Recenzje
Hard Beat. Taniec nad otchłanią
Ta książka jest jak…
Taniec nad otchłanią.
Niebezpieczna, nieprzywidywalna i pełna nietuzinkowych emocji.
Porywa swoją lekkością…
Zauracza swoją namiętnością…
I sprawia, że świat dookoła nas nabiera barw ognistej zmysłowości.
Fabuła i styl:
Fabuła książki jest pełna adrenaliny, zmysłowości i słodko-gorzkich tajemnic.
Podobało mi się to, że historia BJ i Tannera jest zarówno lekka jak i miło skomplikowana. Dzięki temu historia ta nabrała realizmu, intensywności i niesamowitej magii, która niezaprzeczalnie poruszyła moje serce do granic wszelkiej wytrzymałości.
Bohaterowie:
On jest jak granat. Precyzyjny, atrakcyjny i nieufny aż do bólu.
Ona zaś jest jak bomba atomowa. Gwałtowna, zjawiskowa i zabójczo seksowna.
Razem… tworzą niezwykle wybuchową mieszankę, która z pewnością wywróci świat czytelnika do góry nogami.
Szata graficzna:
Okładka „Hard Beat” jest po prostu piękna i niezwykle pociągająca!
Kusi…
Zniewala…
Intryguje.
Jest niczym słodki pocałunek miłości, który pozostawia na naszych ustach obietnicę rozkosznej namiętności.
Podsumowanie:
„Hard Beat. Taniec nad otchłanią” to niesamowicie zmysłowa historia, która napełni twoje serce zmysłową magią miłości.
Ta książka jest jak namiętna pieszczota, która rozbudza zmysły pożądaniem, zatracając umysł w namiętnym opętaniu.
W końcu…. Im dłużej ją czytasz, tym bardziej pragniesz zatracić się w jej ognistej rozkoszy.
Gorąca polecam
Taniec nad otchłanią.
Niebezpieczna, nieprzywidywalna i pełna nietuzinkowych emocji.
Porywa swoją lekkością…
Zauracza swoją namiętnością…
I sprawia, że świat dookoła nas nabiera barw ognistej zmysłowości.
Fabuła i styl:
Fabuła książki jest pełna adrenaliny, zmysłowości i słodko-gorzkich tajemnic.
Podobało mi się to, że historia BJ i Tannera jest zarówno lekka jak i miło skomplikowana. Dzięki temu historia ta nabrała realizmu, intensywności i niesamowitej magii, która niezaprzeczalnie poruszyła moje serce do granic wszelkiej wytrzymałości.
Bohaterowie:
On jest jak granat. Precyzyjny, atrakcyjny i nieufny aż do bólu.
Ona zaś jest jak bomba atomowa. Gwałtowna, zjawiskowa i zabójczo seksowna.
Razem… tworzą niezwykle wybuchową mieszankę, która z pewnością wywróci świat czytelnika do góry nogami.
Szata graficzna:
Okładka „Hard Beat” jest po prostu piękna i niezwykle pociągająca!
Kusi…
Zniewala…
Intryguje.
Jest niczym słodki pocałunek miłości, który pozostawia na naszych ustach obietnicę rozkosznej namiętności.
Podsumowanie:
„Hard Beat. Taniec nad otchłanią” to niesamowicie zmysłowa historia, która napełni twoje serce zmysłową magią miłości.
Ta książka jest jak namiętna pieszczota, która rozbudza zmysły pożądaniem, zatracając umysł w namiętnym opętaniu.
W końcu…. Im dłużej ją czytasz, tym bardziej pragniesz zatracić się w jej ognistej rozkoszy.
Gorąca polecam
blackcrow87.wordpress.com
Co ludzie sukcesu robią przed śniadaniem
CO MOŻNA Z NIEJ WYWNIOSKOWAĆ?
Wiele osób zdaje sobie z tego sprawę, jak bardzo marnują swój czas, który jest bardzo cenny, tak jak mówi pan Stanisław "Czas robi swoje. A ty człowieku?", to pytanie wywołało we mnie wiele przemyśleń, zaczynałem się zastanawiać, czy oby na pewno marnuję swój czas, który nieubłaganie pędzi, oczekujecie odpowiedzi, że go nie marnuję i wszystko jest tak jakbym chciał, niestety nie. Dzięki książce pani Laury zrozumiałem, w jakim stopniu marnuję czas, jak go zmarnowałem przez te wszystkie lata, których nie da się już cofnąć. Zawsze powtarzałem sobie "Jakoś pójdzie, rób to na co masz ochotę", przez ten krótki monolog traciłem czas przed komputerem grając w gry "Bo mam na to ochotę", jadłem po godzinie 23:00 chociaż wiedziałem, że w tym czasie tyje się szybciej, a mnie przydałoby się zrzucić trochę kilogramów, lecz nie o sam wygląd mi chodzi. SAMOKONTROLA, straciłem ją, byłem wbity w wir monotonii, z którego trudno jest mi się wydostać, nie tylko mi. Po przeczytaniu krótkiego poradnika, który ma nam uzmysłowić, jak bardzo czas nas gania, jak bardzo mózg wsiąka codzienność i doprowadza do tego, ze boimy się czegoś zrobić, tworzymy swoje BARIERY, które trudno pokonać. Pierwszy rozdział, dał mi pełen obraz tego co robię, gdy wstaję o 10:00, inni o 6:00 czytają, piją kawę i rozmawiają z bliskimi osobami, ja śpię, śpię i marnuję 4 godziny. Podczas roku szkolnego wstawałem ZAWSZE o godzinie 7:30, a na 8:00 miałem pierwszą lekcje, wyrabiałem się, lecz robiłem wszystko w biegu zamiast wypić przed szkołą ranną kawę i zaczytać się w lekturę.
Dzięki tej książce postanowiłem, że od NOWEGO ROKU SZKOLNEGO, będę wstawać wcześniej i robił to co wymieniłem powyżej. Postanowiłem, że zakupię kalendarz i będę zapisywać WSZYSTKO co według mnie jest ważne. Autorka poleca, by założyć rozpiskę dnia z dokładną godziną, zobaczyć co tak naprawdę zrobiliśmy i jak bardzo zmarnowaliśmy dzień.
Jeżeli masz dzieci, ta książka jest dla ciebie, autorka opisuję tam wiele, co robić gdy ma się dzieci i jak pogodzić je ze swoimi zainteresowaniami. Jeżeli ich nie masz, również jest dla ciebie! Uświadomi ci, że warto wstać o tej 6:00. Dzięki pani Laurze, zrozumiesz, że możesz wyrobić pewne nawyki m.in. Wstawać rano, biegać rano, czytać rano to jest tak jak z myciem zębów, nie zastanawiasz się czy je umyjesz to już CODZIENNOŚĆ.
Wiele rzeczy, które były w książce i próbowały coś wnieść do mojego życia, były mi nieprzydatne lub wiedziałem już nich, dlatego więc moją oceną jest 4/5.
WYDANIE
Książka jest wydana schludnie, okładka przyciąga wzrok. W książce na końcu znajduję się tabela, w której można zorganizować swój czas. Literki są małe, lecz czyta je się bardzo szybko.
Wiele osób zdaje sobie z tego sprawę, jak bardzo marnują swój czas, który jest bardzo cenny, tak jak mówi pan Stanisław "Czas robi swoje. A ty człowieku?", to pytanie wywołało we mnie wiele przemyśleń, zaczynałem się zastanawiać, czy oby na pewno marnuję swój czas, który nieubłaganie pędzi, oczekujecie odpowiedzi, że go nie marnuję i wszystko jest tak jakbym chciał, niestety nie. Dzięki książce pani Laury zrozumiałem, w jakim stopniu marnuję czas, jak go zmarnowałem przez te wszystkie lata, których nie da się już cofnąć. Zawsze powtarzałem sobie "Jakoś pójdzie, rób to na co masz ochotę", przez ten krótki monolog traciłem czas przed komputerem grając w gry "Bo mam na to ochotę", jadłem po godzinie 23:00 chociaż wiedziałem, że w tym czasie tyje się szybciej, a mnie przydałoby się zrzucić trochę kilogramów, lecz nie o sam wygląd mi chodzi. SAMOKONTROLA, straciłem ją, byłem wbity w wir monotonii, z którego trudno jest mi się wydostać, nie tylko mi. Po przeczytaniu krótkiego poradnika, który ma nam uzmysłowić, jak bardzo czas nas gania, jak bardzo mózg wsiąka codzienność i doprowadza do tego, ze boimy się czegoś zrobić, tworzymy swoje BARIERY, które trudno pokonać. Pierwszy rozdział, dał mi pełen obraz tego co robię, gdy wstaję o 10:00, inni o 6:00 czytają, piją kawę i rozmawiają z bliskimi osobami, ja śpię, śpię i marnuję 4 godziny. Podczas roku szkolnego wstawałem ZAWSZE o godzinie 7:30, a na 8:00 miałem pierwszą lekcje, wyrabiałem się, lecz robiłem wszystko w biegu zamiast wypić przed szkołą ranną kawę i zaczytać się w lekturę.
Dzięki tej książce postanowiłem, że od NOWEGO ROKU SZKOLNEGO, będę wstawać wcześniej i robił to co wymieniłem powyżej. Postanowiłem, że zakupię kalendarz i będę zapisywać WSZYSTKO co według mnie jest ważne. Autorka poleca, by założyć rozpiskę dnia z dokładną godziną, zobaczyć co tak naprawdę zrobiliśmy i jak bardzo zmarnowaliśmy dzień.
Jeżeli masz dzieci, ta książka jest dla ciebie, autorka opisuję tam wiele, co robić gdy ma się dzieci i jak pogodzić je ze swoimi zainteresowaniami. Jeżeli ich nie masz, również jest dla ciebie! Uświadomi ci, że warto wstać o tej 6:00. Dzięki pani Laurze, zrozumiesz, że możesz wyrobić pewne nawyki m.in. Wstawać rano, biegać rano, czytać rano to jest tak jak z myciem zębów, nie zastanawiasz się czy je umyjesz to już CODZIENNOŚĆ.
Wiele rzeczy, które były w książce i próbowały coś wnieść do mojego życia, były mi nieprzydatne lub wiedziałem już nich, dlatego więc moją oceną jest 4/5.
WYDANIE
Książka jest wydana schludnie, okładka przyciąga wzrok. W książce na końcu znajduję się tabela, w której można zorganizować swój czas. Literki są małe, lecz czyta je się bardzo szybko.
Kingomaniak Kuba; 2016-08-31
Prawo Mojżesza
„Prawo Mojżesza” nie jest historią biblijnego Mojżesza, o czym może sugerować tytuł książki. Jednak losy bohatera powieści można delikatnie porównać z osobą Mojżesza – proroka.
Oboje zdołali wymknąć się śmierci, znalezieni w koszyku i pozbawieni miłości biologicznej matki. Oczywiście całkiem różne są tu okoliczności tych podobieństw, jednak co najważniejsze i współczesny Mojżesz ma niezwykły dar. Potrafi nawiązać kontakt ze zmarłymi. Nie są to jednak „duchy” przypadkowe. Zmarli zawsze są w jakiś sposób powiązani z osobami, które życie stawia Mojżeszowi na drodze. Chłopak z nimi nie rozmawia, potrafi jednak odczytywać ich wspomnienia dzięki obrazom, które mu pokazują. Obrazy te znajdują ujście w ‘nieziemskich’ muralach oraz obrazach, które maluje gdziekolwiek się pojawi.
Mojżesz jest pęknięty. A dzięki tym pęknięciom na świat wydostają się przecieki jego geniuszu, szalonych zdolności, ale też i brutalności. Ściąga tym na siebie nieustanne kłopoty.
Jednak to właśnie dzięki pomocy zmarłych Mojżeszowi udaje się rozwikłać zagadkę tajemniczych zaginięć młodych dziewczyn. Tym samym autorka – Amy Harmon – wplata w powieść również wątek kryminalny, który będzie miał ogromne znaczenie dla przyszłości Georgii i Mojżesza.
„Prawo Mojżesza” to historia zagubionego, odartego z poczucia własnej wartości, naznaczonego od samego narodzenia chłopaka. Przyjazd młodzieńca do małego miasteczka, pod opiekę babci, powoduje u mieszkańców trwogę. Nie ufają chłopakowi, wierzą, iż sprowadza nieszczęście, obrazami niszczy ich mienie, a przedmiot malowanych przez niego wizerunków budzi w mieszkańcach trwogę. Dodatkowo jest czarny.
Mojżesz jednak stawia mur w postaci swoich praw nie pozwala nikomu się do siebie zbliżyć.
Stroni od ludzi, ucieka przed przyjaźnią, nieustanie odrzuca wyciągniętą do niego rękę mieszkającej po sąsiedzku Georgii.
Amy Harmon napisała historię z jednej strony smutną i pełną bólu. Rzeczywiście, brak tu szczęśliwego zakończenia, ciężko jednak jednoznacznie stwierdzić, iż jest ono tragiczne. Powiedziałabym, iż trudno byłoby zakończyć tę historię w sposób taki, by zadowoleni byli wszyscy. Wydaje się to wręcz niemożliwe.
Z drugiej strony „Prawo Mojżesza” to powieść o dojrzewaniu do stawienia czoła życiu.
Jak przystało na książki z gatunku new adult, traktuje również o odnajdywaniu swego miejsca na ziemi, poszukiwaniu własnej wartości oraz o miłości. Miłości między dwojgiem obcych sobie ludzi, ale też miłości tej bezwarunkowej – matczynej i ojcowskiej. To dzięki uporowi Georgii, jej wierze w Mojżesza, mimo tak wielkiego cierpienia, które dziewczynę spotkało, w chłopaku dokonują się powolne przemiany, do których samemu przed sobą nie chce się przyznać. Zaczyna również uświadamiać sobie, iż umiejętność widzenia zmarłych nie zawsze musi być bronią skierowaną przeciw żywym.
To historia o miłości, z nutą romansu i pełnego rozpaczy dramatu. Historia pełna bólu i wyrzeczeń. Cierpienia i poświęcenia. Ale również pełna wiary i nadziei na lepsze. Opowieść nasycona paletą wszelakich barw i odcieni, a wyobraźnię zmuszająca do pracy na najwyższych obrotach.
Oboje zdołali wymknąć się śmierci, znalezieni w koszyku i pozbawieni miłości biologicznej matki. Oczywiście całkiem różne są tu okoliczności tych podobieństw, jednak co najważniejsze i współczesny Mojżesz ma niezwykły dar. Potrafi nawiązać kontakt ze zmarłymi. Nie są to jednak „duchy” przypadkowe. Zmarli zawsze są w jakiś sposób powiązani z osobami, które życie stawia Mojżeszowi na drodze. Chłopak z nimi nie rozmawia, potrafi jednak odczytywać ich wspomnienia dzięki obrazom, które mu pokazują. Obrazy te znajdują ujście w ‘nieziemskich’ muralach oraz obrazach, które maluje gdziekolwiek się pojawi.
Mojżesz jest pęknięty. A dzięki tym pęknięciom na świat wydostają się przecieki jego geniuszu, szalonych zdolności, ale też i brutalności. Ściąga tym na siebie nieustanne kłopoty.
Jednak to właśnie dzięki pomocy zmarłych Mojżeszowi udaje się rozwikłać zagadkę tajemniczych zaginięć młodych dziewczyn. Tym samym autorka – Amy Harmon – wplata w powieść również wątek kryminalny, który będzie miał ogromne znaczenie dla przyszłości Georgii i Mojżesza.
„Prawo Mojżesza” to historia zagubionego, odartego z poczucia własnej wartości, naznaczonego od samego narodzenia chłopaka. Przyjazd młodzieńca do małego miasteczka, pod opiekę babci, powoduje u mieszkańców trwogę. Nie ufają chłopakowi, wierzą, iż sprowadza nieszczęście, obrazami niszczy ich mienie, a przedmiot malowanych przez niego wizerunków budzi w mieszkańcach trwogę. Dodatkowo jest czarny.
Mojżesz jednak stawia mur w postaci swoich praw nie pozwala nikomu się do siebie zbliżyć.
Stroni od ludzi, ucieka przed przyjaźnią, nieustanie odrzuca wyciągniętą do niego rękę mieszkającej po sąsiedzku Georgii.
Amy Harmon napisała historię z jednej strony smutną i pełną bólu. Rzeczywiście, brak tu szczęśliwego zakończenia, ciężko jednak jednoznacznie stwierdzić, iż jest ono tragiczne. Powiedziałabym, iż trudno byłoby zakończyć tę historię w sposób taki, by zadowoleni byli wszyscy. Wydaje się to wręcz niemożliwe.
Z drugiej strony „Prawo Mojżesza” to powieść o dojrzewaniu do stawienia czoła życiu.
Jak przystało na książki z gatunku new adult, traktuje również o odnajdywaniu swego miejsca na ziemi, poszukiwaniu własnej wartości oraz o miłości. Miłości między dwojgiem obcych sobie ludzi, ale też miłości tej bezwarunkowej – matczynej i ojcowskiej. To dzięki uporowi Georgii, jej wierze w Mojżesza, mimo tak wielkiego cierpienia, które dziewczynę spotkało, w chłopaku dokonują się powolne przemiany, do których samemu przed sobą nie chce się przyznać. Zaczyna również uświadamiać sobie, iż umiejętność widzenia zmarłych nie zawsze musi być bronią skierowaną przeciw żywym.
To historia o miłości, z nutą romansu i pełnego rozpaczy dramatu. Historia pełna bólu i wyrzeczeń. Cierpienia i poświęcenia. Ale również pełna wiary i nadziei na lepsze. Opowieść nasycona paletą wszelakich barw i odcieni, a wyobraźnię zmuszająca do pracy na najwyższych obrotach.
Miłość do Czytania
Prawo Mojżesza
Mojżesz od swych pierwszych dni stawiał czoło śmierci. Znaleziono go w koszu na pranie – wycieńczonego, maleńkiego. Mimo przeciwnościom losu przeżył, lecz nie było to życie pozbawione problemów. Egzotyczny, samotny, mroczny chłopak pakował się w kłopoty w każdym miejscu, do jakiego trafił. Aż w końcu na jego drodze stanęła Georgia. Za cel obrała sobie zburzenie muru, jakim otoczył się ten fascynujący i tajemniczy chłopak. Nie zdawała sobie tylko sprawy, że zbliżenie się do niego napełni ją zarówno nadzieją, jak i równie wielkim bólem.
Amy Harmon jest autorką bestsellerów, jednak Prawo Mojżesza jest jej pierwszą książką, jaka została przełożona na język polski. Osoby, którym nie jest straszna literatura anglojęzyczna, mogą znać ją z powieści Making Faces.
Ta historia nie kończy się happy endem – czytamy na okładce. Szczerze mówiąc, te słowa mnie nieco przeraziły, a jednocześnie niesamowicie ucieszyły. Kocham książki, które niszczą mnie od środka i wywołują łzy rozpaczy i gniewu, lecz bardzo ciężko jest mi się po tym później pozbierać. I wiecie co? Nie zawiodłam się tu ani trochę. Już sam prolog sprawił, że Prawo Mojżesza stało się dla mnie czymś więcej niż tylko książką.
Amy Harmon posługuje się bardzo poetyckim, chwytającym za serce językiem. Doskonale potrafi oddać emocje, jakie miotają bohaterami. Przekazuje czytelnikom ich najskrytsze myśli w niebanalny, przesycony uczuciami sposób, przez co przerwanie lektury i odłożenie książki na półkę staje się niemalże niemożliwe. A kiedy już docieramy do końca, w naszych sercach pojawia się tęsknota – tęsknota za miłością tak wielką, że jest w stanie pokonać śmierć.
Historia o „przed” i „po”, o zaczynaniu od nowa i o wieczności. Historia pełna skaz i pęknięć, szaleństw i dziur. Przede wszystkim jednak historia o miłości. Nasza historia.
Kreacja bohaterów stoi tu na mistrzowskim poziomie. Nikt nie jest tu stereotypowy, nikt nie jest przerysowany. Każda postać ma indywidualne cechy charakteru, które mają za zadanie budzić w czytelniku różne odczucia. I swoje zadanie spełniają z pełnym zaangażowaniem. Możemy ich kochać, możemy nienawidzić, ale na pewno pozostają w naszej pamięci.
Fabuła jest tu spójna i dopracowana z najmniejszymi detalami. Nie jest to zwyczajna historia o miłości, a tego tak naprawdę się spodziewałam. Ciężko jest mi określić, do jakiego gatunku można zaliczyć Prawo Mojżesza. New Adult, thriller, paranormal? Chyba wszystko po trochu, wymieszane w taki sposób, by powstało arcydzieło. A punkt kulminacyjny? Ach, co to był za punkt kulminacyjny! W mojej głowie panował istny chaos i kłębowisko myśli, a kiedy przeczytałam ostatnie zdanie, poczułam spokój.
Książkę polecam każdemu, kto ma ochotę na emocjonalną podróż. Ta historia sprawi, że zatracicie się bez reszty. Poczujecie ból, stratę, wszechogarniający smutek, a przede wszystkim miłość. Miłość spełnioną i tę pozbawioną spełnienia. Miłość bez końca.
Amy Harmon jest autorką bestsellerów, jednak Prawo Mojżesza jest jej pierwszą książką, jaka została przełożona na język polski. Osoby, którym nie jest straszna literatura anglojęzyczna, mogą znać ją z powieści Making Faces.
Ta historia nie kończy się happy endem – czytamy na okładce. Szczerze mówiąc, te słowa mnie nieco przeraziły, a jednocześnie niesamowicie ucieszyły. Kocham książki, które niszczą mnie od środka i wywołują łzy rozpaczy i gniewu, lecz bardzo ciężko jest mi się po tym później pozbierać. I wiecie co? Nie zawiodłam się tu ani trochę. Już sam prolog sprawił, że Prawo Mojżesza stało się dla mnie czymś więcej niż tylko książką.
Amy Harmon posługuje się bardzo poetyckim, chwytającym za serce językiem. Doskonale potrafi oddać emocje, jakie miotają bohaterami. Przekazuje czytelnikom ich najskrytsze myśli w niebanalny, przesycony uczuciami sposób, przez co przerwanie lektury i odłożenie książki na półkę staje się niemalże niemożliwe. A kiedy już docieramy do końca, w naszych sercach pojawia się tęsknota – tęsknota za miłością tak wielką, że jest w stanie pokonać śmierć.
Historia o „przed” i „po”, o zaczynaniu od nowa i o wieczności. Historia pełna skaz i pęknięć, szaleństw i dziur. Przede wszystkim jednak historia o miłości. Nasza historia.
Kreacja bohaterów stoi tu na mistrzowskim poziomie. Nikt nie jest tu stereotypowy, nikt nie jest przerysowany. Każda postać ma indywidualne cechy charakteru, które mają za zadanie budzić w czytelniku różne odczucia. I swoje zadanie spełniają z pełnym zaangażowaniem. Możemy ich kochać, możemy nienawidzić, ale na pewno pozostają w naszej pamięci.
Fabuła jest tu spójna i dopracowana z najmniejszymi detalami. Nie jest to zwyczajna historia o miłości, a tego tak naprawdę się spodziewałam. Ciężko jest mi określić, do jakiego gatunku można zaliczyć Prawo Mojżesza. New Adult, thriller, paranormal? Chyba wszystko po trochu, wymieszane w taki sposób, by powstało arcydzieło. A punkt kulminacyjny? Ach, co to był za punkt kulminacyjny! W mojej głowie panował istny chaos i kłębowisko myśli, a kiedy przeczytałam ostatnie zdanie, poczułam spokój.
Książkę polecam każdemu, kto ma ochotę na emocjonalną podróż. Ta historia sprawi, że zatracicie się bez reszty. Poczujecie ból, stratę, wszechogarniający smutek, a przede wszystkim miłość. Miłość spełnioną i tę pozbawioną spełnienia. Miłość bez końca.
Book Geek
Stinger. Żądło namiętności
Przyznam się szczerze, że początkowo obawiałam się tej książki, że względu na jej dość kontrowersyjny temat.
Po prostu bałam się tego, że cała ta historia z aktorem porno w tle, może okazać się dla mnie zbyt… Hmm… Ciężka emocjonalnie
Na szczęście moje obawy okazały się bezzasadne. Ponieważ „Stinger” okazała się historią nieziemsko wspaniałą, która rozwaliła moje serce na milion malutkich kawałeczków szczęścia
Fabuła i styl:
Fabuła książki choć kontrowersyjna ma w sobie wiele ciepła, miłości i nieodkrytych dotąd tajmnic. Jest niczym balsam dla zbłąkanej duszy, który niesie ze sobą ulgę w postaci nadziei.
Natomiast jeśli chodzi o styl autorki, to muszę stwierdzić, że jest on bardzo dynamiczny, pełen emocji i został w fajny sposób doprawiony nutą namiętności. I to właśnie dzięki tym nietuzinkowym cechą, przeczytałam tą książkę w naprawdę ekspresowym tempie.
Bohaterowie :
Uwielbiam Carsona. Tak, tak… Bardzo polubiłam tego przystojnego łobuza, który w oczach społeczeństwa został już dawno posłany na wieczne zatracenie.
Ten chłopak zdobył moje serce nie tylko swoją niewiarygodną odwagą, ale i także swą szczerą wiarą w to, że zawsze i wszędzie należy walczyć o to, co w życiu kochamy najmocniej.
Natomiast… Grace polubiłam za jej nietuzinkową i niezwykle barwną osobowość.
Ta dziewczyna ma w sobie tyle blasku i radości, że jest nim wstanie rozświetlić każdy mrok duszy. Nawet ten, który przynosi wstyd i pogardę w oczkach innych ludzi.
Szata graficzna: Okładka „Stinger” jest niesamowicie boska, cudowna i kusząco zmysłowa. Kiedy tylko ją ujrzałam, to zakochałam się w niej od pierwszego spojrzenia. Zauroczyła mnie nie tylko swoją pełną namiętności magią, ale i także tym nieziemsko nastrojowym klimatem, który ukrył się w zmysłowych barwach black and white. Ta okładka jest niewiarygodnie piękna! Nic więc dziwnego, że nie mogę oderwać od niej wzroku nawet na chwilę.
Podsumowanie:
„Stinger. Żądło namiętności” to niesamowita opowieść o miłości, która udowodni ci, że ZAWSZE należy podążać za głosem swojego serca.
Że nie należy nigdy ale to nigdy, odrzucać kogoś na straty. Bowiem… w każdym z nas mieszka miłość, która potrafi odmienić czyjś świat na lepszy.
Po prostu bałam się tego, że cała ta historia z aktorem porno w tle, może okazać się dla mnie zbyt… Hmm… Ciężka emocjonalnie
Na szczęście moje obawy okazały się bezzasadne. Ponieważ „Stinger” okazała się historią nieziemsko wspaniałą, która rozwaliła moje serce na milion malutkich kawałeczków szczęścia
Fabuła i styl:
Fabuła książki choć kontrowersyjna ma w sobie wiele ciepła, miłości i nieodkrytych dotąd tajmnic. Jest niczym balsam dla zbłąkanej duszy, który niesie ze sobą ulgę w postaci nadziei.
Natomiast jeśli chodzi o styl autorki, to muszę stwierdzić, że jest on bardzo dynamiczny, pełen emocji i został w fajny sposób doprawiony nutą namiętności. I to właśnie dzięki tym nietuzinkowym cechą, przeczytałam tą książkę w naprawdę ekspresowym tempie.
Bohaterowie :
Uwielbiam Carsona. Tak, tak… Bardzo polubiłam tego przystojnego łobuza, który w oczach społeczeństwa został już dawno posłany na wieczne zatracenie.
Ten chłopak zdobył moje serce nie tylko swoją niewiarygodną odwagą, ale i także swą szczerą wiarą w to, że zawsze i wszędzie należy walczyć o to, co w życiu kochamy najmocniej.
Natomiast… Grace polubiłam za jej nietuzinkową i niezwykle barwną osobowość.
Ta dziewczyna ma w sobie tyle blasku i radości, że jest nim wstanie rozświetlić każdy mrok duszy. Nawet ten, który przynosi wstyd i pogardę w oczkach innych ludzi.
Szata graficzna: Okładka „Stinger” jest niesamowicie boska, cudowna i kusząco zmysłowa. Kiedy tylko ją ujrzałam, to zakochałam się w niej od pierwszego spojrzenia. Zauroczyła mnie nie tylko swoją pełną namiętności magią, ale i także tym nieziemsko nastrojowym klimatem, który ukrył się w zmysłowych barwach black and white. Ta okładka jest niewiarygodnie piękna! Nic więc dziwnego, że nie mogę oderwać od niej wzroku nawet na chwilę.
Podsumowanie:
„Stinger. Żądło namiętności” to niesamowita opowieść o miłości, która udowodni ci, że ZAWSZE należy podążać za głosem swojego serca.
Że nie należy nigdy ale to nigdy, odrzucać kogoś na straty. Bowiem… w każdym z nas mieszka miłość, która potrafi odmienić czyjś świat na lepszy.
blackcrow87.wordpress.com