ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później

„Góry najlepiej uczą, że nie wszystko na tym świecie da się racjonalnie wytłumaczyć.”

Odkąd pamiętam fascynowały mnie góry. Te niskie, porośnięte zielonymi krzakami, z szumiącymi strumykami. I te drugie – wysokie, kamienne, przerażające zimnem. O których napisał Aleksander Lwow, polski alpinista i himalaista, w książce „Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później”? O jednych i drugich, bo gór nie można kochać wybiórczo.

„Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później” to druga wersja książki, która kiedyś podbiła serca grona osób kochających góry. Została wzbogacona o 20 lat historii, o nowe spojrzenia na nowe sprawy, o portrety osób, które zasługiwały, aby na jej kartach się znaleźć.

Nadal jest to jednak opowieść, która ma dwóch bohaterów: ludzi i góry, oraz stojącego za nimi, choć nie zawsze w cieniu, Aleksandra Lwowa. Autor opisuje swoich przyjaciół, ludzi gór, sławnych alpinistów i himalaistów, którzy poświęcali się im w całości i którzy dziś w większości już nie żyją. To sportowcy, o których nie pisze się i nie mówi, pomijając pojawiające się dramatyczne wypadki i śmierci. Dzięki książce Lwowa mają szansę, tak jak najlepsi sportowcy, pokazać się światu. Bo na to zasługują. Góry – drugi bohater. Niesamowite jest to, że w każdym zdaniu autora czuć miłość do gór, od Karkonoszy po Himalaje. Jak widać zachwycić można się każdą górą, nawet tą z pozoru zwyczajną i położoną tuż za oknem.

Nie znajdziemy tu wielu relacji z dni i pracy, jakiej wymaga zdobycie najwyższych szczytów. To opis wrażeń i refleksji nad życiem człowieka, który oddaje siebie górom. Próba pokazania świata, w którym każdy wypadek ma swoją przyczynę, ostrożność jest na wagę złota, a doświadczenie może być tym, co najłatwiej wspinacza gubi. Lwow w każdym zdaniu uczy czytelników pokory i respektu wobec gór.

Dostajemy sporą dawkę, jak na książkę, w której wszechobecna jest śmierć, humoru, czasem ironii i nieocenionej wrażliwości. Lwow ma dar do przelewana myśli na papier, do pisania prosto i wyjątkowo celnie. Dodatkowo mamy okazję zapoznać się z łatwo i przystępnie przedstawioną historią polskich wypraw w najwyższe góry.

Książka „Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później” jest doskonałą lekturą dla wszystkich miłośników gór. Dla tych, którzy mają odwagę zdobywać najwyższe szczyty i dla tych, którzy nigdy nie będą mieli do tego okazji czy odwagi. To książka dla ludzi, którym góry są bliskie, a zdobywający szczyty wzbudzają ich podziw.
dlaLejdis.pl Milena Kwasek, 2014-04-05

Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina

O tym, że istnieje twór o nazwie Gagauzja, przynajmniej część naszych rodaków dowiedziała się dopiero ostatnio, gdy przy okazji aneksji Krymu rozeszła się wiadomość, że i ten autonomiczny region na południu Mołdawii chciałby, podobnie jak zbuntowane Naddniestrze, „zapisać się" do Federacji Rosyjskiej.

W świetnym więc momencie, chociaż z czteroletnim poślizgiem po pobycie tam, ukazała się relacja polskiej dziennikarki z blisko trzymiesięcznej podróży po Mołdawii, głównie zresztą do Gagauzji. Najbiedniejszego i najbardziej zacofanego regionu kraju uchodzącego za najuboższy w Europie jakim jest Mołdawia, która być może już niedługo zostanie, a przynajmniej ma taką nadzieję, nowym członkiem Unii Europejskiej.
Zamieszkanego głównie przez „sieroty" po Związku Radzieckim, w czasach którego ludziom żyło się tam relatywnie dobrze, gdyż nie musieli samodzielnie myśleć i troszczyć się o byt, a jedynie wykonywać polecenia szefów różnych szczebli. Tę mentalność i realia życia „homo sovieticus'ów", zwłaszcza zupełnie bezradnych obecnie byłych kołchoźników i sowchoźników otraz robotników zbankrutowanych zakładów, świetnie opisuje autorka. Soczystym, plastycznym językiem. Znakomicie przedstawiając to, co tam widziała i przeżywała. Chociażby w relacji z Tyraspola, „stolicy" Naddniestrza:
„Sowiecki gotyk zapierdala w górę z szybkością rakiety Jurija Gagarina..." . Poruszające jest jej podsumowanie przeżytych dni i wrażeń z pobytu w Gagauzji i w ogóle w Mołdawii. „...wracałam ze stepowej Gagauzji, gdzie ludzi zsyłano za karę. Ciesząc się, że sowietyzm nie zgnoił naszego kraju, że nikt latami nie wpieprzał nam do głowy chorych, kołchozowych mantr, nie zostawił w nas myślenia, że czy się stoi czy się leży, kilka stówek się należy. Nie zostawił (przynajmniej we wszystkich) postawy roszczeniowej, godzenia się na biedę, na bycie ogonem, na brud, na nędzę, która śpi na każdym podwórku i w każdej sowieckiej duszy.
Mołdawianie to „homo sovieticus". To stan, który wrasta w człowieka jak ciernie. Nie wiesz co to wolność, nie wiesz, co to odpowiedzialność, nie wiesz, co to samodzielne myślenie, ale wiesz co to uniżoność, co to zgoda na dawanie w łapę, na „załatwianie", na podporządkowanie się... Homo sovieticus to niewolnik własnego przeoranego zgniłą ideologią umysłu." Ale zanim przyszedł czas na takie posumowanie, było ponad 80 dni podróży – z jej ciekawymi opisami – z Warszawy do Kiszyniowa i pierwszego szoku tamtejszą szarością i beznadzieją. Miasta, które później, po pobycie w Gagauzji, wydało się autorce niemal... Paryżem.
Do Gagauzji pojechała, o czym czytelnik dowiaduje się niemal pod koniec lektury książki, gdyż po zakończeniu pracy dziennikarskiej w „Przekroju" postanowiła „pobyć w miejscu z inną kulturą, językiem, a w Gagauzji jest tygiel kulturalny". Wskutek nieporozumienia – z tamtejszymi ludźmi, którzy pomogli jej urządzić się na miejscu, nawiązała kontakt przez Internet – przyszło jej przez pewien czas popracować społecznie w charakterze, chociaż nie miała do tego przygotowanie, nauczycielki języka polskiego i przygotowywać grupę ludzi z polskimi korzeniami do egzaminu na Kartę Polaka.
A jest ich w Gagauzji sporo, chociaż tylko nieliczni trochę mówią w języku polskich przodków. Jak pisze autorka, w 160–tysięcznym stołecznym Komracie mniej więcej co szósty mieszkaniec ma domieszkę krwi polskiej. Większość to potomkowie krzyżówek trzech tysięcy polskich żołnierzy, którzy zostali w Mołdawii po Wielkiej Wojnie Północnej, a następnie po około 3,5 tysiącu Konfederatów Barskich. Działa tam Stowarzyszenie Polaków Gaguzji liczące ponad 200 członków. Z sukcesami funkcjonuje zespół artystyczny „Polacy Budżaku" (to kraina w południowej Besarabii, obecnie w granicach Ukrainy).
Trochę gagausko-polskiej młodzieży studiuje w polskich uczelniach. Ogromnym zainteresowaniem cieszy się Karta Polaka, bo daje prawo wjazdu do kraju przodków, który z tamtej perspektywy jest prawdziwym rajem. Książka oprócz ciekawych, jak już wspomniałem, relacji z Komratu, w którym autorka wynajęła mieszkanie, i z którego robiła wypady, przynosi mnóstwo wrażeń i informacji o jej wyjazdach do innych miejscowości Gagauzji i południa Mołdawii. Do wsi Belami, w której jest ciekawe Muzeum Gagauzji. Do bułgarsko-gagauskiej wsi Chirşova z wytwórnią wina i 7. tys. mieszkańców 29. narodowości.
Do Comgazu – najliczniejszej wg. Księgi Rekordów Guinnesa (13,5 tys. mieszkańców) wsi na świecie, w której mieszka 95 proc. Gagauzów i ..." w prawie każdym domu jest telefon i gaz, a tylko w co drugim bieżąca woda". Do 40–tysięcznego miasta Cahuc w Dolinie Prutu, 6 km od granicy rumuńskiej, szczycącego się gorącymi źródłami, muzyką ludową, uniwersytetem, soborem, teatrem, a nawet sanatorium. Do miast Cantemir i Vulcăneşti, czy wioski Giurguleşti na styku granic Mołdawii z Rumunią i Ukrainą, u ujścia Prutu do Dunaju. Miejsca, w którym dzięki wymianie w 1999 roku skrawków terytoriów z Ukrainą, Mołdawia ma port pasażerski, dostęp przez Dunaj do Morza Czarnego i bezpośrednie rejsy do Stambułu.
A także do Grigorówki koło Bielc na północy Mołdawii, założonej wiek temu przez Polaków jako „Warszawka", w której ponad 100 rodzin ma polskie korzenie. Do sławnej wytwórni win, z 250–kilometrowej długości wykutymi w skałach korytarzami i piwnicami Mileştii. No i do wspomnianego Naddniestrza. Poza niezliczonymi wrażeniami i obserwacjami, książka zawiera też mnóstwo faktów na temat Mołdawii, Gagauzji i Gagauzach, Naddniestrza i poszczególnych miejscowości. Przykładowo: Mołdawia w 2007 r. miała PKB 2300 $ na głowę mieszkańca – „1/4 tego, co Białoruś". W 2009 r. średnia płaca wynosiła około 100 € i 80 proc. społeczeństwa żyło na granicy ubóstwa.
A jak już wspomniałem, Gagauzja jest najbiedniejszym regionem kraju. A jej stolica to – zacytuję: „Komrat to miasto, którego nie powinno być: szare, zapyziałe, z rozwalającymi się drogami i chodnikami, prowizorycznie skleconymi blokami i chatami, sforami bezdomnych psów (co jakiś czas rozstrzeliwanych na ulicach, opisy czego są jednymi z najdramatyczniejszych w książce – uw. moja, C.R.), dużymi puszystymi kotami, kurami, perliczkami, targiem Budżak i fabryką wina. Jak tak popatrzeć na to miasto z boku, to można by pomyśleć, że zbudowało je trzech robotników. Żaden nie znał przepisu na beton, ale przypadkiem wpadło im w ręce trochę cementu, piachu i wody.
Nie wiedzieli jak to mieszać i w czym, ale razem mieli w sam raz tyle, by zbudować byle jakie miasto, z byle czego. Zbudowali Komrat. Stolicę Gagauzji". I dalej: „Jak wszystkie mołdawskie miasta jest okrutne, szare i zaśmiecone." Jest w niej, 5. pod względem liczby ludności mieście Mołdawii, siedziba parlamentu, rządu, baszkana czyli głowy autonomii, uniwersytet – „który wykształcił tysiące ludzi, ale jego dyplomy uznawane są tylko w Mołdawii, Rumunii i Turcji, nauka kosztuje 700 $ rocznie, a zdanie egzaminu najczęściej zależne jest od łapówek", muzeum, i... jeden sklep z książkami i prasą oraz trzy kioski. Woda wyłączana jest od 12.00 do 18.00, ponadto co trzy miesiące na tydzień w ogóle, bo wodociągi są chlorowane.
Gagauzja to cztery skrawki ziemi rozrzucone na południu Mołdawii zajmujące w sumie 5 proc. jej terytorium. Mniejszego, dodam, niż nasze województwo mazowieckie. Zaś Gagauzi to najprawdopodobniej, bo są i inne ich rodowody, ludzie pochodzenia tureckiego, wyznania prawosławnego. Jest ich w ojczyźnie około 160 tysięcy, plus około 30 tys. na Ukrainie i 20 tys. na Bałkanach. Cała gagauska diaspora, także w USA i Kanadzie, to około 220 tys. ludzi. W latach 1946-1947 z powodu suszy oraz głodu spowodowanego przez władze walczące z chłopami niechętnymi kołchozom, zmarło, jak pisze autorka, połowę Gagauzów.
Był to więc holocaust o – proporcjonalnie – skali większej niż słynny Hołodomor lat 1932-1933 na Ukrainie. Ale został chyba przez ludzi zapomniany, skoro większość chciałaby wrócić jeżeli nie do ZSRR, to przynajmniej do Federacji Rosyjskiej. Gagauzi mieszkający na miejscu mówią przeważnie po rosyjsku. Bo gagauski, podobnie jak mołdawski, zna chyba nawet nie połowa z nich. Zresztą z sąsiadami licznych narodowości w innym nie byliby w stanie porozumieć się.
Podobnych faktów i informacji są w tej książce setki. Zainteresowanych nimi odsyłam do lektury, bo warto. Wspomnę jeszcze tylko o tytułowym winie. Bo to główny produkt kraju, w którym może zabraknąć wody, ale wina na pewno nigdy. W tym, według badań, „Kraju o najniższym w świecie poczuciu szczęścia mieszkańców", pije się na głowę mieszkańca powyżej 15 roku życia, najwięcej alkoholu w świecie: 19,2 litra. Dla porównania autorka dodaje: średnia światowa to 6,13 l, polska 13,3 litra. Pije się głównie wino i piwo, ale także samogon i koniak. Do oporu. Plastyczne opisy tego są w książce niemal na każdej stronie.
Oddam znowu głos autorce: „Wino – pisze – trzeba łoić tu każdego dnia. To jedyna rzecz, która jest tu za darmo – każdy szanujący się gospodarz wyrabia kilka beczek każdego roku. A każda beczka to 500 l i należy to wypić, bo za rok powtórka." Na pytanie zaś, dlaczego w piwniczkach z winem są dosyć niskie drzwi, pada odpowiedź: „Z piwnicy wychodzi się na czworaka, więc wysoka framuga nie jest potrzebna." Gagauzja jest najbardziej zapijaczonym regionem Mołdawii. Przypomnę, bijącej światowy rekord spożycia alkoholu. I to od wieków.
Archeolodzy – pisze autorka – znaleźli na terenie Besarabii odcisk liści dzikiej winorośli sprzed 15 mln lat i resztki pestek datowanych na około 2800 r. p.n.e. Stąd do siebie wino przywozili antyczni Grecy. Taki jest ten kraj, którego mieszkańcy nie byli w stanie zrozumieć, po co autorka do niego przyjechała „skoro tu niczego nie ma". Trudno mi nie zgodzić się z nimi. Byłem w Mołdawii już kilkakrotnie w ciągu minionego ćwierćwiecza i objechałem chyba wszystkie, nieliczne zresztą, warte zobaczenia miejsca i zabytki. Z wyjątkiem właśnie Gagauzji.
Bo na początku lat 90. XX w. nie było możliwości dojechania tam z Kiszyniowa z gwarancją powrotu tego samego dnia, a na przypadkowy nocleg nie chciałem liczyć. Zaś później dałem się przekonać, że „tam naprawdę nie ma niczego godnego uwagi". I autorka tylko potwierdziła tę opinię. Chociaż, jak już wspomniałem, jej książkę przeczytałem z ogromnym zainteresowaniem i polecam to innym. Podczas lektury natrafiłem jednak na trochę błędów i innych potknięć. Przede wszystkim na fatalne pod względem językowym cytaty rzekomo po rosyjsku lub tłumaczenia z tego języka. Przykładowo.
W liczbie mnogiej określając popularne pierożki mówi się nie „do pielmienów", lecz do pielmieni. Tak jak do kartofli, a nie kartoflów, czy klusek, a nie klusków. Oswoboditel ( „Sława oswoboditelam") to w tym kontekście nie wybawca, lecz wyzwoliciel. Nie można kupić „szampana prazdnicznowogo", lecz prazdnicznogo. Nie „paszli doma", lecz domoj. I wiele podobnych. Są też i inne błędy. Ograniczę się do kolejnych paru przykładów. Popularny piosenkarz Julio Iglesias nie jest, jak pisze autorka, Włochem, lecz Hiszpanem. To nieprawda, że po twierdzy zbudowanej przez Suworowa w Tyraspolu w 1792 roku „znaku nie ma".
Wręcz przeciwnie, stoi ona nadal, tyle, że na prawym brzegu Dniestru, w Benderach uważanych za przedmieście stolicy Naddniestrza, jakieś 300 metrów w górę nurtu od obu mostów przez Dniestr: drogowego i kolejowego. I nadal jest obiektem wojskowym. A skoro o Aleksandrze Suworowie, rosyjskim feldmarszałku i generalissimusie oraz bohaterze narodowym była mowa, to należało chyba dodać, że był on także przestępcą wojennym. To przecież na jego rozkaz wojska rosyjskie dokonały w 1794 roku pamiętnej rzezi prawobrzeżnej części Warszawy – Pragi.
Przypominam o tym Rosjanom przy każdej nadarzającej się okazji budząc ich zaskoczenie i zdumienie. I jeszcze jeden wart wspomnienia błąd. Lenin, inny z wielkich rosyjskich przestępców, to nie był „Włodzimierz Ilia", lecz Włodzimierz Iljicz. To jednak w gruncie rzeczy drobiazgi. Słabiutkie są ilustrujące książkę, bardzo amatorskie zdjęcia. W sumie jednak jest ona, napisana o chyba najmniej interesującym z turystycznego punktu widzenia kraju Europy, który, jak informuje autorka, odwiedza tylko około 25 tys. obcokrajowców rocznie i w którym „nic nie ma" (godnego uwagi), naprawdę bardzo ciekawa i warta przeczytania.
kurier365.pl Cezary Rudziński, 2014-04-01

Cząstki przyciągania. Jak budować niestandardowe kampanie reklamowe

Cząstki przyciągania  to 200 stron poszukiwania odpowiedzi na pytanie – jak budować niestandardowe kampanie reklamowe. Autorką zbioru przeszło 150 polskich kampanii reklamowych jest Natalia Hatalska – znany ekspert w dziedzinie alternatywnych form komunikacji marketingowej. Kiedy dotarła do mnie paczka z Onepress zawierająca tę książkę, praktycznie rozerwałam opakowanie, żeby móc jej dotknąć. A po kilku minutach, z wypiekami na twarzy, zaczęłam lekturę…

Moja pierwsza reakcja? Album jest boski. Kolorystyka i styl publikacji mnie oszołomił. A ikonki symbolizujące poszczególne cząstki – po prostu mnie urzekły. Majstersztyk wizualny. No i ten kolor… Zakochałam się zanim przebrnęłam przez wstęp.

Zwykle czytam książki w jakimś celu, nawet jeśli nie dotyczą wprost moich zainteresowań. Cząstki opowiadają o kampaniach reklamowych, a w związku z tym, że nie jestem bezpośrednio z tej branży – postanowiłam znaleźć na łamach publikacji coś wyjątkowego dla siebie.  Zaczęłam więc szukać odpowiedzi na pytanie – w jaki sposób powinnam projektować i tworzyć komunikaty do swoich odbiorców, aby były magnetyczne, zapadały w pamięć i wywoływały oczekiwane efekty. Moją odpowiedź znalazłam.

Natalia Hatalska pokusiła się o nazwanie elementów, które według niej, stanowią sedno niestandardowych kampanii reklamowych. Nazwała te elementy „cząstkami przyciągania” i poświęciła im cały album. Myślę, że można je spokojnie potraktować jako check-listę do projektowania niestandardowych… komunikatów i przekazów. Bo w świecie tak wielkiego szumu informacyjnego, aby wyróżnić się czymś z masy przeciętnych komunikatów – trzeba tworzyć oryginalne i nieszablonowe rzeczy. Zwłaszcza kiedy zależy nam, aby wybrana treść dotarła do najszerszej publiczności, była udostępniana dalej i dalej i zaczęła dla nas pracować.

Cząstki przyciągania wg Natalii Hatalskiej to:

  1. Zaangażowanie

  2. Użyteczność

  3. Bliskość

  4. Emocje

  5. Kontekst

  6. Czas

  7. Zaskoczenie.


Pochłaniając album, szkicowałam na tablecie moje skojarzenia z każdą z opisywanych cząstek. Przyjrzyj im się bliżej i zastanów, z czym Tobie się kojarzą.

Autorka pisze, że każda niestandardowa kampania reklamowa, którą prezentuje w albumie spełnia przynajmniej jeden z tych schematów. Większość z nich wywołuje konkretne odczucia, angażuje do podjęcia konkretnych działań, albo wywołuje tak wielkie zdziwienie, że nie sposób przejść obok nich obojętnie. Marzy mi się tworzenie takich tekstów i takich publikacji, które realizowałyby takie oto założenia. Dużo przede mną do zrobienia, ale z taką wiedzą na pewno jestem bliżej celu.

A na zakończenie – co mnie szczególnie urzekło. Autorka zebrała w swoim albumie tylko krajowe kampanie. Dla każdej z nich stworzyła dedykowaną notatkę, w której zwraca uwagę na charakterystyczne jej elementy. Przyznam, że znam wiele z tych kampanii, w kilku z nich uczestniczyłam jako klient. Ale oglądając je w szerszym kontekście – znalazłam kolejne płaszczyzny do ich postrzegania. To było bardzo odświeżające uczucie.

 
Projectmanagerka.pl Project Managerka

Getting Things Done, czyli sztuka bezstresowej efektywności

Getting Things Done, czyli sztuka bezstresowej efektywności - jeśli masz przeczytać jedną książkę o zarządzaniu czasem, to właśnie tę.

David Allen pokazał moim zdaniem najlepszy sposób na ogarnięcie tak wielu rzeczy, jakie możemy mieć na głowie – i zawodowo i prywatnie. Wychodzi od tego, że wszyscy jesteśmy za bardzo nimi obciążeni, dlatego podstawowym zadaniem systemu ma być zwolnienie naszej pamięci krótkotrwałej, która podobnie jak RAM w komputerze może się zapchać. To wszystko musi trafić do naszej skrzynki czy też wielu skrzynek spraw przychodzących, a następnie podlegać będzie obróbce.

Koncepcja „Next Actions” czyli najmniejszej porcji zadania, jaką możemy realizować nie jest niczym odkrywczym, ale wokół tego Allen buduje cały system przepływu, który pozwoli nam nie zaginąć w tych setkach zadań.

Dlaczego GTD wyróżnia się wśród setek książek na ten temat? Niedawno na to pytanie odpowiedział

Testeq:

"David Allen opisał kompletną strategię radzenia sobie z życiem i optymalnego wykorzystywania dostępnych nam zasobów, a wszystkie pozostałe książki skupiły się na taktyce sporządzania list rzeczy do zrobienia, zapisywania terminów w kalendarzu i układania papierów na biurku. To są w większości doskonałe rady, ale nijak mające się do złożoności spraw, z jakimi się borykamy."

Testeq, jeden z pierwszych blogerów, który pisał w Polsce o Kindle kupił sobie e-booka Allena w parę minut po otrzymaniu pierwszego czytnika we wrześniu 2009. :-) Ja podobnie – wersję papierową mam od około 10 lat, a jakiś czas temu również sprawiłem sobie e-booka w oryginale - dorobił się już ponad 1100 recenzji i oceny 4,4/5.

Siłą GTD jest uniwersalność – tak naprawdę na kanwach tego systemu musimy stworzyć swój własny – stąd dziesiątki implementacji – m.in. słynna aplikacja Nozbe, przygotowana przez Michała Śliwińskiego. Warto też dodać, że parę lat temu powstała też polska wersja Zen To Done, której twórcą jest Leo Babauta.
Web Audit - Robert Drózd Robert Drózd, 2014-03-28

Pokonaj stres z Kaizen

Jak zwalczyć stres? I kto w tym starciu ma więcej szans?

„Pokonaj stres z Kaizen” to poradnik nieco nietypowy. Jarosław Gibas nie staje na pozycji wszechwiedzącego guru, który ma jedyną i niepowtarzalną receptę na wyeliminowanie nerwowych momentów z życia każdego. I już w tym miejscu należy przyklasnąć w geście uznania, bo autor nie mami czytelnikami pustymi obietnicami. Co więcej, co rusz podkreśla, że stresu nie da się zlikwidować całkowicie. Można go za to poznać i okiełznać. Jak zatem funkcjonować w stresogennym otoczeniu?

Nie ma co ukrywać, stres jest ponadczasowy. Towarzyszy ludziom od zawsze. Zmieniają się jedynie jego źródła. Jarosław Gibas bardzo wiarygodnie podpowiada, jak krok po kroku go oswoić, by przestał nas paraliżować i utrudniać codzienne funkcjonowanie.

„Pokonanie stresu to niego jego całkowita likwidacja”

Terapeuta proponuje filozofię małych kroków, zwaną Kaizen. Jej wcielenie w życie może szybko zaowocować pozytywnymi zmianami. Autor serwuje w książce szereg przykładowych sytuacji generujących mniejsze lub większe odczuwanie stresu. Co ciekawe, jest ono determinowane nie tylko przez otoczenie, ale też przez naszą osobowość i jakość naszego życia.

„Pokonaj stres z Kaizen” pozwala poznać nieco stres od podszewki i zrozumieć, w jakim stopniu negatywne myśli nakręcają spiralę strachu w czasem bardzo prozaicznych sytuacjach. Krok po kroku można jednak z tym walczyć, dzięki kilku technikom. Kluczowe jest m.in. zmiana perspektywy i dystansu. Dopiero, kiedy rozłożymy własny stres na czynniki pierwsze, dostrzeżemy światełko w tunelu, które popchnie nas do działania.

Ogromnym plusem tej publikacji jest podejście do czytelnika. Jarosław Gibas traktuje go jak partnera do dyskusji, któremu wnikliwie i powoli tłumaczy, że momenty pełne nerwów wcale nie muszą takie być, jeśli tylko zaczniemy nad nimi pracować. Warto spróbować.
katarzynastec.wordpress.com katarzynastec, 2014-03-27
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile