ODBIERZ TWÓJ BONUS :: »

Recenzje

Fotografia kulinarna dla blogerów

Matt Armendariz i jego blog Matt Bites znany jest chyba każdemu blogerowi kulinarnemu. Ja przyglądam się prezentowanym tam przepisom i zdjęciom od bardzo dawna i z przyjemnością podziwiam zdjęcia i czytam zabawne teksty Matta. Ucieszyła mnie więc bardzo informacja, iż postanowił wydać książkę poświęconą fotografii kulinarnej i to w dodatku dedykować ją blogerom. Równie miłą niespodzianką okazała się polska wersja książki wydana całkiem niedawno przez wydawnictwo HELION - klik. Warto zaznaczyć, iż jest to już trzecia pozycja tego wydawnictwa poświęcona fotografii kulinarnej (wcześniej ukazały się "Fotografia kulinarna" i "Ujęcia ze smakiem")


To co spodobało mi się od razu, to format książki i papier na jakim została wydana. Jest bardzo przyjemna w dotyku, co dla mnie - osoby stawiającej zmysły na pierwszym miejscu - jest bardzo istotne i często ma decydujący wpływ na zakup książki. Uwielbiam ten rodzaj papieru, jego grubość i delikatny połysk.


A co kryją te apetyczne strony?


"Fotografia kulinarna dla blogerów" podzielona jest na cztery główne części - Elementarz, Kreatywność, Stylizacja i Praktyka, czyli wszystko to, co najważniejsze. W każdej części znajdziecie mnóstwo praktycznych i bardzo przejrzyście podanych informacji dotyczących każdego etapu i elementu związanego z przygotowaniem zdjęć na bloga. Nie brak tu cennych wskazówek dotyczących wyboru aparatu, rodzaju oświetlenia, metod pracy, kompozycji i aranżacji, a nawet sposobu przechowywania wszystkich rekwizytów, których każdy z blogerów ma przecież mnóstwo i dobrze wiemy, że nikt z nas nie powiedział w tej kwestii ostatniego słowa ;)


W książce znajdziecie także wskazówki dotyczące tego, jak radzić sobie z potrawami trudnymi do sfotografowania, np. niesfornymi zupami. Na koniec Matt puszcza oko chyba do każdego blogera (i jego rodziny) - radzi, jak zrobić piękne zdjęcia i jednocześnie zdążyć zjeść potrawę zanim zupełnie wystygnie - na pewno doskonale wiecie co mam na myśli :)


Dużą zaletą jest przejrzysty tekst - wszystkie informacje podane są w bardzo czytelny i zrozumiały sposób. Nawet te najbardziej teoretyczne wskazówki zawsze podparte są zdjęciami/obrazkami przedstawiającymi opisywane treści. Bardzo cenne są moim zdaniem przedstawienia pokazujące różne wersje omawianego oświetlenia/aranżacji, łącznie z tymi, które są najmniej korzystne czy wręcz nie udane.


Książka odpowiada na wiele moich wątpliwości i pytań i jestem pewna, że będzie stanowiła źródło inspiracji dla wielu osób zajmujących się fotografią kulinarną.


Jeśli więc macie blog lub właśnie postanowiliście zacząć go prowadzić - bardzo polecam!

http://kucharnia.blogspot.com/ KUCHARNIA, Anna-Maria

Rework

Po książkę „Rework” sięgnęłam głównie ze względu na jej autorów – założycieli firmy 37signals, która stworzyła internetowe narzędzie do zarządzania projektami Basecamp. Sama z Basecampa nie korzystam na rzecz narzędzi bardziej agile’owych i dostosowanych do projektów IT jak Assembla czy Pivotal Tracker, słyszałam jednak o Basecampie pochlebne opinie, więc byłam ciekawa, co jego twórcy mają do powiedzenia na temat prowadzenia jakby na to nie patrzeć przynoszącego im pokaźne zyski biznesu.

Osobiście nie przepadam za listami rzeczy, które powinnam zrobić, jeśli chcę być szczęśliwa, bogata, czy też osiągnąć sukces w biznesie. Podchodzę do nich nieco sceptycznie, ponieważ nie wierzę w złote reguły, które mają zastosowanie w każdym przypadku. Nie oznacza to jednak, że ich nie czytam, bo czasami faktycznie zawierają one myśli, których nie dostrzegałam, a które uważam za wartościowe. Z takimi listami jest jeszcze jeden problem. Mimo że poszczególna myśl na liście złotych reguł jest najczęściej opatrzona komentarzem i autor prawdopodobnie starał się słowami jak najlepiej oddać to, co w jego przypadku odniosło pozytywny efekt, to jednak nikt nie zrozumie jego myśli w 100% tak, jak on to chciał przekazać z pozycji swojego konkretnego doświadczenia, którego czytelnik nie posiada. W kontekście książki „Rework” jest to o tyle istotne, że niektóre z rad na pierwszy rzut oka mogą się wykluczać, ale w praktyce wcale tak nie musi być, jeśli zastosujemy konkretną radę w konkretnej sytuacji, a nie przyjmiemy jej jako stałą i niezmienną. Nie ma też, co podążać za radami, które nie są w zgodzie z nami, ponieważ jak to sami autorzy książki „Rework” zauważają najlepiej być sobą. Ostatecznie wychodzi na to, że i tak trzeba mieć swój rozum, a nie ślepo podążać za czyimiś radami próbując powielić jego sukces.

Wśród rad autorów książki „Rework” można znaleźć dużo fajnych spostrzeżeń/pomysłów. Mnie najbardziej ujęły trzy.

1. Porażka to nie żaden rytuał przejścia

Dużo się mówi o nauce na błędach, o tym, że warto je popełniać, bo przynajmniej wiemy, jak nie robić. Cóż ostatecznie dalej nie do końca wiemy, jak robić i jak pokazują badania przeprowadzone przez Harvard Business Scholl wcale wnioski wyciągnięte na podstawie popełnionych błędów nie pomagają w osiągnięciu sukcesu, ponieważ ten, co popełnił już błędy w biznesie ma takie samo prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu jak ten, co dopiero zaczyna (23%), a ten, co już raz sukces odniósł ma nieco większe szanse na kolejny sukces (34%), bo już wie co robić. Więcej o badaniu w artykule Leslie Berlin „Try, Try Again, or Maybe Not”, do którego odwołują się autorzy książki „Rework”.

2. Po co rozbudowywać firmę?

Moim marzeniem, które już wkrótce się spełni, jest prowadzenie własnej firmy IT. Z zazdrością spoglądam na właścicieli firm już istniejących i odnoszących sukcesy, ale nie tych ogromnych ze 100 i więcej pracownikami, tylko tych małych, z kameralną, rodzinną atmosferą. Początkowo, chyba jak większość, myślałam, że miarą sukcesu firmy, jest jej rozwój właśnie w zakresie liczby pracowników. Na szczęście ktoś, kto nie czyta tylu książek o biznesie co ja, ale i tak posiada do niego zdrowe i rozsądne podejście, uświadomił mi, że wcale tak nie musi być. Jak się okazało właściciele firmy 37signals myślą podobnie i własnym przykładem udowadniają, że małe firmy też są fajne i bardzo dochodowe.

3. Mit błyskawicznego sukcesu

Autorzy podkreślają, że nie osiągnęli swojego sukcesu z dnia na dzień. Często patrząc na znane firmy odnosi się wrażenie, że tak właśnie było, że w szybkim tempie doszły do tego, co mają. I faktycznie niektóre startupy dostają duże dofinansowanie na wczesnym etapie, ale jest to rzadki scenariusz i raczej krótkotrwały, bo wydaje mi się, że jeśli chce się na rynku pozostać nie 2 a 20 lat i jeśli zakłada się firmę w celu jej prowadzenia, a nie odsprzedania, to wcale nie trzeba, a może nawet lepiej nie mieć na początku zewnętrznego inwestora.
annakolm.pl 2014-08-06

Rework

Po książkę „Rework” sięgnęłam głównie ze względu na jej autorów – założycieli firmy 37signals, która stworzyła internetowe narzędzie do zarządzania projektami Basecamp. Sama z Basecampa nie korzystam na rzecz narzędzi bardziej agile’owych i dostosowanych do projektów IT jak Assembla czy Pivotal Tracker, słyszałam jednak o Basecampie pochlebne opinie, więc byłam ciekawa, co jego twórcy mają do powiedzenia na temat prowadzenia jakby na to nie patrzeć przynoszącego im pokaźne zyski biznesu.

Osobiście nie przepadam za listami rzeczy, które powinnam zrobić, jeśli chcę być szczęśliwa, bogata, czy też osiągnąć sukces w biznesie. Podchodzę do nich nieco sceptycznie, ponieważ nie wierzę w złote reguły, które mają zastosowanie w każdym przypadku. Nie oznacza to jednak, że ich nie czytam, bo czasami faktycznie zawierają one myśli, których nie dostrzegałam, a które uważam za wartościowe. Z takimi listami jest jeszcze jeden problem. Mimo że poszczególna myśl na liście złotych reguł jest najczęściej opatrzona komentarzem i autor prawdopodobnie starał się słowami jak najlepiej oddać to, co w jego przypadku odniosło pozytywny efekt, to jednak nikt nie zrozumie jego myśli w 100% tak, jak on to chciał przekazać z pozycji swojego konkretnego doświadczenia, którego czytelnik nie posiada. W kontekście książki „Rework” jest to o tyle istotne, że niektóre z rad na pierwszy rzut oka mogą się wykluczać, ale w praktyce wcale tak nie musi być, jeśli zastosujemy konkretną radę w konkretnej sytuacji, a nie przyjmiemy jej jako stałą i niezmienną. Nie ma też, co podążać za radami, które nie są w zgodzie z nami, ponieważ jak to sami autorzy książki „Rework” zauważają najlepiej być sobą. Ostatecznie wychodzi na to, że i tak trzeba mieć swój rozum, a nie ślepo podążać za czyimiś radami próbując powielić jego sukces.

Wśród rad autorów książki „Rework” można znaleźć dużo fajnych spostrzeżeń/pomysłów. Mnie najbardziej ujęły trzy.

1. Porażka to nie żaden rytuał przejścia

Dużo się mówi o nauce na błędach, o tym, że warto je popełniać, bo przynajmniej wiemy, jak nie robić. Cóż ostatecznie dalej nie do końca wiemy, jak robić i jak pokazują badania przeprowadzone przez Harvard Business Scholl wcale wnioski wyciągnięte na podstawie popełnionych błędów nie pomagają w osiągnięciu sukcesu, ponieważ ten, co popełnił już błędy w biznesie ma takie samo prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu jak ten, co dopiero zaczyna (23%), a ten, co już raz sukces odniósł ma nieco większe szanse na kolejny sukces (34%), bo już wie co robić. Więcej o badaniu w artykule Leslie Berlin „Try, Try Again, or Maybe Not”, do którego odwołują się autorzy książki „Rework”.

2. Po co rozbudowywać firmę?

Moim marzeniem, które już wkrótce się spełni, jest prowadzenie własnej firmy IT. Z zazdrością spoglądam na właścicieli firm już istniejących i odnoszących sukcesy, ale nie tych ogromnych ze 100 i więcej pracownikami, tylko tych małych, z kameralną, rodzinną atmosferą. Początkowo, chyba jak większość, myślałam, że miarą sukcesu firmy, jest jej rozwój właśnie w zakresie liczby pracowników. Na szczęście ktoś, kto nie czyta tylu książek o biznesie co ja, ale i tak posiada do niego zdrowe i rozsądne podejście, uświadomił mi, że wcale tak nie musi być. Jak się okazało właściciele firmy 37signals myślą podobnie i własnym przykładem udowadniają, że małe firmy też są fajne i bardzo dochodowe.

3. Mit błyskawicznego sukcesu

Autorzy podkreślają, że nie osiągnęli swojego sukcesu z dnia na dzień. Często patrząc na znane firmy odnosi się wrażenie, że tak właśnie było, że w szybkim tempie doszły do tego, co mają. I faktycznie niektóre startupy dostają duże dofinansowanie na wczesnym etapie, ale jest to rzadki scenariusz i raczej krótkotrwały, bo wydaje mi się, że jeśli chce się na rynku pozostać nie 2 a 20 lat i jeśli zakłada się firmę w celu jej prowadzenia, a nie odsprzedania, to wcale nie trzeba, a może nawet lepiej nie mieć na początku zewnętrznego inwestora.
annakolm.pl 2014-08-06

Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina

Mołdawia. Małe europejskie państwo, i choć położone blisko Naszego kraju, to polakom mało znane. Biura podróży nie zachęcają wycieczkami w obszary historycznej krainy Besarabii, media nie podają najnowszych doniesień z tego kraju. Turyści, którzy zdecydują się jednak odwiedzić Mołdawię, zaskakują samych mieszkańców, gdyż, jak sami twierdzą, "tu nic nie ma". Judyta Sierakowska spędziła w Mołdawii trzy miesiące, a "Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina" jest rzetelnym zapisem z tejże wyprawy

Judyta Sierakowska jest z wykształcenia socjologiem, ale zawodowo spełnia się jako dziennikarz. Pisała m.in. dla "Przekroju", "Rzeczpospolitej", "Życia Warszawy" i "Focusa". Obecnie pracuje niezależnie, pisząc głównie do tygodników. Aktualnie pracuje nad książką o branży disco polo.

"Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina" to przede wszystkim książka o Gagauzji, najbiedniejszym zakątku Mołdawii. Traktuje o zewsząd panującej biedzie i, często tragicznych, warunkach, o codziennym życiu mieszkańców, o ich przyzwyczajeniach, rutynowych czynnościach, o mieszkających tam Polakach, o kulturze, tradycji. Judyta Sierakowska przytacza różne historie Gagauzów oraz ich sylwetki, kreśląc w ten sposób obraz całego ("podzielonego" na dwa państwa - Gagauzję i Naddniestrze) narodu. Pisarka zabiera czytelnika w podróż po kraju, gdzie większość ludności nie zna ojczystego języka, gdzie w szkołach uczy się dzieci po rosyjsku, gdzie ludziom brakuje pieniędzy na mięso, gdzie podróżuje się marszrutkami oraz gdzie spożywa się wino w oszałamiających ilościach.

Intensywnie wypatruję pozycji, które byłyby w stanie pobudzić moje zmysły, płodząc różne stany emocjonalne oraz obrazy. Literatura podróżnicza często spełnia te zadania, prezentując czytelnikowi zachwycające widoki, malownicze pejzaże oraz niezwykłe miejsca. Najnowsza pozycja Judyty Sierakowskiej zdaje się rządzić innymi prawami, gdyż nie uświadczymy w niej nic podobnego. Autorka rezygnuje z sielskich obrazów, rozpatrując Mołdawię z perspektywy codziennego, być może szarego, życia. Odrzucając prezentacje walorów turystycznych, Sierakowska stawia sobie za cel uwydatnienie zasad egzystencji człowieka w Mołdawii, Jego relacji z otoczeniem, Jego codzienności oraz Jego zwyczajów. Dzięki temu poznajemy prawdziwe oblicze kraju, nie przepuszczone przez żadne filtry, nie ozdobione żadnymi zdobnikami i naciąganymi faktami. Sierakowska opisuje Mołdawię nie z perspektywy turystyki, ale z perspektywy przeciętnego obywatela, na przykładzie między innymi rodziny Pana Sławka.

Największą zaletą recenzowanej pozycji jest mnogość tematów. Judyta Sierakowska porusza wiele kwestii, pisząc o nich w sposób bardzo lapidarny, aczkolwiek interesujący i przynoszący dużo pożytecznych informacji. Autorka przytacza historie nie tylko związane z codziennym życiem Mołdawian, ale także z historią, polityką, kulturą oraz gospodarką. Pisząc o nadmiernym spożywaniu alkoholu (przeciętny obywatel wypija 19,2 litra czystej wódki rocznie!), wypijanym przy każdej nadarzającej się okazji ("[...]Po narodzeniu dziecka, przy chrzcie, przy śmierci, na wspominki, do śniadania i kolacji, na przystanku autobusowym na rozgrzanie, w marszrutce, żeby łatwiej się rozmawiało, na dzień dobry, by znajomość kwitła..."), autorka nie pozwala sobie na żadną subiektywną opinie. Ta bezstronność pojawia się także przy opisywaniu różnych spotkanych ludzi. Dzięki temu "Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina" są rzetelnym źródłem informacji o Mołdawii, a nie wspominkami z podróży autorki.

Niezwykle interesująca warstwa tekstowa została wzbogacona o liczne zdjęcia, przedstawiające rzeczy codziennego użytku, kulturę, intrygujące miejsca, zarówno te "wystawne", typu pomniki czy oficjalne miejsca, jak i mniej pokazowe, oraz samych Mołdawian. Wydawnictwo zostało także dopełnione licznymi ilustracjami (np.: butelkami wina, latoroślami, zwierzętami), których, według mnie, w książce jest o wiele za dużo.
Sztukater.pl Czytelnik7

Henryka Sytnera Wakacje na Dwóch Kółkach

Henryk Sytner to niewątpliwie człowiek o niezwykle bogatym wachlarzu doświadczeń, związanych z turystyką, podróżami i sportem – przede wszystkim zaś kolarstwem. Na co dzień możemy usłyszeć go w radiowej Trójce, gdzie zajmuje się – a jakże – zarówno sportem, jak i turystyką, okrojoną na szeroką, patentowanie osobliwą skalę, a jego audycje i rozmówki, niejednokrotnie zaczerpują pełnymi garściami z wcale ciekawych i niecodziennych wspomnień dziennikarza. To właśnie dzięki jego wytrwałości i nieustępliwości konkurs-akcja „Wakacje na dwóch kółkach" trwają nieprzerwanie od 1970 roku, pozwalając uczestnikom w zdrowy i aktywny sposób zmierzyć niezwykłe regiony świata. A teraz – razem z Robb'em – spisał swoje doświadczenia, przeżycia i całą historię tej wspaniałej akcji.

Fizyczna aktywność młodzieży w obecnych czasach pozostawia wiele do życzenia. Wszędobylskie gry komputerowe (nie zawsze złe, ale wszystko w jakimś stopniu należy ograniczać), bezmiar kanałów tematycznych – głównie rozrywkowych – oraz cała masa internetowego fast fooda, skutecznie odstręcza sportowe rozrywki w czasie wolnym, czyniąc je tym samym mniej atrakcyjnymi i o wiele cięższymi do zrealizowania. Niemniej jednak, akcje typu „Wakacje na dwóch kółkach" niezmiernie cenię, nie tylko pomagają nastolatkom zwiedzić kawałek świata, odetchnąć pełną piersią świeżym powietrzem, ale także zmienić nieco tryb swojego życia, a również umożliwić im w dość profesjonalny sposób rowerową podróż, która może okazać się równie zaskakująca co nieprzewidziana.

Wakacje na dwóch kółkach to opowieść o tym co sprawiło, że taki konkurs w ogóle się narodził, co sprawiło, iż tak nietypowy pomysł na konkurs wykiełkował, a summa summarum doszedł do realizacji i rozpoczęcia nieprzerwanej akcji, porywającej całe rzesze młodych interesantów, w których dopiero zaczęła się rodzić pasja do jazdy rowerowej. Ruszając kartkami książki, poznajemy akcję od kuchni, jej przebieg, pozornie zwyczajne przygody i całą jej niezwykłość, jak również poznać zalążek zwiedzonych przezeń lokacji. Natomiast wszystko okraszone zdjęciowymi dodatkami, które zobrazowują czytelnikom istotę sprawy.

Co tyczy się zaś sprawie składu, narracji i strony wizualnej, można przyznać, że wszystko zostało zrobione w stosunkowo subtelny, nieprzesadny, a wręcz skromny sposób – pominąwszy wnętrze, tudzież bonusowe fotografie. Autor(zy) postarali się, aby cała historia nie została spłycona, nazbyt opisowa i pozbawiona wszelakich powierzchowności godnych prawdziwej powieści. Zabieg jaki zastosowali twórcy sprawił, że książkę czyta się niemal jak opowiadanie – co nomen omen – przyczynia się do przyrównania, że cała treść łączy się w takie specyficzne opowiadanie. Jednak książka notabene w pełni spełniła swoją rolę, nie tyle pokazują odbiorcy wszechstronność całości, ale też zaprezentowała czym w zasadzie jest kultura sportowa, kolarstwo pod innym kątem – dokumentalnie niezawodowym – oraz pełnię pasji, którą pan Henryk potrafił się dzielić – a wręcz zarażać – z innymi. Szczególnie, że zdecydowaną większość tych „innych" stanowiła młodzież. I może to nie żadne wybitnie doskonale dzieło literackie, jednak jakkolwiek nie spojrzeć na nie, zawsze prezentuje nam zachwycającą akcję, która sprawiła, że nasz kraj mimo wszelakich przeszkód, nie upadla się całkowicie.
Sztukater.pl Asertyslem

Działaj teraz!

Niedawno zarzekałem się (po lekturze którejś z książek Beaty Pawlikowskiej), że już nigdy nie przeczytam żadnego poradnika. Nic jednak nie poradzę na to, że lubię tego typu pozycje. Co prawda dziewięć na dziesięć mnie zawodzi, ale zawsze można znaleźć jakąś perełkę np. "Nawyk wytrwałości". Niestety "Działaj teraz" nie zaskoczyło mnie pozytywnie. Na pewno nie była to lektura bezwartościowa. Po przeczytaniu jednak kilku czy kilkunastu podobnych książek większość rad przyjmowałem ze znudzeniem, gdyż już je znałem. Cechą poradnika, według mnie, musi być mniejsza czy większa odkrywczość. Nie znoszę powtarzania tematów już świetnie opracowanych w innych publikacjach.

Zaciekawiły mnie dwie rzeczy. Pierwsza to podejście Zbigniewa Ryżaka do wyboru drogi życiowej. Autor zaleca nieskupianie się jedynie na sobie, ale także wzięcie pod uwagę to, co możemy zrobić dla społeczności poprzez naszą pracę. A druga to przywołanie metody św. Ignacego Loyoli przydatnej do walki nie tylko z grzechami i słabościami, ale także z nawykami niosącymi za sobą negatywne konsekwencje. Można ją także wykorzystywać do realizacji różnych postanowień (choćby nauka języka obcego czy codzienne ćwiczenia). Sposób wybitnego teologa jest genialny w swojej prostocie. Wystarczy kartka i długopis. Na środku zapisujemy numery kolejnych dni miesiąca. Po prawej stronie zaznaczamy jakimś znakiem (np. kółeczkiem) nasze zwycięstwa, po lewej np. krzyżykiem nasze upadki. Metoda ta może na pierwszy rzut oka wydaje się nieskuteczna, a nawet infantylna, ale zastanówmy się, co możemy zyskać. Po pierwsze pod koniec miesiąca zyskujemy czarno na białym rozliczenie z naszego postępowania. A po drugie taka lista działa na człowieka mobilizująco. Tak mi się spodobał ten sposób, że postanowiłem sięgnąć po całość "Ćwiczeń duchowych" Ignacego Loyoli.

Te dwie kwestie szczególnie zapadły mi w pamięć po skończonej lekturze "Działaj teraz". Co do reszty to trudno mi ocenić, ponieważ przeczytałem już trochę książek, artykułów i wpisów blogowych na tematy poruszane w "Działaj teraz". Gdyby publikacja Zbigniewa Ryżaka była pierwszą dotyczącą samorozwoju, na którą się natknąłem na pewno patrzyłbym na nią inaczej. Niestety tak nie jest, więc przy części rozdziałów nudziłem się.

Na pewno trzeba docenić styl i język, którym posługuje się autor. Wszystko zostało wytłumaczone w jasny sposób dla czytelnika, który kompletnie nie orientuje się w literaturze motywacyjnej. Cieszą mnie również dość krótkie rozdziały, podzielone dodatkowo na mniejsze części. Dzięki temu nie tylko łatwiej jest odnaleźć dany fragment, ale i mózg lepiej przyswaja informacje przekazywane na kartach książki. Kolejny atut to przekrojowe potraktowanie tematu skutecznego działania i realizacji postawionych celów. Autor odniósł się do wielu problemów, które może spotkać czytelnik zabierając się za wcielenie w życie swoich planów. Oczywiście możemy spotkać niestandardowe przeszkody, ale z większością przypadków powinniśmy sobie poradzić zaglądając od czasu do czasu do "Działaj teraz".

Niezbyt często, ale czasami zmieniam zdanie o przeczytanych książkach (niedawno duży zwrot dokonał się w odniesieniu do pozycji Beaty Pawlikowskiej). Na pewno będę więc wracać do publikacji Zbigniewa Ryżaka. Wierzę, że niejeden raz mi pomoże. Napisałem w pierwszym akapicie, że "Działaj teraz" nie zaskoczyło mnie pozytywnie. Nie miałem na myśli tego, że jest to bezwartościowa lektura. Spodziewałem się dość dobrej książki i "Działaj teraz" taką się okazało. Ale nie jest to szczyt literatury motywacyjnej. Na kolejną perełkę (pierwszą jest "Nawyk wytrwałości") muszę jeszcze poczekać.
librimagistri.blogspot.com 2014-08-04
Płatności obsługuje:
Ikona płatności Alior Bank Ikona płatności Apple Pay Ikona płatności Bank PEKAO S.A. Ikona płatności Bank Pocztowy Ikona płatności Banki Spółdzielcze Ikona płatności BLIK Ikona płatności Crédit Agricole e-przelew Ikona płatności dawny BNP Paribas Bank Ikona płatności Google Pay Ikona płatności ING Bank Śląski Ikona płatności Inteligo Ikona płatności iPKO Ikona płatności mBank Ikona płatności Millennium Ikona płatności Nest Bank Ikona płatności Paypal Ikona płatności PayPo | PayU Płacę później Ikona płatności PayU Płacę później Ikona płatności Plus Bank Ikona płatności Płacę z Citi Handlowy Ikona płatności Płacę z Getin Bank Ikona płatności Płać z BOŚ Ikona płatności Płatność online kartą płatniczą Ikona płatności Santander Ikona płatności Visa Mobile