Recenzje
100 sekretów Mistrza Sprzedaży
Czytelnicy cenią książki Bednarskiego za to, że są konkretne i praktyczne, oraz za to, że odwołują się do polskich, a nie na przykład amerykańskich realiów. 100 sekretów czyta się szybko. Każda strona to osobny minirozdział składający się ze złotej myśli i jej rozwinięcia. Dzięki temu z książką dobrze się pracuje – można na przykład każdego dnia czytać po 2–3 sentencje i wypróbowywać je w praktyce. Książka przyda się również do pracy menedżera z agentem lub z zespołem agentów, jako gotowy „bryk” do spotkań.
Ponieważ 100 sekretów zostało bardzo ładnie wydane, sprawdzi się również jako prezent dla nowych sprzedawców. Także ci bardziej doświadczeni nie znudzą się lekturą, ponieważ znajdą nowy zastrzyk inspiracji i pomysłów do dalszego doskonalenia swojego warsztatu sprzedawcy.
Kariera w sprzedaży jest trudna i stresująca, ale może stać się również źródłem ogromnej satysfakcji i niemałych dochodów. Arkadiusz Bednarski pomaga zdobyć umiejętności, które są handlowcom niezbędne, jeśli nie chcą szybko się wypalić i zniechęcić. Dzięki jego poradom można również uniknąć wielu pułapek, w które wpadają zarówno nowicjusze, jak i pracujący w sprzedaży od lat.
Wszystko zaczyna się w naszych głowach – przekonuje Bednarski. Sprzedawca przygnębiony, wątpiący w swoją wartość, nigdy nie osiągnie spektakularnych sukcesów i nie zwycięży w firmowych konkursach sprzedażowych. Żeby znaleźć się wśród najlepszych, nie musisz jednak stać się wyznawcą betonowego huraoptymizmu. Co więc zrobić? Najpierw trzeba dobrze się zastanowić, dokąd się dąży i dlaczego. Porada może wydać się oczywista, niestety jednak wielu sprzedawców to przysłowiowe dzieci we mgle – nie mają pojęcia, dokąd zmierzają i jakie motywacje za tym stoją. Oprócz tego, że chcą po prostu jakoś zarobić na życie. Jednak motywacja, żeby „jakoś zarobić na życie”, jeszcze nikogo nie doprowadziła do wielkich sukcesów. To przepis na przeciętność i ciężką pracę bez widocznych efektów.
Arkadiusz Bednarski twierdzi, że przepis na sukces to motywacja i kompetencje. Skuteczna sprzedaż opiera się na opanowaniu określonych umiejętności oraz właściwym podejściu do swojej pracy oraz zrozumienia jej specyfiki. Praca z klientem może stać się przyjemnością, ale może być też źródłem udręk i frustracji. Wybór zależy od nas.
Kapłan diabła. Opowieści o nadziei, kłamstwie, nauce i miłości
Limeryki zbrodni
Seryjny morderca na swoje ofiary wybiera staruszków. Przy ciele pozostawia kartkę z limerykiem nie najwyższych lotów, lecz odnoszącym się do zamordowanej osoby. Do akcji wkracza policja i, jednocześnie, doświadczony dziennikarz śledczy Kornel Rączy. On sam ma do rozwiązania – i to pilnie – także inną zagadkę: jego nastoletnia córka najwyraźniej wpadła w nienajlepsze towarzystwo. Przed ojcem stoi zadanie dowiedzenia się kim są tajemniczy znajomi dziewczyny i co może jej grozić. Już tylko te dwa główne wątki „Limeryków zbrodni” zapowiadają miłośnikom kryminałów coś smakowitego. Tajemnica mająca swe korzenie kilkadziesiąt lat wcześniej, możliwość badania i odkrywania przez czytelników powiązań między ofiarami, poszukiwanie motywu przyświecającego zabójcy – to wszystko miało szansę w pełni rozkwitnąć w tej powieści, a zostało jedynie pobieżnie zasygnalizowane.
Radość z zagłębiania się w tajemnicę trwa tutaj niezwykle krótko: jeden z bohaterów, wyjaśnia drugiemu, kawa na ławę, powiązania pierwszej ofiary z potencjalnymi kolejnymi, z przemyśleń innego bohatera dowiadujemy się na samym początku książki, że skarb, na którego poszukiwanie czytelnik ma (lub powinien mieć) nadzieję, prawdopodobnie w ogóle nie istniał, więc zduszony w zarodku zostaje potencjalny finansowy motyw zbrodni, a śledztwo, które powinno powoli odsłaniać kolejne elementy układanki, właściwie nie istnieje: ot wydarzenia następują po sobie, a policjanci i główny bohater dziennikarz po prostu je rejestrują nie dokonując żadnej skomplikowanej analizy. Nie ma łamigłówki, a potencjalnie mogłaby być znakomita. Przez cały czas lektury zastanawiałem się: dlaczego, dlaczego, dlaczego ktoś pozwolił debiutującemu autorowi wydać tak pospiesznie i po łebkach napisaną powieść, podczas gdy był to materiał na świetny kryminał. Dlaczego tak żałuję? Już wyjaśniam.
Po pierwsze Janusz Mika wziął na warsztat motywy ze współczesnej historii Polski: działalność ubecji, nagarnianie sobie różnorakich korzyści przez jej członków, koleje emigracyjne i emerycki dobrobyt niedawnych zbrodniarzy, brak transparentnych rozliczeń z przeszłością i usankcjonowanych prawnie sądów nad komunistycznymi oprawcami, wynikające z tego samosądy lub ich próby. A zatem temat wciąż pełen niedopowiedzeń, budzący emocje i aktualny. Ciekawy dla Polaków, a w razie zagranicznej edycji książki zajmujący dla wszystkich osób zainteresowanych historią Europy Środkowej i także możliwy do zrozumienia dla tych czytelników, który nigdy wcześniej nie zetknęli się z powojenną historią Polski.
Po drugie autor nie poskąpił wyobraźni na stworzenie galerii niejednoznacznych postaci – bohaterów głównych i epizodycznych, z których każdy to osobna historia, budząca zdumienie, uśmiech, politowanie – różnie. Każda postać ma potencjał, czytelnik chce ją poznać bliżej. Niewielka objętość książki sprawia, że nie jest mu to dane i zarazem prowadzi do nadmiernej kumulacji danych o osobach. Informacja za informacją, brak przerwy i przestrzeni na ich satysfakcjonujące przemyślenie. Poza tym z interesującymi bohaterami chciałoby się pobyć odrobinę dłużej, nieprawdaż? A jak tego dokonać, gdy sumienne przeczytanie całej książki zajmuje ledwie dwie godziny?
autor nie poskąpił wyobraźni na stworzenie galerii niejednoznacznych postaci
Czas na trzeci nie do końca spożytkowany przez autora pozytyw: umiejętność tworzenia mocnych zwrotów akcji. Naraz okazuje się, że postać zupełnie poboczna ma poważny motyw i brak alibi na czas popełnienia morderstw. Czytelnikowi zaskakuje w głowie iskra: tak, to byłoby możliwe! Odrobina uciechy, że może dedukcja jeszcze się przyda. Niestety, efekt zaskoczenia nie zostaje przez autora wykorzystany. Wątek umiera tak szybko, jak się pojawił. Z finałem tak samo: świetny pomysł na zaskakującą pointę, a niestety zaledwie zarysowany, nie prowokujący czytelnika do logicznych konkluzji, podany na tacy. Podejrzany opowiada policjantowi, że to nie on, tylko ktoś inny, policjant mu wierzy, kurtyna opada, czytelnik znów jęczy: dlaczego, dlaczego, dlaczego?! Dlaczego w tak uproszczony sposób potraktowano tak zgrabny i zaskakujący pomysł?
Zostało mi jeszcze „po czwarte”. W tym miejscu chcę wspomnieć o mrocznym klimacie „Limeryków zbrodni”, tak dobrze znanym z kryminałów skandynawskich. Mroczne są zbrodnie i życie bohaterów. Nic nie układa się ładnie, przykre doświadczenia procentują, przewijają się wyraziście problemy osobiste bohaterów, ukazuje ponura egzystencja. Rozwody, trauma po śmierci bliskich, powikłane relacje dzieci z rodzicami, brak szczerości w rodzinie – to tylko kilka tematów jakie pojawiają się na kartach tej powieści. Czynią bohaterów bliskimi czytelnikowi, łatwo się z nimi związać, z zaciekawieniem śledzić ich los. Tylko znów huczy w głowie: dlaczego tak krótko, tak pobieżnie?! Autor, dla którego ta powieść jest pierwszą w dorobku miał prawo nie wiedzieć, jak wyważyć proporcje pomiędzy akcją, a analizą psychologiczną bohaterów, ale doświadczony redaktor powinien potrafić wskazać obszary powieści absolutnie warte rozwinięcia. Czyli w gruncie rzeczy wszystkie.
Na koniec pozostawiłem sobie do omówienia jeszcze jeden element powieści: Kraków, miejsce akcji. Miasto odmalowane przez Janusza Mikę jest bowiem bardzo prawdziwe i to mi się niezwykle podobało. To nie jest wreszcie cukierkowo-przesłodzony, rozpoetyzowany Kraków z pocztówek i rozkosznych, a niepodyktowanych doświadczeniem, wyobrażeń 90% Polaków, tylko ponure, przygnębiające miejsce, gnijące w oparach lejącego się strumieniami alkoholu. Kraków kryminalnie idealny. I jeszcze Kraków z lokalnymi smaczkami. Autor puszcza oko do czytelnika, który wie, kto pisał filmowe recenzje do lokalnego dziennika na starodawnej maszynie, uśmiecha się do osób mających pojęcie czym zajmowali się z entuzjazmem fani pewnej rozgłośni radiowej, opisuje pragnienie przygody polegającej na zakradnięciu się do zlokalizowanego w centrum miasta, powojennego bunkra, uwieczniając w powieści mimochodem członków stowarzyszenia opiekującego się tym zabytkiem. To są drobiazgi, fragmenty naszej lokalnej rzeczywistości, znane temu kto się tutaj urodził i spędził życie. Dla czytelnika spoza Krakowa będą stanowić po prostu epizodyczne elementy fabuły. Cóż, taki ekskluzywny bonus, dla tych, którzy długotrwale związali swą egzystencję z tym ponurym miastem.
Sumując wrażenia po lekturze muszę przyznać, że „Limeryki zbrodni” w formie w jakiej trafiły do rąk czytelników, przypominają bardziej szkic powieści niż ukończoną kryminalną fabułę. Niemniej nie żałuję czasu spędzonego z książką Janusza Miki, a raczej notuję w pamięci by śledzić dalsze poczynania literackie tego pisarza. Ulepszenie warsztatu przy tak dobrych pomysłach i zmyśle obserwacji może zaowocować narodzinami nowego mistrza kryminału. Warto być czujnym.
Barszcz ukraiński
Demonstracja w Kijowie
"Oligarchowie to fenomen, bez którego nie można pojąć współczesnej Ukrainy. Tak naprawdę to oni kształtują ukraińską politykę - wewnętrzną i zewnętrzną. Za pomocą kontrolowanych przez siebie mediów zaszczepiają społeczeństwu swoją wizję świata" - w taki sposób pozycję oligarchii w ukraińskim systemie społeczno-politycznym opisuje Piotr Pogorzelski, autor książki "Barszcz ukraiński", wieloletni korespondent Polskiego Radia w Kijowie.
W jego opinii, oligarchowie nie widzą potrzeb zmiany obecnego systemu. Jak jednak pisze, "na Zachodzie, w tym też w Polsce, wciąż się wierzy, że to oni dokonują w tym kraju proeuropejskiej rewolucji".
Pogorzelski podkreśla, że poprzez zespolenie dwóch grup - biznesu i władzy - na Ukrainie ukształtowała się "demokracja oligarchiczna", która jest czynnikiem hamującym integrację z Unią Europejską. Oligarchowie to przede wszystkim przedstawiciele wielkiego biznesu, którzy dorobili się swoich majątków w latach 90., poprzez prywatyzację kombinatów przemysłowych w okresie "dzikiego kapitalizmu".
W ocenie Pogorzelskiego, to ta niewielka grupa osób próbuje kontrolować społeczeństwo i wpływać na rezultaty wyborów parlamentarnych i prezydenckich, albo za pomocą mediów, albo przez próby kupowania głosów, a czasem nawet poprzez jawne fałszerstwa. Oligarchia jest strukturą wzmacniającą władzę, bo ”poglądy polityczne podlegają interesom biznesowym”.
Z powodu korupcji i łapówkarstwa ukraińscy biznesmeni mogą wpływać na podjęcie korzystnych dla nich decyzji przez polityków. Dzięki "zachętom finansowym" decyzje takie mogą być podejmowane nie tylko na poziomie lokalnym, ale także na poziomie parlamentarnym i rządowym. Istniejące "piramidy korupcyjne" mogą także wpływać na kierunki działań państwa - zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej.
Pogorzelski pisze, że odkąd Wiktor Janukowycz został prezydentem, na Ukrainie nie pojawił się żaden "poważny inwestor", bo prawie wszystkie przetargi wygrywają firmy należące do osób związanych z rządzącą Partią Regionów. Tak było np. w przypadku Rinata Achmetowa, którego koncern DTEK zakupił trzy zespoły elektrowni w latach 2011-2012. Oligarchom pozwala się także często na unikanie płacenia podatków czy dostarczanie przedsiębiorstwom państwowym gazu lub energii elektrycznej po cenach wyższych od rynkowych.
Do czasu wyborów prezydenckich w 2010 roku, w których wygrał Janukowycz, najsilniejszą pozycję miała grupa "gazowników", czyli osób związanych z byłem pośrednikiem w handlu gazem - firmą RosUkrEnergo i jej szefem Dmytrem Firtaszem. Janukowycz stworzył jednak własne zaplecze, tzw. rodzinę, składającą się z osób powiązanych z samym szefem państwa i jego synem, Ołeksandrem.
Prezydent uniezależnił się tym samym od oligarchów, a także wzmocnił swoją władzę polityczną; "rodzina" kontroluje bowiem nie tylko spółki handlowe, ale także Służbę Podatkową, milicję czy Prokuraturę Generalną.
Czy zatem Ukraina ma szansę na związanie się ze strukturami Unii Europejskiej Zdaniem autora książki, zależy to od oligarchów, którzy będą musieli w końcu wybrać, czy zwrócić się ku Zachodowi, czy optować za pozostawieniem Ukrainy w swoistej "ekonomicznej izolacji". Gdyby Ukraina zdecydowała się na prozachodnie reformy, wartość majątków oligarchów znacznie by wzrosła, ale ukraiński biznes boi się konkurencji, głównie tej z Europy Zachodniej.
Najważniejszy argument na "nie" dla "europejskiej drogi, to, według oligarchów, potrzeba dobrych stosunków z Rosją, bo największe fortuny na Ukrainie są oparte na gazie i innych surowcach energetycznych. Zwrot Ukrainy na Zachód doprowadziłby do pogorszenia relacji z Moskwą, a to oznaczałoby podniesienie cen gazu. Tym samym najlepsza dla oligarchów jest sytuacja "zawieszenia pomiędzy dwoma blokami" - między Unią Europejską i Rosją.
Zdaniem Pogorzelskiego, tylko zmiana struktury gospodarki może sprawić, że siłą rzeczy i oligarchowie, i społeczeństwo, staną się bardziej proeuropejscy. Pewne nieśmiałe zmiany już ruszyły - oligarchowie już teraz zaczynają zresztą inwestować np. w technologie informatyczne, ale wciąż nie wiadomo, jaki kurs obiorą władze w Kijowie.
Dodatkowo, do integracji z Unią Europejską oligarchów, i związanych z nimi polityków, zniechęcają obawy, że dostęp do unijnego rynku oznaczać będzie korzyści dla rolnictwa, podczas gdy przemysł może ponieść znaczne straty w warunkach wolnej konkurencji.
Trening kreatywności. Podręcznik dla pedagogów, psychologów i trenerów grupowych. Wydanie II poszerzone
W naszych czasach coraz częściej spotykamy się ze słowami i wyrażeniami takimi jak: „kreatywność” czy „twórcze rozwiązywanie problemów”. Wszystko wskazuje na to, że zdolność do myślenia poza schematem i giętkość umysłu staną się jednymi z najważniejszych kompetencji XXI wieku. Czym jest tajemnicza kreatywność oraz jak możną ją rozwijać i doskonalić? Tego wszystkiego dowiemy się czytając książkę Krzysztofa J. Szmidta Trening kreatywności. Podręcznik dla pedagogów, psychologów i trenerów grupowych.
Trening kreatywności nie jest zwyczajnym podręcznikiem. Po krótkim wprowadzeniu terminologicznym autor oferuje nam rozgrzewkę twórczą z niezliczoną ilością ćwiczeń na kreatywne myślenie. Do każdego z nich podana jest instrukcja oraz różne warianty zadań. Książka zawiera także ramki o nazwie Archiwum, z których możemy się dowiedzieć, jak wyglądają standardowe odpowiedzi oraz pomysły, a jakie z nich są oryginalne. W dalszej części podręcznika znajdują się ćwiczenia dopasowane do różnego rodzaju myślenia: pytajnego, kombinacyjnego oraz transformacyjnego. Na końcu Krzysztof Szmidt proponuje nam kreatywność dla zaawansowanych, czyli metody twórczego rozwiązywania problemów. Książkę zamyka rozdział poświęcony metodologii – sposobom oraz zasadom, według których przeprowadza się trening grupowy.
Myślę, że pozycja jest skierowana także do wszystkich osób, które są zainteresowane rozwijaniem własnej pomysłowości oraz twórczego zachowania. Pozwala ona oduczyć się schematów narzucanych nam przez wiele lat edukacji szkolnej, która wymagała od nas znalezienia jednej poprawnej odpowiedzi. Pokazuje, że osoby kreatywne widzą wiele różnych sposobów generowania rozwiązań, które są zarazem nowe, użyteczne i oryginalne. W naszych czasach coraz więcej pracodawców oczekuje od swoich przyszłych pracowników umiejętności myślenia poza schematem. Już podczas rozmowy kwalifikacyjnej możemy zetknąć się z pytaniami dotyczącymi kreatywności, jak np.: podanie niestandardowych zastosowań widelca czy guzika. Rozwijanie w sobie twórczego myślenia jest inwestycją, która zaowocuje i przyniesie w przyszłości bogate plony, a także przyczyni się do osobistej satysfakcji.