkę.
Dziwi mnie również podział rodzaju sprzętu: autor opisuje kompakty, lustrzanki i system mikro 4/3. Moim zdaniem nie jest to zbyt trafne, ponieważ wyklucza poniekąd innych producentów bezlusterkowców. W obecnej formie wygląda to tak, jakby system m4/3 był jedynym bezlusterkowym na rynku, a blogerzy kulinarni mogą nie wiedzieć o innych systemach (Fuji, Samsung, Sony itd). Podoba mi się jednak, że autor w kilku przypadkach pokazuje zdjęcia danej potrawy sfotografowane różnym sprzętem - to może pokazać czytelnikom, że nie trzeba mieć profesjonanej lustrzanki, żeby zdjęcia wyglądały naprawdę dobrze.
W dalszej części lektury przechodzimy do zadań praktycznych. Matt ciekawie pokazuje wpływ zmiany przysłony na głębię ostrości i to, jak zmienia się obraz przy różnych ogniskowych.
Następnie przychodzi kolej na oświetlenie i jego modyfikacje. Autor przedstawia różne, niedrogie akcesoria do modyfikacji światła pokazując ich wpływ na oświetlaną scenę. Do tego posiłkuje się głównie światłem naturalnym, dzięki czemu blogerzy kulinarni będą mogli zrobić dobre zdjęcia bez dodatkowych nakładów finansowych.
Kolejnym krokiem jest zastosowanie oświetlenia sztucznego. Również nie profesjonalnego, a dostępnego w sklepie za rogiem. W związku z tym, że lampy dają różną temperaturę barwową światła, autor opisuje jej wpływ na kolorystykę zdjęć i radzi jak radzić sobie z nieprzyjemnymi zafarbami pojawiającymi się na zdjęciach. Pokazuje to zarówno na przykładzie manu aparatu, jak i Adobe Lightroom.
W dalszej części książki dowiadujemy się sporo praktycznych rad o kompozycji i stylizacji zdjęć. Muszę przyznać jednak, że liczyłem na więcej praktycznych porad odnośnie rekwizytów. Zabrakło bardziej kreatywnych podpowiedzi odnośnie poszukiwania ciekawych dodatków czy odpowiednich blatów. Z mojego doświadczenia wynika, że wielu blogerów ma problem ze znalezieniem oryginalnych dodatków. Po lekturze książki niestety nie będą dużo bogatsi o wiedzę w tej kwestii.
Ostatnia część książki mówi o fotografowaniu w restauracjach. Z tym nie spotkałem się w żadnej z poprzednich książek i rzeczywiście wymienione rady mogą pomóc blogerom recenzującym restauracje. Bardzo spodobał mi się trik z latarką i mikro softboxem, sam będę musiał takie coś zrobić!
Podsumowanie
Książka „Fotografia kulinarna dla blogerów” wydawnictwa Helion to dobra propozycja dla osób, które zaczynają swoją przygodę z fogografią kulinarną. Autor w smaczny (a jakże!) sposób opowiada o fotografowaniu potraw, a w całej książce udziela mnóstwa praktycznych porad. Podoba mi się to, że książka, jako jedna z niewielu, z którymi miałem do czynienia pokazuje domowe, niedrogie sposoby na zrobienie świetnych zdjęć. Na duży plus zasługuje fakt pokazania części zdjęć wykonanych różnymi aparatami - tego blogerom naprawdę potrzeba, bo niestety w wielu sytuacjach spotkałem się z głosami, że bez pełnoklatkowej lustrzanki i jasnego obiektywu w ogóle nie ma sensu zabierać się za fotografię kulinarną. Dobrze, że Matt pokazuje to podejście jako błędne.
To, czego mi zabrakło, to większego skupienia się na ważnych detalach, o czym pisałem wyżej. Wydaje mi się, że dobrze byłoby dodać mały rozdział o obróbce zdjęć w popularnym programie. W końcu coś trzeba zrobić ze zdjęciami, które czytelnicy nauczą się robić. Nie mówię tu o dołożeniu kolejnych 50 stron, ale o kilku prostych radach. Matt w krótkiej części mówi o tym, co zrobił w Photoshopie ze zdjęciami, ale nie wspomina o sposobie.
Pomijając jednak te drobne niedoskonałości, moim zdaniem to bardzo dobra propozycja dla osób, które zaczynają swoją przygodę z fotografowaniem różnych pyszności. Cena 59 zł w moim przekonaniu jest jak najbardziej adekwatna do oferowanego produktu. To przecież tylko jeden obiad w dobrej restauracji!
Autorem książki jest Matt Armendariz - autor zdjęć do książek kucharskich i fotograf komercyjny. Publikacja ma niespełna 200 stron i sprzedawana jest w miękkiej okładce. Podzielono ją na cztery części i piętnaście rozdziałów. Wszystko jest ułożone chronologicznie - od rysu historycznego fotografii kulinarnej, przez dobór sprzętu, podstawy oświetlenia, kompozycję po stylizację i sztuczki.
Książka napisana jest czytelną czcionką, ale pojawia się w niej wiele wtrąceń napisanych czcionką imitującą odręczną. Mimo że mam dobry wzrok, czcionka jest dość nieczytelna, szczególnie, że jest jaśniejsza od pozostałego tekstu. Zdecydowanie bardziej widziałbym tu prostszą czcionkę.
Dziwi mnie również podział rodzaju sprzętu: autor opisuje kompakty, lustrzanki i system mikro 4/3. Moim zdaniem nie jest to zbyt trafne, ponieważ wyklucza poniekąd innych producentów bezlusterkowców. W obecnej formie wygląda to tak, jakby system m4/3 był jedynym bezlusterkowym na rynku, a blogerzy kulinarni mogą nie wiedzieć o innych systemach (Fuji, Samsung, Sony itd). Podoba mi się jednak, że autor w kilku przypadkach pokazuje zdjęcia danej potrawy sfotografowane różnym sprzętem - to może pokazać czytelnikom, że nie trzeba mieć profesjonanej lustrzanki, żeby zdjęcia wyglądały naprawdę dobrze.
W dalszej części lektury przechodzimy do zadań praktycznych. Matt ciekawie pokazuje wpływ zmiany przysłony na głębię ostrości i to, jak zmienia się obraz przy różnych ogniskowych.
Następnie przychodzi kolej na oświetlenie i jego modyfikacje. Autor przedstawia różne, niedrogie akcesoria do modyfikacji światła pokazując ich wpływ na oświetlaną scenę. Do tego posiłkuje się głównie światłem naturalnym, dzięki czemu blogerzy kulinarni będą mogli zrobić dobre zdjęcia bez dodatkowych nakładów finansowych.
Kolejnym krokiem jest zastosowanie oświetlenia sztucznego. Również nie profesjonalnego, a dostępnego w sklepie za rogiem. W związku z tym, że lampy dają różną temperaturę barwową światła, autor opisuje jej wpływ na kolorystykę zdjęć i radzi jak radzić sobie z nieprzyjemnymi zafarbami pojawiającymi się na zdjęciach. Pokazuje to zarówno na przykładzie manu aparatu, jak i Adobe Lightroom.
W dalszej części książki dowiadujemy się sporo praktycznych rad o kompozycji i stylizacji zdjęć. Muszę przyznać jednak, że liczyłem na więcej praktycznych porad odnośnie rekwizytów. Zabrakło bardziej kreatywnych podpowiedzi odnośnie poszukiwania ciekawych dodatków czy odpowiednich blatów. Z mojego doświadczenia wynika, że wielu blogerów ma problem ze znalezieniem oryginalnych dodatków. Po lekturze książki niestety nie będą dużo bogatsi o wiedzę w tej kwestii.
Ostatnia część książki mówi o fotografowaniu w restauracjach. Z tym nie spotkałem się w żadnej z poprzednich książek i rzeczywiście wymienione rady mogą pomóc blogerom recenzującym restauracje. Bardzo spodobał mi się trik z latarką i mikro softboxem, sam będę musiał takie coś zrobić!
Podsumowanie
Książka „Fotografia kulinarna dla blogerów” wydawnictwa Helion to dobra propozycja dla osób, które zaczynają swoją przygodę z fogografią kulinarną. Autor w smaczny (a jakże!) sposób opowiada o fotografowaniu potraw, a w całej książce udziela mnóstwa praktycznych porad. Podoba mi się to, że książka, jako jedna z niewielu, z którymi miałem do czynienia pokazuje domowe, niedrogie sposoby na zrobienie świetnych zdjęć. Na duży plus zasługuje fakt pokazania części zdjęć wykonanych różnymi aparatami - tego blogerom naprawdę potrzeba, bo niestety w wielu sytuacjach spotkałem się z głosami, że bez pełnoklatkowej lustrzanki i jasnego obiektywu w ogóle nie ma sensu zabierać się za fotografię kulinarną. Dobrze, że Matt pokazuje to podejście jako błędne.
To, czego mi zabrakło, to większego skupienia się na ważnych detalach, o czym pisałem wyżej. Wydaje mi się, że dobrze byłoby dodać mały rozdział o obróbce zdjęć w popularnym programie. W końcu coś trzeba zrobić ze zdjęciami, które czytelnicy nauczą się robić. Nie mówię tu o dołożeniu kolejnych 50 stron, ale o kilku prostych radach. Matt w krótkiej części mówi o tym, co zrobił w Photoshopie ze zdjęciami, ale nie wspomina o sposobie.
Pomijając jednak te drobne niedoskonałości, moim zdaniem to bardzo dobra propozycja dla osób, które zaczynają swoją przygodę z fotografowaniem różnych pyszności. Cena 59 zł w moim przekonaniu jest jak najbardziej adekwatna do oferowanego produktu. To przecież tylko jeden obiad w dobrej restauracji!
Fotoblogia Jakub Kaźmierczyk
Fueled. Napędzani pożądaniem
Spodobał się Wam początek trylogii Driven? Jesteście ciekawi, co było dalej? Macie ochotę rzucić się w dalszy wir namiętności i pożądania? Przyszła pora na drugi, jeszcze bardziej ekscytujący, tom stworzonej przez K. Bromberg serii, czyli „Fueled. Napędzani pożądaniem”. Nie obawiajcie się, recenzja nie zawiera spoilerów z części pierwszej.
Wraz z eksplodującą namiętnością, życie Rylee i Coltona wywróciło się do góry nogami. Przyciągają się i odpychają jednocześnie. Ranią się, ale też nie potrafią bez siebie żyć. Rylee jest świadoma, że związek z Coltonem jest nie tylko źródłem niekontrolowanej przyjemności, lecz również wyniszczającej ją wewnętrznie siły. Colton zaś nadal twierdzi, że ze względu na swoje dziecięce doświadczenia, nie jest w stanie nikogo obdarzyć uczuciem. Stara się nie dopuszczać Rylee zbyt blisko siebie, by móc w porę ją odepchnąć, nim ta zdąży przejrzeć jego skorupę i zobaczyć skutki mrocznej przeszłości. Problem zaczyna się pojawiać w momencie, gdy między kochankami, oprócz pożądania, zaczynają rodzić się uczucia, a oboje nie są gotowi by zostawić za sobą ogromny bagaż doświadczeń z przeszłości.
„Fueled. Napędzani pożądaniem” to znakomita kontynuacja wydarzeń z pierwszej części serii Driven. Akcja w książce pędzi i przyspiesza, niczym samochód wyścigowy Coltona. Im bliżej końca, tym więcej i szybciej się dzieje. Bromberg zaczyna z wysokiego C, rozpoczynając książkę mocną końcową sceną z pierwszej części, która nie jednego czytelnika pozostawiła z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami. Dalej jest już tylko lepiej. Wszystkiego jest tu więcej, mocniej, bardziej. Więcej seksu, pożądania i namiętności, więcej dramatów, bólu a także zaskakujących zwrotów akcji. Nawet liczba stron jest większa, gdyż książka ma prawie pięćset stron, czyli jest to o sto stron więcej z tą szaloną dwójką, niż mieliśmy w pierwszej części.
Jeszcze Wam mało? K. Bromberg urozmaica historię, wprowadzając dodatkowo rozdziały widziane oczami Coltona. Te wstawki są znakomitym rozszerzeniem całości, gdyż możemy poznać jego myśli i dowiedzieć się, co skłoniło go do pewnych decyzji lub tego, jak wyglądała jego niejednokrotna wewnętrzna walka serca z rozumem. Autorka ujawnia również sporą ilość faktów z przeszłości mężczyzny. Daje to efekt logicznego ułożenia się historii, dostajemy brakujące od początku elementy układanki. Na naszych oczach, ta dwójka przechodzi również swoistą ewolucję. Tak, jak i w pierwszej części, nie zabrakło tu piosenek, którymi porozumiewają się Rylee i Colton, wyrażając w ten sposób uczucia, których, z różnych powodów, nie mogą powiedzieć drugiemu wprost.
Po znakomitej pierwszej części, obawiałam się „klątwy” drugiego tomu, czyli nudnego, na siłę przeciągania historii. Jednak u Bromberg jest zupełnie inaczej. Bez wątpienia druga część jest nie tylko równa, ale i lepsza niż jej poprzedniczka. Zarówno językowo, jak i fabularnie. Styl pisania autorki jest jeszcze lżejszy, niż poprzednio, co daje jeszcze przyjemniejszą rozrywkę. Na dodatek widać to już po pierwszych stronach powieści. Odnoszę wrażenie, że ta kobieta dopiero po prostu się rozgrzewa, niczym samochód wyścigowy na pierwszych okrążeniach. „Fueled” to zdecydowanie szybsze okrążenia na rozgrzanych oponach, a analogia ta jest całkowicie zamierzona.
Jeśli myślicie, że autorka nie będzie w stanie niczym już Was zaskoczyć, to się bardzo mylicie. Po emocjonującej i pędzącej z prędkością samochodu wyścigowego akcji, dostaniecie szokujące zakończenie, które spowoduje, że natychmiast będziecie musieli sięgnąć po trzeci tom trylogii Driven. U mnie skończyło się tą zarwaną nocą z lekturą trzeciego tomu „Crashed. W zderzeniu z miłością”, którego recenzję będziecie mogli przeczytać już wkrótce. Zaintrygowałam Was? Chwytajcie szybko za książki i przekonajcie się sami.
Wraz z eksplodującą namiętnością, życie Rylee i Coltona wywróciło się do góry nogami. Przyciągają się i odpychają jednocześnie. Ranią się, ale też nie potrafią bez siebie żyć. Rylee jest świadoma, że związek z Coltonem jest nie tylko źródłem niekontrolowanej przyjemności, lecz również wyniszczającej ją wewnętrznie siły. Colton zaś nadal twierdzi, że ze względu na swoje dziecięce doświadczenia, nie jest w stanie nikogo obdarzyć uczuciem. Stara się nie dopuszczać Rylee zbyt blisko siebie, by móc w porę ją odepchnąć, nim ta zdąży przejrzeć jego skorupę i zobaczyć skutki mrocznej przeszłości. Problem zaczyna się pojawiać w momencie, gdy między kochankami, oprócz pożądania, zaczynają rodzić się uczucia, a oboje nie są gotowi by zostawić za sobą ogromny bagaż doświadczeń z przeszłości.
„Fueled. Napędzani pożądaniem” to znakomita kontynuacja wydarzeń z pierwszej części serii Driven. Akcja w książce pędzi i przyspiesza, niczym samochód wyścigowy Coltona. Im bliżej końca, tym więcej i szybciej się dzieje. Bromberg zaczyna z wysokiego C, rozpoczynając książkę mocną końcową sceną z pierwszej części, która nie jednego czytelnika pozostawiła z rozdziawionymi ze zdziwienia ustami. Dalej jest już tylko lepiej. Wszystkiego jest tu więcej, mocniej, bardziej. Więcej seksu, pożądania i namiętności, więcej dramatów, bólu a także zaskakujących zwrotów akcji. Nawet liczba stron jest większa, gdyż książka ma prawie pięćset stron, czyli jest to o sto stron więcej z tą szaloną dwójką, niż mieliśmy w pierwszej części.
Jeszcze Wam mało? K. Bromberg urozmaica historię, wprowadzając dodatkowo rozdziały widziane oczami Coltona. Te wstawki są znakomitym rozszerzeniem całości, gdyż możemy poznać jego myśli i dowiedzieć się, co skłoniło go do pewnych decyzji lub tego, jak wyglądała jego niejednokrotna wewnętrzna walka serca z rozumem. Autorka ujawnia również sporą ilość faktów z przeszłości mężczyzny. Daje to efekt logicznego ułożenia się historii, dostajemy brakujące od początku elementy układanki. Na naszych oczach, ta dwójka przechodzi również swoistą ewolucję. Tak, jak i w pierwszej części, nie zabrakło tu piosenek, którymi porozumiewają się Rylee i Colton, wyrażając w ten sposób uczucia, których, z różnych powodów, nie mogą powiedzieć drugiemu wprost.
Po znakomitej pierwszej części, obawiałam się „klątwy” drugiego tomu, czyli nudnego, na siłę przeciągania historii. Jednak u Bromberg jest zupełnie inaczej. Bez wątpienia druga część jest nie tylko równa, ale i lepsza niż jej poprzedniczka. Zarówno językowo, jak i fabularnie. Styl pisania autorki jest jeszcze lżejszy, niż poprzednio, co daje jeszcze przyjemniejszą rozrywkę. Na dodatek widać to już po pierwszych stronach powieści. Odnoszę wrażenie, że ta kobieta dopiero po prostu się rozgrzewa, niczym samochód wyścigowy na pierwszych okrążeniach. „Fueled” to zdecydowanie szybsze okrążenia na rozgrzanych oponach, a analogia ta jest całkowicie zamierzona.
Jeśli myślicie, że autorka nie będzie w stanie niczym już Was zaskoczyć, to się bardzo mylicie. Po emocjonującej i pędzącej z prędkością samochodu wyścigowego akcji, dostaniecie szokujące zakończenie, które spowoduje, że natychmiast będziecie musieli sięgnąć po trzeci tom trylogii Driven. U mnie skończyło się tą zarwaną nocą z lekturą trzeciego tomu „Crashed. W zderzeniu z miłością”, którego recenzję będziecie mogli przeczytać już wkrótce. Zaintrygowałam Was? Chwytajcie szybko za książki i przekonajcie się sami.
Kulturantki.pl Kasia; 2016-07-31
Slow Burn. Kropla drąży skałę. Seria Driven
Książka "Slow Burn. Kropla drąży skałę" jest kontynuacją serii Driven, opowiadającej kilka historii o skomplikowanej grze uczuć, instynktów i emocji, pożądania i bólu. Tom piąty opowiada historię Haddie i Becksa. To pełna emocji i namiętności podróż, w którą warto się wybrać bez zastanowienia. Zapraszam :)
Kiedy Rylee poślubia Coltona, na pierwszy plan wychodzą uczucia jej bliskiej przyjaciółki Haddie Montgomery. Jest to dla niej trudny czas, ponieważ niedawno zmarła jej siostra Lexi, z którą były w bardzo bliskiej relacji. Trudno jest jej pogodzić się z odejściem siostry, każdy dzień przynosi wspomnienia i ciężko jej się podnieść. Na co dzień przybiera maskę normalności, zwłaszcza podczas spotkań z siostrzenicą. Emocje jednak potrzebują jakiegoś ujścia. Haddie jednak nie planuje póki co wiązać się z jakimkolwiek mężczyzną, aby nikt nie musiał przeżywać tego, co mąż Lex. Spotkanie z przystojnym i bardzo męskim Beckettem Danielsem miało być jednonocną przygodą, rozładowaniem napięcia i emocji, chwilą zapomnienia bez żadnych zobowiązań. Jednak żadne z nich nie spodziewało się iskry, która wywołała między nimi płomień...
Wspomnienie zapachu, smaku i dotyku nie daje jednak spokoju Haddie, choć próbuje się zapierać rękami i nogami przed tym uczuciem, to wie, że Becks jest mężczyzną, który mógłby być tym jedynym na całe życie. Ale nie chce ryzykować. Na szczęście Beckett jest mężczyzną, który łatwo się nie poddaje i zamierza walczyć o o kobietę swoich marzeń. Płomyk, który rozniecił w sercu Haddie, powoli się rozpala, a żar namiętności staje się coraz trudniejszy do opanowania. Rozkręca się niepowtarzalna karuzela emocji, instynktów i pragnień.
Książka K. Bromberg jest niezwykle wciągająca. Historia Haddie i Becksa jest niezwykle gorąca, to taka emocjonalna huśtawka uczuć, uciekanie i gonitwa, namiętność przyprawiająca o zawrót głowy. Haddie wzbraniająca się przed uczuciem jest bohaterką, która od razu można polubić, a Becks to mężczyzna, w którym łatwo byłoby się zakochać.
Jeśli macie ochotę na powieść emocjonującą, pełną namiętności, to "Slow Burn. Kropla drąży skałę: jest powieścią dla Was. Bardzo polecam i sięgam po kolejną część :)
rozanygajslow.blogspot.com
Slow Burn. Kropla drąży skałę. Seria Driven
Po przeczytaniu trylogii Driven byłam pewna, że żadna książka tej autorki nie wpłynie tak na mnie jak trzy pierwsze części. Czytając o postaciach drugoplanowych byłam pewna, że autorka mnie już tak nie zaskoczy. Miliłam się, z czego jestem mile zaskoczona. Więc uprzedzam wszystkich czytających, iż książka jest wciągająca, uzależnia i przyprawia o szybsze bicie serca a nawet o zawał.
Kiedy Rylee cieszy się małżeństwem z Coltonem w tym czasie jej najlepsza przyjaciółka przeżywa śmierć siostry Lexi. Jej niespodziewana choroba, która przyczyniła się do śmierci odcisnęła swoje piętno na psychice Haddie Montgomery. Bawiąc się w jednorazowe pod postacią przyjemności chwilowo zapomina o dotychczasowych problemach.
Pamiętny dzień ślubu Rylle i Coltona, kiedy wieczorem wyjednają w podróż poślubną Haddie i Beckett przeżywają swoją namiętną noc, która nie zapomną oboje. To miała być jednorazowa przygoda bez zobowiązań, lecz dziewczyna nie potrafi o nim zapomnieć. Ten zapach smak i dotyk nie daje spokoju gdzie dochodziło kolejnych spotkań. Choć Haddi czuje, że Beckett nie jest jej obcy sercu to i tak na każdym kroku próbuje go odepchnąć od siebie. Becket widzi w oczach dziewczyny pożądanie i strach, ale nie wie, przed czym. Więc postanawia walczyć o uczucie, które już rozniecił w sercu dziewczyny. Lecz nagła diagnoza, o której Had się dowiaduje w najmniej spodziewanej sytuacji postanawia znów odepchnąć od siebie ukochanego.
Czy Haddie uda się wyjść cało z choroby?
Czy miłość Haddie i Becketa przetrwa ciężkie chwile?
Na te i inne pytania odnajdziecie w książce "SLOW BURN Kropla drąży skałę".
W książce znajdziemy też wątki z Rylle i Coltonem. Gdzie Ry, jako dobra przyjaciółka pomoże w trudnych chwilach Had i nie odsunie się od niej, kiedy będzie tego najbardziej potrzebować. Za to, Colton pomoże się pozbierać Becketowi, kiedy będzie myślał, że już stracił ukochaną. Powieść ma wiele wątków, o których czasami boimy się rozmawiać z najbliższymi.
Jedną z takich problemów jest choroba raka piersi. Dla mnie to wspaniały pomysł, aby w książce zaczerpnąć taki ważny temat. Nie każda z nas może nawet nie wiedzieć, że temat może dotyczyć koleżanki, przyjaciółki, siostry a nawet córki lub matki. Kilka wątków jest świetnie opisanych jak główna bohaterka bada swoje piersi. Niech każda z nas bierze przykład i badajmy się same, aby w porę wcześnie można rozpocząć leczenie.
K. Bromberg kolejny raz wzniosła mnie na wyżyny marzeń, z których nie zawszę chcę wracać. Tak dobrze napisane dialogi między głównymi bohaterami gdzie znajdziemy miłość, nadzieje, wiarę a nawet strach o własne życie. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, co za tym idzie też i szybko. Mam nadzieje, że nasza pisarka nie poprzestanie i dalej będzie pisać tak dobre książki. A każda wydana książka znajdzie u mnie miejsce na półce.
Pamiętny dzień ślubu Rylle i Coltona, kiedy wieczorem wyjednają w podróż poślubną Haddie i Beckett przeżywają swoją namiętną noc, która nie zapomną oboje. To miała być jednorazowa przygoda bez zobowiązań, lecz dziewczyna nie potrafi o nim zapomnieć. Ten zapach smak i dotyk nie daje spokoju gdzie dochodziło kolejnych spotkań. Choć Haddi czuje, że Beckett nie jest jej obcy sercu to i tak na każdym kroku próbuje go odepchnąć od siebie. Becket widzi w oczach dziewczyny pożądanie i strach, ale nie wie, przed czym. Więc postanawia walczyć o uczucie, które już rozniecił w sercu dziewczyny. Lecz nagła diagnoza, o której Had się dowiaduje w najmniej spodziewanej sytuacji postanawia znów odepchnąć od siebie ukochanego.
Czy Haddie uda się wyjść cało z choroby?
Czy miłość Haddie i Becketa przetrwa ciężkie chwile?
Na te i inne pytania odnajdziecie w książce "SLOW BURN Kropla drąży skałę".
W książce znajdziemy też wątki z Rylle i Coltonem. Gdzie Ry, jako dobra przyjaciółka pomoże w trudnych chwilach Had i nie odsunie się od niej, kiedy będzie tego najbardziej potrzebować. Za to, Colton pomoże się pozbierać Becketowi, kiedy będzie myślał, że już stracił ukochaną. Powieść ma wiele wątków, o których czasami boimy się rozmawiać z najbliższymi.
Jedną z takich problemów jest choroba raka piersi. Dla mnie to wspaniały pomysł, aby w książce zaczerpnąć taki ważny temat. Nie każda z nas może nawet nie wiedzieć, że temat może dotyczyć koleżanki, przyjaciółki, siostry a nawet córki lub matki. Kilka wątków jest świetnie opisanych jak główna bohaterka bada swoje piersi. Niech każda z nas bierze przykład i badajmy się same, aby w porę wcześnie można rozpocząć leczenie.
K. Bromberg kolejny raz wzniosła mnie na wyżyny marzeń, z których nie zawszę chcę wracać. Tak dobrze napisane dialogi między głównymi bohaterami gdzie znajdziemy miłość, nadzieje, wiarę a nawet strach o własne życie. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, co za tym idzie też i szybko. Mam nadzieje, że nasza pisarka nie poprzestanie i dalej będzie pisać tak dobre książki. A każda wydana książka znajdzie u mnie miejsce na półce.
zaczarowana-ksiazka.blogspot.com Beata Matuszewska