ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Tworzenie gier na platformę Android 4

(...) bierzemy na ruszt książkę pod tytułem „Tworzenie gier na platformę Android 4” autora J.F DiMarzio. Sama książka jest swoistym suplementem dla podstawowej pozycji, czyli Pro Android 4, której notabene nasz rodzimy wydawca do tej pory nie zdecydował się przetłumaczyć i zapewne nie przetłumaczy, gdyż za rogiem czai się kolejna wersja systemu sygnowanego zielonym robocikiem i co za tym idzie zapewne kolejna książka z tej serii. Może wówczas Helion zdecyduje się na jej przetłumaczenie i jej wydanie. Wracając do sedna książka w porównaniu do podstawowej pozycji jest jedynie „broszurką”, gdyż jeśli chodzi o objętość wynosi ona niespełna 300 stron. Autor podzielił swą książkę na dwa główne części czyli tworzeniu gry w 2D, a także 3D. Pierwsza część to rozłożenie gry na czynniki pierwsze, czyli z jakich elementów się składa, jakie rzeczy warto sobie zaplanować przed tworzenie nowego projektu. Wskazówki są jak najbardziej pomocne, choć mogłoby być ich więcej i dotyczyć także samych trików, które można wykorzystać przy tworzeniu swojej pierwszej gry. Druga część jest nieco bardziej zaawansowana i dotyczy stricte myślenia i tworzenia gry z myślą o grafice 3D czyli poruszanie się w tym środowisku, tworzenie sztucznej inteligencji. Na koniec także mamy kilka stron dotyczących samej publikacji gry w sklepie Google Play, choć ten temat został potraktowany nieco po macoszemu, choć tutaj można by napisać całą książkę jak się przygotować do pokazaniu aplikacji całemu światu. Cóż można powiedzieć więcej podobnie jak wcześniej pojawiają się sporadyczne błędy merytoryczne, a także niezbyt fartowne tłumaczenie części fraz, ale widać, do tego trzeba się już przyzwyczaić w przypadku polskich tłumaczeń i od tego za bardzo się nie ucieknie, widać taki urok naszych tłumaczeń.

Książka nie jest zbyt obszerna dlatego sama recenzja także nie należy do tych największych, ale podsumowując tytuł „Tworzenie gier na platformę Android 4” to pozycja która nie należy do tych których dokładnie opisują jak się tworzy gry na system sygnowany zielonym robocikiem i może dać na ogólne rozeznanie jak to się robi, lecz na pewno nie staniemy się pełnoprawnym twórcą gier na Androida. Widać że to może być swoistym uzupełnieniem wiedzy choć myślę że jeśli ktoś już jest w stanie dobrze posługiwać się językiem programowania dla Androida to i sam znajdzie różne zagranicznej źródła, które umożliwią, pokierują stworzenie nowej gry, na pewno ta książka teog za Ciebie nie zrobi, ale może jedynie ułatwić wdrożenie się w ten temat, ale nic po za tym.
MobileWorld24 Wojciech Łęczycki, 2013-05-15

Skuteczne social media. Prowadź działania, osiągaj zamierzone efekty

Kiedy 7 lat temu rozpoczynałem przygodę z komunikacją marketingową, usłyszałem bardzo mądre zdanie. „Jeżeli czegoś nie da się zmierzyć, nie da się tym zarządzać”. To zdanie towarzyszy mi do dnia dzisiejszego.

Powtarzam je sobie za każdym razem, kiedy planuję jakiekolwiek działania komunikacyjne. Te małe i te nieco większe. Wiele raz przekonałem się (zazwyczaj boleśnie) na własnej skórze, że każde działanie musi mieć nie tylko cel. Ten cel musi jeszcze dać się zmierzyć. W przeciwnym wypadku jesteśmy ślepi i głusi. Jak dzieci we mgle. Jak w dżungli bez przewodnika. Albo na rozstaju dróg bez mapy.

Dotcomy i sny o potędze

Czemu ma zatem służyć ten przydługi wywód? To wprowadzenie do mojej recenzji książki z księgarni OnePress autorstwa Anny Miotk (Netsprint.pl). Książki o social media, która oddziera nieco ten świat z mitów i złudzeń, którym obrastał od lat. Przede wszystkim z mitu, że media społecznościowe są prawdziwym, marketingowym świętym Graalem. Ze złudzenia, że to miejsce, gdzie wszystko czego marketerzy i właściciele firm dotkną, zamienia się w złoto.

Nie wiem, czy zauważyliście że boom na social media, którego jesteśmy świadkiem, przypomina trochę objawami zjawisko z naszej niechlubnej przeszłości. Polacy tego nie doświadczyli, ale Amerykanie jak najbardziej. Myślę o bańce spekulacyjnej, której na imię „dot.com”. Starsi wiekiem na pewno kojarzą o co chodzi.

Generalnie bańka dotcomowa to zjawisko z początku XXI wieku. Wszyscy na gwałt zakładali wtedy firmy internetowe, które rynek wyceniał na gigantyczne pieniądze. Niestety tylko na papierze. Raczkujący internet nie dawał takiej możliwości zarabiania pieniędzy, jaką wymarzyli sobie inwestorzy. Wszystkich w USA ogarnęło wtedy zbiorowe szaleństwo.

Otrzeźwienie przyszło dopiero, wtedy kiedy okazało się że 90 proc. internetowych gigantów nie potrafi zarobić nawet na własne utrzymanie. O generowaniu zysków nie wspominając. Szkoda tylko, że bańka „dotcomowa” pociągnęła za sobą spory krach w całej gospodarce. Nie tylko amerykańskiej.

Startupy i sny o wielkości

Historia niestety jest na tyle wredna, że lubi się powtarzać. W dzisiejszych czasach pewne echa dawnych dotcomów możemy odnaleźć w szaleństwie tzw. „start-upów”, zwłaszcza tych budowanych za nieswoje pieniądze. Nic nikomu nie ujmując, bo daleki jestem od krytykowania szczytnej idei i ludzi którzy przewyższają mnie odwagą i zmysłem biznesowym, ale zgadzam się ze słowami z książki „Rework” Jasona Frieda i Davida Heinemeiera Hanssona.

Twórcy Basecampa napisali w niej – „start a business, not a startup”. To wezwanie do kierowania się zdrowym rozsądkiem i twardym rachunkiem ekonomicznym przy zakładaniu firmy. Nie zgadzam się rzecz jasna z ogólnym stwierdzeniem autorów, że każdy startup to miejsce „where the laws of business physics don’t apply”.

Czasem mam jednak wrażenie, że wielu początkujących przedsiębiorców zapomina o tych bezwzględnych zasadach „business physics”. Chcą robić cool projekty, udając że szara rzeczywistość ich nie dotyczy. Znacznie bardziej przemawiały do mnie historie starszej generacji twórców polskiego internetu. Ich historie poznałem, dzięki fascynującej książce „Ewangeliści” , którą recenzowałem kilka miesięcy temu na blogu.

Działaj skutecznie

Przepraszam, mam wrażenie że nieco zdryfowałem od tematu głównego. Co ma wspólnego z tym wszystkim książka Anny Miotk o social media? Otóż mam wrażenie, że autorka jest również zwolenniczką realizmu w biznesie. Świadczy o tym m.in. tytuł i podtytuł książki. „Skuteczne social media”. „Prowadź działania, osiągaj zamierzone efekty”.

Autorka bezlitośnie punktuje w książce wszelkie przejawy braku profesjonalizmu w działaniach prowadzonych w mediach społecznościowych. Pisze jak inwestować w swoją obecność w SM, jak organizować działania i jak skutecznie mierzyć ich efekty. Przypominam rzecz o której Social Media Managerowie niekiedy zapowiadają. Ta rzecz to planowanie. Anna Miotk przywołuje w książce 2 genialne cytaty, które pozwolę sobie powtórzyć.

„Sukces w social media nie zdarza się przez przypadek. Jest zaplanowany” Olivier Blanchard

„Jak mówią, porażka w planowaniu to planowanie porażki. Sukces wszystkich działań w social media zależy od tego, jak go zdefiniujesz – całkiem dosłownie” Brian Solis

Powyższe słowa, podobnie jak zdanie z leadu tekstu – „jeżeli czegoś nie da się zmierzyć, nie da się tym zarządzać” – warto sobie wydrukować i powiesić nad biurkiem. Sam zamierzam tak zrobić!

Social media. Skuteczne czy rewolucyjne?

Książkę Michała Sadowskiego „Rewolucje social media” pewnie kojarzycie. Pisałem o niej na blogu jeszcze w styczniu. Jako, że książka Anny Miotk ukazała się niewiele później, obydwie pozycje były ze sobą często porównywane. Analizy porównawcze, lepsze lub gorsze, czytałem na kilku blogach m.in. u Artura Jabłońskiego na „Jeszcze Jednym Blogu” (polecam, świetny tekst).

Nie byłbym więc sobą, a więc nadętym i nieco zarozumiałym blogerem o skłonnościach grafomańskich, gdybym nie wtrącił swoich czterech groszy. Która książka jest lepsza? Która podobała mi się bardziej?

Odpowiem nieco dyplomatycznie. Moim zdaniem jest podstawowa różnica pomiędzy obydwoma pozycjami. Pewną wskazówkę można znaleźć już w tytułach. „Skuteczne social media” to logiczny, uporządkowany wywód, który przypomina te z naukowych rozprawa. „Rewolucja” jest natomiast jak rewolucja. Pełna błysków, ciekawych spostrzeżeń, o raczej mocno nieuporządkowanym charakterze.

Myślę, że dla ludzi interesujących się social media, książki Michała Sadowskiego i Anny Miotk są jak woda („Skuteczne…”) i ogień („Rewolucje…”). Najlepiej zatem przeczytać je obydwie. W dowolnej kolejności. Polecam, podobnie zresztą jak blog Anny Miotk o badaniach w PR!
jaceklipski.pl Jacek Lipski, 2013-05-17

Rozważny inwestor. Wydanie II zaktualizowane

„Rozważny inwestor" to poradnik, który w krótkim czasie opublikowano już po raz drugi. Maciej Rogala zaktualizował go i rozszerzył. Gdy dysponujemy chociaż niewielkim nadmiarem gotówki, rodzi się pytanie: co zrobić z tymi pieniędzmi Kupić ten poradnik i korzystając z zawartych w nim podpowiedzi, efektywnie pomnożyć zasoby, zamiast się gubić w labiryncie nietrafionych wyborów inwestycyjnych.
POLSKA - DZIENNIK BAŁTYCKI .N, 2013-05-13

I tu, i tam

Najprościej to ujmując, rzecz jest 0 przekraczaniu granic. Pokolenie Martenki bardzo długo było odcięte od możliwości swobodnego podróżowania. I to, co dla młodych Polaków jest oczywistą oczywistością, to dla pokolenia 40+ otwarcie granic, likwidacja szlabanów i wiz, a przede wszystkim paszport w domu stały się niezwykłą szansą, którą koniecznie trzeba złapać. I wykorzystać. Samemu wszystko sprawdzić, wszystkiego dotknąć i posmakować. Tak jak Martenka w „I tu, i tam", który był i w Angoli, i w Wietnamie, Chile, Meksyku, Brazylii, na Tahiti i na Kanale Panamskim.

Już przywołany przez autora opis smaku fanty wypitej latem 1971 r. na przedmieściach Paryża zapowiada, że nie tylko zobaczymy kawał świata. Ale że też sporo się dowiemy. A i poczujemy smak tego, co najlepsze dla podniebień tubylców i przybyszów. Martenka jest do swoich podróży świetnie przygotowany. Zbyt wiele książek już przeczytał i przemyślał, by marnować czas na turystyczną tandetę.

Miarą oceny książek pisanych po podróżach jest dla mnie to, czego nie ma w przewodnikach turystycznych. I to coś ekstra jest też mocnym punktem tego zbioru reportaży. Martenka znowu okazuje się mistrzem słowa. Kolejny raz potwierdza, że rasowy reporter to taki, który ma zwykle oczy szerzej otwarte i słuch czujniejszy. A gdy na to nakłada się erudycja oraz bogaty i oryginalny język autora, to mamy co czytać. I o czym myśleć. Choćby o „ryngrafie jasnogórskim zawieszonym w hołdzie wdzięczności na szyi Pinocheta przez polskich trzech królów Wołka, Jurka i Kamińskie-go". Gdyby zaś ktoś za tym nie przepadał, to wystarczą mu smakowite opisy ucztowania. Bo chyba warto zaufać gustowi człowieka, który pisze, że „tak zwane azjatyckie jedzenie serwowane w budach w Polsce tak ma się do kuchni wietnamskiej, jak pół litra do półpaśca". I który w Santiago de Chile na własnym podniebieniu przekonał się, że „za 12-15 dolarów można zjeść w dobrej knajpie stek wielkości polskiej dziury budżetowej. Z winem". A w Monachium widział szparagi grube jak kabel elektryczny.

Na finał za Martenka polecam „gorące, delikatne naleśnikowe ciasto, jakim jest obtoczona sporych rozmiarów krewetka, zanurzona w sojowym sosie o smaku złamanym siekaną białą rzodkiewką". Smacznego.
Tygodnik Przegląd Jerzy Dmański, 2013-05-13

Lady Australia

Piękna i niesamowicie interesująca książka z bajecznymi zdjęciami.
Australia od wielu lat jest moim wielkim marzeniem. Chciałabym chociaż odrobinę poznać jej część lądową i zanurkować na Wielkiej Rafie Koralowej. Na razie taka podróż pozostaje jedynie w sferze marzeń, ale może kiedyś...

Dzięki książce autorstwa Marka Tomalika mogłam chociaż na moment przenieść się na australijski kontynent. Z każdej strony Lady Australii przebija wielka miłość, jaką autor darzy tamten rejon. Wspaniale opisuje życie codzienne, różnice między naszymi kulturami, piękno przyrody i żywiołu, którego australijska ziemia jest pełna.
Razem z Markiem Tomalikiem podróżujemy poprzez australijski busz, miasta, niebo i piekło tego kontynentu. Poznajemy ziemię kwitnącą pełnia roślinności, ale także tę spaloną letnim słońcem. Obserwujemy krainę fascynującą i tak różnorodną, jak tylko można to sobie wyobrazić.

Jak w jednym z wywiadów stwierdził Marek Tomalik, jego fascynacja Australią trwa od 24 lat i nie mija, wręcz się pogłębia. Ta miłość, fascynacja, swoiste uzależnienie od tej intrygujacej ziemi ma przełożenie na treść książki.
Jest to wspaniała lektura dla tych, którzy mieli okazję już poznać ten kraj i dla tych, którzy (podobnie jak ja) dopiero marzą o podobnej wyprawie.

Informacje, jakie przekazuje nam autor książki są fragmentaryczne, jakbyśmy czytali strzępki informacji o danym miejscu, danym zwyczaju, roślinności. Taki przekaz informacji wywarł na mnie wrażenie stop klatek z filmu o miłości do australijskiego kontynentu.
Warto sięgnąć po tę książkę, żeby przekonać się, że Australia to nie tylko kangury i misie koala
Ozdobą są wspaniałe, pełne cudownych kolorów zdjęcia.
Gorąco zachęcam do lektury.
pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com 2013-04-23
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile