Recenzje
Przychodzi Budda do baru. Pokoleniowy przewodnik życiowy
Niniejsza książka nie stawia buddyzmu na piedestale, dlatego też nie będziesz musiał zadzierać głowy. Zajmiemy się różnymi szczegółami Twojego życia i nauczymy się stosować w nim naukę buddyzmu. Ze wszystkim sobie poradzimy.
fragment książki
Teraźniejszość nie jest błędem. Teraźniejszość jest magią.
j.w.
Życie jest pełne cierpienia i możemy spędzić je całe próbując to cierpienie od siebie odegnać. Próby zaklinania rzeczywistości (cierpienia) zdarzają się każdemu, pewnie czytającym tę recenzję również. Definitywnie zdarzają się one piszącej do Was te słowa.
Jak zatem próbujemy uniknąć cierpienia? Oto kilka popularnych sposobów, które przewijają się w moim gabinecie psychoteraputycznym (i – co tu dużo pisać – bywa że również i w mojej głowie):
Dla człowieka Zachodu buddyjskie nauki, zaproponowane przez Lodro Rinzlera, brzmią jak herezje. Zachód lubi “ja” i nie wyobraża sobie życia bez niego. Od kołyski uczy się nas, czym różnimy się od innych, co czyni nas jednostkami wyjątkowymi. Posiadanie “ja” wydaje nam się być gwarantem życiowego szczęścia. “Jestem kobietą, jestem psycholożką, jestem Polką, jestem…”. To takie komfortowe zamknąć siebie w szufladkach. Według psychologii buddyjskiej jest jednak zupełnie odwrotnie. Im mniej “ja” w nas samych, im też większe poczucie łączności z innymi, tym większy spokój i tym bliżej do nirwany.
Nie wiem, czy buddyzm ma rację, od lat jednak staram się dać mu szansę. Zwłaszcza gdy prezentowany jest w takiej wersji jak w książce “Przychodzi Budda do baru”, czyli zupełnie świeckiej.
Kilka lekcji z książki Lodro Rinzlera:
fragment książki
Teraźniejszość nie jest błędem. Teraźniejszość jest magią.
j.w.
Życie jest pełne cierpienia i możemy spędzić je całe próbując to cierpienie od siebie odegnać. Próby zaklinania rzeczywistości (cierpienia) zdarzają się każdemu, pewnie czytającym tę recenzję również. Definitywnie zdarzają się one piszącej do Was te słowa.
Jak zatem próbujemy uniknąć cierpienia? Oto kilka popularnych sposobów, które przewijają się w moim gabinecie psychoteraputycznym (i – co tu dużo pisać – bywa że również i w mojej głowie):
- Nadmiernie kontrolując siebie i próbując kontrolować ludzi wokół. Mylimy kontrolę z bezpieczeństwem, a bezpieczeństwo z brakiem cierpienia. Oczywiście to wszystko do czasu, gdy coś lub ktoś nie pokaże nam, że – jak mówi przysłowie: “kiedy chcesz rozśmieszyć pana boga, powiedz mu o swoich planach”;
- Wycofując się z zagrażających nam rzeczy, nie angażując się w nowości (to oczywiście jedna z wersji punktu poprzedniego);
- Zaprzeczając rzeczywistości – chyba sposób na unikanie cierpienia najsmutniejszy i najbardziej kosztowny – zbudować sobie rusztowanie, które zasłoni nam wszystko co poza nim, a dodatkowo jeszcze pomylić to rusztowanie z fundamentami.
- Uzależniając się – od substancji psychoaktywnych, innej osoby, pracy, bycia ciągle zajętymi…
Dla człowieka Zachodu buddyjskie nauki, zaproponowane przez Lodro Rinzlera, brzmią jak herezje. Zachód lubi “ja” i nie wyobraża sobie życia bez niego. Od kołyski uczy się nas, czym różnimy się od innych, co czyni nas jednostkami wyjątkowymi. Posiadanie “ja” wydaje nam się być gwarantem życiowego szczęścia. “Jestem kobietą, jestem psycholożką, jestem Polką, jestem…”. To takie komfortowe zamknąć siebie w szufladkach. Według psychologii buddyjskiej jest jednak zupełnie odwrotnie. Im mniej “ja” w nas samych, im też większe poczucie łączności z innymi, tym większy spokój i tym bliżej do nirwany.
Nie wiem, czy buddyzm ma rację, od lat jednak staram się dać mu szansę. Zwłaszcza gdy prezentowany jest w takiej wersji jak w książce “Przychodzi Budda do baru”, czyli zupełnie świeckiej.
Kilka lekcji z książki Lodro Rinzlera:
- Najlepszym sposobem poradzenia sobie z najtrudniejszymi emocjami jest zanurzenie się w nich;
- Kontemplacja własnej śmierci może nam pomóc przeżyć życie lepiej;
- Oświecenie to nic innego jak codzienne rzeczy i sprawy jeszcze nieubarwione naszymi nadziejami i obawami;
- Nadzieja – jako część składowa oczekiwania – jest przyczynkiem naszego cierpienia [stale to mielę w głowie i już sama nie wiem, co o tym myśleć, psychologia Zachodu tak umiłowała sobie przecież nadzieję];
- Nie jestem na pewno tym, kim byłam 10 lat temu, to kim ja tak naprawdę jestem? [i tu też mam dysonans, bo przecież poczucie ciągłości istnienia ratuje nam często życie lub przynajmniej zdrowie psychiczne];
- Mądrość nie przychodzi z zewnątrz, ona stale jest w nas i czeka na przebudzenie;
- Buddysta też może pójść do baru :]
Opsychologii.pl - Porta i centrum praktyków psychologii Sabina Sadecka; 2016-08-17
Podniebny lot
Panie i Panowie, O to Bianca. Piękna, jasnowłosa stewardesa, która z niewyobrażalną gracją zabierze was w podróż pełną namiętności i zmysłowości. Prosimy zatem zapiąć pasy i zachować szczególną uwagę. Bo historia, którą zaraz przeżyjecie z pewnością wbije was głęboko w fotel, powodując w waszych sercach nieziemskie turbulencje namiętności.
Fabuła i styl :
Fabuła książki okazała się bardzo ciekawą i barwną historią, która niewątpliwie potrafi wstrząsnąć emocjami czytelnika.
Rozbudza zmysły…
Rozpala wyobraźnie
I nadaje życiu trochę barw szczęścia.
Ponadto….
Książka została napisana w bardzo lekkim, prostym i pełnym emocji językiem. To właśnie dzięki tym cechą, czytało mi się ją bardzo płynnie, szybko i przede wszystkim wciągająco.
Bohaterowie :
Zmysłowi…
Namiętni…
Opętani żądzą namiętności.
Tacy są właśnie oni…
Uwodzicielski Pan Cavendish i niewinna śliczna Bianco.
Ona…
Ma w sobie niewinne piękno, które nie tylko kusi, ale i zniewala go swoją anielską doskonałością.
On…
I jego turkusowe oczy mają moc niewyobrażalnego przyciągania. Potrafią nie tylko zniewolić, ale i także skusić swą ofiarę obietnicą nieziemskiego spełnienia.
Razem tworzą mieszankę wyborową. Naszpikowaną namiętnością, zmysłowością i słodką uległością.
Szata graficzna:
Okładka ” Podniebny lot” idealnie obrazuje piękno jakie ma w sobie żywioł powietrza.
Jej lekkość…
Czystość…
I wolność.
Dodatkowo, połączenie anielskiej bieli ze szczyptą namiętnej czerwieni, stworzyło między tymi barwami miłą w oddczuciu harmonie emocji.
Podsumowanie:
” Podniebny lot ” to niesamowita opowieść o pożądaniu, rozkoszy i sile gorącej namiętności.
Jestem pewna, że Bianca i Pan Cavendish, zapewnią wam swoim towarzystwem dużą dawkę niezapomnianych wrażeń.
W końcu…
Ta podniebna, pełna słodyczy historia, potrafi wyzwalić w czytelniku cały wulkan niezwykłych emocji.
Fabuła i styl :
Fabuła książki okazała się bardzo ciekawą i barwną historią, która niewątpliwie potrafi wstrząsnąć emocjami czytelnika.
Rozbudza zmysły…
Rozpala wyobraźnie
I nadaje życiu trochę barw szczęścia.
Ponadto….
Książka została napisana w bardzo lekkim, prostym i pełnym emocji językiem. To właśnie dzięki tym cechą, czytało mi się ją bardzo płynnie, szybko i przede wszystkim wciągająco.
Bohaterowie :
Zmysłowi…
Namiętni…
Opętani żądzą namiętności.
Tacy są właśnie oni…
Uwodzicielski Pan Cavendish i niewinna śliczna Bianco.
Ona…
Ma w sobie niewinne piękno, które nie tylko kusi, ale i zniewala go swoją anielską doskonałością.
On…
I jego turkusowe oczy mają moc niewyobrażalnego przyciągania. Potrafią nie tylko zniewolić, ale i także skusić swą ofiarę obietnicą nieziemskiego spełnienia.
Razem tworzą mieszankę wyborową. Naszpikowaną namiętnością, zmysłowością i słodką uległością.
Szata graficzna:
Okładka ” Podniebny lot” idealnie obrazuje piękno jakie ma w sobie żywioł powietrza.
Jej lekkość…
Czystość…
I wolność.
Dodatkowo, połączenie anielskiej bieli ze szczyptą namiętnej czerwieni, stworzyło między tymi barwami miłą w oddczuciu harmonie emocji.
Podsumowanie:
” Podniebny lot ” to niesamowita opowieść o pożądaniu, rozkoszy i sile gorącej namiętności.
Jestem pewna, że Bianca i Pan Cavendish, zapewnią wam swoim towarzystwem dużą dawkę niezapomnianych wrażeń.
W końcu…
Ta podniebna, pełna słodyczy historia, potrafi wyzwalić w czytelniku cały wulkan niezwykłych emocji.
blackcrow87.wordpress.com
Prawo Mojżesza
Cała książka jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem, oczekiwałem nudnej obyczajówki, w której jedna osoba jest zła, uzależniona od narkotyków lub jest zamieszana w coś nielegalnego, a druga próbuje to naprawić, tutaj tego nie ma. Dostałem piękną opowieść o nastolatkach, o miłości "zakazanej" i nieakceptowanej przez innych, o miłości nieodwzajemnionej, o cierpieniu i śmierci. Mojżesz jest najbardziej tajemniczą osobą w książce, jest zamknięty w sobie, ma swoje zasady które przestrzega, boją się go zwierzęta szczególnie konie z rancza siedemnastoletniej dziewczyny, maluję cudowne obrazy, czasem nawet nie wiedząc, że to czyni. Georgia jest jego przeciwieństwem, kocha jeździć i opiekować się końmi, jest osobą otwartą, wiecznie uśmiechniętą, marzy o wielkiej karierze i podróżowaniu po całym kraju. "Ta historia nie kończy się happy endem" te słowa w żaden sposób nie zdradzają fabuły. Na samym końcu książki akcja pędzi wre, czytelnik nie nadąży za zwrotami akcji, a zakończenie jest jedną wielką TAJEMNICĄ. Jest wiele zdarzeń tragicznych, które dają żałobny nastrój historii. Nie oczekujcie od książki zbyt wiele, ale też nie skreślajcie ją na straty, postawcie ją po środku. Nie jest to książka tylko o MIŁOŚCI, jest o rodzinie, bólu, samotności, stracie i śmierci. Jest to pozycja godna uwagi, moja ocena
Kingomaniak Kuba; 2016-09-04
Sny Morfeusza
Cassandra wyjeżdża ze swojego miasta, by uciec przed rodzinnym interesem do którego zmusza ją ojciec. Chce rozpocząć samodzielne życie, pracując w wyuczonym zawodzie. Udaje się w tym celu na rozmowę kwalifikacyjną do Adama McKeya. Niestety nie wszystko idzie po dobrej myśli, Adam okazuje się być zadufanym w sobie pracodawcą, aroganckim i zbyt pewnym siebie człowiekiem, który nie widzi nadziei w młodych ludziach pracujących na stanowisku architekta czy dekoratora wnętrz. Jednak coś, co przemawia przez dziewczynę, najpewniej jej prostolinijność, szczerość i odwaga- nakazuje ją zatrudnić. Czy tajemnice, jakie skrywa mroczny szef pozwolą jej na poznanie nocnego życia, pełnego namiętnych doznań? Czy ucieknie szybko, przerażona ciemną stroną McKeya?
K.N. Haner to pseudonim polskiej autorki. Zadebiutowała ona powieścią "Na szczycie" w 2015 roku. Niestety jak na razie, czego żałuję, było to moje pierwsze spotkanie z jej książkami jak i moje pierwsze spotkanie z literaturą erotyczną, która nie ma doskonałego finału, choć nie jest to również czas stracony i nieodzyskany. Czytało się szybko, bez wysiłku i na pewno z otwartymi oczami. Treść nie pozwalała zwolnić, zatrzymać się i przyjrzeć fabule, napędzała, gnała i nie przyjmowała odpoczynku. Pochłonęłam ją na jednym wdechu, nie czując potrzeby rozczulania się nad tematyką.
Nie pokładałam w niej dużych nadziei, gdyż miała stać się po prostu moją przepustką do świata erotycznych doznań, tajemnic czy pożądania. Miałam się przekonać, że czasami warto sięgnąć po tego typu powieść. Wszyscy byli zachwyceni- chciałam sprawdzić czym. Jednak nie do końca przypadło mi to do gustu, zwłaszcza, że bohaterowie wydawali się przerysowani. Całość ich myśli kierowała się tylko ku zbliżeń cielesnych, praca i cała reszta życia szła w odstawkę. Naiwność głównej bohaterki porażała, arogancja Adama przygniatała. Mimo wszystko cieszę się, że równolegle został pociągnięty temat tajemnicy bohatera, warunków jakie mu nakazują zachowywać się w ten, nie inny sposób. Ta tajemnica, jaką owiany był bohater ciekawiła mnie najbardziej, sprawiała, że czytałam książkę z niecierpliwością, byleby tylko dowiedzieć się prawdy. To właśnie dlatego koniec tej części wydawał mi się najlepszy. Moment, w którym poznałam choć część myśli McKeya sprawił, że książka uratowała się przed dramatem. To właśnie wtedy dostrzegłam w niej potencjał. Sens, jaki nie dostrzegałam w całokształcie. Dzięki ostatniemu rozdziałowi wiem, że fabuła ma jakąś głębię i to dzięki niemu sięgnę po kolejne części, jeśli oczywiście się takowe pojawią. Szkoda tylko, że język, tonacja w jakim pociągnięta jest cała treść zawiodło moje oczekiwania.
Wiele blogerów porównywało książkę K.N. Haner do polskiej wersji Greya, podobno autorka nawet pisze lepiej, jednak ja nie jestem w stanie tego stwierdzić- niestety nie miałam styczności z lekturą "Pięćdziesiąt twarzy...". Kiedyś się może przekonam, póki co- pozostaje mi wierzyć na słowo.
Nie chcę, by ktokolwiek pomyślał, że nie polecam tejże lektury, bo to nie jest tak. Ja po prostu nie lubię erotyków i chyba jednak odpuszczę sobie przekonywanie się do nich. Książka na pewno w swoim gatunku spełnia się doskonale, mówią o tym motywy jakie w niej są ukazane. Przede wszystkim skupienie się na żądzy, pragnieniu. Jednak zdecydowanie nie jest to lektura dla mnie. Sceny erotyczne w powieściach mogą być w porządku, jednak tutaj nie przekonuje mnie wulgaryzm tych sytuacji intymnych.
K.N. Haner to pseudonim polskiej autorki. Zadebiutowała ona powieścią "Na szczycie" w 2015 roku. Niestety jak na razie, czego żałuję, było to moje pierwsze spotkanie z jej książkami jak i moje pierwsze spotkanie z literaturą erotyczną, która nie ma doskonałego finału, choć nie jest to również czas stracony i nieodzyskany. Czytało się szybko, bez wysiłku i na pewno z otwartymi oczami. Treść nie pozwalała zwolnić, zatrzymać się i przyjrzeć fabule, napędzała, gnała i nie przyjmowała odpoczynku. Pochłonęłam ją na jednym wdechu, nie czując potrzeby rozczulania się nad tematyką.
Nie pokładałam w niej dużych nadziei, gdyż miała stać się po prostu moją przepustką do świata erotycznych doznań, tajemnic czy pożądania. Miałam się przekonać, że czasami warto sięgnąć po tego typu powieść. Wszyscy byli zachwyceni- chciałam sprawdzić czym. Jednak nie do końca przypadło mi to do gustu, zwłaszcza, że bohaterowie wydawali się przerysowani. Całość ich myśli kierowała się tylko ku zbliżeń cielesnych, praca i cała reszta życia szła w odstawkę. Naiwność głównej bohaterki porażała, arogancja Adama przygniatała. Mimo wszystko cieszę się, że równolegle został pociągnięty temat tajemnicy bohatera, warunków jakie mu nakazują zachowywać się w ten, nie inny sposób. Ta tajemnica, jaką owiany był bohater ciekawiła mnie najbardziej, sprawiała, że czytałam książkę z niecierpliwością, byleby tylko dowiedzieć się prawdy. To właśnie dlatego koniec tej części wydawał mi się najlepszy. Moment, w którym poznałam choć część myśli McKeya sprawił, że książka uratowała się przed dramatem. To właśnie wtedy dostrzegłam w niej potencjał. Sens, jaki nie dostrzegałam w całokształcie. Dzięki ostatniemu rozdziałowi wiem, że fabuła ma jakąś głębię i to dzięki niemu sięgnę po kolejne części, jeśli oczywiście się takowe pojawią. Szkoda tylko, że język, tonacja w jakim pociągnięta jest cała treść zawiodło moje oczekiwania.
Wiele blogerów porównywało książkę K.N. Haner do polskiej wersji Greya, podobno autorka nawet pisze lepiej, jednak ja nie jestem w stanie tego stwierdzić- niestety nie miałam styczności z lekturą "Pięćdziesiąt twarzy...". Kiedyś się może przekonam, póki co- pozostaje mi wierzyć na słowo.
Nie chcę, by ktokolwiek pomyślał, że nie polecam tejże lektury, bo to nie jest tak. Ja po prostu nie lubię erotyków i chyba jednak odpuszczę sobie przekonywanie się do nich. Książka na pewno w swoim gatunku spełnia się doskonale, mówią o tym motywy jakie w niej są ukazane. Przede wszystkim skupienie się na żądzy, pragnieniu. Jednak zdecydowanie nie jest to lektura dla mnie. Sceny erotyczne w powieściach mogą być w porządku, jednak tutaj nie przekonuje mnie wulgaryzm tych sytuacji intymnych.
zksiazkadolozka.blogspot.com Mea Culpa; 2016-08-18
Sweet Ache. Krew gęstsza od wody. Seria Driven
Moje pierwsze pytanie, które pojawiło mi się w głowie, gdy zaczęłam czytać, brzmiało: czy we wszystkich książkach K. Bromberg mamy do czynienia z nimfomanami? Na początku owszem, nieco się zniesmaczyłam, gdy Quinlan okazała się kolejną kobietą, wskakującą do łóżka faceta bez zastrzeżeń, jednak po głębszych przemyśleniach stwierdziłam: niech to szlag. Gdyby było inaczej, byłabym oburzona. Czemu? Zastanówcie się. W większości książkach z gatunku romansu erotycznego spotykamy ,,cnotki", ewentualnie młode kobiety, które tylko z pozoru zdają się być ułożone i zdystansowane. Później przekonujemy się, że choć ich mózg mówi ,,nie, nie zrobię tego z nim!", ciało robi swoje i przybliża się do seksownego bohatera. Potem seks w miejscu publicznym, choć główna bohaterka nadal upiera się przy swoim ,,cnotliwym" rozumowaniu. Tutaj zaś od początku widzimy kobiety, które wiedzą, co ciało i umysł potrzebuje. Nie boją się przyznać, że pragną seksu. Robią to, na co mają ochotę. Są wolne. No może niezupełnie, bo każda z nich ma swoje czarne strony medalu, swoją inaczej zbudowaną przeszłość, niemniej jednak widać, że nie są to typowe literackie kobiety.
W tej części również pojawiają się wątki ,,kryminalne" (piszę w cudzysłowie, bo nie jestem pewna, czy tak mogłabym to uwzględnić) i muszę przyznać, że gdy sprawy obracają przeciwny kierunek, moje serce zatrzymywało się na dłuższą chwilę, a adrenalina krążyła w moich żyłach. Ponadto zakład, który jest główną problematyką książki, a właściwie jej podstawą, także trzymał czytelnika w napięciu. My wiemy, że kłamstwo i tak zostanie odkryte - nie tylko w świecie literackim, ale i w realnym życiu - więc z niecierpliwością, a zarazem niechęcią czekamy na chwilę, gdy wszystko zostanie wyjaśnione. Nie wiem jak Wy, ale takie napięcie było dla mnie z początku negatywne, jednak całokształt, kiedy wszystkie emocje opadły, jestem w pełni usatysfakcjonowana.
Główni bohaterzy są dobrze wykreowani. Nie tylko w tej części, ale i w poprzednich. Jednak największym uznaniem jest cała charakterystyka Hawkina. Jego przeszłość, teraźniejszość i nieznana przyszłość mocno na mnie wpłynęły. Choć to facet z krwi i kości, i ma silny charakter oraz osobowość, to wewnątrz tak naprawdę jest nadal małym chłopcem, który widział zbyt wiele, jak na tak młodego człowieka. Serce mi się krajało, gdy czytałam jego rozterki emocjonalne. Sama nie wiem, jak poradziłabym sobie w jego sytuacji. To tylko bardziej spotęgowało moje odczucia, odnośnie charakterystyki.
Reasumując, tak samo jak inne książki K. Bromberg, oceniam bardzo dobrze. Co prawda, nie jest to lektura dla wszystkich, bowiem język oraz sceny erotyczne są dość mocne, jednakże summa summarum należę do grona czytelniczek, którym to jak najbardziej odpowiada. To lekka lektura o mocnym brzmieniu, z dodatkiem napięcia, smutku lub nawet łez. Polecam również tę część!
stanzaczytany.blogspot.com Aleksji; 2016-08-17