Recenzje
Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina
Nakładem Wydawnictwa Bezdroża ukazała się publikacja autorstwa Judyty Sierakowskiej pt. Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina. To reporterska opowieść o Gagauzji najbiedniejszym zakątku najbiedniejszego kraju w Europie – Mołdawii. Sierakowska opisuje w książce życie mieszkańców tego regionu, historie Gagauzów i Polaków mieszkających w Mołdawii. Swoje opowieści ilustruje wieloma ciekawostkami i opowieściami z tej, jak to mówi: krainy pełnej niedorzeczności.
Autorka pisze we wstępie: „Mołdawia to kraj gdzie najdłużej w Europie próbowano wybrać prezydenta, to również ostatni bastion ZSRR, gdzie wychwalany jest kraj Łukaszenki, bo tam jest „tak czysto”, a ludziom się powodzi. W Mołdawii nie żyje się dostatnio, a już najmniej w Gagauzji. W Mołdawii, a najbardziej na jej południu, w Gagauzji tylko jedno się udało. Wino.”
Judyta Sierakowska z wykształcenia jest socjologiem, zawodowo dziennikarzem. Pracowała i pisała m.in. dla „Przekroju”, „Rzeczpospolitej”, „Życia Warszawy” i „Focusa”. Teraz pracuje niezależnie, głównie pisząc do tygodników. Za reportaż Władcy „jamników” („Puls Biznesu Weekend”) opowiadający historie twórców autobusowej potęgi „Solaris”, została nominowana do nagrody Grand Press 2012; autorka reportażu Irena zamieszczonego w książce „Pytania, których się nie zadaje. 12 reporterów, 12 ważnych odpowiedzi.
Autorka pisze we wstępie: „Mołdawia to kraj gdzie najdłużej w Europie próbowano wybrać prezydenta, to również ostatni bastion ZSRR, gdzie wychwalany jest kraj Łukaszenki, bo tam jest „tak czysto”, a ludziom się powodzi. W Mołdawii nie żyje się dostatnio, a już najmniej w Gagauzji. W Mołdawii, a najbardziej na jej południu, w Gagauzji tylko jedno się udało. Wino.”
Judyta Sierakowska z wykształcenia jest socjologiem, zawodowo dziennikarzem. Pracowała i pisała m.in. dla „Przekroju”, „Rzeczpospolitej”, „Życia Warszawy” i „Focusa”. Teraz pracuje niezależnie, głównie pisząc do tygodników. Za reportaż Władcy „jamników” („Puls Biznesu Weekend”) opowiadający historie twórców autobusowej potęgi „Solaris”, została nominowana do nagrody Grand Press 2012; autorka reportażu Irena zamieszczonego w książce „Pytania, których się nie zadaje. 12 reporterów, 12 ważnych odpowiedzi.
pojechanewakacje.pl 2014-03-22
Jak tłumaczyć dzieciom matematykę. Poradnik nie tylko dla rodziców
Jak to często mam w zwyczaju, zanim podzielę się własną refleksją na temat przeczytanej książki, przytoczę słowa Wydawcy mające krótko ją opisać jednocześnie zachęcając do lektury: „Ta książka jest przeznaczona dla rodziców, których pociechy uczęszczają do szkół podstawowych i gimnazjów. Przyda się również nauczycielom, którzy szukają nieszablonowych pomysłów, by pomóc uczniom oswoić świat ułamków i wielokątów, a także całej reszcie, żyjącej w przekonaniu, że matematyka jest tylko dla wybranych”.
Skoro tradycji stało się zadość, przejdę do konkretów i wyrażę subiektywną opinię oraz odpowiem na pytanie czy warto kupić i przeczytać książkę Jak tłumaczyć dzieciom matematykę? czy nie?
Jestem z pokolenia, w którym matematyka to był przede wszystkim wzór, regułka i „miliony” zadań do rozwiązania. Dziś zaś widzę jakiś bałagan w tym ścisłym przedmiocie. Rozbudowane treści, ilustracje i „ułatwienia”, które, tak na marginesie, niekoniecznie wskazują szybszy i łatwiejszy sposób rozwiązania zadania. Sporo się zmieniło i nagle okazuje się, że nie ma jak pomóc dziecku, bo nasze metody nie są już stosowane. (To oczywiście pewne uproszczenie). I Tu w sukurs może przyjść właśnie książka pani Danuty Zaremby. Choć, po prawdzie nie zda się ona na wiele o ile nie sięgną do niej również nauczyciele.
Dlaczego? Czy pani Danuta Zaremba „odkrywa Amerykę”? Czy wprowadza jakieś rewolucyjne metody? Otóż nie. Ona jedynie przypomina, że dziecko na poszczególnych etapach rozwoju ma ograniczone możliwości poznawcze. (Zostawmy na boku geniuszy). Nie ma więc sensu już na dzień dobry zarzucać pierwszoklasistę stricte matematyczną nomenklaturą, wzorami i precyzyjnymi regułami. Na początku należy postawić na dziecięcą logikę i intuicję i podążając za nimi jedynie korygować błędy. Bo dzieci wcale nie muszą się na matematyce męczyć. Jak pisze sama autorka „ Matematykę można dzieciom przybliżyć! Wystarczy, że nawiążemy do ich własnych doświadczeń, pozwolimy im posługiwać się ich własnym językiem, a przede wszystkim będziemy się odwoływać do zdrowego rozsądku.”
I ta książka to nic innego jak wskazanie sposobów na przeprowadzanie naszych pociech przez kolejne stopnie wtajemniczenia. Krok po kroku. Bez zadęcia za to w bardzo praktyczny sposób. Według mojej oceny książka przyda się w każdym domu, w którym są dzieci w wieku szkolnym. Zdecydowanie warto ją mieć nawet, jeżeli rodzic matematykę ma w małym paluszku. Danuta Zaremba rzuca bowiem światło na to, dlaczego niektóre dzieci nie lubią matematyki, wskazuje pułapki i błędy nauczycieli oraz rodziców. Skromne wydanie, bez efektowanych ilustracji i przyciągającej wzrok okładki kryje w sobie wartościową treść. Konkretną i pomocną.
Autorka nie stara się udowodnić swej wyższości nad czytelnikiem. Matematykę sprowadza na ziemię, osadza w realiach dnia codziennego i podtyka sposoby na to jak bez fachowego (a dla dziecka niezrozumiałego) żargonu wyjaśniać dziecku istotę królowej nauk.
Jeżeli debiutant w szkole nie do końca widzi różnice pomiędzy cyfrą a liczbą pani Zaremba podpowie jak mu ją wytłumaczyć. Pokaże, na czym polega dodawanie i odejmowanie, przybliży ułamki i procenty. Wytłumaczy, czemu do geometrii lepiej używać gładkiego zeszytu zamiast zeszytu w kratkę. Wyjaśni dlaczego ułamki najlepiej wprowadzać odnosząc się do koła i jego wycinków (oczywiści najlepiej wyciętych z kartonu ; ). Przestrzeże przed niepotrzebnym wprowadzaniem x i nawiasów. Podkreśli wagę eksperymentu i doświadczenia, oraz tego jak ważne jest by dziecko samo odkryło istotę zagadnienia, sposób rozwiązania zadania.
Jest tu 8 rozdziałów podzielonych na podrozdziały. Wiedza jest stopniowana. Od podstaw po bardziej złożone kwestie. Wszystko napisane w bardzo przystępny sposób. Dużo przykładów. Autorka stara się zilustrować zarówno błędy popełniane przez dzieci jak i te popełniane przez dorosłych oraz podsunąć sposób wprowadzania konkretnych tematów by było miło łatwo i przyjemnie (oczywiście na tyle, na ile matematyka daje takie możliwości).
Nie jest to rodzaj poradnika, który można przeczytać od ręki na jednym wdechu. Tu nie ma nieistotnego wodolejstwa typowego dla innych poradników, szczególnie tych kierowanych do rodziców. Nie ma ideologii. Są fakty i konkrety. Przez to, całość wymaga skupienia. Przystępny język ułatwia, co wcale nie oznacza, że nie trzeba czytać z uwagą. To jest przecież książka, która ma nauczyć jak uczyć ;) Polecam czytanie na raty a najlepiej stosownie do potrzeb. Można zapoznać się z książką a później w razie pojawienia się problemów sięgać do właściwego rozdziału. Można też z pomocą pani Zaremby utrwalać z dzieckiem wiedzę szkolną niezależnie od tego czy uczeń zgłasza jakiś problem czy nie. (Oczywiście o ile nauczyciel jest jednostką otwartą i nie uważa, że tylko jego sposób nauki jest właściwy i słuszny, inaczej mogą momentami pojawić się kłopoty).
Czy wszystko, co proponuje autorka jest dobre? To trzeba oceniać w kontekście pracy z konkretnym dzieckiem. Dla takiej „starszej pani” jak ja przyzwyczajonej do starych wzorów i regułek niektóre metody były zbyt „dziwne”. Niepotrzebne. Ale przecież książka ma pomóc dzieciom a one postrzegają świat inaczej. Poza tym autorka wcale nie narzuca określonych sposobów. Cały czas powtarza, że choć istnieją pewne zasady, których trzeba przestrzegać to w sumie w matematyce jest sporo miejsca na swobodę, pomysłowość. Grunt to myśleć logicznie i szukać najprostszej metody.
Zastanawiam się czy starsze dzieci mogą same korzystać z książki „Jak tłumaczyć dzieciom matematykę”? U nas na pewno nie. Mój szóstoklasista sięgnął po nią na fali przygotowań do egzaminu, ale szybko odłożył na półkę. W Jego przypadku jest to reakcja w zasadzie odruchowa na widok czegokolwiek, co z matematyką ma związek. Jest idealnym przykładem dziecka, które uczono według określonego schematu, niekoniecznie uwzględniającego jego możliwości pojmowania i humanistyczne predyspozycje. Czasem, gdy muszę coś Mu wytłumaczyć wyraźnie widzę, że On kompletnie „nie widzi” tego, co robi. Nie wie jak odnieść wzór, regułę czy zadanie do świata rzeczywistego by ułatwić sobie życie. Więc zmaga się z tematem bez jakiejkolwiek przyjemności. Czy książka pomoże mi pomóc Jemu? Nie mam pewności jednak jej przeczytanie pokazało mi, dlaczego nie rozumiem, że dziecko moje nie rozumie czegoś w mojej ocenie oczywistego. Oby wiedza ta dała pozytywne rezultaty przy młodszych.
Skoro tradycji stało się zadość, przejdę do konkretów i wyrażę subiektywną opinię oraz odpowiem na pytanie czy warto kupić i przeczytać książkę Jak tłumaczyć dzieciom matematykę? czy nie?
Jestem z pokolenia, w którym matematyka to był przede wszystkim wzór, regułka i „miliony” zadań do rozwiązania. Dziś zaś widzę jakiś bałagan w tym ścisłym przedmiocie. Rozbudowane treści, ilustracje i „ułatwienia”, które, tak na marginesie, niekoniecznie wskazują szybszy i łatwiejszy sposób rozwiązania zadania. Sporo się zmieniło i nagle okazuje się, że nie ma jak pomóc dziecku, bo nasze metody nie są już stosowane. (To oczywiście pewne uproszczenie). I Tu w sukurs może przyjść właśnie książka pani Danuty Zaremby. Choć, po prawdzie nie zda się ona na wiele o ile nie sięgną do niej również nauczyciele.
Dlaczego? Czy pani Danuta Zaremba „odkrywa Amerykę”? Czy wprowadza jakieś rewolucyjne metody? Otóż nie. Ona jedynie przypomina, że dziecko na poszczególnych etapach rozwoju ma ograniczone możliwości poznawcze. (Zostawmy na boku geniuszy). Nie ma więc sensu już na dzień dobry zarzucać pierwszoklasistę stricte matematyczną nomenklaturą, wzorami i precyzyjnymi regułami. Na początku należy postawić na dziecięcą logikę i intuicję i podążając za nimi jedynie korygować błędy. Bo dzieci wcale nie muszą się na matematyce męczyć. Jak pisze sama autorka „ Matematykę można dzieciom przybliżyć! Wystarczy, że nawiążemy do ich własnych doświadczeń, pozwolimy im posługiwać się ich własnym językiem, a przede wszystkim będziemy się odwoływać do zdrowego rozsądku.”
I ta książka to nic innego jak wskazanie sposobów na przeprowadzanie naszych pociech przez kolejne stopnie wtajemniczenia. Krok po kroku. Bez zadęcia za to w bardzo praktyczny sposób. Według mojej oceny książka przyda się w każdym domu, w którym są dzieci w wieku szkolnym. Zdecydowanie warto ją mieć nawet, jeżeli rodzic matematykę ma w małym paluszku. Danuta Zaremba rzuca bowiem światło na to, dlaczego niektóre dzieci nie lubią matematyki, wskazuje pułapki i błędy nauczycieli oraz rodziców. Skromne wydanie, bez efektowanych ilustracji i przyciągającej wzrok okładki kryje w sobie wartościową treść. Konkretną i pomocną.
Autorka nie stara się udowodnić swej wyższości nad czytelnikiem. Matematykę sprowadza na ziemię, osadza w realiach dnia codziennego i podtyka sposoby na to jak bez fachowego (a dla dziecka niezrozumiałego) żargonu wyjaśniać dziecku istotę królowej nauk.
Jeżeli debiutant w szkole nie do końca widzi różnice pomiędzy cyfrą a liczbą pani Zaremba podpowie jak mu ją wytłumaczyć. Pokaże, na czym polega dodawanie i odejmowanie, przybliży ułamki i procenty. Wytłumaczy, czemu do geometrii lepiej używać gładkiego zeszytu zamiast zeszytu w kratkę. Wyjaśni dlaczego ułamki najlepiej wprowadzać odnosząc się do koła i jego wycinków (oczywiści najlepiej wyciętych z kartonu ; ). Przestrzeże przed niepotrzebnym wprowadzaniem x i nawiasów. Podkreśli wagę eksperymentu i doświadczenia, oraz tego jak ważne jest by dziecko samo odkryło istotę zagadnienia, sposób rozwiązania zadania.
Jest tu 8 rozdziałów podzielonych na podrozdziały. Wiedza jest stopniowana. Od podstaw po bardziej złożone kwestie. Wszystko napisane w bardzo przystępny sposób. Dużo przykładów. Autorka stara się zilustrować zarówno błędy popełniane przez dzieci jak i te popełniane przez dorosłych oraz podsunąć sposób wprowadzania konkretnych tematów by było miło łatwo i przyjemnie (oczywiście na tyle, na ile matematyka daje takie możliwości).
Nie jest to rodzaj poradnika, który można przeczytać od ręki na jednym wdechu. Tu nie ma nieistotnego wodolejstwa typowego dla innych poradników, szczególnie tych kierowanych do rodziców. Nie ma ideologii. Są fakty i konkrety. Przez to, całość wymaga skupienia. Przystępny język ułatwia, co wcale nie oznacza, że nie trzeba czytać z uwagą. To jest przecież książka, która ma nauczyć jak uczyć ;) Polecam czytanie na raty a najlepiej stosownie do potrzeb. Można zapoznać się z książką a później w razie pojawienia się problemów sięgać do właściwego rozdziału. Można też z pomocą pani Zaremby utrwalać z dzieckiem wiedzę szkolną niezależnie od tego czy uczeń zgłasza jakiś problem czy nie. (Oczywiście o ile nauczyciel jest jednostką otwartą i nie uważa, że tylko jego sposób nauki jest właściwy i słuszny, inaczej mogą momentami pojawić się kłopoty).
Czy wszystko, co proponuje autorka jest dobre? To trzeba oceniać w kontekście pracy z konkretnym dzieckiem. Dla takiej „starszej pani” jak ja przyzwyczajonej do starych wzorów i regułek niektóre metody były zbyt „dziwne”. Niepotrzebne. Ale przecież książka ma pomóc dzieciom a one postrzegają świat inaczej. Poza tym autorka wcale nie narzuca określonych sposobów. Cały czas powtarza, że choć istnieją pewne zasady, których trzeba przestrzegać to w sumie w matematyce jest sporo miejsca na swobodę, pomysłowość. Grunt to myśleć logicznie i szukać najprostszej metody.
Zastanawiam się czy starsze dzieci mogą same korzystać z książki „Jak tłumaczyć dzieciom matematykę”? U nas na pewno nie. Mój szóstoklasista sięgnął po nią na fali przygotowań do egzaminu, ale szybko odłożył na półkę. W Jego przypadku jest to reakcja w zasadzie odruchowa na widok czegokolwiek, co z matematyką ma związek. Jest idealnym przykładem dziecka, które uczono według określonego schematu, niekoniecznie uwzględniającego jego możliwości pojmowania i humanistyczne predyspozycje. Czasem, gdy muszę coś Mu wytłumaczyć wyraźnie widzę, że On kompletnie „nie widzi” tego, co robi. Nie wie jak odnieść wzór, regułę czy zadanie do świata rzeczywistego by ułatwić sobie życie. Więc zmaga się z tematem bez jakiejkolwiek przyjemności. Czy książka pomoże mi pomóc Jemu? Nie mam pewności jednak jej przeczytanie pokazało mi, dlaczego nie rozumiem, że dziecko moje nie rozumie czegoś w mojej ocenie oczywistego. Oby wiedza ta dała pozytywne rezultaty przy młodszych.
mnz.pl Aneta Stawiszyńska-Marciniak, 2014-03-21
Medytacja w życiu codziennym
Kilka dni temu byłam w Krakowie na spotkaniu autorskim z Maciejem Wielobobem z okazji ukazania się jego nowej książki. Na facebooku Maciej umieścił nawet kilka zdjęć z tego wydarzenia. No i to ciało wsparte o ścianę, „romantycznie” spowite wełnianym kocem (bo zimno) i z wyrazem twarzy, co to wyraża tęsknotę za rozumem to właśnie ja. Nie o tym jednak chciałam dziś napisać, lecz o wspomnianej książce, którą uważnie przeczytałam zanim jeszcze na owo spotkanie się udałam.
Tytuł nie zapowiadał dla mnie jakiejś rewolucjiczytelniczej. Szczerze mówiąc, doświadczenie nauczyło mnie dużej rezerwy w stosunku do wszystkich książek, które wprowadzają tematy ważkie w naszą codzienność, upraszczając je i banalizując i w efekcie tych zabiegów przypominając poradniki raczej niż poważną literaturę. Takie, co to przeczytasz- zapomnisz. A po przeczytaniu odłożysz z powrotem na półkę z przeświadczeniem, że lektura ta życia twojego nie zmieni.
Tymczasem książka Macieja już od pierwszych stron wprowadza nas w świat bardzo konkretnej i niepopularnej u nas ciągle wiedzy na temat szeroko pojętej teorii medytacji i sufizmu uniwersalnego. Czytelnik otrzymuje od autora sporą porcję rzetelnej wiedzy wraz z delikatnym „kopniakiem”, by wyruszyć na dalsze samodzielne poszukiwania. Książka daje odpowiedź na pytanie o cele medytacji i proponuje pozbawioną ascezy praktykę, która łączy życie wewnętrzne z życiem rodzinnym, społecznym, zawodowym. Omawia problem relacji między nauczycielem i uczniem i szczegółowo prezentuje praktyki oddechowe. Znajdujemy w niej rozdziały zawierające propozycje ćwiczeń praktycznych, oryginalne teksty sufickie i dowcipne przypowieści o Nasrudinie.
Mnie szczególnie zainteresował temat modlitwy. Szczególnie zaś ujął mnie swoją urodą i wymową przytoczony na stronach 57- 59 urywek powieści „ Faraon” Bolesława Prusa. Swoją drogą, dziwne, że tak pięknego fragmentu nie zauważyłam wiele lat temu, gdy raz czy drugi dzieło to czytałam… . Najwyraźniej dopiero teraz dojrzałam do tego, by nad nim pochylić głowę, pomyśleć i dać się urzec. Spróbujcie i wy, nawet jeśli „Faraona” czytaliście nieraz.
Najbardziej jednak zainspirowała mnie przedstawiona przez Maćka praktyka Żelaznych, Brązowych, Srebrnych i Złotych Zasad Inyata Khana. Polega ona na codziennej pracy nad czterdziestoma ściśle określonymi zasadami. Opisane reguły tej pracy są bardzo konkretne, nie przeszkadzają w życiu codziennym, lecz wzbogacają je, czynią pełniejszym i z jednej strony wymagają od praktykującego uważności, z drugiej zaś tę uważność wraz z wrażliwością kształtują. Nie są łatwe, ale… .
Wymienię je krótko w kolejnym wpisie. A zainteresowanych szczegółami praktyki, odsyłam do książki lub na stronę
http://www.sufizm.edu.pl/
.
Tak więc „Medytacja w życiu codziennym” Macieja Wieloboba to lektura zdecydowanie godna polecenia!
Ja wrócę do niej na pewno!
Tytuł nie zapowiadał dla mnie jakiejś rewolucjiczytelniczej. Szczerze mówiąc, doświadczenie nauczyło mnie dużej rezerwy w stosunku do wszystkich książek, które wprowadzają tematy ważkie w naszą codzienność, upraszczając je i banalizując i w efekcie tych zabiegów przypominając poradniki raczej niż poważną literaturę. Takie, co to przeczytasz- zapomnisz. A po przeczytaniu odłożysz z powrotem na półkę z przeświadczeniem, że lektura ta życia twojego nie zmieni.
Tymczasem książka Macieja już od pierwszych stron wprowadza nas w świat bardzo konkretnej i niepopularnej u nas ciągle wiedzy na temat szeroko pojętej teorii medytacji i sufizmu uniwersalnego. Czytelnik otrzymuje od autora sporą porcję rzetelnej wiedzy wraz z delikatnym „kopniakiem”, by wyruszyć na dalsze samodzielne poszukiwania. Książka daje odpowiedź na pytanie o cele medytacji i proponuje pozbawioną ascezy praktykę, która łączy życie wewnętrzne z życiem rodzinnym, społecznym, zawodowym. Omawia problem relacji między nauczycielem i uczniem i szczegółowo prezentuje praktyki oddechowe. Znajdujemy w niej rozdziały zawierające propozycje ćwiczeń praktycznych, oryginalne teksty sufickie i dowcipne przypowieści o Nasrudinie.
Mnie szczególnie zainteresował temat modlitwy. Szczególnie zaś ujął mnie swoją urodą i wymową przytoczony na stronach 57- 59 urywek powieści „ Faraon” Bolesława Prusa. Swoją drogą, dziwne, że tak pięknego fragmentu nie zauważyłam wiele lat temu, gdy raz czy drugi dzieło to czytałam… . Najwyraźniej dopiero teraz dojrzałam do tego, by nad nim pochylić głowę, pomyśleć i dać się urzec. Spróbujcie i wy, nawet jeśli „Faraona” czytaliście nieraz.
Najbardziej jednak zainspirowała mnie przedstawiona przez Maćka praktyka Żelaznych, Brązowych, Srebrnych i Złotych Zasad Inyata Khana. Polega ona na codziennej pracy nad czterdziestoma ściśle określonymi zasadami. Opisane reguły tej pracy są bardzo konkretne, nie przeszkadzają w życiu codziennym, lecz wzbogacają je, czynią pełniejszym i z jednej strony wymagają od praktykującego uważności, z drugiej zaś tę uważność wraz z wrażliwością kształtują. Nie są łatwe, ale… .
Wymienię je krótko w kolejnym wpisie. A zainteresowanych szczegółami praktyki, odsyłam do książki lub na stronę
http://www.sufizm.edu.pl/
.
Tak więc „Medytacja w życiu codziennym” Macieja Wieloboba to lektura zdecydowanie godna polecenia!
Ja wrócę do niej na pewno!
Spokojnietotylkoajurweda.blog.pl Spokojnietotylkoajurweda.blog.pl
World of Warcraft. Strategia sukcesu
Książki oparte na grach to nic nowego, zwłaszcza w świecie wykreowanym przez Blizzard, aczkolwiek mamy do czynienia z wydarzeniem, obok którego ciężko przejść obojętnie.
Oto bowiem dzięki wydawnictwu Helion na polski rynek trafiła właśnie książka World of Warcraft. Strategia sukcesu autorstwa Erica Dekkera. I wcale nie chodzi o to, abyśmy potrafili wbić 90 poziom w dzień, a o to, byśmy stali się potentatami i magnatami w epickim świecie Warcrafta. Brzmi może absurdalnie, ale autor wgłębił się w gospodarkę World of Warcraft i podsuwa graczom unikalne i legalne sposoby na szybkie wzbogacenie się.
Książka jest bardzo interesującym zjawiskiem, gdyż pokazuje, że pozornie nieskomplikowana gra, może być źródłem, z którego można czerpać podstawy wiedzy ekonomicznej. Nie wierzycie?
Oto bowiem dzięki wydawnictwu Helion na polski rynek trafiła właśnie książka World of Warcraft. Strategia sukcesu autorstwa Erica Dekkera. I wcale nie chodzi o to, abyśmy potrafili wbić 90 poziom w dzień, a o to, byśmy stali się potentatami i magnatami w epickim świecie Warcrafta. Brzmi może absurdalnie, ale autor wgłębił się w gospodarkę World of Warcraft i podsuwa graczom unikalne i legalne sposoby na szybkie wzbogacenie się.
Książka jest bardzo interesującym zjawiskiem, gdyż pokazuje, że pozornie nieskomplikowana gra, może być źródłem, z którego można czerpać podstawy wiedzy ekonomicznej. Nie wierzycie?
gildia.pl Mateusz "Matej" Sinkowski, 2014-03-23
Myśl jak Zuck. Pięć sekretów biznesowych Marka Zuckerberga - genialnego założyciela Facebooka
Dlaczego Facebook odniósł sukces? Ekaterina Walter twierdzi, że odpowiedzi na to pytanie należy szukać analizując przekonania oraz zachowanie Marka Zuckerberga. Jeśli chcesz odnieść sukces na miarę Facebooka, powinieneś myśleć jak Zuck.
Facebook nie był ani pierwszym portalem społecznościowym, ani prawdopodobnie najlepszym, jaki kiedykolwiek powstał. Jego rosnąca popularność nie wynika stąd, że jest najbardziej estetyczny, ani nawet najbardziej funkcjonalny. Pozwala jednak na to, czego nie uniemożliwił przedtem żaden inny portal – być w stałym kontakcie z wieloma znajomymi i móc na bieżąco śledzić aktualności z ich życia. Do tego doszła opcja wręcz niesamowita – możliwość nawiązywania kontaktu z markami czy nawet urzędami w sposób podobny do relacji międzyludzkich.
Dziś o Facebooku nie da się już mówić z lekceważeniem. Portal założony przez Marka Zuckerberga realnie wpływa na zmiany społeczne i kulturowe. I chodzi tu nie tylko o to, że serwis ten pomaga odnaleźć starych znajomych czy też zawierać nowe znajomości. Pod wpływem Facebooka zmienia się sposób komunikacji pomiędzy „zwykłymi”, pojedynczymi ludźmi a firmami, a nawet pomiędzy ludźmi a instytucjami i urzędami. W erze przed Facebookiem przedsiębiorstwa i inne organizacje przyzwyczajone były do nadawania komunikatów. W erze Facebooka to się zmienia – politycy, urzędnicy i menedżerowie zaczynają zauważać, że z odbiorcami trzeba wchodzić w dialog, że co najmniej uprzejma, a najlepiej szczera komunikacja może mieć ogromny wpływ na reputację organizacji. W tym znaczeniu Facebook naprawdę zmienia świat.
Za sukcesem każdej firmy stoją ludzie, a analizując ich podejście do biznesu i konkretne zachowania, możemy zrozumieć, jak ów sukces osiągnęli. Ekaterina Walter przekonuje, że w przypadku Zuckerberga kluczowe było zupełnie inne podejście do biznesu niż to, jakim kieruje się większość firm. Kiedy rodził się Facebook, jego twórcy nie zastanawiali się nad tym, czy na takim portalu da się zarobić. Także później własna filozofia była dla nich ważniejsza niż pieniądze.
Zuckerberg w wypowiedziach cytowanych przez Walter przekonuje, że to, co go interesuje najbardziej, to zmiana relacji społecznych, ułatwienie kontaktów między ludźmi, sprawienie, by aspekt relacji miał pierwszorzędne znaczenie we wszystkim, co robią pojedynczy ludzie i całe organizacje. Właśnie na takim przekonaniu wyrósł Facebook.
„Im większą ilością informacji ludzie się dzielą, tym szerszy mają dostęp do opinii zaufanych osób na temat produktów i usług. Ułatwia to odnajdowanie najlepszych produktów, a ponadto pozytywnie wpływa na jakość życia i efektywność pracy”
Mark Zuckerberg w liście do potencjalnych inwestorów, gdy Facebook wchodził na giełdę
W książce „Myśl jak Zuck” autorka omawia pięć aspektów, które w jej przekonaniu doprowadziły młodego informatyka na szczyt biznesowego sukcesu. Pierwszy z nich to pasja, z jaką zabierał się do wszystkich realizowanych projektów. Kolejny to celowość – a więc wiara we własne cele i umiejętność przekonywania innych, by również zaczęli podzielać te same wartości. Nie mniej istotni są ludzie – a to oznacza zarówno konieczność bardzo precyzyjnego dobierania pracowników, jak i wyjątkową kulturę organizacyjną firmy, która każdemu pozwala wykazać się kreatywnością. Dopiero na czwartym miejscu znalazł się sam produkt (tworząc go, musimy pozwolić sobie i innym pracownikom na błędy, bo bez porażek nie ma rozwoju), a jako ostatni aspekt sukcesu Walter omawia dobór odpowiednich partnerów biznesowych.
Choć tytułowym bohaterem książki jest Zuck, to jednak autorka podaje także przykłady innych firm, które dzięki jasnej strategii i wierności własnym zasadom odniosły spektakularny sukces. Dlatego dzięki tej lekturze poznamy także recepty na sukces założycieli firm Zappos, Amazon, Toms i innych.
To, co może w tej publikacji drażnić, to zbyt nabożny stosunek do założyciela Facebooka i innych wielkich przedsiębiorców, tak jakby autorka chciała stworzyć wyidealizowany panteon biznesowych „świętych”. Drażnić też mogą powtórzenia – czasem te same kwestie pojawiają się w różnych miejscach książki. Na te niedociągnięcia można jednak przymknąć oko. Znacznie ważniejsze jest to, że Walter podjęła się próby zrozumienia, w jaki sposób Facebook stał się najpopularniejszym portalem społecznościowym i wyjaśnienia, że sukces tego portalu to nie przypadek, a wynik rozwijania i konsekwentnego realizowania raz przyjętej strategii.
Myślę, że każdy, kto chce stworzyć udany biznes, znajdzie w tej książce coś dla siebie.
Facebook nie był ani pierwszym portalem społecznościowym, ani prawdopodobnie najlepszym, jaki kiedykolwiek powstał. Jego rosnąca popularność nie wynika stąd, że jest najbardziej estetyczny, ani nawet najbardziej funkcjonalny. Pozwala jednak na to, czego nie uniemożliwił przedtem żaden inny portal – być w stałym kontakcie z wieloma znajomymi i móc na bieżąco śledzić aktualności z ich życia. Do tego doszła opcja wręcz niesamowita – możliwość nawiązywania kontaktu z markami czy nawet urzędami w sposób podobny do relacji międzyludzkich.
Dziś o Facebooku nie da się już mówić z lekceważeniem. Portal założony przez Marka Zuckerberga realnie wpływa na zmiany społeczne i kulturowe. I chodzi tu nie tylko o to, że serwis ten pomaga odnaleźć starych znajomych czy też zawierać nowe znajomości. Pod wpływem Facebooka zmienia się sposób komunikacji pomiędzy „zwykłymi”, pojedynczymi ludźmi a firmami, a nawet pomiędzy ludźmi a instytucjami i urzędami. W erze przed Facebookiem przedsiębiorstwa i inne organizacje przyzwyczajone były do nadawania komunikatów. W erze Facebooka to się zmienia – politycy, urzędnicy i menedżerowie zaczynają zauważać, że z odbiorcami trzeba wchodzić w dialog, że co najmniej uprzejma, a najlepiej szczera komunikacja może mieć ogromny wpływ na reputację organizacji. W tym znaczeniu Facebook naprawdę zmienia świat.
Za sukcesem każdej firmy stoją ludzie, a analizując ich podejście do biznesu i konkretne zachowania, możemy zrozumieć, jak ów sukces osiągnęli. Ekaterina Walter przekonuje, że w przypadku Zuckerberga kluczowe było zupełnie inne podejście do biznesu niż to, jakim kieruje się większość firm. Kiedy rodził się Facebook, jego twórcy nie zastanawiali się nad tym, czy na takim portalu da się zarobić. Także później własna filozofia była dla nich ważniejsza niż pieniądze.
Zuckerberg w wypowiedziach cytowanych przez Walter przekonuje, że to, co go interesuje najbardziej, to zmiana relacji społecznych, ułatwienie kontaktów między ludźmi, sprawienie, by aspekt relacji miał pierwszorzędne znaczenie we wszystkim, co robią pojedynczy ludzie i całe organizacje. Właśnie na takim przekonaniu wyrósł Facebook.
„Im większą ilością informacji ludzie się dzielą, tym szerszy mają dostęp do opinii zaufanych osób na temat produktów i usług. Ułatwia to odnajdowanie najlepszych produktów, a ponadto pozytywnie wpływa na jakość życia i efektywność pracy”
Mark Zuckerberg w liście do potencjalnych inwestorów, gdy Facebook wchodził na giełdę
W książce „Myśl jak Zuck” autorka omawia pięć aspektów, które w jej przekonaniu doprowadziły młodego informatyka na szczyt biznesowego sukcesu. Pierwszy z nich to pasja, z jaką zabierał się do wszystkich realizowanych projektów. Kolejny to celowość – a więc wiara we własne cele i umiejętność przekonywania innych, by również zaczęli podzielać te same wartości. Nie mniej istotni są ludzie – a to oznacza zarówno konieczność bardzo precyzyjnego dobierania pracowników, jak i wyjątkową kulturę organizacyjną firmy, która każdemu pozwala wykazać się kreatywnością. Dopiero na czwartym miejscu znalazł się sam produkt (tworząc go, musimy pozwolić sobie i innym pracownikom na błędy, bo bez porażek nie ma rozwoju), a jako ostatni aspekt sukcesu Walter omawia dobór odpowiednich partnerów biznesowych.
Choć tytułowym bohaterem książki jest Zuck, to jednak autorka podaje także przykłady innych firm, które dzięki jasnej strategii i wierności własnym zasadom odniosły spektakularny sukces. Dlatego dzięki tej lekturze poznamy także recepty na sukces założycieli firm Zappos, Amazon, Toms i innych.
To, co może w tej publikacji drażnić, to zbyt nabożny stosunek do założyciela Facebooka i innych wielkich przedsiębiorców, tak jakby autorka chciała stworzyć wyidealizowany panteon biznesowych „świętych”. Drażnić też mogą powtórzenia – czasem te same kwestie pojawiają się w różnych miejscach książki. Na te niedociągnięcia można jednak przymknąć oko. Znacznie ważniejsze jest to, że Walter podjęła się próby zrozumienia, w jaki sposób Facebook stał się najpopularniejszym portalem społecznościowym i wyjaśnienia, że sukces tego portalu to nie przypadek, a wynik rozwijania i konsekwentnego realizowania raz przyjętej strategii.
Myślę, że każdy, kto chce stworzyć udany biznes, znajdzie w tej książce coś dla siebie.
trendbiz.pl Marcin Pietraszek, 2014-03-16