ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

System Białoruś

„Państwo to ja” – słowa te, przypisywane Ludwikowi XIV, absolutnemu władcy Francji, według Andrzeja Poczobuta mógłby równie dobrze wypowiedzieć prezydent Białorusi, Aleksander Łukaszenka, sprawujący ten urząd nieprzerwanie od 1994 roku.

Jak to możliwe, że w XXI wieku, gdy dyktatura wydaje się zjawiskiem zanikającym, w Europie, właśnie na Białorusi, wciąż istnieje? Dlaczego Białorusini się na to godzą? Jak w dzisiejszych czasach może funkcjonować system autorytarny? W jaki sposób prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence udaje się utrzymać w ryzach społeczeństwo? Na te i inne postawione przez siebie pytania Andrzej Poczobut próbuje odpowiedzieć w swojej książce „System Białoruś”.

Andrzej Poczobut to mieszkający w Grodnie dziennikarz, publicysta i bloger, a także działacz mniejszości polskiej na Białorusi. Od 2006 roku pełni w tym kraju funkcję korespondenta „Gazety Wyborczej”. Jego praca zyskała uznanie zarówno w Polsce, jak i na Białorusi. W 2011 roku miesięcznik „Press” uznał go za Dziennikarza Roku. Za swoją działalność społeczną i dziennikarską był on też wielokrotnie zatrzymywany i aresztowany. Za rzekome znieważenie prezydenta Aleksandra Łukaszenki na łamach „Gazety Wyborczej”, białoruskiej prasy i swojego bloga w 2011 roku został skazany na trzy lata więzienia w zawieszeniu na dwa lata.

Książka „System Białoruś” składa się z trzech części. W pierwszej z nich autor przedstawia krótko życiorys oraz opisuje drogę Aleksandra Łukaszenki do władzy. Wspomina jego dzieciństwo i młodość, skupia się zaś przede wszystkim na jego działalności politycznej.

Andrzej Poczobut określa prezydenta Białorusi jako człowieka, który zrobił nieprawdopodobną wręcz karierę, przechodząc drogę „od pogardzania do uwielbienia, od biedy do olśniewającego bogactwa, od bezsilności do absolutnej władzy”. Fakty, które podaje w książce, doskonale to stwierdzenie obrazują. W osobie Aleksandra Łukaszenki ukazują człowieka, który niespodziewanie stał się w swoim kraju liczącą się postacią polityczną i został prezydentem, choć nie miał ku temu właściwie żadnego doświadczenia i predyspozycji. Jak więc to było możliwe? Autor w interesujący sposób wskazuje na to, jak dzieciństwo przyszłego prezydenta mogło wywrzeć wpływ na jego późniejszą postawę. Dowodzi również, że już w jego wczesnej młodości ujawniły się pewne cechy, rysy charakteru oraz znany dziś bardzo dobrze model zachowania. Ponadto świetnie przedstawia w książce jego powolne, ale konsekwentne pięcie się po szczeblach kariery.

Przeczytamy tu także o tym, jak Aleksander Łukaszenka potrafił skoncentrować swoje działania tam, gdzie dostrzegał dla siebie szansę, a następnie umiejętnie ją wykorzystać. Potrafił również dokładnie wyczuć sytuację polityczną oraz zmieniające się nastroje społeczeństwa i dostosować się do nich. Jako przyszły, a następnie urzędujący już prezydent Białorusi, budował swój polityczny wizerunek, naginając fakty, pokazując się w jak najlepszym świetle, prowadząc wyrafinowaną grę polityczną, odgrywając – jak określa to Andrzej Poczobut – teatr jednego aktora, w którym aktorem był właśnie on, Aleksander Łukaszenka – bohater, samotnie prowadzący walkę interesy narodu.

Jak można przekonać się podczas lektury książki, w walce o władzę potrafił on niejeden raz postawić wszystko na jedną kartę, żeby zaś utrzymać władzę, nie cofnie się przed niczym. Represje, propaganda, pokazowe procesy, podporządkowanie sobie mediów, likwidacja politycznych przeciwników – to cechy charakterystyczne rządów prezydenta Białorusi. Szerzej opowiada o tym druga część książki, z której dowiemy się, jak potrafi on utrzymać w ryzach białoruskie społeczeństwo, mając do dyspozycji takie narzędzia jak gospodarka, propaganda oraz infiltrujące to społeczeństwo służby specjalne.

W trzeciej części książki Andrzej Poczobut przytacza rozmowy, jakie przeprowadził z „niewolnikami systemu” – przedstawicielami białoruskiego społeczeństwa, zróżnicowanymi pod względem wieku, wykonywanego zawodu i statusu społecznego.

Mogę szczerze powiedzieć, iż książkę „System Białoruś” uważam za rewelacyjną lekturę. Przeczytałam ją z ogromnym zainteresowaniem. Znając wcześniej z opisu jej tematykę, przypuszczałam, że mnie zaciekawi, nie spodziewałam się jednak, że do tego stopnia, iż trudno mi będzie się od niej oderwać.

Autor świetnie zaprezentował postać Aleksandra Łukaszenki oraz jego niesamowitą drogę do zdobycia władzy. Znakomicie scharakteryzował też polityczny system panujący na Białorusi, którego specyfika pozwoliła mu na określenie go „systemem Białoruś”.

Choć tematyka książki obraca się głównie wokół polityki, zainteresować może również osoby, którym nie jest zbyt bliska ta dziedzina życia. Podczas lektury nie ma nawet czasu na choćby cień nudy. Każdą stronę pochłania się wręcz z rosnącą ciekawością, zaskoczeniem, a nawet zupełnym niedowierzaniem. Tak było właśnie w moim przypadku.

Publikacja ta okazała się dla mnie niezwykle zajmująca, tym bardziej, że choć posiadałam oczywiście już wcześniej ogólną wiedzę na temat systemu rządów na Białorusi, nie czytałam do tej pory żadnego obszerniejszego opracowania z zakresu tej tematyki. Dzięki profesjonalnie napisanej książce Andrzeja Poczobuta niebywale poszerzyłam swoją wiedzę. Oprócz niezwykle interesującej treści, mój podziw wzbudził świetny styl pisarski autora – błyskotliwy, żywy, obrazowy, sugestywny. Pisze on z dużą lekkością, a zarazem ze sporą erudycją i z polotem.

Ponadto na uznanie zasługuje rzetelność, z jaką podszedł on do tematu. Świadczy o tym podany na końcu publikacji obszerny spis źródeł, z których korzystał on podczas pisania, a na który składają się książki, czasopisma, gazety, witryny internetowe oraz doniesienia agencji informacyjnych. Źródła te, przywoływane i cytowane w książce, uwierzytelniają podawane tu fakty, a także urozmaicają prowadzoną narrację.

Podsumowując: „System Białoruś” to książka, którą warto przeczytać. Powiem więcej: dla osób, pragnących posiadać nieco szerszą wiedzę o współczesnym świecie, jest to lektura obowiązkowa. Szczerze polecam tę publikację.

Chcesz więc wiedzieć, w jaki sposób powstał, jak działa i czym się charakteryzuje „system Białoruś”? Koniecznie sięgnij po znakomicie napisaną książkę Andrzeja Poczobuta. To pozycja godna najwyższej rekomendacji.
info.arttravel.pl Dorota

Zjadłem Marco Polo. Kirgistan, Tadżykistan, Afganistan, Chiny

Zaschło mi w gardle. Od pyłu, kurzu i piachu, który wzbija swoim motocyklem Samborski jadąc przez bezdroża Kirgistanu, Tadżykistanu, Afganistanu i Chin. Cieszę się, że nie jedzie samotnie…

Ma z kim porozmawiać, może dzielić się wrażeniami z podróży. Mimo wszystko chce ponieść wspomnienia podróży do szerszego grona – do Was, Czytelnicy. Choć możecie pomyśleć – czym są słowa, w sytuacji gdy widoków górskich dolin, przełęczy nie da się opisać – to Krzysztof Samborski zdołał pomyśleć i o tym – okrasił książkę barwnymi fotografiami. Każda z nich obrazuje inną drogę, przygodę, człowieka. Z każdą z nich związana jest inna historia.

Gdy wziąłem po raz pierwszy książkę do ręki, a sięgałem do niej później wiele razy, przeraziłem się. Samborski zjadł Marco Polo! Co kto lubi, myślę sobie, oryginalnie jest jeść „specjały” rodem z XIV wieku. Jednak relacja z podróży odkrywa tajemnicę, jaką autor zawarł w tytule. Dziś śmiało mogę powiedzieć: smacznego i na zdrowie!

Lubicie czytać Kapuścińskiego? Polubicie książkę Samborskiego. Z dwóch powodów. Po pierwsze, przez odwołania do książki Kirgiz schodzi z konia. Po drugie – za przekraczanie granicy. Krzysztof Samborski, co zrozumiałe, przekracza wiele granic lądowych. Na każdej z nich – nowa przygoda, nowi pogranicznicy, dla których wspólna jest jedna waluta, która ułatwia komunikację. A propos – bariera językowa z miejscową ludnością to też nie problem dla Samborskiego, który ze swoim motocyklem na azjatyckim płaskowyżu jest na tyle egzotyczny, że nikt nie wymaga znajomości obowiązującego języka. Ostatnia granica, najbardziej interesująca i niespodziewana, jest ta, która pozwala otrząsnąć się ze stereotypów i spojrzeć na mieszkańców Azji nie tylko przez pryzmat terroryzmu, kałasznikowów czy Al-Kaidy. Książka mogłaby być zatytułowana równie dobrze Granice i oddawałaby tę samą wartość.

Czy można stwierdzić, że ta książka jest intymna? Z całą pewnością można tak powiedzieć o podróży, która staje się rytuałem zjednoczenia człowieka z dzikością i nieprzewidywalnością Azji. Sama lektura dostarcza jednak intymnych wspomnień, chwil refleksji, nad którymi pochylić się warto dłużej, choćby z szacunku dla autora.

Zjadłem Marco Polo pokazuje, że warto realizować swoje marzenia, choć nieraz są tak nieosiągalne jak zdobycie K2 zimną. A granice? Dobrze, że książkę, jak każdy paszport, można otworzyć wiele razy.
Peron4.pl Tomasz Siniew, 2014-04-07

Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina

Powiadają, że nie byłoby Mołdawii bez spotkania potężnego Żubra ze Słońcem Maramuszu. Obdarzony tym przydomkiem mężny i piękny witeź z Rumunii – Drogosz, natknął się na zwierzę w trakcie polowania. Pościg doprowadził go za łańcuch Karpat, na ziemie, których piękno odebrało łowczym dech w piersiach. Dopiero tu wyjątkowe, zesłane przez los zwierzę zatrzymało się i rozsiadło wśród kwiecistych łąk, na znak, że oto koniec wspólnej podróży. Rozradowany Drogosz z myśliwymi w mgnieniu oka dobyli toporów, zarżnęli go i zjedli.

W innym micie założycielskim rolę narodowego dobrodzieja odegrał sam bóg. Kiedy zabrakło ziemi dla Mołdawianina zabrał go do siebie, do Raju. Nie wiemy jak tym razem odwdzięczyli się obdarowani, jedno jest pewne - z rajskiej Mołdawii wyemigrował już co czwarty mieszkaniec.

W przeciwnym kierunku zmierzają tylko jednostki szukające przygody spoza kolorowych katalogów biur podroży. Należy do nich z pewnością także autorka książki Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina- Judyta Sierakowska. Ta absolwentka socjologii i dziennikarski wolny strzelec, spędziła w Mołdawii trzy ostatnie miesiące roku 2009.

Niejeden z Was spyta - po kiego grzyba jeździć na mołdawskie peryferie? Czyż nie jest to kraj, którego mieszkańcy według światowych statystyk są najnieszczęśliwsi? Co więcej sami Mołdawianie powtarzają jak mantrę zdanie - Tu nic nie ma. Z pewnością jest to kraj absurdów. Wielkością nie przewyższa województwa mazowieckiego, a posiada dwa regiony autonomiczne, w tym spieszące do niepodległości Naddniestrze. Mieszkańcy, jako że zarabiają średnio 100 euro miesięcznie, szukają okazji, by czmychnąć za granicę i już nie wrócić. Z nielicznych gazet uderzają optymistyczne tytuły - Mołdawianom żyje się lepiej niż Tadżykom, a gorzej niż Białorusinom. Cały hymn państwowy opiewa wyjątkowość języka mołdawskiego, przy czym badacze delikatnie mówiąc, powątpiewają w jego istnienie uznając go za co najwyżej dialekt języka rumuńskiego.

Najwyższy Sąd Konstytucyjny po latach sporów ugodowo orzekł, że językiem urzędowym jest rumuński, ale używany na terenach Mołdowy może być nazywany mołdawskim. Zagorzali patrioci nie odpuszczają, twierdząc, że ich język jest znacznie starszy. Problemu nie miał prezydent - hymnu nie śpiewał, bo nie znał oficjalnego języka - był z pochodzenia Rosjaninem. Odchodząc z urzędu zagrabił państwowe mienie; kury, indyki i krowę. Oto Mołdawia, kraj z taksówkami bez przednich szyb, gdzie na cokołach można do dziś obejrzeć zabytkowy traktor, a w razie potrzeby nabyć bez problemu sprawną nerkę.

Aleksander Puszkin spędził w Kiszyniowie, nazywanym dziś nieprzypadkowo Miastem Migreny, trzy lata ze swego krótkiego żywota. Stolica chełpi się nim na każdym kroku nie bacząc na to, że zesłano go tu za karę.

Oddajmy głos poecie:

"Przeklęte miasto Kiszyniów
Język umęczony od łajania Ciebie
Kiedyś w grzesznej krwi
Twoje domy zabrudzone
Grom z nieba, z pewnością walnie
I - Nie znajdą twoich śladów."

Dla Judyty Sierakowskiej stolica kraju była jedynie przystankiem w drodze do prawdziwego kulturowego tygla, do Gagauzji. To tu na powierzchni wielkości dwóch polskich powiatów zgromadziło się 160 tysięcy mieszkańców, w tym 156 narodów. Sami Gagauzi to prawosławni sturczeni Bułgarzy, zbułgaryzowani Turcy, a może jednak potomkowie Greków. Wywodzący się z tureckiego język gagauski znany jest dziś nielicznym. W mediach dominuje mowa Dostojewskiego, choć sympatia do jego rodaków nie znajduje pokrycia w historii. Tuż po wojnie na skutek zarządzonej na Kremlu kolektywizacji z głodu padła połowa gagauskiego narodu.

Wraz z autorką przemierzamy marszrutkami (typowymi dla wschodnich krajów mikrobusikami) Gagauzję wszerz i wzdłuż. Na uwagę zasługuje wizyta w największej mołdawskiej winnicy oraz w Congazie - najludniejszej według Księgi Guinnessa wiosce świata ( 13,5 tys). Na szczęście książka nie składa się jedynie z kolejno po sobie następujących obrazków z mołdawskiej prowincji, opisach wyszukanych z trudem atrakcji turystycznych. Czytelników, których interesuje szeroki katalog zabytków i miejsc wartych odwiedzenia, mogę odesłać do wydanego nakładem tego samego wydawnictwa przewodnika Rumunia i Mołdowa. Mozaika w żywych kolorach. ( Bezdroża 2011). Justyna Sierakowska porzuciła na pare miesięcy Warszawę, by pożyć w kulturowym kotle, gdzie ciężko znaleźć jasne odpowiedzi na pytania o tożsamość mieszkańców regionu. Dlatego autorka zwraca szczególną uwagę na ludzi, co rusz zawiązuje nowe znajomości, a przede wszystkim nie traktuje swych rozmówców z góry. Może się wydawać to niezrozumiałe, ale turysta z Polski to przybysz z „lepszego świata”, o którym marzą borykający się ze słabą sytuacją gospodarczą Mołdawianie.

Po lekturze książki niejednemu czytelnikowi ślinka stanie w gardle na myśl o narodowym trunku, jakże taniutkim dla turystów. Całkiem trafny okaże się też tytuł, zaczerpnięty z piosenki narodowej super kapeli Zdob si Zdub. Porzekadło głosi, że Mołdawianin bez wina to nie Mołdawianin. W kraju o kształcie kiści winogron plecaki napełnić można butelkami zarówno w małych, przydomowych piwniczkach, jak i wielkich winnicach składujących nawet dwa miliony butelek na przestrzeni250 km podziemnych piwnic

A zatem raz jeszcze. Po kiego grzyba tam jeździć? Podróż na przekór turystycznym trendom- z pewnością tak, gościnni mieszkańcy- spotkacie ich na każdym kroku, narody o bogatej kulturze- bez liku. A nade wszystko kraina winem płynąca.
Książkę Mołdawianie nie lietajut w kosmos biez wina można zaś śmiało polecić jako zachętę do podróży na Wschód.
Opętani Czytaniem Maciej Kuhnert, 2014-05-10

Jak zarabiać na surowcach? Inwestycje na rynkach towarowych w czasach finansjalizacji

Surówce stały się w ostatnich latach niezwykle modnym obszarem inwestycyjnym. A ekonomista i inwestor Adam Zaręba to znakomity przewodnik po tym niełatwym świecie, w którym wolumen zawieranych kontraktów zwiększył się w ciągu zaledwie kilkunastu lat aż... ośmiokrotnie.
Dziennik Gazeta Prawna Rafał Woś, 2014-05-26

System Białoruś

Dwadzieścia lat temu do władzy na Białorusi doszedł Alaksander Łukaszenka. Przez lata lekceważony przez społeczeństwo jako człowiek i działacz społeczny, w końcu stanął na czele państwa będącego ostatnią dyktaturą w Europie i zrealizował swój autorski projekt - System Białoruś. Andrzej Poczobut, człowiek-symbol niezależnego dziennikarstwa na Białorusi stworzył sylwetkę tej postaci oraz opisał realia tak bliskiego geograficznie nam państwa, a jednocześnie tak nieznanego.

Na „System Białoruś" składają się opisy współczesnej Białorusi, analizy jej problemów w obszarach: gospodarczym, politycznym i w kwestii łamania praw człowieka. Poczobut nie poprzestaje jednak na własnych diagnozach i oddaje głos przeciętnym obywatelom, którzy na co dzień zmagają się z życiem w państwie bez gwarantowanych praw obywatelskich. Główną osią książki jest jednak studium postaci Alaksandra Łukaszenki. Chronologiczna narracja pozwala czytelnikowi śledzić losy przyszłego prezydenta od czasów jego dzieciństwa, poprzez studia, uczestnictwo w Komsomole, partii, pracę w szkole, parlamencie, aż po sprawowanie urzędu. Autor opisuje lata dyktatury, aby urwać opowieść w 2004 roku, kiedy Łukaszenka - po przeprowadzeniu referendum - zdecydował się kandydować na urząd prezydenta po raz trzeci. To jest bowiem moment, w którym - zdaniem autora - system, autorski, projekt Łukaszenki, został domknięty. Wybory z 2005 roku oraz represje, którym poddana została opozycja, byty już logiczną konsekwencją listopadowego glosowania. Dla Poczobuta postać Łukaszenki jest spójna i logiczna, a każde jego działanie łatwe do wytłumaczenia. Jest to człowiek, który przez lata traktowany jako „dobry wujek ze wsi", dzięki swojemu niezwykłemu uporowi, pracowitości oraz świadomości swoich możliwości - osiąga wszystko to, co sobie zamarzył. Nie jest to jednak prosta historia człowieka skazanego na sukces, jeśli można tak nazwać dyktatorskie rządy. W życiu Łukaszenki nie brakowało porażek, upadków i częstych poniżeń. Bezwzględność doprowadziła go jednak do celu, kiedy w końcu mógł dać upust innym swoimi cechom kardynalnym - megalomanii, pasji władzy i okrucieństwu.
Magazyn Literacki Książki Angelika Kussy, 2014-05-01
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile