Recenzje
Bez nadziei. Chestnut Springs #5
„Bez nadziei” od Elsie Silver czyta się zupełnie inaczej niż typowy romans. Jest w tej historii dużo ciężaru, który czuje się już od pierwszych stron, bo losy Bailey potrafią mocno uderzyć. To jedna z tych bohaterek, o których trudno zapomnieć, właśnie dlatego, że ciągnie za sobą bagaż, na który nigdy nie zasłużyła. Najtrudniejsze w tej książce jest czytanie, jak dziewczyna płaci cenę za coś, z czym nie ma nic wspólnego. W małym miasteczku ludzie często budują sobie obraz człowieka tylko na podstawie tego, z jakiego domu pochodzi. I w tej historii widać to jak na dłoni. Bailey przez lata funkcjonowała w cieniu reputacji swojej rodziny, jakby była odpowiedzialna za czyjeś błędy, a nie za własne życie. To niesprawiedliwość, która niby jest fikcją literacką, ale brzmi zaskakująco prawdziwie i naprawdę boli. Podziwiam ją za to, że mimo nieprzyjaznego otoczenia i wręcz chamskich tekstów ludzi, nie rzuciła wszystkiego w diabły. Starała się żyć jak najciszej, nie prowokować, stać w cieniu, nie dawać ludziom pretekstu do jakichkolwiek plotek. Jednocześnie harowała ponad siły, żeby wyrwać dla siebie choć trochę normalności i stworzyć jakąś przyszłość. To robi wrażenie, bo Silver nie maluje jej jako bohaterki bez skazy. Bailey jest zwyczajna, zmęczona, czasem zdesperowana, ale idzie dalej. I to właśnie sprawia, że tak łatwo jej kibicować. Beau to postać, która potrafi jednocześnie wkurzyć i wzbudzić sympatię. Widać, że zależy mu na Bailey, ale jego impulsywne decyzje i brak odwagi, żeby powiedzieć wszystko wprost, mocno ją ranią. Jak na kogoś kto służył w wojsku bywa zaskakująco lekkomyślny, co tylko podkreśla, jak wiele ona musiała unieść, zanim w ogóle dopuściła go do siebie. Jednocześnie widać, że próbuje się zmienić, naprawić swoje błędy i naprawdę stanąć po jej stronie. Dzięki temu wypada ludzko, a ich relacja ma szansę rosnąć na czymś więcej niż chwilowej fascynacji. W tle cały czas przewija się temat traumy i radzenia sobie z tym, jak inni próbują pisać za ciebie twoją historię. Bailey walczy z plotkami, z cudzymi opiniami, z tym ciągłym poczuciem bycia obserwowaną i ocenianą. To nie jest walka spektakularna, ale codzienna, mozolna i często niewdzięczna. Silver pokazuje to bardzo wyraźnie i przez to ta postać nabiera głębi. Beau natomiast walczy sam ze sobą. Walczy nie tylko z tym, przez co przeszedł na misji, ale także z nadopiekuńczą rodziną. „Bez nadziei” to książka, która nie daje łatwych emocji, do tego daje sporo do myślenia. O tym, jak łatwo skrzywdzić kogoś etykietą. O tym, że siła nie zawsze oznacza krzyk i bunt. I o tym, że nawet kiedy ktoś wyjdzie z życia zraniony, może znaleźć przestrzeń na nowy początek. Bailey jest tego najlepszym przykładem, a cała historia mimo całego bólu, który przynosi zostaje z czytelnikiem na długo.
Ptaki, które śpiewają nocą
Dziś przychodzę do was z recenzją książki, którą pokochałam całym sercem. Z twórczością Marty znam się już bardzo dobrze — każda jej książka trafiła wprost do mojego serca, więc z „Ptaki, które śpiewają nocą” nie mogło być inaczej. Przez całą historię dosłownie płynęłam. W wielu momentach czułam się, jakbym stała tuż obok bohaterów i przeżywała z nimi każdy dzień. W relacji Savannah i Austina pojawiało się sporo trudnych chwil, zwłaszcza na samym początku, ale kiedy zaczęli się lepiej poznawać, wszystko rozwijało się między nimi naturalnie, z dnia na dzień. Nic nie było wymuszone, nic nie działo się „na siłę”, a ich więź rosła w takim tempie, jakie było dla nich najbardziej prawdziwe. Muszę też przyznać, że sam pomysł na fabułę był absolutnie genialny. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z podobną historią, a jej oryginalność w połączeniu z emocjami, jakie we mnie wywołała, sprawiła, że ciężko było mi przerwać czytanie choćby na chwilę. Podsumowując — „Ptaki, które śpiewają nocą” to książka, która zostaje z czytelnikiem na dłużej. Jest poruszająca, pięknie napisana i pełna emocji, które wciągają od pierwszych stron. Jeśli szukacie historii prawdziwej, ciepłej i takiej, która naprawdę potrafi dotknąć serca, to zdecydowanie warto po nią sięgnąć.
Puck Off
Byliście kiedyś na meczu hokejowym?😊 Ja tylko na takich w książkach.🤣 Ludka Skrzydlewska też mnie na kilka zabrała, tym razem w trzecim tomie serii "Puck me up", czyli "Puck off"!😊 Jest to historia kolejnego, tym razem nowego, członka Nafciarzy, który ma lekko pod górkę ze względu na istnienie swojego brata (którego poznaliśmy wcześniej). Ale nie wszystko w Edmonton jest złe... Rosie Gallagher dosłownie rozświetla każdy jego dzień, począwszy od pamiętnego lotu, kiedy jeszcze się nie znali, aż po wspólną pracę nad wizerunkiem hokeistów. Problem w tym, że Rosie zamierza pozostawić ich relację na czysto profesjonalnym polu. Tylko czy Matt Carlsson na to pozwoli?😄 "- Czyżbyś był o mnie zazdrosny, wielkoludzie? - To nie było dla ciebie do tej pory oczywiste?" Podobnie jak dwa poprzednie tomy, i tak historia mi się bardzo spodobała, ale tu chyba zero zdziwienia.😁 Było fajnie zabawnie, seksownie i uroczo, oczywiście do pewnego momentu. Bo choć Rosie i Matt to w sumie jeszcze dzieciaki, a zwłaszcza on - nieco młodszy od bohaterki, życie (czyli Ludka😆) wrzuciło ich w bardzo trudną sytuację. (Wspomnę tu, żebyście czytali trigger warningi, czego ja oczywiście nie zrobiłam i żałuję 😐) To, z czym musieli się mierzyć, było szalenie bolesne i choć to moja wina, nie spodziewałam się tego w tej początkowo lekkiej historii. Muszę jednak przyznać, że był to dobry kontrast, a całość została opisana z dużą wrażliwością. Emocje bohaterów były tak bardzo prawdziwe, a wszystkie wątpliwości tak realistyczne, że byłam lekko w szoku. 😉 Trochę ciężko mi o tym pisać, nie chcę też spojlerować, więc powiem tylko, że Ludka napisała to tak, że czułam się, jakbym przeżyła to wszystko razem z bohaterami. I w tym wszystkim Matt, który okazał się tak dobry. Tak bardzo empatyczny i współczujący, ale też silny i odpowiedzialny. Z początkowego wrażenia lekkoducha nie zostało na końcu zbyt wiele, bo okazał się tak po prostu porządnym facetem. A może nie "tak po prostu", może raczej ponad normę. 😊 W dodatku adoptował pieska, czy da się być większym ideałem?☺️ "Matt całuje tak, jakby chciał, żebym myślała o nim przez kolejne dziesięciolecie. Kiedy odpowiadam na jego pieszczotę i zarzucam mu dłonie na kark, myślę sobie, że to całkiem prawdopodobne." Bardzo podobało mi się też zakończenie, a także poboczni bohaterowie, zarówno ci już mi znani, jak i nowi. Krótko mówiąc - choć nie spodziewałam się kierunku, w który podąży fabuła, ostatecznie wszystko tu się bardzo dobrze zgrało. Mimo tzw. emotional damage, który mi Ludka zaserwowała, książka bardzo mi się podobała. 😊 Polecam i czekam na kolejne!8/10💙
Puck Off
„Puck Off” to trzecia część cyklu Puck Me Up absolutnie nie zawodzi autorstwa Ludka Skrzydlewska. Rosie Gallagher, specjalistka od PR-u w świecie hokeja, wpada na Matta Carlssona jeszcze zanim dowiaduje się, kim jest - przystojny nieznajomy szybko okazuje się być nowym zawodnikiem, którego wizerunek… właśnie ona ma ratować. On jest pewny siebie, impulsywny i zdecydowanie za bardzo przyciąga kłopoty. Ona - profesjonalna, opanowana i zdeterminowana, by trzymać się z dala od dramatów. Problem? Od pierwszej wymiany zdań aż między nimi iskrzy. 🔥 A przymusowa współpraca sprawia, że napięcie rośnie, granice się zacierają, a uczucia wchodzą na lód, choć żadne z nich nie ma na to planu. „Puck Off” to świeża, energiczna i pełna humoru odsłona romansu enemies-to-lovers. Skrzydlewska świetnie balansuje między zabawnymi przepychankami Rosie i Matta, a emocjami, które stopniowo odsłaniają ich wrażliwszą stronę. Relacja rozwija się naturalnie, a hokejowe tło dodaje historii dynamiki i charakteru. Perspektywa Matta to strzał w dziesiątkę dzięki niej dostajemy nie tylko chemię, ale też bardziej emocjonalny wymiar całej historii. Idealna książka na lekki, romantyczny reset. Czyta się sama! 💙🏒
Uwięziona. Bez kontroli
III tom "Uwięzionej" to kontynuacja losów Luizy i Dragona, jeśli czytaliście wczesniejsze tomy, dobrze znacie treść. Nie będę więc pisać o czym ta książka jest, bo nie chcę psuć wam zabawy z czytania. Wiem jedno - ta książka jest rewelacyjna. Autorka @SylwiaKruk stworzyła opis niezwykłej relacji prześladowcy i jego ofiary. Luiza cały czas walczy o powrót do domu, a Dragon mami ją obietnicami powrotu. Daje jej namiastkę wolności, tylko po to, żeby za chwilę ukarać ją w tylko sobie znany sposób. To sinusoida uczuć, a relacje są niczym huśtawka. A zakończenie- no cóż- czapki z głów. Nie tego się spodziewałam.