Recenzje
Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy)
Kiepski ze mnie kibic – raz w życiu byłem na stadionie (pustym, pozwiedzać), mecze oglądam rzadko, nigdy sam nie lubiłem grać w piłkę. Mimo to jednak wiem, kim jest Lionel Messi. To nie tylko znana osoba w świecie sportu, ale dla mnie także człowiek, który całym sobą udowadnia, że można by „normalnym” i nie gwiazdorzyć, choć się jest najlepszym piłkarzem na świecie (a tak właśnie uważam).
Każdą porażkę Messi przeżywa, jakby był małym dzieckiem. Popołudniu obowiązkowo idzie spać, kładąc się w ciuchach na kanapie. Nudziło go oglądanie serialu „Lost”, a Diego Armando Maradona stwierdził, że łatwiej zrobić wywiad z Bogiem, niż dodzwonić się do Messiego. Skąd to wiem?
Leonardo Faccio w swojej książce „Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy)” wyjawia nie tylko te sekrety Lionela, ale i wiele innych. W dość oryginalny sposób przeplata się wątek finałowej gali nagrody Złotej Piłki w 2010 roku z opowieścią o przeszłości Messiego – czy to opowiedzianej przez samego Faccio, czy za pośrednictwem jego rozmów z rodziną i przyjaciółmi Messiego.
Gorąco polecam – nie tylko fanom Leo i futbolu, ale także tym, którzy chcą się podbudować i uwierzyć, że nawet będąc schorowanym dzieckiem z ubogiej miejscowości można być w życiu kimś, po prostu będąc sobą.
Każdą porażkę Messi przeżywa, jakby był małym dzieckiem. Popołudniu obowiązkowo idzie spać, kładąc się w ciuchach na kanapie. Nudziło go oglądanie serialu „Lost”, a Diego Armando Maradona stwierdził, że łatwiej zrobić wywiad z Bogiem, niż dodzwonić się do Messiego. Skąd to wiem?
Leonardo Faccio w swojej książce „Messi. Chłopiec, który zawsze się spóźniał (a dziś jest pierwszy)” wyjawia nie tylko te sekrety Lionela, ale i wiele innych. W dość oryginalny sposób przeplata się wątek finałowej gali nagrody Złotej Piłki w 2010 roku z opowieścią o przeszłości Messiego – czy to opowiedzianej przez samego Faccio, czy za pośrednictwem jego rozmów z rodziną i przyjaciółmi Messiego.
Gorąco polecam – nie tylko fanom Leo i futbolu, ale także tym, którzy chcą się podbudować i uwierzyć, że nawet będąc schorowanym dzieckiem z ubogiej miejscowości można być w życiu kimś, po prostu będąc sobą.
3telnik.pl Przemek, 2014-01-20
Macierzyństwo to łatwizna... i inne kłamstwa, które słyszą świeżo upieczone mamy
Można napisać tak: ten poradnik jest inny. Pod wieloma względami wyróżnia się na tle dostępnych książek dla młodych rodziców. Nie znajdziemy tutaj instrukcji pielęgnacji pępka, sposobów na ciemieniuchę czy bolesne ząbkowanie. Autorka koncentruje się wokół zagadnień rodzicielskich, a zwłaszcza zmian, jakie następują po urodzeniu maluszka.
Jednak nie robi tego w taki sposób, w jaki pisane są inne poradniki. Wpisuje się w trend odlukrowania macierzyństwa, ale w oryginalnym tonie: dzieli się wiedzą lekko, z humorem, odsłaniając ciężką kurtynę tajemnic i faktów, do których wielu z nas ciężko się przyznać. Pisząc, że macierzyństwo nie jest łatwe, pokazuje, jak sobie tę trudną rolę ułatwić, by nie zatracać siebie. Claudine Wolk to felietonistka, autorka wielu artykułów poświęconych macierzyństwu, autorka strony dla świeżo upieczonych mam. Aktywna w pomocy matkom wracającym po „odchowaniu dzieci” do pracy zawodowej.
Co się rzuca w oczy podczas lektury to również silna osobowość Autorki, sprzeciwiająca się poświęcaniu się i zapominaniu o sobie w myśl zasady, że matka „powinna”. Opisując różne aspekty opieki nad dzieckiem: karmienie, kładzenie spać, pracę zawodową, Wolk zwraca uwagę na potrzeby młodych mam, które powinny mieć szansę zadbać o siebie. Ciągle podkreślając banalną prawdę, że tylko szczęśliwa matka może wychowywać szczęśliwe dziecko, daje konkretne wskazówki, co zrobić, by macierzyństwo rzeczywiście było łatwiejsze. Najważniejsze to zmiana sposobu myślenia..
„Świat jest pełen kobiet niemile zaskoczonych nieustannymi trudami macierzyństwa, ciągle zdumionych tym, jak ich praca może być wspaniała i męcząca” Anna Quindlen
Wolk pisze o poczucie winy towarzyszącej rodzicom, ciągłej walce dwóch potrzeb: własnych i dzieci, zakłopotaniu wynikającemu z potrzeby powrotu do pracy, problemie z samorozwojem i ciągłym poczuciem, że coś się traci (gdy pozostaje się w domu z dzieckiem i marzy się o rozwoju zawodowym, gdy pracuje się i martwi się, co się dzieje z maluchem, myśląc o tych chwilach, które mijają bezpowrotnie).
Nie jest to jednak kolejny banalny poradnik, z tysiącem uwag i prawd, o których każda matka wie. Jest to naprawdę trzeźwo napisana książka, która stara się wskazać złoty środek, w którym potrzeby każdego członka rodziny są chociaż w podstawowej wersji zaspokajane.
Wolk radzi, jak zajmować się domem, gdy ma się w domu dziecko, które nie daje nam szansy choćby na 5 minut wytchnienia, w jaki sposób gotować, sprzątać czy znaleźć czas na poranny prysznic. Choć wiele z rad przedstawionych w tym poradniku może oburzać, zwłaszcza perfekcyjne mamy, nie sposób nie zauważyć, że ich wdrożenie może ułatwiać życie, bo tak naprawdę wykonując najtrudniejszą pracę pod słońcem, jaką jest wychowanie dzieci, nie sposób być idealnym przez cały czas. Nie da się ciągle dawać z siebie wszystkiego, a nawet więcej, bo w końcu któraś część nas się zbuntuje. Potrzeba zachować choćby podstawową harmonię, bo cytując klasyka, tylko ona jest w stanie nas uratować.
Podsumowując: dobra pozycja dla przyszłych mam, zwłaszcza spodziewających się pierwszego dziecka.
Jednak nie robi tego w taki sposób, w jaki pisane są inne poradniki. Wpisuje się w trend odlukrowania macierzyństwa, ale w oryginalnym tonie: dzieli się wiedzą lekko, z humorem, odsłaniając ciężką kurtynę tajemnic i faktów, do których wielu z nas ciężko się przyznać. Pisząc, że macierzyństwo nie jest łatwe, pokazuje, jak sobie tę trudną rolę ułatwić, by nie zatracać siebie. Claudine Wolk to felietonistka, autorka wielu artykułów poświęconych macierzyństwu, autorka strony dla świeżo upieczonych mam. Aktywna w pomocy matkom wracającym po „odchowaniu dzieci” do pracy zawodowej.
Co się rzuca w oczy podczas lektury to również silna osobowość Autorki, sprzeciwiająca się poświęcaniu się i zapominaniu o sobie w myśl zasady, że matka „powinna”. Opisując różne aspekty opieki nad dzieckiem: karmienie, kładzenie spać, pracę zawodową, Wolk zwraca uwagę na potrzeby młodych mam, które powinny mieć szansę zadbać o siebie. Ciągle podkreślając banalną prawdę, że tylko szczęśliwa matka może wychowywać szczęśliwe dziecko, daje konkretne wskazówki, co zrobić, by macierzyństwo rzeczywiście było łatwiejsze. Najważniejsze to zmiana sposobu myślenia..
„Świat jest pełen kobiet niemile zaskoczonych nieustannymi trudami macierzyństwa, ciągle zdumionych tym, jak ich praca może być wspaniała i męcząca” Anna Quindlen
Wolk pisze o poczucie winy towarzyszącej rodzicom, ciągłej walce dwóch potrzeb: własnych i dzieci, zakłopotaniu wynikającemu z potrzeby powrotu do pracy, problemie z samorozwojem i ciągłym poczuciem, że coś się traci (gdy pozostaje się w domu z dzieckiem i marzy się o rozwoju zawodowym, gdy pracuje się i martwi się, co się dzieje z maluchem, myśląc o tych chwilach, które mijają bezpowrotnie).
Nie jest to jednak kolejny banalny poradnik, z tysiącem uwag i prawd, o których każda matka wie. Jest to naprawdę trzeźwo napisana książka, która stara się wskazać złoty środek, w którym potrzeby każdego członka rodziny są chociaż w podstawowej wersji zaspokajane.
Wolk radzi, jak zajmować się domem, gdy ma się w domu dziecko, które nie daje nam szansy choćby na 5 minut wytchnienia, w jaki sposób gotować, sprzątać czy znaleźć czas na poranny prysznic. Choć wiele z rad przedstawionych w tym poradniku może oburzać, zwłaszcza perfekcyjne mamy, nie sposób nie zauważyć, że ich wdrożenie może ułatwiać życie, bo tak naprawdę wykonując najtrudniejszą pracę pod słońcem, jaką jest wychowanie dzieci, nie sposób być idealnym przez cały czas. Nie da się ciągle dawać z siebie wszystkiego, a nawet więcej, bo w końcu któraś część nas się zbuntuje. Potrzeba zachować choćby podstawową harmonię, bo cytując klasyka, tylko ona jest w stanie nas uratować.
Podsumowując: dobra pozycja dla przyszłych mam, zwłaszcza spodziewających się pierwszego dziecka.
sosrodzice.pl Dorota, 2013-09-10
System Białoruś
"Ludzie, którzy latami nie wstawali ze swoich łóżek, starzy, sparaliżowani, prosili swoje dzieci: Przyjeżdżaj, zawieź mnie na głosowanie. Dzieci pytały: Po co? Przecież i tak sfałszują wybory. A ci starzy odpowiadali: Nie, ja chcę na Łukaszenkę głosować. I oto oni, chorzy, z kulami, kijkami szli na mnie głosować. Jak w Piśmie Świętym: Wstań i idź. Tak było"
Białoruś to kraj dla Polski bardzo bliski, ale tylko geograficznie. To ten z naszych sąsiadów, do którego jest nam zdecydowanie najdalej - niewielu z nas tam było i zdaje sobie sprawę z tego, jak przedstawia się tamtejsza rzeczywistość. Pierwsze wrażenie z pobytu w Mińsku może być przyjemnie zaskakujące - nigdzie nie ma kojarzonych z PRL-u pustych sklepów, drogi są ładne, a miasto czyste. Pozory jednak mylą - Białoruś mentalnie w dalszym ciągu osadzona jest bardzo głęboko w realiach Związku Radzieckiego. Obywatel jest bezbronny wobec osaczenia aparatu państwowego, a sami ludzie nie znają nie tylko historii swojego narodu, ale często nie potrafią się nawet posługiwać ojczystym językiem. Tylko w podzielonym społeczeństwie, którego część nie odczuwa własnej tożsamości i najchętniej zostałaby przyłączona do Rosji, po władzę mógł sięgnąć tak skrajny populista jak Aleksander Łukaszenka, który urząd prezydenta sprawuje już od 20 lat.
Nie sposób mówić o Białorusi bez przybliżenia jego postaci. Łukaszenka to centralna postać książki Andrzeja Poczobuta, a fascynujący opis jego dojścia do władzy oraz sposobów jej utrzymania zajmują połowę "Systemu Białoruś". "Baćka" (uciskany naród tak kocha swojego pana, że nazywa go "ojcem") okazał się politycznym kamikaze, który wielokrotnie stawiał całą swoją karierę na jedną kartę i zawsze wygrywał. Mógł być wielokrotnie strącony w niebyt przez znacznie wówczas silniejszych od niego graczy, ale jego wielką siłą było to, że przez długi czas nikt nie traktował poważnie nieokrzesanego i wydawałoby się nieszkodliwego "wujka ze wsi". Pozwalano mu zatem krzyczeć i tym samym zdobywać stopniowo coraz większe poparcie wyjątkowo podatnego na proste hasła ludu. Chorobliwie ambitny Łukaszenka z dyrektora sowchozu szybko wyrósł na cynicznego polityka pełną gębą, który sztukę manipulacji i propagandy opanował do perfekcji. Kiedy już wypłynął na walce z korupcją i paradoksalnie dzięki wolności słowa oraz wolności gospodarczej (sic!) sięgnął po prezydenturę, błyskawicznie zaczął przemieniać kraj w swój autorski i dyktatorski twór, w którym najważniejsze dla utrzymania porządku są uczucie strachu przed władzą i szara stabilizacja, która nie daje nadziei na lepszą przyszłość. To nie tylko opinia międzynarodowych analityków i spejalistów, ale zwykłych mieszkańców Białorusi, którzy są bohaterami przejmujących reportaży drugiej połowy "Systemu".
Poczobut przedstawia całość w sposób doskonały pod względem fabularnym. Represjonowany przez opisywany system dziennikarz polskiej mniejszości na Białorusi nie ma złudzeń wobec stricte mafijnych metod stosowanych przez Łukaszenkę i taką też stosuje narrację. Obok owinięcia sobie wokół palca mediów i biznesowych oligarchów, "Baćka" potrafi być okrutnie bezwględny wobec opozycjonistów, własnych sojuszników politycznych, których samodzielność bez mrugnięcia okiem marginalizował dzięki zastępowi miernych, biernych, ale wiernych, a w skrajnych przypadkach nie miał żadnych skrupułów przed posunięciem się do politycznego mordu. Lud stoi jednak za nim bezwarunkowo i pomimo oczywistych wyborczych fałszerstw jego poparcie w społeczeństwie jest nadal bardzo wysokie. Ale może to nie powinno dziwić - stałym elementem białoruskiej telewizji są rozbudowane i wyreżyserowane show, gdzie wściekły Łukaszenka ruga macią oraz każe wyprowadzać w kajdankach ministrów i urzędników, którzy "nic nie robią i kradną", rozwiązuje problemy schorowanych emerytek, a podstawieni rolnicy i weterani wojenni proszą go, aby rządził do końca życia.
Punkt pierwszy - prezydent ma zawsze rację. Punkt drugi - kiedy prezydent nie ma racji, patrz punkt pierwszy. To twarda ręka Łukaszenki doprowadziła do tego, że Białoruś nigdy nie dała sobie samej szansy, a demokracja i kapitalizm to tam wciąż pojęcia nieznane. Dziękujmy Bogu, że taki facet nigdy nie rządził Polską, bo tak daleko od tego wcale znowu nie było.
"Łukaszenka: Czy poradzicie sobie ze żniwami?
Gubernator obwodu brzeskiego Sumar: Nie chciałbym się z Bogiem sprzeczać Aleksandrze Ryhorawiczu, przecież widzicie, jaka jest pogoda.
- Przecież ja nie jestem Bogiem.
- Wy jesteście trochę wyżej.
- Dziękuję"
Białoruś to kraj dla Polski bardzo bliski, ale tylko geograficznie. To ten z naszych sąsiadów, do którego jest nam zdecydowanie najdalej - niewielu z nas tam było i zdaje sobie sprawę z tego, jak przedstawia się tamtejsza rzeczywistość. Pierwsze wrażenie z pobytu w Mińsku może być przyjemnie zaskakujące - nigdzie nie ma kojarzonych z PRL-u pustych sklepów, drogi są ładne, a miasto czyste. Pozory jednak mylą - Białoruś mentalnie w dalszym ciągu osadzona jest bardzo głęboko w realiach Związku Radzieckiego. Obywatel jest bezbronny wobec osaczenia aparatu państwowego, a sami ludzie nie znają nie tylko historii swojego narodu, ale często nie potrafią się nawet posługiwać ojczystym językiem. Tylko w podzielonym społeczeństwie, którego część nie odczuwa własnej tożsamości i najchętniej zostałaby przyłączona do Rosji, po władzę mógł sięgnąć tak skrajny populista jak Aleksander Łukaszenka, który urząd prezydenta sprawuje już od 20 lat.
Nie sposób mówić o Białorusi bez przybliżenia jego postaci. Łukaszenka to centralna postać książki Andrzeja Poczobuta, a fascynujący opis jego dojścia do władzy oraz sposobów jej utrzymania zajmują połowę "Systemu Białoruś". "Baćka" (uciskany naród tak kocha swojego pana, że nazywa go "ojcem") okazał się politycznym kamikaze, który wielokrotnie stawiał całą swoją karierę na jedną kartę i zawsze wygrywał. Mógł być wielokrotnie strącony w niebyt przez znacznie wówczas silniejszych od niego graczy, ale jego wielką siłą było to, że przez długi czas nikt nie traktował poważnie nieokrzesanego i wydawałoby się nieszkodliwego "wujka ze wsi". Pozwalano mu zatem krzyczeć i tym samym zdobywać stopniowo coraz większe poparcie wyjątkowo podatnego na proste hasła ludu. Chorobliwie ambitny Łukaszenka z dyrektora sowchozu szybko wyrósł na cynicznego polityka pełną gębą, który sztukę manipulacji i propagandy opanował do perfekcji. Kiedy już wypłynął na walce z korupcją i paradoksalnie dzięki wolności słowa oraz wolności gospodarczej (sic!) sięgnął po prezydenturę, błyskawicznie zaczął przemieniać kraj w swój autorski i dyktatorski twór, w którym najważniejsze dla utrzymania porządku są uczucie strachu przed władzą i szara stabilizacja, która nie daje nadziei na lepszą przyszłość. To nie tylko opinia międzynarodowych analityków i spejalistów, ale zwykłych mieszkańców Białorusi, którzy są bohaterami przejmujących reportaży drugiej połowy "Systemu".
Poczobut przedstawia całość w sposób doskonały pod względem fabularnym. Represjonowany przez opisywany system dziennikarz polskiej mniejszości na Białorusi nie ma złudzeń wobec stricte mafijnych metod stosowanych przez Łukaszenkę i taką też stosuje narrację. Obok owinięcia sobie wokół palca mediów i biznesowych oligarchów, "Baćka" potrafi być okrutnie bezwględny wobec opozycjonistów, własnych sojuszników politycznych, których samodzielność bez mrugnięcia okiem marginalizował dzięki zastępowi miernych, biernych, ale wiernych, a w skrajnych przypadkach nie miał żadnych skrupułów przed posunięciem się do politycznego mordu. Lud stoi jednak za nim bezwarunkowo i pomimo oczywistych wyborczych fałszerstw jego poparcie w społeczeństwie jest nadal bardzo wysokie. Ale może to nie powinno dziwić - stałym elementem białoruskiej telewizji są rozbudowane i wyreżyserowane show, gdzie wściekły Łukaszenka ruga macią oraz każe wyprowadzać w kajdankach ministrów i urzędników, którzy "nic nie robią i kradną", rozwiązuje problemy schorowanych emerytek, a podstawieni rolnicy i weterani wojenni proszą go, aby rządził do końca życia.
Punkt pierwszy - prezydent ma zawsze rację. Punkt drugi - kiedy prezydent nie ma racji, patrz punkt pierwszy. To twarda ręka Łukaszenki doprowadziła do tego, że Białoruś nigdy nie dała sobie samej szansy, a demokracja i kapitalizm to tam wciąż pojęcia nieznane. Dziękujmy Bogu, że taki facet nigdy nie rządził Polską, bo tak daleko od tego wcale znowu nie było.
"Łukaszenka: Czy poradzicie sobie ze żniwami?
Gubernator obwodu brzeskiego Sumar: Nie chciałbym się z Bogiem sprzeczać Aleksandrze Ryhorawiczu, przecież widzicie, jaka jest pogoda.
- Przecież ja nie jestem Bogiem.
- Wy jesteście trochę wyżej.
- Dziękuję"
PORTAL INTERNETOWY
dlaStudenta.pl Jerzy Ślusarski, 2014-01-07
Terapia f**k it. Prosty sposób na szczęście
Terapia f**k it, prosty sposób na szczęście
Czy wyobrażasz sobie sytuację, kiedy nagle rzucasz wszystko i mówisz „pieprzę to”? Zrywasz niewidzialne łańcuchy codzienności i stajesz się wolny dzięki temu, że po prostu sobie odpuszczasz? Myślisz, że to nie może zadziałać? Jeśli wątpisz, iż proste słowa „pieprzę to” mogą odmienić twoje życie, zajrzyj do książki Johna C. Parkina Terapia f**k it, prosty sposób na szczęście.
Książka jest bardzo specyficzną terapią, ponieważ opiera się na wyrażeniu, które uważane jest za wulgarne. Wydaję mi się jednak, że właśnie siła i ładunek, jakie niosą ze sobą te słowa stanowią jej efektywność. Sprawiają, że obok takiego tytułu ciężko przejść obojętnie. Dokładnie tak zadziałały na mnie.
Jeśli myślisz, że książka jest kontrowersyjna, to masz rację. Autor przeprowadza nas przez stworzoną przez siebie terapię opierającą się na wyrażeniu „pieprzę to”, które może oznaczać dwie rzeczy. Z jednej strony jest to odpuszczenie sobie. Z drugiej jednak, stanowi wyzwanie do skonfrontowania się z własnymi słabościami. „Pieprzę to” w drugim przypadku jest jak akt odwagi.
John C. Parkin opisuje w swojej publikacji różne rodzaje więzień, z którymi możemy się utożsamić, a które sami sobie tworzymy. Daje nam także zbiór magicznych narzędzi do zburzenia murów, za którymi kryje się nasza wolność i radość życia - po co mamy się stresować, skoro możemy zdjąć z siebie wszelkie ograniczenia?
Myślę, że warto przeczytać tę książkę. Pokazuje ona, że stan „pieprzę to” obfituje w beztroskę oraz rozluźnienie. Można także zauważyć w nim pewne przesłanie, które człowiekowi zachodu może wydawać się obce i niezrozumiałe. Zapominamy, że dopiero umysł, który jest oczyszczony z nękających go myśli, może dać nam poczucie szczęścia. Książka zawiera proste prawdy, o których raczej każdy z nas wie, ale nigdy nie przychodzi nam do głowy, żeby je wykorzystać i zmienić swoje życie na lepsze. Jeśli mamy trochę motywacji, Terapia f**k it może otworzyć nam oczy na wiele spraw.
Czy wyobrażasz sobie sytuację, kiedy nagle rzucasz wszystko i mówisz „pieprzę to”? Zrywasz niewidzialne łańcuchy codzienności i stajesz się wolny dzięki temu, że po prostu sobie odpuszczasz? Myślisz, że to nie może zadziałać? Jeśli wątpisz, iż proste słowa „pieprzę to” mogą odmienić twoje życie, zajrzyj do książki Johna C. Parkina Terapia f**k it, prosty sposób na szczęście.
Książka jest bardzo specyficzną terapią, ponieważ opiera się na wyrażeniu, które uważane jest za wulgarne. Wydaję mi się jednak, że właśnie siła i ładunek, jakie niosą ze sobą te słowa stanowią jej efektywność. Sprawiają, że obok takiego tytułu ciężko przejść obojętnie. Dokładnie tak zadziałały na mnie.
Jeśli myślisz, że książka jest kontrowersyjna, to masz rację. Autor przeprowadza nas przez stworzoną przez siebie terapię opierającą się na wyrażeniu „pieprzę to”, które może oznaczać dwie rzeczy. Z jednej strony jest to odpuszczenie sobie. Z drugiej jednak, stanowi wyzwanie do skonfrontowania się z własnymi słabościami. „Pieprzę to” w drugim przypadku jest jak akt odwagi.
John C. Parkin opisuje w swojej publikacji różne rodzaje więzień, z którymi możemy się utożsamić, a które sami sobie tworzymy. Daje nam także zbiór magicznych narzędzi do zburzenia murów, za którymi kryje się nasza wolność i radość życia - po co mamy się stresować, skoro możemy zdjąć z siebie wszelkie ograniczenia?
Myślę, że warto przeczytać tę książkę. Pokazuje ona, że stan „pieprzę to” obfituje w beztroskę oraz rozluźnienie. Można także zauważyć w nim pewne przesłanie, które człowiekowi zachodu może wydawać się obce i niezrozumiałe. Zapominamy, że dopiero umysł, który jest oczyszczony z nękających go myśli, może dać nam poczucie szczęścia. Książka zawiera proste prawdy, o których raczej każdy z nas wie, ale nigdy nie przychodzi nam do głowy, żeby je wykorzystać i zmienić swoje życie na lepsze. Jeśli mamy trochę motywacji, Terapia f**k it może otworzyć nam oczy na wiele spraw.
niedzielnatworczosc.blogspot.com Joanna Niedziela, 2014-01-17
Wychowanie. Najtrudniejsza ze sztuk pięknych
W równie zgrabny jak tytuł sposób autorka prezentuje, jak komunikować się z dzieckiem, czyli pielęgnować sztukę rozmowy z nim, słuchania i mówienia.....nie", gdy są ku temu powody. Przypomina jednocześnie, że wychowanie to wieczne balansowanie na linie, niezbędne więc jest ustalenie określonych norm i niedopuszczanie do ich przekraczania. Uczy także, jak traktować uczucia i emocje dziecka, a tu przydatne jest opanowanie sztuki cierpliwości i powściągania pierwszego odruchu.
To poradnik praktycznie dla każdego, bowiem trudno o rodziców, którzy w mniejszym lub większym stopniu nie zmagaliby się z opisanymi problemami podczas codziennego wychowywania dziecka. A przy tym nic dziwnego, że czasem „wychowawców" ogarnia frustracja, czasem poczucie bezradności, a wtedy, po prostu, przydaje się drobna podpowiedz, by relacje z dzieckiem wróciły na właściwe tory i znów zaczęły sprawiać przyjemność obu stronom. To książka dla tych, którzy nie idą w zaparte i mają świadomość tego, że w tej sferze warto byłoby coś poprawić. Czasami jednak nie wiedzą, od czego zacząć i jak wyjść poza zaklęty krąg schematów zachowań wyniesionych z własnego domu, z własnego dzieciństwa. A tu tymczasem wystarczy sięgnąć po odpowiednią publikację. Rekomendacją może być też to, że autorka poradnika nie opiera się jedynie na wiedzy teoretycznej. Sama jest matką czwórki dzieci, pedagogiem szkolnym, pracownikiem poradni psychologiczno-pedagogicznej, terapeutką, socjoterapeutką i trenerką w Szkole dla Rodziców i Wychowawców. W oparciu o to bogate doświadczenie pokazuje, jak rozmawiać z dzieckiem (także nastoletnim!), by nie przypominało to rzucania grochem o ścianę ani gry w ping-ponga. Choć warto w tę prostą grę z dzieckiem zagrać...
To poradnik praktycznie dla każdego, bowiem trudno o rodziców, którzy w mniejszym lub większym stopniu nie zmagaliby się z opisanymi problemami podczas codziennego wychowywania dziecka. A przy tym nic dziwnego, że czasem „wychowawców" ogarnia frustracja, czasem poczucie bezradności, a wtedy, po prostu, przydaje się drobna podpowiedz, by relacje z dzieckiem wróciły na właściwe tory i znów zaczęły sprawiać przyjemność obu stronom. To książka dla tych, którzy nie idą w zaparte i mają świadomość tego, że w tej sferze warto byłoby coś poprawić. Czasami jednak nie wiedzą, od czego zacząć i jak wyjść poza zaklęty krąg schematów zachowań wyniesionych z własnego domu, z własnego dzieciństwa. A tu tymczasem wystarczy sięgnąć po odpowiednią publikację. Rekomendacją może być też to, że autorka poradnika nie opiera się jedynie na wiedzy teoretycznej. Sama jest matką czwórki dzieci, pedagogiem szkolnym, pracownikiem poradni psychologiczno-pedagogicznej, terapeutką, socjoterapeutką i trenerką w Szkole dla Rodziców i Wychowawców. W oparciu o to bogate doświadczenie pokazuje, jak rozmawiać z dzieckiem (także nastoletnim!), by nie przypominało to rzucania grochem o ścianę ani gry w ping-ponga. Choć warto w tę prostą grę z dzieckiem zagrać...
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2014-01-18