Śląsk to region pełen tajemnic i historii - z biegiem lat niektóre z nich powoli znikają w zapomnieniu. Kamil Iwanicki, silesianista i autor książki "Śląsk, którego nie ma", postanowił ocalić te niezwykłe opowieści, odkrywając miejsca i wydarzenia, które ukształtowały tożsamość regionu. Z okazji premiery jego najnowszej książki i ebooka w księgarni Ebookpoint.pl, zapraszamy do rozmowy z autorem - postanowiliśmy zadać Kamilowi kilka pytań, a On opowiedział nam o kulisach powstawania książki, swoich inspiracjach i pasji do odkrywania przeszłości. To jedna z wiosennych nowości, której nie można przegapić – tutaj kryje się także odpowiedź na pytanie, dlaczego warto zwiedzać Śląsk oraz dlaczego warto dbać o to, by niektóre ślady historii pozostawały w naszej pamięci na długo. 

 

„Śląsk, którego nie ma”, czyli jaki Śląsk? Co opisałeś w swojej książce i kogo, oprócz Ślązaków zainteresowanych historią własnego regionu, może ona zainteresować?

Kamil Iwanicki: To moja próba zrozumienia zmian, które zaszły na Górnym Śląsku. To poszukiwanie śladów dawnych mieszkańców tego regionu, Niemców, Żydów, Ślązaków, Polaków. Ciekawiło mnie, jak szybko znikają miejsca, z którymi przez lata wiązaliśmy wspomnienia i które traktowaliśmy jako stały element krajobrazu. To książka skierowana dla każdego, kto interesuje się Śląskiem – alternatywny przewodnik pozwalający odkrywać te światy, których fragmenty uważny obserwator może jeszcze znaleźć.

 

Które miejsca na Śląsku są szczególnie przejmującym świadectwem przemijania?

KI: Najbardziej monumentalne i zapierające dech w piersiach są dawne obiekty przemysłowe, jak Elektrociepłownia Szombierki – śląska katedra przemysłu, opuszczone kopalnie, huty i cementownie. Wchodząc do tych zakładów, widzimy, że czas się w nich zatrzymał, a z drugiej strony przyroda wchodzi do dawnych hal i je zarasta. Chodząc po nich, próbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądały, gdy pracowały w nich setki osób, i zastanawiałem się, jak możemy korzystać z tych miejsc dziś, jak oddać je kulturze, lokalnej społeczności i turystyce. Ciekawymi punktami na śląskiej mapie są też dawne pałace, które stoją w wielu śląskich miejscowościach – od dekad opuszczone, niszczejące i zaniedbane, niepewne swojego losu. Może uda się je zachować, jako wieczną ruinę.

 

Czym była Śląska Atlantyda? Czy możesz przybliżyć jej historię?

KI: To określenie, którego Muzeum Miejskie w Zabrzu użyło, by nazwać Kolonie B, jedno z czterech osiedli robotniczych, które powstały wokół kopalni Królowa Luiza. Większość z dawnych domów górników zniknęła, by zrobić miejsce pod nowe inwestycje, ale skala Kolonii B była największa. Sto lat temu mieszkało tam blisko dwadzieścia tysięcy osób, dziś pozostały pojedyncze domy – to efekt wpływu, jaki miały szkody górnicze na osiedle od początku jego istnienia; przez dekady pęknięcia pojawiały się na szkołach, kościele, familokach i kamienicach. Dziś, spacerując ulicą Lompy w Zabrzu, czujemy dziwną pustkę. Gdy porównamy to miejsce z archiwalnymi zdjęciami i pocztówkami, zauważymy, jak bardzo zmieniło się tu otoczenie i tylko pojedyncze elementy – mury, bieg ulicy, kamienice – zdradzają, że to jest ta sama okolica.

 

Czy Bytom naprawdę jest przeklęty? Skąd się wzięła legenda o fatum wiszącym nad tym miastem? Czy rzeczywiście historia lubi się tam powtarzać?

KI: Wielu osobom Bytom do dzisiaj wydaje się przeklęty! Średniowieczna legenda wciąż ma wielu zwolenników, którzy wierzą, że miasto tyle razy, ile się podniesie, tyle razy musi upaść, a wszystko to sięga XIV wieku i zbrodni, której dokonali mieszczanie na księżach z miejskiej fary. Gdy przeanalizujemy historię Bytomia, zobaczymy, jak zmienne były losy tego miasta i może była to wina klątwy, a może wpływ dziejów – wielkiej polityki, trafnych decyzji, błędnych rozwiązań i problemów, które dotknęły wiele miejscowości na Górnym Śląsku.

 

Czy industrialna dusza Śląska umiera? Co Twoim zdaniem jest największym błędem w zarządzaniu postindustrialnym dziedzictwem regionu?

KI: Niewątpliwie problemem jest to, co się stanie z dziedzictwem kultury industrialnej Górnego Śląska – tradycjami, zwyczajami, językiem górników, kapliczkami św. Barbary, św. Floriana. To nie tylko budynki, ale i społeczności, które tworzyły się wokół zakładów przemysłowych. Musimy myśleć, jak zachować, zaadaptować to dziedzictwo do nowych czasów. Dobrym przykładem jest górnicza pobudka na Nikiszu, tradycja, która trwa, mimo że kopalnia Wieczorek została zamknięta. Corocznie w Barbórkę orkiestra górnicza budzi mieszkańców, a z każdym rokiem coraz więcej osób przyjeżdża, by zobaczyć to na własne oczy. Największym błędem było pozwolić na niszczenie i burzenie wielu cennych obiektów przemysłowych, które mogły poczekać na lepsze czasy i zyskać drugie życie. Potrzebne jest racjonalne podejście do postindustrialnego dziedzictwa, tworzenie z nich przestrzeni dostępnej dla mieszkańców wydaje się najlepszym kierunkiem.

 

Czy Śląsk naprawdę wrócił do macierzy? W jakim stopniu PRL-owska narracja ukształtowała dzisiejsze postrzeganie regionu?

KI: To zabawna kwestia – powrót „odwiecznie polskich” ziem, które od średniowiecza były pod kontrolą Czechów, następnie Habsburgów, a potem Niemiec. Propaganda PRL-u chciała opowiadać wyłącznie o polskich powiązaniach regionu, omijając ważne wydarzenia historyczne, co zamazywało pełny obraz Górnego Śląska. Przez wieki mieszkali tu Polacy, ale też Czesi, Niemcy i Żydzi, tyle że o tym już się mniej mówiło. Właściwie się nie dziwię, że po drugiej wojnie światowej próbowano stworzyć nową narrację historyczną. Jednak dzisiaj, osiemdziesiąt lat później, próbujemy pamiętać o tych różnych warstwach, historiach, często bolesnych, które silnie się odcisnęły na życiorysach wielu osób.

 

Jakie są najczęstsze stereotypy dotyczące Górnego Śląska i jego mieszkańców?

KI: Z dzieciństwa pamiętam, że Górny Śląsk kojarzył się wyłącznie z górnikami, kopalniami, roladami i kluskami. Wiele osób do dziś uważa, że nie ma tu nic ciekawego, dlatego od lat staram się pokazywać, że warto poznawać nasz region, że jest tu dużo interesujących miejsc, jak choćby kolonie robotnicze, czego najlepszym przykładem jest Nikisz. Chcę opowiadać o kulturze, dziedzictwie i historii, która jest mało znana w Polsce, a dosyć skomplikowana. W książce „Śląsk, którego nie ma” zabieram czytelników na wyprawę do tego świata, który mnie od kilkunastu lat tak przyciąga; który nie jest łatwy do odkrycia i wiele osób może na przykład swoją industrialną stroną odpychać, ale który dla mnie jest najpiękniejszy.

 

 

„Śląsk, którego nie ma”, czyli jaki Śląsk? Co opisałeś w swojej książce i kogo, oprócz Ślązaków zainteresowanych historią własnego regionu, może ona zainteresować?

KI: To moja próba zrozumienia zmian, które zaszły na Górnym Śląsku. To poszukiwanie śladów dawnych mieszkańców tego regionu, Niemców, Żydów, Ślązaków, Polaków. Ciekawiło mnie, jak szybko znikają miejsca, z którymi przez lata wiązaliśmy wspomnienia i które traktowaliśmy jako stały element krajobrazu. To książka skierowana dla każdego, kto interesuje się Śląskiem – alternatywny przewodnik pozwalający odkrywać te światy, których fragmenty uważny obserwator może jeszcze znaleźć.

 

Które miejsca na Śląsku są szczególnie przejmującym świadectwem przemijania?

KI: Najbardziej monumentalne i zapierające dech w piersiach są dawne obiekty przemysłowe, jak Elektrociepłownia Szombierki – śląska katedra przemysłu, opuszczone kopalnie, huty i cementownie. Wchodząc do tych zakładów, widzimy, że czas się w nich zatrzymał, a z drugiej strony przyroda wchodzi do dawnych hal i je zarasta. Chodząc po nich, próbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądały, gdy pracowały w nich setki osób, i zastanawiałem się, jak możemy korzystać z tych miejsc dziś, jak oddać je kulturze, lokalnej społeczności i turystyce. Ciekawymi punktami na śląskiej mapie są też dawne pałace, które stoją w wielu śląskich miejscowościach – od dekad opuszczone, niszczejące i zaniedbane, niepewne swojego losu. Może uda się je zachować, jako wieczną ruinę.

 

Czym była Śląska Atlantyda? Czy możesz przybliżyć jej historię?

KI: To określenie, którego Muzeum Miejskie w Zabrzu użyło, by nazwać Kolonie B, jedno z czterech osiedli robotniczych, które powstały wokół kopalni Królowa Luiza. Większość z dawnych domów górników zniknęła, by zrobić miejsce pod nowe inwestycje, ale skala Kolonii B była największa. Sto lat temu mieszkało tam blisko dwadzieścia tysięcy osób, dziś pozostały pojedyncze domy – to efekt wpływu, jaki miały szkody górnicze na osiedle od początku jego istnienia; przez dekady pęknięcia pojawiały się na szkołach, kościele, familokach i kamienicach. Dziś, spacerując ulicą Lompy w Zabrzu, czujemy dziwną pustkę. Gdy porównamy to miejsce z archiwalnymi zdjęciami i pocztówkami, zauważymy, jak bardzo zmieniło się tu otoczenie i tylko pojedyncze elementy – mury, bieg ulicy, kamienice – zdradzają, że to jest ta sama okolica.

 

Czy Bytom naprawdę jest przeklęty? Skąd się wzięła legenda o fatum wiszącym nad tym miastem? Czy rzeczywiście historia lubi się tam powtarzać?

KI: Wielu osobom Bytom do dzisiaj wydaje się przeklęty! Średniowieczna legenda wciąż ma wielu zwolenników, którzy wierzą, że miasto tyle razy, ile się podniesie, tyle razy musi upaść, a wszystko to sięga XIV wieku i zbrodni, której dokonali mieszczanie na księżach z miejskiej fary. Gdy przeanalizujemy historię Bytomia, zobaczymy, jak zmienne były losy tego miasta i może była to wina klątwy, a może wpływ dziejów – wielkiej polityki, trafnych decyzji, błędnych rozwiązań i problemów, które dotknęły wiele miejscowości na Górnym Śląsku.

 

Czy industrialna dusza Śląska umiera? Co Twoim zdaniem jest największym błędem w zarządzaniu postindustrialnym dziedzictwem regionu?

KI: Niewątpliwie problemem jest to, co się stanie z dziedzictwem kultury industrialnej Górnego Śląska – tradycjami, zwyczajami, językiem górników, kapliczkami św. Barbary, św. Floriana. To nie tylko budynki, ale i społeczności, które tworzyły się wokół zakładów przemysłowych. Musimy myśleć, jak zachować, zaadaptować to dziedzictwo do nowych czasów. Dobrym przykładem jest górnicza pobudka na Nikiszu, tradycja, która trwa, mimo że kopalnia Wieczorek została zamknięta. Corocznie w Barbórkę orkiestra górnicza budzi mieszkańców, a z każdym rokiem coraz więcej osób przyjeżdża, by zobaczyć to na własne oczy. Największym błędem było pozwolić na niszczenie i burzenie wielu cennych obiektów przemysłowych, które mogły poczekać na lepsze czasy i zyskać drugie życie. Potrzebne jest racjonalne podejście do postindustrialnego dziedzictwa, tworzenie z nich przestrzeni dostępnej dla mieszkańców wydaje się najlepszym kierunkiem.

 

Czy Śląsk naprawdę wrócił do macierzy? W jakim stopniu PRL-owska narracja ukształtowała dzisiejsze postrzeganie regionu?

KI: To zabawna kwestia – powrót „odwiecznie polskich” ziem, które od średniowiecza były pod kontrolą Czechów, następnie Habsburgów, a potem Niemiec. Propaganda PRL-u chciała opowiadać wyłącznie o polskich powiązaniach regionu, omijając ważne wydarzenia historyczne, co zamazywało pełny obraz Górnego Śląska. Przez wieki mieszkali tu Polacy, ale też Czesi, Niemcy i Żydzi, tyle że o tym już się mniej mówiło. Właściwie się nie dziwię, że po drugiej wojnie światowej próbowano stworzyć nową narrację historyczną. Jednak dzisiaj, osiemdziesiąt lat później, próbujemy pamiętać o tych różnych warstwach, historiach, często bolesnych, które silnie się odcisnęły na życiorysach wielu osób.

 

Jakie są najczęstsze stereotypy dotyczące Górnego Śląska i jego mieszkańców?

KI: Z dzieciństwa pamiętam, że Górny Śląsk kojarzył się wyłącznie z górnikami, kopalniami, roladami i kluskami. Wiele osób do dziś uważa, że nie ma tu nic ciekawego, dlatego od lat staram się pokazywać, że warto poznawać nasz region, że jest tu dużo interesujących miejsc, jak choćby kolonie robotnicze, czego najlepszym przykładem jest Nikisz. Chcę opowiadać o kulturze, dziedzictwie i historii, która jest mało znana w Polsce, a dosyć skomplikowana. W książce „Śląsk, którego nie ma” zabieram czytelników na wyprawę do tego świata, który mnie od kilkunastu lat tak przyciąga; który nie jest łatwy do odkrycia i wiele osób może na przykład swoją industrialną stroną odpychać, ale który dla mnie jest najpiękniejszy.

 

 

 

Kamil Iwanicki - książkiKamil Iwanicki — silesianista, badacz Górnego Śląska, przewodnik, absolwent studiów śląskich na Uniwersytecie Śląskim. Twórca projektów regionalnych: Familoki, Gliwicka Mapa Tajemnic i Śląskie Stwory i Potwory. W swojej pracy opowiada o skomplikowanym dziedzictwie kulturowym regionu. Od ponad trzech lat jego obiektem zainteresowań pozostają kolonie robotnicze, które stają się punktem wyjścia do opowieści o tradycjach, zwyczajach i życiu mieszkańców familoków. Na jego koncie znajdziesz aktualnie dwie książki: "Familoki. Śląskie mikrokosmosy" oraz "Śląsk, którego nie ma". 
 

 

Ebooki i audiobooki Kamila Iwanickiego znajdziesz w księgarni Ebookpoint TUTAJ.