Recenzje
Echo potępienia
Czy są jakieś książki z początku Twojej przygody czytelniczej, które wspominasz z uśmiechem na twarzy? „Echo Potępienia” K.E. December🪽 „Bo wolna wola to dar, ale też wielka odpowiedzialność. Człowiek decyduje, jak ją wykorzysta i czy będzie dążyć do doskonałości, czy do destrukcji”. Z ogromną radością sięgałam po tę powieść, zwłaszcza po przeczytaniu opisu, który przypomniał mi te czasy gdy sięgałam po jakąkolwiek książkę z gatunku paranormal romance. Jeśli lubisz Zmierzch i serię Szeptem - „Echo Potępienia” na pewno będzie dla Ciebie! Znajdziesz tu: 🪶Upadłe Anioły i Demony 🪶Romantyczny trójkąt 🪶Romans paranormalny 🪶Rodzinne tajemnice Autorka świetnie zbalansowała klimat w tej książce. Z jednej strony uroczy wątek romantyczny, który jest jak miód na serce, zaś z drugiej strony mroczne tajemnice, koszmary, głosy w głowie i obietnica wiecznego potępienia. Rzadko teraz sięgam po historie motywem romantycznego trójkąta, ale tutaj był on świetnie poprowadzony. Dwóch aniołów - dwa totalne przeciwieństwa. Którego wybrać? Przyznam szczerze, że czasami łapałam się na tym, że wyobrażałam sobie bohaterów jako nastolatków a nie dorosłych. Czytało się to naprawdę przyjemnie i płynnie. Poczułam ogromną nostalgię do samego czytania, bo od takich książek właśnie zaczynałam ☺️ K.E. December zostawiła mnie z wielkim głodem następnego tomu i wiem, że sięgnę po niego, gdy tylko się pojawi! Moja ocena: 4/5 ⭐️ Książka zawiera przekleństwa.
Gdy emocje ranią ciało. O psychosomatycznych źródłach chorób
Temat psychosomatycznych źródeł chorób od dawna mnie interesuje, dlatego po tę książkę sięgnęłam z dużą ciekawością. I nie zawiodłam się - pochłonęłam ją dosłownie w jeden dzień! Choć z pełnym przekonaniem polecam czytać ją powoli, rozdział po rozdziale, aby w pełni wykorzystać jej potencjał. Autorka w piękny i niezwykle przystępny sposób wprowadza nas w świat emocji, pokazując najpierw, jak ważne jest zrozumienie siebie i swojego ciała, a dopiero później wyjaśniając, jak jedno wpływa na drugie. Nie ma tu zbędnego moralizowania czy przytłaczających teorii - zamiast tego dostajemy konkrety podane w subtelnej, wrażliwej formie. To sprawia, że lektura jest przyjemnością, a nie kolejnym „surowym” poradnikiem. Ogromnym atutem są ćwiczenia - zarówno fizyczne, jak i psychiczne - które autorka proponuje nam na różnych etapach książki. Dzięki nim można nie tylko przyswoić wiedzę, ale też doświadczyć na własnej skórze, jak zmiana myślenia i uważność wobec emocji wpływa na ciało. To wspaniała okazja do zatrzymania się, głębszego oddechu i prawdziwego kontaktu ze sobą. ,,Gdy emocje ranią ciało" to lektura, która daje wsparcie, wiedzę i poczucie, że nasze zdrowie naprawdę zależy od tego, jak traktujemy swoje emocje. Bardzo polecam każdemu - niezależnie od tego, czy zmagacie się z dolegliwościami, czy po prostu chcecie lepiej poznać siebie. Czytajcie ją powoli, uważnie, a na pewno przyniesie wam wiele korzyści.
Bez nadziei. Chestnut Springs #5
„Bez nadziei” to książka, która dosłownie wstrząsnęła mną emocjonalnie. Od pierwszych stron czuć, że to historia, w której ból miesza się z czułością, a miłość staje się czymś więcej niż tylko uczuciem - jest ratunkiem, oddechem po długim czasie duszenia się w samotności. Ta część serii Chestnut Springs poruszyła mnie najmocniej ze wszystkich. Jest w niej coś wyjątkowo prawdziwego - surowość emocji, cisza między słowami, sposób, w jaki autorka pokazuje, że nawet najbardziej zranione serce może jeszcze raz zaufać. Podczas lektury nie raz miałam w oczach łzy, ale też czułam spokój i ciepło, jakiego dawno nie dała mi żadna książka. Beau i Bailey to duet, który zostaje w głowie na długo. Ich relacja rozwija się powoli, dojrzale, z każdą stroną budując napięcie i wzruszenie. W tej historii nie ma przerysowań - są za to szczere emocje, delikatność i nadzieja, która mimo tytułu nie znika ani na chwilę. To książka o odradzaniu się - z bólu, z rozpaczy, z przeszłości. O tym, że czasem trzeba się całkowicie rozpaść, żeby móc poskładać siebie na nowo. Po przeczytaniu „Bez nadziei” zostało we mnie uczucie spokoju, wdzięczności i tego słodko-gorzkiego przekonania, że nawet z największej ciemności można wyjść - jeśli tylko ktoś poda ci dłoń 🧡
Bez nadziei. Chestnut Springs #5
🐴Serce mi pęka na myśl, że to już koniec mojej przygody z serią Chestnut Springs. Oddałam jej kawałek mojego serca i pokochałam wszystkie tomy, więc przeczytanie epilogu „Bez nadziei” z jednej strony dało mi dużo radości, a z drugiej sprawiło, że po moich policzkach popłynęły łzy. Niesamowicie zżyłam się z tymi bohaterami, miasteczkiem i będzie mi ich brakować. Na szczęście zawsze mogę zrobić reread. 💦Nie spodziewałam się tego, ale okazało się, że historia Beau i Bailey trafi do mojej topki. Plasuje się na mojej liście tuż za „Bez rozwagi”. Totalnie przepadłam dla relacji tej dwójki! Jest gorąca i pełna humoru. Wydawała mi się niesamowicie prawdziwa, a iskry podczas czytania aż przypalały kartki. Ależ tam była chemia! Uśmiech nie schodził mi z twarzy i nie byłam w stanie odłożyć tej książki, dopóki jej nie skończyłam. Sama relacja rozwija się dość powoli, z jednej strony bohaterów mocno do siebie ciągnie, a z drugiej na ważniejsze wydarzenia musimy sporo poczekać. Ale zdecydowanie warto! 🛁Postacie to jeden z najlepszych elementów tego tomu. Bailey jest cudowna, choć specyficzna. Czasami jej teksty sprawiały, że z zażenowania aż mnie skręcało, ale chyba właśnie za to ją tak uwielbiam. Potrafiła nawet najsmutniejszą scenę okrasić uśmiechem. Była chodzącym słoneczkiem, choć wszyscy traktowali ją okropnie. Serce bolało mnie za każdym razem, gdy musiała znosić docinki i lekceważenie ze strony innych mieszkańców miasteczka. Ta niesprawiedliwość doprowadzała mnie do szału i sprawiała, że miałam ochotę wejść do tej książki i potrząsnąć tymi ludźmi. 🍻Beau natomiast w tym tomie przechodzi swój mroczny okres. Często wydaje się mrukiem, jednak ma w sobie też coś z kawalarza. Przypomina mi trochę z charakteru Winter i uważam, że te dwie postacie mają ze sobą wiele wspólnego. Choć dużo bardziej wolę Beau, gdy tryska radością i jest tym bohaterem, którego poznajemy w pierwszej części serii. W ogóle Bailey i Beau niesamowicie do siebie pasują i wzajemnie się uzupełniają, to jedna z lepszych par jakie Elsie stworzyła. 🐴Oczywiście pojawiają się tutaj sceny, przez które można dostać skrętu kiszek z żenady, ale mi one zupełnie nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie - ja je uwielbiam! Rozbolały mnie policzki od ciągłego uśmiechania się, a ten tom to był po prostu miód na moje serce. 💦Ciekawy pomysł na fabułę, moje ulubione motywy, postacie, których nie sposób nie pokochać, humor przeplatany z poważnymi wątkami… Dla mnie tutaj zagrało wszystko. Jestem zachwycona i nie potrafię wskazać ani jednej rzeczy, która by mi się nie podobała. 🛁Cudownie było wrócić kolejny raz do znanych już nam bohaterów i zobaczyć, jak wszyscy są szczęśliwi i jak układają sobie życie. Chyba w tym tomie jest najmniej wspólnych scen z pozostałymi członkami rodziny, a autorka bardziej skupiła się na relacji głównej pary, ale i tak kilka rodzinnych smaczków tutaj znajdziemy. 🍻To zabawna, pełna ciepła i miłości historia, okraszona sporą ilością ognia. Nie brakuje w niej także trudnych tematów, które autorka potrafi przedstawić w przystępny sposób. Ja jestem kupiona! Czasami jest krindżowo, ale właśnie to dodaje tej serii uroku i sprawia, że na długo zostaje w pamięci. Moja przygoda z Chestnut Springs była po prostu niezapomniana. Te książki otuliły mnie jak najlepszy kocyk i sprawiły, że nawet najgorszy dzień stawał się znośny. Za to jestem im bardzo wdzięczna.
Bez nadziei. Chestnut Springs #5
„Każde słowo kawałek po kawałku rozrywa moje serce, którego przysięgłam sobie mu nie oddawać.” Baeu i Bailey pochodzą z jednego miasteczka, ale z dwóch różnych rodzin. Jego nazwisko sprawia, że każdy ich uwielbia nie ważne, co by nie zrobili. Ją nienawidzą i traktują jak wyrzutka. Baeu to były żołnierz, bohater, który przeszedł piekło, a jego bagaż doświadczeń sprawia, że nie potrafi się odnaleźć. Teraz toczy już walkę z samym sobą i w swojej głowie, co nie jest łatwe. Nie odczuwa emocji i przed wszystkimi udaje, że jest dobrze, mimo że wcale tak nie jest. Za to Bailey mimo wykluczenia i odrzucenia, stara się zacząć od nowa i z determinacją dąży, by spełnić swoje marzenia oraz to by inni dostrzegli, jaka jest naprawdę, a nie patrzyli na nią przez pryzmat rodziny. Oboje zawarli układ, w którym nawzajem sobie pomogą. No i pomogli, tylko nie przewidzieli, że stają się lekarstwem dla siebie i coś, co miało być tylko udawane, ale z każdym kolejnym dniem sprawiało, że rodziło się między nimi coś prawdziwego i nieoczekiwanego. „Miłość mówi mi, że zachowuje się jak palant, gdy inni boją się odezwać. Miłość zabiera mnie na zakupy, abym wybrał buty, które nie będą mnie ocierać. Miłość budzi mnie od tygodni noc w noc i wyciąga do kąpieli w rzecz, abym nie musiał przeżywać koszmarów.” „Bez nadzieli” dosłownie pochłonęło mnie, nie byłam w stanie się oderwać od czytania. A każda strona przynosiła intensywne doświadczenia i emocje, nad którymi ciężko było panować. Byłam zła, smutna a w niektórych momentach wręcz wkurzona na to, jak traktowali Bailey. Było mi jej żal i nie raz miałam ochotę ją przytulić i pocieszyć. Podziwiałam jej siłę i determinację, od razu ją polubiłam. Zresztą Baeu też kradnie sympatię i to od samego początku. Ich relacja jest pełna napięcia, niedopowiedzeń i emocji, które rosną z każdą chwilą coraz bardziej. Oczywiście humoru też w niej nie zabraknie, więc przy niektórych rozmowach po prostu wybuchałam śmiechem. Gorące sceny sprawiały, że wyobraźnia szalała. Jestem bezgranicznie zakochana w tej serii i historiach bohaterów. Autorka nie unika ciężkich tematów, a w tej mierzymy się z samotnością, traumą, stresem, uprzedzeniami społecznymi. Ta historia pokazuje, że nadzieja zawsze jest w nas, tylko niekiedy trzeba ją wykopać z samego dna naszej duszy oraz że każde zranione i samotne serce w końcu odnajdzie swoje szczęście i spokój. Polecam.