Recenzje
Echo potępienia
Ta książka okazała się dla mnie zaskakująco intensywną i emocjonalną historią. Od pierwszych rozdziałów miałam wrażenie, że autorka wrzuca czytelnika w naprawdę mroczny, gęsty klimat, w którym bohaterowie zmagają się nie tylko z nadprzyrodzonymi zagrożeniami, ale też z własnymi słabościami. Momentami było to wręcz przytłaczające, ale w pozytywnym sensie, bo nie dało się oderwać. Podobało mi się, że relacje między postaciami nie są cukierkowe. Jest sporo napięcia, tajemnic i trudnych wyborów, co sprawia, że wszystko wydaje się bardziej „prawdziwe”. Styl jest prosty, ale emocjonalny, dzięki czemu książkę czyta się szybko, mimo że atmosfera jest ciemniejsza niż w typowym romansie fantasy. Bardzo zaskoczyła mnie ta lektura i mam nadzieję, że niedługo uda mi się przeczytać inne książki autorki.
Piekielne miejsce
„Piekielne miejsce” Anny Wolf to emocjonalna opowieść, która od pierwszych stron wciąga czytelnika w mroczniejszy, bardziej dramatyczny świat niż ten, do którego autorka zwykle przyzwyczaja swoich odbiorców. Historia skupia się na bohaterce próbującej uciec przed traumatyczną przeszłością i zacząć wszystko od nowa, jednak los szybko przypomina jej, że pewnych demonów nie da się tak łatwo zostawić za sobą. Relacje między postaciami są intensywne i pełne napięcia, a uczucia takie jak tęsknota, strach czy niepewność tworzą gęstą atmosferę, która sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Książka łączy w sobie elementy romansu, dramatu i delikatnej nuty thrillera, dzięki czemu historia nabiera głębi i nie staje się przewidywalną, lekką opowiastką. Autorka buduje napięcie w sposób naturalny, a tempo fabuły sprawia, że kolejne rozdziały „same się czytają”. Jednocześnie warto zaznaczyć, że to nie jest historia dla osób poszukujących lekkości czy humoru. Emocjonalny ciężar, problemy z przeszłości oraz trudne wybory bohaterów tworzą opowieść bardziej dojrzałą i wymagającą. „Piekielne miejsce” to książka, która potrafi poruszyć i zmusić do refleksji nad tym, jak bardzo przeszłość wpływa na nasze życie. To także pewnego rodzaju opowieść o walce z samym sobą, o próbie odnalezienia spokoju i o tym, jak skomplikowane potrafią być ludzkie uczucia. Jeśli ktoś lubi romanse z mocniejszym akcentem, pełne napięcia i emocji, ta powieść będzie bardzo dobrym wyborem.
Ptaki, które śpiewają nocą
Nie wiem, od czego zacząć tę recenzję, więc napiszę coś, co zawsze przychodzi mi na myśl, gdy widzę książki od Marty Łabęckiej: nikt nie pisze tak pięknie o miłości jak ona. Uwielbiam, jak Marta opowiada swoje historie, bo robi to w sposób subtelny, ale jednocześnie bardzo poruszający. Tworzy ona obrazy, które zostają w pamięci na naprawdę długi czas. W przeciwieństwie do pozostałych książek autorki, ta pozycja jest naprawdę spokojna (wiem, mi też ciężko było w to uwierzyć) i przyjemna, a ja czułam się, jakbym sama wybrała się właśnie w podróż życia. Główni bohaterowie przemierzają wspólnie Stany Zjednoczone w różowym kamperze, a co zabawniejsze, nie znali się oni wcześniej. To właśnie przypadek splótł ich losy i wrzucił w wir wspólnej podróży, która z każdym kolejnym dniem przypomina nie tylko wyprawę przez Amerykę, lecz także w głąb własnych emocji. Savannah to bohaterka, którą wręcz pokochałam. To dziewczyna, która latami odkładała własne potrzeby na bok i dopiero teraz zaczyna odkrywać, czego naprawdę pragnie. Z każdym przystankiem dojrzewa, nabiera odwagi i wreszcie pozwala przemówić swoim pragnieniom. Dzięki temu staje się jedną z tych bohaterek, które zapadają w pamięć nie dlatego, że są idealne, ale dlatego, że są prawdziwe. I kibicuję jej z całego serca, zwłaszcza po tak emocjonalnej końcówce. Jestem ogromnie ciekawa, jak potoczy się jej życie. Główny bohater to ktoś, kto na początku sprawia wrażenie człowieka wiecznie uciekającego. Dzięki niemu książka pełna jest humoru, a przekomarzanki Austina i Sav naprawdę mnie bawiły. I muszę przyznać, że były momenty, w których mnie on irytował, ale mam wrażenie, że on miał być dokładnie taką postacią i wyszło to idealnie. Jestem zachwycona tą historią. Chociaż była to lekka opowieść, to czułam ją całą sobą. Kocham wszystkie przemyślenia, które Marta sprawnie wplotła w tekst, bo sama w nich na moment utonęłam. Ta historia pokazuje ile niezwykłych rzeczy może wydarzyć się wtedy, gdy pozwolimy światu nas zaskoczyć. Nie mogę doczekać się dalszej podróży🪽
Ptaki, które śpiewają nocą
5/5⭐ „Ptaki, które śpiewają nocą” to szósta książka Marty, którą miałam przyjemność poznać. Do każdej z nich miałam raczej obojętny stosunek, więc tym bardziej nie spodziewałam się, że Ptaki pokocham całym sercem, praktycznie już od pierwszej strony. Ta powieść zostanie ze mną na długo. Zakochałam się w jej bohaterach, klimacie oraz muszę przyznać, że podczas tej przygody wiele się nauczyłam. Ta historia to przypomnienie, że życie dzieje się tu i teraz, a ciągły pośpiech sprawia, że nie zauważamy tego, co najważniejsze - chwili obecnej. Powieść od samego początku wyróżnia się świetnym poczuciem humoru. Na żadnej książce, którą czytałam do tej pory, nie uśmiechałam się tak często, jak podczas czytania Ptaków. Niejednokrotnie przyłapywałam się na tym, że policzki bolą mnie od ciągłego uśmiechu, jednak nie umiałam przestać. Ta książka uleczyła tę część mnie, która ostatnio ciągle bywała smutna i zestresowana. To, co naprawdę kocham w literaturze, to wszelkiego rodzaju podróże. Bohaterowie Ptaków wyruszają na taką, po różnych Stanach USA. Każdy przystanek na trasie to kolejny element historii, który uczy ich czegoś nowego o świecie i o sobie samych, a fakt, że przed rozpoczęciem przygody się nie znali sprawia, że śledzenie rozwoju ich relacji jest bardzo ciekawe. Warto również zaznaczyć, że Savannah i Austen to całkowite przeciwieństwa. Ona całe życie miała jakiś plan, jest ułożona oraz nie lubi spontanu. Z kolei on… żyje z dnia na dzień, chwyta każdy moment i nie przejmuje się niczym, co ma wydarzyć się dopiero za jaki czas. Ich duet całkowicie mnie urzekł, a motyw, który wysuwał się na prowadzenie to mój ulubiony „slow burn”. Fabuła Ptaków jest wprawdzie dosyć spokojna, jednak nie ma mniej miejsca na nudę. Tutaj każda scena opisana jest z tak ogromną wrażliwością oraz prawdą, jeśli wiecie co mam na myśli, że całość czytało się bardzo płynnie. Poznając tę książkę czułam, jakbym osobiście towarzyszyła bohaterom. Ich przygody przeżywałam razem z nimi, czując wszystkie ich emocje. Gdy tylko zamykałam książkę, pragnęłam do niej wrócić, ponieważ, pochłaniając moje myśli, szybko stała się trwałym elementem mojej rzeczywistości. Było to naprawdę niesamowite oraz niepowtarzalne doznanie.
Vicious Allure
"Vicious Allure” Agnieszki Samich to debiutc, ale już na wstępie widziałam, że historia nie potoczy się po znanych schematach, tylko zajrzy w kompletnie inne zakamarki. Już na pierwszych stronach poczułam intensywność tej książki, ciężką, mroczną atmosferę i ogromną ilość emocji. Cindy Fox jest dla mnie jedną z najbardziej ludzko napisanych bohaterek w mafijnych książkach. Jej codzienność, czyli życie w Las Vegas, ciężka sytuacja w domu, praca, która bardziej jej zagraża niż pozwala zarobić - to wszystko było niepokojące, ale zarazem intrygujące. Autorka dostaje ogromnego plusa za to, że nie zrobiła z Cindy postaci, która znikąd wpada w złe życie. Ona już wcześniej żyła na granicy zła, zanim to wszystko się zaczęło. Była wytrwała i mimo problemów zawsze potrafiła znaleźć odrobinę nadziei i to mi zaimponowało. Pewnego dnia w pracy Cindy zostaje wezwana do obsługi wyjątkowego stolika. Już wtedy autorka zaczęła wprowadzać delikatne napięcie, które rosło z każdym wprowadzonym zdaniem, a ja czułam się niezwykle wciągnięta w książkę. Wtedy wiedziałam, że coś się wydarzy i to czekanie na zadany cios podbudowywało moją ciekawość. Pojawienie się Dragona nie było romantycznym momentem, on sam nie jest romantyczny. To surowy, chłodny człowiek, który wywoływał na moim ciele dreszcze. Autorka ani przez chwilę nie próbowała zrobić z niego miłego czy uroczego bohatera, on miał być mroczny i niepokojący. Porwanie Cindy było najciekawszym i zdecydowanie niespodziewanym wydarzeniem w całej książce. Na dodatek, samej dziewczynie nie podobało się te porwanie, nie romantyzowała tego. Kibicowałam jej od samego początku, aż do samego końca i cały czas trzymałam kciuki, żeby nigdy się nie poddawała. Cindy nie czekała na wybawienie, czasami działała impulsywnie, by zaraz potem przemyśleć dalszy plan ucieczki. Dodatkowo syndrom sztokholmski nie został potraktowany po macoszemu, autorka opisała go szczegółowo, pozwalając poznać zakamarki psychiki Cindy. Dragon wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Jest stanowczy, brutalny i zamknięty na wszystkich, nie znalazłam w nim nic delikatnego, co sugerowałoby, że można byłoby się poczuć przy nim bezpiecznie. Był trudny do rozgryzienia. Często nie wiedziałam, jakie ma cele i co tak naprawdę kryje się w jego głowie, ale przez to byłam jeszcze bardziej zainteresowana. Styl Agnieszki bardzo przypadł mi do gustu. Jest dynamiczny, a jednocześnie pisze w sposób, który zwraca uwagę na szczegóły. Omija długie opisy i płynnie prowadzi akcje. Jedyną rzeczą, do której się przyczepię, jest to, że pewne fragmenty działy się czasami za szybko. Wydaje mi się, że gdyby autorka dała bohaterce odrobinę więcej przestrzeni i minimalnie rozwinęłaby niektóre wątki, to historia byłaby idealna. 4/5