Recenzje
Zrozumieć Excela. Formuły dynamiczne i nowe funkcje w Microsoft 365
Jeśli do tej pory myślałeś, że Excel to tylko SUMA(), kilka wykresów i nudne tabelki to ta książka pokaże Ci, jak bardzo się mylisz. 💥 Maciej Gonet w „Zrozumieć Excela. Formuły dynamiczne i nowe funkcje w Microsoft 365” udowadnia, że Excel potrafi być narzędziem nie tylko praktycznym, ale wręcz… fascynującym. Tak, dobrze czytasz fascynującym! To nie jest kolejny suchy podręcznik o formułach. To przewodnik po nowoczesnym Excelu, który zaskakuje możliwościami: od formuł dynamicznych i funkcji LET po tworzenie własnych funkcji za pomocą LAMBDA. Brzmi skomplikowanie? Spokojnie, autor prowadzi Cię krok po kroku, tłumacząc nawet najbardziej złożone tematy w sposób prosty, konkretny i bardzo praktyczny. Największy plus? Wszystko można od razu wypróbować w arkuszu. 📊 Każdy rozdział to dawka wiedzy, którą przekuwasz w działanie, a moment, gdy Twoje tabele zaczynają „żyć własnym życiem”, automatycznie się aktualizują i same liczą wyniki, daje prawdziwą satysfakcję. Książka jest napisana z pasją i ogromną znajomością tematu. Widać, że autor doskonale rozumie, czego potrzebują użytkownicy Excela, zarówno ci, którzy dopiero odkrywają jego tajniki, jak i ci, którzy z programem pracują zawodowo. Po lekturze człowiek już nie „klika po omacku” tylko naprawdę rozumie, co robi. 💡 Dla kogo? Dla każdego, kto chce pracować mądrzej, a nie więcej. Dla analityków, studentów, księgowych i wszystkich, którzy lubią mieć porządek w danych i satysfakcję z dobrze działających arkuszy. 📈 Po tej książce Excel przestaje być tylko narzędziem. Staje się Twoim partnerem w pracy. Wielkie uznania dla autora za klarowność, praktyczność i świeże spojrzenie na coś, co wielu z nas zna tylko „z wierzchu”.
King. Tylko moja
Romanse - hot or not? U mnie zawsze były gdzieś z tyłu na półce jednak zaczynam się do nich przekonywać. ,,King. Tylko moja” - Aleksandra Możejko Anabella to silna, młoda i piękna kobieta, która nie miała łatwego dzieciństwa. Kiedy wychodzi do klubu wraz z Taylor poznaje Santiago. King włada wszystkich, więc również zawładną Bellą lub ona nim. Jest on stanowczy i bezwzględny, budzi postrach a wszystko czego chce staje się jego. On zapragnął JEJ. Ich życie wyglądało jak z bajki jednak mafijne porachunki wychodzą na wierzch. Czy Bella poradzi sobie z tym czego się dowiedziała? Oraz czy King jest w stanie utrzymać jej bezpieczeństwo? Ta książka wciągnęła mnie jak wir na oceanie. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, ponieważ bałam się, że książka będzie opierała się tylko i wyłącznie na zbliżeniach. Zaskoczyłam się. Świetnie poprowadzona fabuła nie pozwoliła oderwać mi się od książki i cały wieczór powtarzałam ,,to ostatni rozdział”. King to zaborczy facet, który myśli, że może mieć wszystko. Imponowało mi jednak jak walczył o swoją miłość. Bella to silna z zewnątrz lecz krucha w środku kobieta, która musi podjąć trudne decyzje. Jednak czy ich miłość przetrwa oraz czy romans wplątany w środek mafii i morderstw jest jak prawdziwy rollercoaster emocji? Przekonajcie się sami! Ocena: 8/10
Ptaki, które śpiewają nocą
Marta Łabęcka ma w sobie...Ten blask. 𝓼𝓵𝓸𝓷𝓬𝓮, które onieśmiela wszystkich. Nie ważne, czy pisze o ,,mordercach", chłopaku, który uwierzył w siebie dzięki jednej, szalonej osobie, czy o miłości tak wielkiej, że mogłaby spalić świat. W każdej historii jest słońce. Marta Łabęcka jest słońcem, które potrafi rozpalić każdą, nawet okropnie zgaszoną duszę. W tej książce poznajemy słońce w trochę innej postaci. Słońce 𝔀 𝓶𝓪𝓻𝔃𝓮𝓷𝓲𝓪𝓬𝓱. Te, choć bywają ciężkie, są budujące i potrafią posklejać nawet najbardziej połamaną duszę. Poznajemy Austina - chłopaka, który jako jeden z nielicznych potrafił naprawdę powiedzieć ,,𝓟𝓲𝓮𝓹𝓻𝔃𝔂ć 𝓽𝓸 " I oddać się przygodzie. Po wszystkich przeczytanych książkach, w których postacie mazały się ze sobą, moge stwierdzić jedno - 𝓐𝓾𝓼𝓽𝓲𝓷 𝓗𝓪𝓵𝓮 to najbardziej haryzmatyczny bohater, jakiego było dane mi poznać. Nie ważne, jak ciężka była dana sytuacja, on potrafił pomóc, nawet swoją obecnością. Choć na pozór wesołych bohater ze świetnym poczuciem humoru, nosił ze sobą demony. Takie, które powtarzały mu, że nie zasługuje na to. W swojej samotności, która była pełna ludzi, Austin potrzebował budulca. Choć właściwie nie zdawał sobie z tego sprawy, potrzebował kogoś, kto nie pozwoli mu odejść. Kto każe mu zostać. Kto pokaze mu, że stabilne życie...𝓳𝓮𝓼𝓽 𝓸𝓴𝓮𝓳. Tu pora na 𝓶𝓸𝓳𝓪 Savannah. Oh...gdybym miała opisać ją jednym słowem, wskazałabym 𝓸𝓭𝔀𝓪𝓰ę. Nie chodzi już o to, jaka była. Chodzi o to, że potrafiła w pewnym momencie powiedzieć stop. Rzucić wszystko i wyruszyć w nieznane bez jakiejkolwiek świadomości przyszłości. Potrafiła dostosować się do tego, jak niewygodne miało być jej nowe życie...a zarazem sprawić, że bariery znikają. Choć wymagało to czasu - bo Sav również miała swoje 𝓭𝓮𝓶𝓸𝓷𝔂 , które ciężko ciążyły jej na piersi - w końcu uwierzyła w to, że może być 𝓭𝓸𝓫𝓻𝔃𝓮, bez względu na to, ile ma przy sobie pieniędzy i w jakim miejscu na świecie się znajduję.. Oni razem...tworzyli coś 𝓝𝓲𝓮𝔃𝓷𝓲𝓼𝔃𝓬𝔃𝓪𝓵𝓷𝓮𝓰𝓸. Zaczęło się bardzo niepozornie, a skończyło na wzajemym szaleństwie. Nie wyobrażali sobie życia, w którym nie było jednego z nich. Chodziło o obecność. O to, że Sav zapragnęła oddać się marzenią, a Austin chciał jej w tym pomóc. O to, że Austin 𝔃𝓷𝓪𝓵𝓪𝔃ł w Savannah coś, czego nikt nie potrafił dać mu przez wszystkie lata podróży. Gdybym miała polecić wam te książkę...zrobiłabym to bez wahania. Marta Łabęcka od lat jest moim 𝓭𝓸𝓶𝓮𝓶. Teraz jednak jest również barierą. Skalą, w której odnalazłam siłę. Żeby o siebie 𝔃𝓪𝔀𝓪𝓵𝓬𝔃𝔂ć. Żeby pokazać, że marzenia to nie głupie słowa. 𝓓𝓵𝓪 𝓴𝓪ż𝓭𝓮𝓰𝓸 𝓶𝓪𝓻𝔃𝔂𝓬𝓲𝓮𝓵𝓪, oraz osoby, która pragnie wyzwań - Ptaki, które śpiewają nocą są dla was. Marta Łabęcka jest dla was.
Ptaki, które śpiewają nocą
Savannah od zawsze ułożona, pożądna i mająca wszystko zaplanowane, nagle podejmuje decyzje o ucieczce sprzed ołtarza i wyruszeniu w podróż ukochanym kamperem siostry. W trakcie podróży poznaje Austina, który ma całkowicie inny styl życia. Austin żyje z dnia na dzień, nic nie planuje, zdaje się na los i spontaniczność a złe decyzje to jego drugie imię. Savannah postanawia zabrać Austina w podróż i podwieść go do domu rodzinnego. Austin pokazuje Sav, że spontaniczność jest fajna i że żaden dzień się już nie powtórzy i trzeba żyć pełnią życia. Oboje coraz lepiej się czują w swoim towarzystwie. Relacja nabiera tempa i kiedy są pewni o swoich uczuciach w ich życiu ponownie pojawia się chaos. Czy Savannah i Austin odnajdą swoje szczęście? Co takiego wydarzy się w życiu młodych ludzi? Czy Austin postawi na spełnienie swoich marzeń, zapominając o Savannah? To była cudowna, niespieszna i jedyna w swoim rodzaju historia. Czytałam z zapartym tchem i nie mogłam oderwać się od lektury. Cudowny humor w powieści sprawił, że czytelnik zarażał się pozytywną energią. Były również momenty wzruszenia i tęsknoty. Autorka świetnie zagrała na emocjach czytelnika i kiedy już myślałam, że wszystko się ułożyło to autorka fundowała zwrot akcji i takie zakończenie, że zostałam w szoku i potrzebą kontynuacji. Dawno nie czytałam tak dobrej młodzieżówki i zdecydowanie potrzebuje na już drugiej części. Bohaterowie zostali idealnie wykreowani, Austin skradł moje serce i urzekł mnie luzem i spontanicznościom, natomiast Savannah urzekła mnie odwagą i chęcią zmiany swojego życia. Kocham tą historię i serdecznie polecam każdemu
Ptaki, które śpiewają nocą
Drogi Czytelniku, są autorki, które jednym słowem sprawiają, że mięknie Ci serce, a po skończeniu ich książek nie dość, że płaczesz i nie możesz przestać, to jeszcze chcesz więcej. Taką autorką jest dla mnie Marta, którą poznałam przy premierze jej debiutu — nie mogłam pominąć jej 8 książki, przez którą nadal nie mogę się pozbierać, ale czy to w ogóle będzie możliwe? Gdyby ktoś dałby mi możliwość cofnięcia się w czasie i przeczytania ją ponownie, bez znajomości, zgodziłabym się bez zawahania. Znam wszystkie książki Marty, dlatego sądziłam, że wiem, czego się spodziewać i że chusteczki muszę mieć pod ręką, lecz pierwszy rozdział pokazał, jak bardzo się myliłam — Marta swoją ósmą książką weszłam w tę część mojego serca, o której nie miałam pojęcia. To nie tylko sprawiło, że bawiłam się lepiej, niż przypuszczałam, bo momentami utożsamiałam się z bohaterami, ale sprawiło także, że po skończeniu długo myślałam nad tym, co chciałam przekazać nam, czytelnikom. Tym razem poznajemy historię Savannah, która miała jasno określony plan i nie zamierzała zbaczać z drogi, aż spotkała…Austina. Chłopak uwielbiał działać bez planu i podejmować złe decyzje, które niekoniecznie muszą się tak kończyć. Savannah poznajemy w momencie, gdy ucieka w dniu ślubu, żeby ruszyć w podróż po kraju starym, różowym kamperem siostry — na początku, choć podziwiamy jej decyzje, bo nie każdy byłby skłonny zaryzykować całe swoje życie, to nie rozumiemy, dlaczego tak się stało i nie możemy doczekać się, aż Marta nam to wyjaśni. Już po tym wiesz, Drogi Czytelniku, że ich ścieżka złączyła się w dość ciekawy sposób — w końcu niecodziennie widzi się kobietę w sukni ślubnej, która jeździ różowym kamperem. Ten dzień odmienił ich życie, sprawił, że dwoje ludzie odnalazło w końcu swoje szczęście, upragniony spokój, chociaż oni sami jeszcze o tym nie wiedzą. Marta nie od początku rzuca ich na głęboką wodę — daje im, a raczej Savannah czas na poukładanie sobie wszystkiego w głowie, ponieważ zawsze miała plan, zawsze wiedziała, co robić, a teraz miała pustkę… Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa, a my, czytelnicy, nawet nie myślimy, żeby odłożyć książkę na bok. Tu nie znajdziesz dynamicznej akcji, a samo życie, które lubi podkładać kłody pod nogi, pokazując, że bez planu również da się funkcjonować. Zanim dowiemy się nieco więcej o przeszłości bohaterów, która przynosiła ich w to miejsce, minie trochę czasu, dzięki czemu widzimy, jak powoli się przed sobą otwierają, można mówić już o zaufaniu — w końcu są zdani tylko na siebie. Jak u Savannah łatwo domyślić się, co się wydarzyło, tak historia Austina ciągle stoi pod znakiem zapytania. Mimo że Marta odpowiedziała na nasze nurtujące pytania, to czuję, że nie jest to koniec i jeszcze czymś nas zaskoczy — czymś, co doszczętnie złamie nasze serce. Autorka, jak w każdej swojej książce, zdecydowała się poruszyć ważny temat, tym razem był to temat śmierci i związanej z nią żałoby. Zapewne wiesz, Drogi Czytelniku, bo mówiłam o tym wielokrotnie, że sama się teraz z tym zmagam, dlatego mogę utożsamić się z bohaterami oraz lepiej zrozumieć to, co czują. Marta pokazuje, jak w tym cholernie trudnym procesie, rodzice mogą krzywdzić swoje drugie dziecko, nawet nieświadomie. Często rodzice po stracie dziecka zamykają się w sobie, przeżywają ten ból na swój sposób i byłoby to w porządku gdyby…nie mieli jeszcze innych dzieci, które nie potrafią również z tym żyć. Brak rozmowy, chowanie rzeczy, należących do nieżyjącej pociechy, a co najgorsze — obwinianie tego drugiego o śmierć, mimo że nie jest niczemu winne. Marta nie oszczędzała na opisach, przez co łzy się nie hamowały. Skoro mowa o opisach, to nie oszczędzała ich także w kwestii podróży, bo tak, podróżujemy różowym kamperem razem z bohaterami. Dzięki barwnym opisom miejsc, które nie są oczywiste, możemy poznać zakamarki świata i czuć, że jesteśmy tak razem z nimi, odczuwając te wszystkie emocje. Jako osoba, która mało podróżuje, cieszę się, gdy w lekturze mogę poznać to, co nieznane i to, na co możliwe, że nie zwróciłabym uwagi. Po skończeniu nabrałam ochoty na taką podróż w nieznane i to jeszcze różowym kamperem, który nie jest tylko pojazdem — ma duszę, którą udało nam się poznać. Drogi Czytelniku, jeśli motyw slow burn, to motyw, przez który tracisz głowę, to lepiej przygotuj się na prawdziwą jazdę bez trzymanki! Najbardziej w pracach Łabęckiej lubię wątek romantyczny, jednak tu pokazała zupełnie coś innego. Coś, co nie tylko wbija się w sam środek serca, lecz też pokazuje, że miłość to nie same wesołe momenty — miłość to przede wszystkim poświęcenie, a to uczucie nie bierze się znikąd. Ich relacja nie rozwija się błyskawicznie — Savannah i Austin mają czas, żeby poznać swoje wady, zalety czy historię, która otwiera oczy i pozwala zrozumieć strach. „Ptaki, które śpiewają nocą” to tytuł, podczas którego nie da się nie płakać, uśmiechać czy śmiać w niebogłosy. To prawdziwa sinusoida — na jednej stronie próbujesz powstrzymać łzy, ale ze śmiechu, a na drugiej wyjesz jak bóbr, bo tak bardzo rozumiesz bohaterów. Marta stworzyła nostalgiczną opowieść, jednak to nie sprawi, jak widzisz, że zabawy nie będzie. Jestem wdzięczna, że w takim czasie mogłam przenieść się z bohaterami do miejsc, które będą jak lekarstwo. Mam nadzieję, że druga część jest już gotowa, bo jest potrzebna na wczoraj!