Recenzje
Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta
Męczące tłumy, korki na ulicach i zanieczyszczone powietrze - taki obraz pozostaje po wizycie w Chinach we wspomnieniach wielu turystów z Zachodu. Nic dziwnego - większość z nich nie wyjechała poza granice Szanghaju czy Pekinu, które w istocie są zatłoczone i spowite smogiem. Anna Jaklewicz, zafascynowana Państwem Środka, postanowiła pokazać drugie oblicze tego kraju. Jest bowiem wiele kameralnych miejsc, w które turyści jeszcze nie dotarli i gdzie gości ludzka życzliwość. Mowa o małych miasteczkach i wioskach zamieszkiwanych przez różnorodne grupy etniczne takie jak Bulang, Dong, Miao, Bai, Dai czy Aini. Zapewne dla większości czytelników egzotyczne nazwy nie były wcześniej znane, co wywołuje ciekawość i chęć poznania tajemniczych mniejszości narodowych. Anna Jaklewicz z uwagą chłonie każdy szczegół z ich życia, od architektury przez stroje po tradycyjne rytuały i obchodzone święta, by potem skrupulatnie przekazać swoje spostrzeżenia czytelnikowi. A okazji do poznawania grup etnicznych nie brakuje! Wprost z pogrzebu, na którym znalazła się przypadkiem, trafia na wesele, uczestniczy także w zawodach gry na lusheng i obserwuje występy folklorystyczne. Zatrzymując się w wioskach ma okazję podglądać także życie codzienne Chińczyków: hierarchie społeczne, podejmowane prace, sposób spędzania czasu oraz tradycyjnie wytwarzaną żywność (przysmakiem Mosuo jest suszona świnia, która czeka na spożycie kilka lat!).
Niebo w kolorze indygo to książka niebezpieczna. Zaszczepiła we mnie przemożną chęć zobaczenia nieznanych Chin na własne oczy, zasmakowania ich i chłonięcia wszystkich barw jakie miałam okazję ujrzeć na zdjęciach. Bo te są wprost przepiękne! Kto poznał turystyczną stronę Państwa Środka po lekturze będzie żałował trzymania się utartych szlaków opisywanych w przewodnikach, a ten kto nie miał okazji gościć w Chinach, zapragnie to zmienić.
Niebo w kolorze indygo to książka niebezpieczna. Zaszczepiła we mnie przemożną chęć zobaczenia nieznanych Chin na własne oczy, zasmakowania ich i chłonięcia wszystkich barw jakie miałam okazję ujrzeć na zdjęciach. Bo te są wprost przepiękne! Kto poznał turystyczną stronę Państwa Środka po lekturze będzie żałował trzymania się utartych szlaków opisywanych w przewodnikach, a ten kto nie miał okazji gościć w Chinach, zapragnie to zmienić.
poczytajka.blogspot.com 2013-04-19
Biurowa rewolucja, czyli sztuka organizowania efektywnych zebrań
Zebrania to najpopularniejszy wysysacz energii, morderca cennego czasu i bezkonkurencyjny demotywator. To biurowa, korporacyjna codzienność. Czy jednak istnieją zebrania, które mają sens oraz cel i przynoszą wymierne rezultaty Autor- założyciel grupy, która pomaga firmom w stworzeniu efektywnego środowiska pracy i komunikacji - udowadnia, że można organizować efektywne zebrania, na które pracownicy będą ściągać z najodleglejszych zakątków firmy. Bez względu na to, czy jest się kierownikiem, właścicielem firmy, czy po prostu pracownikiem, który wierzy, że jeszcze można coś zmienić, czas zacząć produktywne zebranie i skończyć z marnowaniem czasu. Wkroczenie na tę ścieżkę spowoduje chęć zrewolucjonizowania gnijącej kultury zebrań i wyznaczenia nowych standardów.
Personel Plus 2013-05-01
Zasady wywierania wpływu na ludzi. Teoria i praktyka. Komiks
Czy można zmienić książkę naukową w komiks? Jak najbardziej! Wierni czytelnicy Roberta B. Cialdiniego - uważnego obserwatora ludzkiej natury, mistrza pióra, twórcy zgrabnych, chwytliwych sformułowań, bystrego eksperymentatora - z pewnością docenią formę, w jaką została ujęta esencja jego 30-letnich badań nad psychologią wpływu. Dzięki tej pozycji można się zanurzyć w świat niedalekiej przyszłości, w którym toczy się walka z mrocznymi siłami pragnącymi zmienić ludzi w bezmyślną tłuszczę. Czytelnik może poznać strategię, dzięki której można ocalić nasz gatunek - odkryje sześć najskuteczniejszych zasad wpływania na ludzi. Nauczy się działać skutecznie na gruncie prywatnym i zawodowym oraz demaskować tych, którzy usiłują wywrzeć na niego wpływ.
Personel Plus 2013-05-01
Scrum. O zwinnym zarządzaniu projektami
Książka „Scrum. O zwinnym zarządzaniu projektami” Mariusza Chrapko jest chyba pierwszą polską książką poświęconą zwinnym metodom zarządzania. Choć na rynku jest dostępnych kilka książek po polsku na ten temat, to są to przekłady zagranicznych autorów. Ma to znaczenie z dwóch powodów: po pierwsze pojawiła się kolejna książka, do której można odesłać osoby zainteresowane tematem, ale nie posługujące się biegle językiem angielskim; po drugie — i to chyba powód bardziej znaczący — jest to książka naprawdę polska. Autor posługuje się językiem i metaforami, które będą w pełni zrozumiałe dla polskiego czytelnika, a liczne przykłady z życia dotyczą polskich warunków.
Jeżeli chodzi o zawartość książki, to znajdziemy tam wszystko, co książka o Scrumie i zwinnym zarządzaniu projektami powinna zawierać: rozdziały poświęcone rolom Scrum Mastera i Właściciela Produktu oraz budowaniu zwinnych zespołów; bardzo szczegółowe i pełne praktycznych wskazówek rozdziały o każdym zdarzeniu scrumowym, z których dowiemy się nie tylko, jakie spotkania i po co są potrzebne, ale też jak je zorganizować, żeby były efektywne. Przydatne są metody planowania sprintu, sposoby organizacji codziennych scrumów w zespołach rozproszonych, wskazówki, jak zorganizować przegląd sprintu czy konkretne ćwiczenia przydatne podczas retrospektyw.
Oprócz szczegółowego przedstawienia samej metody nie mogło też zabraknąć tematów dotyczących zarządzania projektem IT, czyli zbierania i zarządzania wymaganiami, zwinnego szacowania i planowania projektów oraz wydań, monitorowania postępów prac.
Zabrakło mi natomiast głębszego wytłumaczenia empirycznego podejścia do kontroli procesu, mechanizmów przejrzystości, inspekcji i adaptacji, co w moim odczuciu jest kluczowe w zrozumieniu zwinności i Scruma.
Książka skierowana jest przede wszystkim do osób, które swoją przygodę ze zwinnymi metodami zarządzania dopiero zaczynają. Będzie dobrym wprowadzeniem w temat dla kierowników projektów, kierowników liniowych, programistów, testerów, projektantów, ale też dla osób „po drugiej stronie barykady” — klientów zamawiających oprogramowanie.
Nie znaczy to jednak, że książka nie przyda się komuś, kto Scruma zna, a nawet stosuje. Ja o Scrumie po raz pierwszy usłyszałem jakieś siedem lat temu, a metodę zgłębiać zacząłem cztery lata temu. Myślę, że Scruma znam i rozumiem dość dobrze, ciągle się uczę stosowania go na co dzień. Zdarza mi się też uczyć Scruma innych prowadząc szkolenia. Spodziewałem się, że książka będzie po prostu zbiorem tego, co i tak już wiem, a jednak zostałem mile zaskoczony. Być może nie znalazłem w niej wiele nowej dla mnie wiedzy, ale sposób przekazywania tej wiedzy i tłumaczenia pewnych zjawisk sprawił, że czytając książkę albo kiwałem głową na znak zgody z autorem albo myślałem sobie: „Świetnie wytłumaczone! Spróbuję podobnie następnym razem, kiedy znowu będę musiał komuś wytłumaczyć ten temat.”
Zdarzały się też fragmenty, przy których marszczyłem brwi i musiałem się chwilę zastanowić, bo… nie do końca z autorem się zgadzałem. Obawiam się na przykład, czy czytelnik nie zrozumie błędnie roli Scrum Mastera jako osoby odpowiedzialnej za organizację spotkań zespołu. Również przedstawienie roli kierownika projektu w Scrumie budzi więcej pytań niż odpowiedzi.
Warto też zwrócić uwagę na dwie cechy charakterystyczne dla tej książki, a mianowicie język i ilustracje.
Autor używa licznych metafor, np. ze świata muzyki, często odwołuje się do kina, literatury czy znanych filozofów. Za przykład niech posłużą tytuły wybranych rozdziałów: „Kontrabasista”, „Platon, idee i ryby”, „O żeglowaniu i obieraniu cebuli”, „Biegnij, Forrest, biegnij”. Dzięki użytemu językowi i przewijającym się przez cały czas pasjom autora książka nabiera osobistego charakteru. Chociaż momentami odczuwałem lekki przesyt metaforami i opowiastkami, to generalnie książka jest łatwa w odbiorze i będzie zrozumiała nie tylko dla programistów.
Brawa na pewno należą się pani Aleksandrze Bułhak za genialne wręcz ilustracje!
Książka jest napisana przez praktyka, osobę z ogromnym doświadczeniem w wielu organizacjach i projektach. Praktyczne rady i wskazówki, przykłady z rzeczywistych projektów, osobiste doświadczenia z pracy z różnymi zespołami, historie z życia, także te przedstawiające zagrożenia i błędy — wszystko to czyni książkę „Scrum. O zwinnym zarządzaniu projektami” pozycją godną polecenia.
Jeżeli chodzi o zawartość książki, to znajdziemy tam wszystko, co książka o Scrumie i zwinnym zarządzaniu projektami powinna zawierać: rozdziały poświęcone rolom Scrum Mastera i Właściciela Produktu oraz budowaniu zwinnych zespołów; bardzo szczegółowe i pełne praktycznych wskazówek rozdziały o każdym zdarzeniu scrumowym, z których dowiemy się nie tylko, jakie spotkania i po co są potrzebne, ale też jak je zorganizować, żeby były efektywne. Przydatne są metody planowania sprintu, sposoby organizacji codziennych scrumów w zespołach rozproszonych, wskazówki, jak zorganizować przegląd sprintu czy konkretne ćwiczenia przydatne podczas retrospektyw.
Oprócz szczegółowego przedstawienia samej metody nie mogło też zabraknąć tematów dotyczących zarządzania projektem IT, czyli zbierania i zarządzania wymaganiami, zwinnego szacowania i planowania projektów oraz wydań, monitorowania postępów prac.
Zabrakło mi natomiast głębszego wytłumaczenia empirycznego podejścia do kontroli procesu, mechanizmów przejrzystości, inspekcji i adaptacji, co w moim odczuciu jest kluczowe w zrozumieniu zwinności i Scruma.
Książka skierowana jest przede wszystkim do osób, które swoją przygodę ze zwinnymi metodami zarządzania dopiero zaczynają. Będzie dobrym wprowadzeniem w temat dla kierowników projektów, kierowników liniowych, programistów, testerów, projektantów, ale też dla osób „po drugiej stronie barykady” — klientów zamawiających oprogramowanie.
Nie znaczy to jednak, że książka nie przyda się komuś, kto Scruma zna, a nawet stosuje. Ja o Scrumie po raz pierwszy usłyszałem jakieś siedem lat temu, a metodę zgłębiać zacząłem cztery lata temu. Myślę, że Scruma znam i rozumiem dość dobrze, ciągle się uczę stosowania go na co dzień. Zdarza mi się też uczyć Scruma innych prowadząc szkolenia. Spodziewałem się, że książka będzie po prostu zbiorem tego, co i tak już wiem, a jednak zostałem mile zaskoczony. Być może nie znalazłem w niej wiele nowej dla mnie wiedzy, ale sposób przekazywania tej wiedzy i tłumaczenia pewnych zjawisk sprawił, że czytając książkę albo kiwałem głową na znak zgody z autorem albo myślałem sobie: „Świetnie wytłumaczone! Spróbuję podobnie następnym razem, kiedy znowu będę musiał komuś wytłumaczyć ten temat.”
Zdarzały się też fragmenty, przy których marszczyłem brwi i musiałem się chwilę zastanowić, bo… nie do końca z autorem się zgadzałem. Obawiam się na przykład, czy czytelnik nie zrozumie błędnie roli Scrum Mastera jako osoby odpowiedzialnej za organizację spotkań zespołu. Również przedstawienie roli kierownika projektu w Scrumie budzi więcej pytań niż odpowiedzi.
Warto też zwrócić uwagę na dwie cechy charakterystyczne dla tej książki, a mianowicie język i ilustracje.
Autor używa licznych metafor, np. ze świata muzyki, często odwołuje się do kina, literatury czy znanych filozofów. Za przykład niech posłużą tytuły wybranych rozdziałów: „Kontrabasista”, „Platon, idee i ryby”, „O żeglowaniu i obieraniu cebuli”, „Biegnij, Forrest, biegnij”. Dzięki użytemu językowi i przewijającym się przez cały czas pasjom autora książka nabiera osobistego charakteru. Chociaż momentami odczuwałem lekki przesyt metaforami i opowiastkami, to generalnie książka jest łatwa w odbiorze i będzie zrozumiała nie tylko dla programistów.
Brawa na pewno należą się pani Aleksandrze Bułhak za genialne wręcz ilustracje!
Książka jest napisana przez praktyka, osobę z ogromnym doświadczeniem w wielu organizacjach i projektach. Praktyczne rady i wskazówki, przykłady z rzeczywistych projektów, osobiste doświadczenia z pracy z różnymi zespołami, historie z życia, także te przedstawiające zagrożenia i błędy — wszystko to czyni książkę „Scrum. O zwinnym zarządzaniu projektami” pozycją godną polecenia.
Scrum-master.pl Bogdan Baraszkiewicz
Noc w obiektywie. Kreatywna fotografia
Harold Davis, fotograf, a przede wszystkim praktyk i eksperymentator w dziedzinie fotografii i cyfrowej obróbki. Autor wielu zapierających dech w piersiach ujęć, jakże innych i odmiennych, często zaskakujących i intrygujących.
Taka też jest jego książka „Noc w obiektywie”. Niezliczona ilość nocnych zdjęć, dość oszczędnie przepleciona tekstem. Pokazuje nie tylko umiejętności autora, ale przede wszystkim kreatywność i możliwości jakie daje współczesna fotografia.
Autor dość długo się „rozkręca”. Opisuje dokładnie wszelkie aspekty fotografowania poczynając od tych bardzo podstawowych, kończąc na dość zaawansowanych. Nie ukrywam że tak do połowy trochę się nudziłem. Sprawę ratowały ciekawe ujęcia ilustrujące tekst. Kolejne strony następowały bardzo szybko, wszak obrazki łatwo się ogląda, by za połową książki zatrzymać się na kilku interesujących tematach i poradach z nimi związanymi.
Ciekawy rozdział traktuje o łączeniu kilku ekspozycji nocnego nieba w jedno zdjęcie, technika fotografowania, obróbka, pojawiające się problemy. Sporo bezcennych porad, spraw do których samodzielnie trzeba by dochodzić bardzo długo.
Książka napisana jest w formie opowieści, z jednej strony o malarskości i magii nocnych ujęć z drugiej o aspektach technicznych takiej fotografii. Ciężki to język, bo nie pozwala odpłynąć zbyt daleko, ani skupić się zbyt mocno. Pomimo to czyta się ją dobrze, duża w tym zasługa tłumaczenia Pani Joanny Pasek.
Nie ma zbyt wiele książek o tak wąskiej tematyce, dlatego ciężko ją do czegoś porównać. Jednak dobrze jest, że takie pozycje ukazują się na naszym rynku, ponieważ dla entuzjastów fotografii nocnej jest to lektura obowiązkowa.
Forma wydania i cena nie odbiega zbytnio od książek dla fotoamatorów. Jakość reprodukcji zdjęć zasługuje na zwrócenie uwagi (no może poza małym wyjątkiem na 3 stronie), szczególnie że ujęcia nocne nie należą do najłatwiejszych w tym zakresie.
Sam często fotografuję wieczorem i w nocy. Lubię taką fotografię ponieważ pozwala odkryć miejsca na nowo, a nieraz pokazać je w takim ujęciu, że fotografie zabierają widza w zupełnie inny świat, wyglądający ciekawiej i bardzo atrakcyjnie.
W książce wiele spraw było dla mnie zbyt oczywistych, ale też znalazły się takie które przeczytałem z zainteresowaniem. Myślę że to dobra pozycja na początek, dla osób które planują na poważnie zająć się fotografią nocną. Mocną stroną tej książki jest zbiór ciekawych zdjęć pokazujących różne pomysłowe aspekty takiej fotografii.
Taka też jest jego książka „Noc w obiektywie”. Niezliczona ilość nocnych zdjęć, dość oszczędnie przepleciona tekstem. Pokazuje nie tylko umiejętności autora, ale przede wszystkim kreatywność i możliwości jakie daje współczesna fotografia.
Autor dość długo się „rozkręca”. Opisuje dokładnie wszelkie aspekty fotografowania poczynając od tych bardzo podstawowych, kończąc na dość zaawansowanych. Nie ukrywam że tak do połowy trochę się nudziłem. Sprawę ratowały ciekawe ujęcia ilustrujące tekst. Kolejne strony następowały bardzo szybko, wszak obrazki łatwo się ogląda, by za połową książki zatrzymać się na kilku interesujących tematach i poradach z nimi związanymi.
Ciekawy rozdział traktuje o łączeniu kilku ekspozycji nocnego nieba w jedno zdjęcie, technika fotografowania, obróbka, pojawiające się problemy. Sporo bezcennych porad, spraw do których samodzielnie trzeba by dochodzić bardzo długo.
Książka napisana jest w formie opowieści, z jednej strony o malarskości i magii nocnych ujęć z drugiej o aspektach technicznych takiej fotografii. Ciężki to język, bo nie pozwala odpłynąć zbyt daleko, ani skupić się zbyt mocno. Pomimo to czyta się ją dobrze, duża w tym zasługa tłumaczenia Pani Joanny Pasek.
Nie ma zbyt wiele książek o tak wąskiej tematyce, dlatego ciężko ją do czegoś porównać. Jednak dobrze jest, że takie pozycje ukazują się na naszym rynku, ponieważ dla entuzjastów fotografii nocnej jest to lektura obowiązkowa.
Forma wydania i cena nie odbiega zbytnio od książek dla fotoamatorów. Jakość reprodukcji zdjęć zasługuje na zwrócenie uwagi (no może poza małym wyjątkiem na 3 stronie), szczególnie że ujęcia nocne nie należą do najłatwiejszych w tym zakresie.
Sam często fotografuję wieczorem i w nocy. Lubię taką fotografię ponieważ pozwala odkryć miejsca na nowo, a nieraz pokazać je w takim ujęciu, że fotografie zabierają widza w zupełnie inny świat, wyglądający ciekawiej i bardzo atrakcyjnie.
W książce wiele spraw było dla mnie zbyt oczywistych, ale też znalazły się takie które przeczytałem z zainteresowaniem. Myślę że to dobra pozycja na początek, dla osób które planują na poważnie zająć się fotografią nocną. Mocną stroną tej książki jest zbiór ciekawych zdjęć pokazujących różne pomysłowe aspekty takiej fotografii.
Szczecin czyta 2013-05-06