Recenzje
Tajlandia. Zielony Przewodnik. Wydanie 1
Kraj wśród turystów równie popularny jak mało znany. Większość wakacjuszy, przylatując do Tajlandii, spędza czas w popularnych uzdrowiskach, Phuket czy Koa Samui, i to zdaje się wyczerpywać zainteresowanie Tajlandią. Tylko nieliczni uczestniczą w wycieczkach np. do ośrodka szkolenia słoni w Lamphun czy poznają tropikalną faunę i florę w otwartym ogrodzie zoologicznym Khao Kieo albo rezerwacie ornitologicznym w Doi Inthanon. Nieliczni zwiedzają muzea Bangkoku czy Kanchanaburi, zaś turyści kwalifikowani nurkują w Ko Phi Phi albo Ko Surin. Tymczasem Tajlandia jest niezwykłą gratką dla turystyki indywidualnej. Poza kilkoma niebezpiecznymi regionami na pograniczu wszędzie tu spotkamy nadzwyczajne atrakcje przyrodnicze i historyczne, gościnnych i przyjaznych Tajów i świetną kuchnię. Warto więc opuścić hotelowe baseny i powędrować w kraj. Tajlandia ma dobrą infrastrukturę turystyczną i ciągle przyjazne ceny. Można aktywnie spędzić tu year gap (roczna przerwa w nauce), ale można też podróżować z dziećmi, odwiedzając stanowiska archeologiczne, farmy krokodyli, jaskinie i wodospady (np. Chiang Dao), parki narodowe, bajeczne wybrzeża ze zjawiskami krasowymi, rafami koralowymi i morskimi grotami. Można oglądać malowidła naskalne w Pha Taem i kompleksy khmerskich świątyń. Można żeglować po Morzu Anda-mańskim albo korzystać z dwu-trzydniowych rejsów po Zatoce Tajlandzkiej. Wiele tajskich atrakcji wpisane jest na listę kulturowego dziedzictwa ludzkości UNESCO. Podróżując po kraju z rodziną, można skorzystać z samochodu z kierowcą (najsensowniej), ale można zakątki Tajlandii penetrować na rowerze, pieszo lub pływając po rzekach łodziami. Atrakcji i przystępnych ofert każdy znajdzie tu zatrzęsienie, zaś przestrzeganie elementarnych zasad przebywania w kraju tak odmiennym kulturowo i obyczajowo od naszego gwarantuje niezapomniane wrażenia.
Tygodnik Angora Ł. AZIK; 2016-01-31
Klątwa gruzińskiego tortu
Gruzja to kraj o niezwykłej historii i kulturze. Szczególne położenie geograficzne uzasadnia tożsamość kulturową, która znacząco odróżnia Gruzję od innych państw. Z jednej strony leży na skrzyżowaniu Europy i Azji, a jednocześnie zajmuje centralne miejsce na Kaukazie pomiędzy Morzem Czarnym i Morzem Kaspijskim, gdzie zawsze odgrywała istotną rolę. Według badań archeologicznych na terytorium Gruzji prawie dwa miliony lat temu żyli pierwsi w Europie przedstawiciele rodziny człowiekowatych (hominidy). Naukowcy uważają, że byli oni pierwszymi Europejczykami, natomiast Gruzja jest krajem, z którego przemieścili się do innych części Europy. Studiując oryginalną historię Szulaweri można dowiedzieć się, że to właśnie Gruzja jest pionierem w uprawie winorośli i zakładaniu winiarni. Na podstawie tychże faktów Gruzja uważana jest za miejsce narodzin wina. Na jej terytorium wciąż spotyka się kilkadziesiąt odmian winogron, zaś gruzińskie wina cieszą się ogromną popularnością na całym świecie. Nie należy zapominać również o produkcji herbaty.
Z powodu specyficznego położenia geograficznego Gruzja już od czasów starożytnych jest obszarem niezwykle komfortowym, jeśli chodzi o turystykę i handel. Swego czasu na terytorium Gruzji przybywali Argonauci, czyli greccy żeglarze, a opowieść o ich podróżach przetrwała do dziś dzięki mitologii greckiej. Zasadniczym celem wyprawy Argonautów do Gruzji była przemożna chęć zdobycia Złotego Runa, czyli skóry wraz z sierścią należącej do mitycznego skrzydlatego złotego barana Chrysomallosa. Tak więc mit o Złotym Runie odzwierciedla historię pierwszych powiązań Gruzji ze starożytną Grecją. Według legendy złoto znajdujące się na zboczach Kaukazu ekstrahowano przez zanurzenie złotej owczej skóry w wodzie rzeki. Tego rodzaju metoda wydobywania kruszcu nadal występuje w gruzińskich górach w regionie Swanetii. Średniowieczny fresk przedstawiający króla Dawida IV Budowniczego.
W czasach starożytnych po upadku Imperium Achemenidów, czyli innymi słowy dynastii panującej w Iranie w latach 550-330 przed naszą erą, która została ostatecznie pokonana przez Aleksandra Macedońskiego (356-323 p.n.e.), Jedwabny Szlak łączący Azję z Europą, został zagrożony. Fakt ten sprawił, że zaczęto omijać drogę prowadzącą do Syrii i Iranu, co oczywiście korzystnie przysłużyło się całej Gruzji. Wpływy z Zachodu - najpierw ze strony Rzymu - a następnie spadek po kulturze Bizancjum ze Wschodu oraz z Iranu i islamskiego kalifatu pomogły w rozprzestrzenianiu się innych orientalnych cywilizacji, co z kolei pozwoliło Gruzji wzbogacić się o niewiarygodne wartości kulturowe. To właśnie w Gruzji powstał unikatowy alfabet, który jest jednym z czternastu oryginalnych zapisów znanych do tej pory na całym świecie. W tym samym czasie gruzińska architektura osiągnęła bezprecedensowy sukces, który przejawia się przede wszystkim w budowie różnych kościołów i klasztorów, z których większość wciąż znajduje się na terenie Gruzji. Obok ortodoksyjnych gruzińskich kościołów prawosławnych znajdują się tam także kościoły katolickie, jak również żydowskie synagogi i muzułmańskie minarety.
W niektórych gruzińskich miastach można spotkać oddalone od siebie o mniej niż sto metrów kościoły różnych wyznań religijnych, które historycznie charakteryzują gruzińską kulturę oraz pokojowe współistnienie rozmaitych religii, co oczywiście podkreśla, jak wielka tolerancja kulturalna i wyznaniowa występuje w tym państwie. Apogeum gruzińskiej kultury i państwowości stanowi okres panowania króla Dawida IV Budowniczego (1073-1125; rządy: 1089-1125) oraz królowej Tamary (1160-1213; rządy: 1184-1213), kiedy to gruzińska sztuka, architektura i literatura osiągnęły swoje najwyższe uznanie. W historii Gruzji wiek XII nazywany jest Złotą Erą.
Pomimo dezintegracji politycznej i częściowej utraty niepodległości w XVII i XVIII wieku, kultura gruzińska nadal mogła wybierać ze swojej bogatej tradycji i ożywienia regionalnych centrów, co w różny sposób znajdowało swoje odzwierciedlenie we wszystkich historycznych częściach kraju. W latach 1801-1991, pomimo pierwszego podboju Gruzji przez Imperium Rosyjskie, a następnie w wyniku reżimu sowieckiego, kultura gruzińska zachowała swoje tradycje i chroniła je przed zniszczeniem. W 1991 roku Gruzja odzyskała niepodległość (po raz pierwszy stało się to w 1918 roku, ale wtedy jej niepodległość trwała jedynie trzy lata), natomiast po rewolucji róż w 2003 roku Gruzja okazała się ścieżką rozwoju gospodarczego. Poza tym nastąpiła jej przebudowa oraz zaczynała tworzyć się europejska kultura tradycji. Fakt ten doprowadził do znacznego ożywienia się turystyki Gruzji.
Bogata gruzińska kultura czyni kraj jeszcze bardziej interesującym pod względem różnorodności regionów historycznych. Kultura tych obszarów ? pomimo że powstały w tym samym czasie historycznym ? jest zróżnicowana pod względem stylu życia i tradycji. Z drugiej strony jednak różnorodność ta wzbogaca nawzajem poszczególne regiony, co z kolei sprawia, że gruzińska kultura posiada naprawdę wiele twarzy. Na przykład Kachetia już w starożytności znana była z tradycyjnej produkcji wina, natomiast w Kartlii znajduje się wiele starożytnych i średniowiecznych miast, jak: Uplisciche, Mccheta, Tbilisi, Samszwilde czy Delisi. Z kolei w Dżawachetii znajdują się wyjątkowe uzdrowiska i lecznicze wody mineralne, natomiast Abchazja i Adżaria to nadmorskie kurorty, a Samegrelo słynie z pysznego jedzenia. W Imeretii zobaczymy historyczne zabytki, zaś w Swanetii znajdziemy unikalne średniowieczne wieże, a w Racza-Leczchumi - niezapomniane góry.
Wszystkie powyższe regiony Gruzji łączy ze sobą bogata historia oraz niepowtarzalne kulturowe dziedzictwo, jak również różnorodność kulinarna i powszechnie znana kaukaska gościnność. To wszystko sprawia, że od wieków Gruzja jest podziwiana przez tych, którzy ją odwiedzają. Nie inaczej wynika też z książki Macieja Jastrzębskiego, który w niezwykle malowniczy sposób opowiada nam o tym niesamowitym kraju i jego mieszkańcach. Gruzja nie miała łatwej historii. Całkiem niedawno, bo w 2008 roku, przez państwo przetoczył się poważny konflikt zbrojny pomiędzy gruzińskimi siłami wojskowymi a armią separatystycznej Osetii Południowej, Abchazji i Rosji. Wojna wybuchła w nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku, kiedy oczy całego świata zwrócone były na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Na pewno wielu z nas pamięta tamto wydarzenie. Ówczesne polskie władze stanowczo opowiedziały się wtedy po stronie Gruzinów, co oczywiście nie sprzyjało poprawnym relacjom z Rosją. Trzeba wiedzieć, że mieszkańcy Gruzji chyba od zawsze niezwykle serdecznie wypowiadali i nadal wypowiadają się o Polsce i Polakach. W naszym narodzie widzą przyjaciół, a sympatia jest obustronna. Tak naprawdę nikt do końca nie potrafi stwierdzić jednoznacznie, skąd taka życzliwość. Ona po prostu jest i nie wiadomo co też musiałoby się stać, aby uczucia te uległy zmianie.
Gruzini twierdzą, że terytorium, na którym zamieszkują tak naprawdę pochodzi od samego Boga, który oddał im skrawek ziemi, na którym sam chciał zamieszkać. Dlatego też kraj ten jest tak piękny pod względem krajobrazowym. Do tego dochodzi jeszcze wielokulturowość. Z drugiej strony jednak trzeba pamiętać, że nawet najpiękniejszy kawałek ziemi nie budziłby sympatii innych, gdyby nie ludzie, którzy go zamieszkują. A Gruzinów naprawdę nie można nie polubić. Z książki Macieja Jastrzębskiego czytelnik dowiaduje się nie tylko szeregu ciekawostek na temat historii tego szczególnego kraju, ale także poznaje niesamowitych ludzi, którzy diametralnie różnią się od Polaków nie tylko pod względem kulturowym, ale także w kwestii sposobu bycia. Odkąd pamiętam, to zawsze o Polakach mówiono, że jesteśmy narodem niezwykle gościnnym i nikt nie będzie czuł się u nas obco. Czytając Klątwę gruzińskiego tortu odniosłam wrażenie, że nasza polska gościnność znacznie odbiega od tej, którą serwują innym Gruzini. Oni nie boją się zaprosić nieznajomego do domu. A wręcz przeciwnie. Robią wszystko, aby przybysz czuł się w ich progach, jak we własnych czterech ścianach. Jest śpiew, niezliczona ilość toastów i cała masa rozmaitych opowieści, których słucha się z zapartym tchem. Czy w Polsce taka sytuacja nadal ma miejsce? Czy Polacy żyją tak jak ich dziadowie, którzy spotykali się gdzieś pod strzechą i opowiadali historie, od których czasami wręcz włos jeżył się na głowie?
Maciej Jastrzębski w swojej książce nie skupia się jedynie na historii i trudnej sytuacji politycznej Gruzji. Autor pokazuje życie zwyczajnych ludzi, którzy każdego dnia muszą zmagać się z problemami, jakie przynosi im życie. Pomimo niełatwych czasów potrafią naprawdę cieszyć się tym, co mają i emanować na innych niezwykłym optymizmem. Można ich za to jedynie podziwiać, ponieważ w mniejszym bądź większym stopniu polityka i przepychanki na poszczególnych szczeblach władzy, a co za tym idzie również nadzór ze strony Unii Europejskiej, dotyka praktycznie każdego Gruzina. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj stosunek mieszkańców Gruzji do Rosjan. Na pewno nie są to relacje przyjazne, jak w przypadku Polski.
Niedawno czytałam inną książkę Macieja Jastrzębskiego "Krym. Miłość i nienawiść" którą byłam zachwycona. Nie inaczej jest i tym razem. Lekkie pióro Autora i barwne opowieści z kraju charakteryzującego się niezwykłą egzotyką sprawiają, że czytelnik nie potrafi oderwać się od lektury. Maciej Jastrzębski swoją podróż po Gruzji, która oczywiście ma związek z zawodem, jaki wykonuje, odbywa w towarzystwie sympatycznego i mądrego taksówkarza o imieniu Dżaba, który jednocześnie jest także jego przewodnikiem. Mężczyzna tak naprawdę staje się w pewnym momencie jednym z bohaterów tej gruzińskiej opowieści. Dżaba ma swoją własną historię, z którą zmaga się już od wielu lat. Czy wreszcie nadejdzie czas, kiedy będzie mógł stawić czoło przeszłości? Oprócz historii Dżaby czytelnik poznaje także losy Aleksandra. Mężczyzna jest ulicznym grajkiem, ale czy na pewno można uznać go jedynie za „flecistę z podziemnego przejścia”?
Myślę, że książka jest po prostu wyjątkowa, zaś każdy, kto chciałby zagłębić się w szczególnym gruzińskim klimacie, powinien po nią sięgnąć bez zastanowienia. Podobnie jak w przypadku książki Krym. Miłość i nienawiść, tym razem również miałam problem z jednoznacznym zakwalifikowaniem tej pozycji do konkretnego gatunku literatury. Z jednej strony jest to reportaż, lecz z drugiej czyta się, jak powieść obyczajową, której akcja osadzona jest w realiach współczesnej Gruzji. Może gdyby nie fakt, że czytelnik na każdym kroku spotyka ludzi, którzy są z krwi i kości prawdziwi i nie ma w tym żadnej fikcji, wówczas łatwiej byłoby przydzielić książkę do określonego gatunku. Na pewno jest to literatura faktu. W tej kwestii nie ma żadnych wątpliwości. Cieszy mnie bardzo, że Maciej Jastrzębski nie pisze swoich książek w stylu suchych relacji z podroży zawodowych. Przypuszczam, że wtedy nie byłyby one takie interesujące. Ludzie chcą bowiem poznawać życiowe historie innych i jednocześnie pragną się z tymi historiami identyfikować. A Gruzini choć tak różni od Polaków, to jednak mają z nami wiele wspólnego. Łączy nas przede wszystkim historia, o czym dość obszernie można przeczytać w Klątwie gruzińskiego tortu.
Autor pisze o Gruzji wiele, lecz wydaje mi się, że ten kraj tak naprawdę nie został do końca odkryty na kartach Klątwy gruzińskiego tortu. W moim odczuciu jest jeszcze bardzo dużo do poznania i odkrycia, ale z drugiej strony nie można mieć też pewności, czy komukolwiek uda się tego dokonać. Odniosłam bowiem wrażenie, że jest to kraj niesamowicie zagadkowy i nigdy nie pozwoli na to, aby ktoś całkowicie odarł go z tej tajemniczości.
Z powodu specyficznego położenia geograficznego Gruzja już od czasów starożytnych jest obszarem niezwykle komfortowym, jeśli chodzi o turystykę i handel. Swego czasu na terytorium Gruzji przybywali Argonauci, czyli greccy żeglarze, a opowieść o ich podróżach przetrwała do dziś dzięki mitologii greckiej. Zasadniczym celem wyprawy Argonautów do Gruzji była przemożna chęć zdobycia Złotego Runa, czyli skóry wraz z sierścią należącej do mitycznego skrzydlatego złotego barana Chrysomallosa. Tak więc mit o Złotym Runie odzwierciedla historię pierwszych powiązań Gruzji ze starożytną Grecją. Według legendy złoto znajdujące się na zboczach Kaukazu ekstrahowano przez zanurzenie złotej owczej skóry w wodzie rzeki. Tego rodzaju metoda wydobywania kruszcu nadal występuje w gruzińskich górach w regionie Swanetii. Średniowieczny fresk przedstawiający króla Dawida IV Budowniczego.
W czasach starożytnych po upadku Imperium Achemenidów, czyli innymi słowy dynastii panującej w Iranie w latach 550-330 przed naszą erą, która została ostatecznie pokonana przez Aleksandra Macedońskiego (356-323 p.n.e.), Jedwabny Szlak łączący Azję z Europą, został zagrożony. Fakt ten sprawił, że zaczęto omijać drogę prowadzącą do Syrii i Iranu, co oczywiście korzystnie przysłużyło się całej Gruzji. Wpływy z Zachodu - najpierw ze strony Rzymu - a następnie spadek po kulturze Bizancjum ze Wschodu oraz z Iranu i islamskiego kalifatu pomogły w rozprzestrzenianiu się innych orientalnych cywilizacji, co z kolei pozwoliło Gruzji wzbogacić się o niewiarygodne wartości kulturowe. To właśnie w Gruzji powstał unikatowy alfabet, który jest jednym z czternastu oryginalnych zapisów znanych do tej pory na całym świecie. W tym samym czasie gruzińska architektura osiągnęła bezprecedensowy sukces, który przejawia się przede wszystkim w budowie różnych kościołów i klasztorów, z których większość wciąż znajduje się na terenie Gruzji. Obok ortodoksyjnych gruzińskich kościołów prawosławnych znajdują się tam także kościoły katolickie, jak również żydowskie synagogi i muzułmańskie minarety.
W niektórych gruzińskich miastach można spotkać oddalone od siebie o mniej niż sto metrów kościoły różnych wyznań religijnych, które historycznie charakteryzują gruzińską kulturę oraz pokojowe współistnienie rozmaitych religii, co oczywiście podkreśla, jak wielka tolerancja kulturalna i wyznaniowa występuje w tym państwie. Apogeum gruzińskiej kultury i państwowości stanowi okres panowania króla Dawida IV Budowniczego (1073-1125; rządy: 1089-1125) oraz królowej Tamary (1160-1213; rządy: 1184-1213), kiedy to gruzińska sztuka, architektura i literatura osiągnęły swoje najwyższe uznanie. W historii Gruzji wiek XII nazywany jest Złotą Erą.
Pomimo dezintegracji politycznej i częściowej utraty niepodległości w XVII i XVIII wieku, kultura gruzińska nadal mogła wybierać ze swojej bogatej tradycji i ożywienia regionalnych centrów, co w różny sposób znajdowało swoje odzwierciedlenie we wszystkich historycznych częściach kraju. W latach 1801-1991, pomimo pierwszego podboju Gruzji przez Imperium Rosyjskie, a następnie w wyniku reżimu sowieckiego, kultura gruzińska zachowała swoje tradycje i chroniła je przed zniszczeniem. W 1991 roku Gruzja odzyskała niepodległość (po raz pierwszy stało się to w 1918 roku, ale wtedy jej niepodległość trwała jedynie trzy lata), natomiast po rewolucji róż w 2003 roku Gruzja okazała się ścieżką rozwoju gospodarczego. Poza tym nastąpiła jej przebudowa oraz zaczynała tworzyć się europejska kultura tradycji. Fakt ten doprowadził do znacznego ożywienia się turystyki Gruzji.
Bogata gruzińska kultura czyni kraj jeszcze bardziej interesującym pod względem różnorodności regionów historycznych. Kultura tych obszarów ? pomimo że powstały w tym samym czasie historycznym ? jest zróżnicowana pod względem stylu życia i tradycji. Z drugiej strony jednak różnorodność ta wzbogaca nawzajem poszczególne regiony, co z kolei sprawia, że gruzińska kultura posiada naprawdę wiele twarzy. Na przykład Kachetia już w starożytności znana była z tradycyjnej produkcji wina, natomiast w Kartlii znajduje się wiele starożytnych i średniowiecznych miast, jak: Uplisciche, Mccheta, Tbilisi, Samszwilde czy Delisi. Z kolei w Dżawachetii znajdują się wyjątkowe uzdrowiska i lecznicze wody mineralne, natomiast Abchazja i Adżaria to nadmorskie kurorty, a Samegrelo słynie z pysznego jedzenia. W Imeretii zobaczymy historyczne zabytki, zaś w Swanetii znajdziemy unikalne średniowieczne wieże, a w Racza-Leczchumi - niezapomniane góry.
Wszystkie powyższe regiony Gruzji łączy ze sobą bogata historia oraz niepowtarzalne kulturowe dziedzictwo, jak również różnorodność kulinarna i powszechnie znana kaukaska gościnność. To wszystko sprawia, że od wieków Gruzja jest podziwiana przez tych, którzy ją odwiedzają. Nie inaczej wynika też z książki Macieja Jastrzębskiego, który w niezwykle malowniczy sposób opowiada nam o tym niesamowitym kraju i jego mieszkańcach. Gruzja nie miała łatwej historii. Całkiem niedawno, bo w 2008 roku, przez państwo przetoczył się poważny konflikt zbrojny pomiędzy gruzińskimi siłami wojskowymi a armią separatystycznej Osetii Południowej, Abchazji i Rosji. Wojna wybuchła w nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku, kiedy oczy całego świata zwrócone były na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Na pewno wielu z nas pamięta tamto wydarzenie. Ówczesne polskie władze stanowczo opowiedziały się wtedy po stronie Gruzinów, co oczywiście nie sprzyjało poprawnym relacjom z Rosją. Trzeba wiedzieć, że mieszkańcy Gruzji chyba od zawsze niezwykle serdecznie wypowiadali i nadal wypowiadają się o Polsce i Polakach. W naszym narodzie widzą przyjaciół, a sympatia jest obustronna. Tak naprawdę nikt do końca nie potrafi stwierdzić jednoznacznie, skąd taka życzliwość. Ona po prostu jest i nie wiadomo co też musiałoby się stać, aby uczucia te uległy zmianie.
Gruzini twierdzą, że terytorium, na którym zamieszkują tak naprawdę pochodzi od samego Boga, który oddał im skrawek ziemi, na którym sam chciał zamieszkać. Dlatego też kraj ten jest tak piękny pod względem krajobrazowym. Do tego dochodzi jeszcze wielokulturowość. Z drugiej strony jednak trzeba pamiętać, że nawet najpiękniejszy kawałek ziemi nie budziłby sympatii innych, gdyby nie ludzie, którzy go zamieszkują. A Gruzinów naprawdę nie można nie polubić. Z książki Macieja Jastrzębskiego czytelnik dowiaduje się nie tylko szeregu ciekawostek na temat historii tego szczególnego kraju, ale także poznaje niesamowitych ludzi, którzy diametralnie różnią się od Polaków nie tylko pod względem kulturowym, ale także w kwestii sposobu bycia. Odkąd pamiętam, to zawsze o Polakach mówiono, że jesteśmy narodem niezwykle gościnnym i nikt nie będzie czuł się u nas obco. Czytając Klątwę gruzińskiego tortu odniosłam wrażenie, że nasza polska gościnność znacznie odbiega od tej, którą serwują innym Gruzini. Oni nie boją się zaprosić nieznajomego do domu. A wręcz przeciwnie. Robią wszystko, aby przybysz czuł się w ich progach, jak we własnych czterech ścianach. Jest śpiew, niezliczona ilość toastów i cała masa rozmaitych opowieści, których słucha się z zapartym tchem. Czy w Polsce taka sytuacja nadal ma miejsce? Czy Polacy żyją tak jak ich dziadowie, którzy spotykali się gdzieś pod strzechą i opowiadali historie, od których czasami wręcz włos jeżył się na głowie?
Maciej Jastrzębski w swojej książce nie skupia się jedynie na historii i trudnej sytuacji politycznej Gruzji. Autor pokazuje życie zwyczajnych ludzi, którzy każdego dnia muszą zmagać się z problemami, jakie przynosi im życie. Pomimo niełatwych czasów potrafią naprawdę cieszyć się tym, co mają i emanować na innych niezwykłym optymizmem. Można ich za to jedynie podziwiać, ponieważ w mniejszym bądź większym stopniu polityka i przepychanki na poszczególnych szczeblach władzy, a co za tym idzie również nadzór ze strony Unii Europejskiej, dotyka praktycznie każdego Gruzina. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj stosunek mieszkańców Gruzji do Rosjan. Na pewno nie są to relacje przyjazne, jak w przypadku Polski.
Niedawno czytałam inną książkę Macieja Jastrzębskiego "Krym. Miłość i nienawiść" którą byłam zachwycona. Nie inaczej jest i tym razem. Lekkie pióro Autora i barwne opowieści z kraju charakteryzującego się niezwykłą egzotyką sprawiają, że czytelnik nie potrafi oderwać się od lektury. Maciej Jastrzębski swoją podróż po Gruzji, która oczywiście ma związek z zawodem, jaki wykonuje, odbywa w towarzystwie sympatycznego i mądrego taksówkarza o imieniu Dżaba, który jednocześnie jest także jego przewodnikiem. Mężczyzna tak naprawdę staje się w pewnym momencie jednym z bohaterów tej gruzińskiej opowieści. Dżaba ma swoją własną historię, z którą zmaga się już od wielu lat. Czy wreszcie nadejdzie czas, kiedy będzie mógł stawić czoło przeszłości? Oprócz historii Dżaby czytelnik poznaje także losy Aleksandra. Mężczyzna jest ulicznym grajkiem, ale czy na pewno można uznać go jedynie za „flecistę z podziemnego przejścia”?
Myślę, że książka jest po prostu wyjątkowa, zaś każdy, kto chciałby zagłębić się w szczególnym gruzińskim klimacie, powinien po nią sięgnąć bez zastanowienia. Podobnie jak w przypadku książki Krym. Miłość i nienawiść, tym razem również miałam problem z jednoznacznym zakwalifikowaniem tej pozycji do konkretnego gatunku literatury. Z jednej strony jest to reportaż, lecz z drugiej czyta się, jak powieść obyczajową, której akcja osadzona jest w realiach współczesnej Gruzji. Może gdyby nie fakt, że czytelnik na każdym kroku spotyka ludzi, którzy są z krwi i kości prawdziwi i nie ma w tym żadnej fikcji, wówczas łatwiej byłoby przydzielić książkę do określonego gatunku. Na pewno jest to literatura faktu. W tej kwestii nie ma żadnych wątpliwości. Cieszy mnie bardzo, że Maciej Jastrzębski nie pisze swoich książek w stylu suchych relacji z podroży zawodowych. Przypuszczam, że wtedy nie byłyby one takie interesujące. Ludzie chcą bowiem poznawać życiowe historie innych i jednocześnie pragną się z tymi historiami identyfikować. A Gruzini choć tak różni od Polaków, to jednak mają z nami wiele wspólnego. Łączy nas przede wszystkim historia, o czym dość obszernie można przeczytać w Klątwie gruzińskiego tortu.
Autor pisze o Gruzji wiele, lecz wydaje mi się, że ten kraj tak naprawdę nie został do końca odkryty na kartach Klątwy gruzińskiego tortu. W moim odczuciu jest jeszcze bardzo dużo do poznania i odkrycia, ale z drugiej strony nie można mieć też pewności, czy komukolwiek uda się tego dokonać. Odniosłam bowiem wrażenie, że jest to kraj niesamowicie zagadkowy i nigdy nie pozwoli na to, aby ktoś całkowicie odarł go z tej tajemniczości.
wkrainieczytania.blogspot.com
Fotografia przyrodnicza dla wytrwałych. Jak skutecznie fotografować
Każdy, kto kiedykolwiek próbował fotografować przyrodę, czy to krajobrazy, czy ptaki lub inne zwierzęta, ten wie, jak duże jest to wyzwanie. Własnoręcznie sfotografowane pejzaże rzadko są tak malownicze, jak zdjęcia, które oglądamy w internecie. Jeśli zaś chodzi o zdjęcia zwierząt, a zwłaszcza ptaków to wyzwaniem jest po pierwsze spotkanie tych niezwykłych modeli w ich naturalnym środowisku, a po drugie wykonanie poprawnej i atrakcyjnej fotografii. Autorzy książki „Fotografia przyrodnicza dla wytrwałych. Jak skutecznie fotografować zwierzęta„, Henryk Janowski i Rafał Gawełda, piszą we wstępie, że ich książka ma na celu pomóc uzyskać na zdjęciach efekt zrodzony w wyobraźni, jak i zachęcić do pewnego sposobu na życie, jakim jest fotografia przyrodnicza.
Faktycznie, jeśli ktoś z Was myśli poważnie o fotografii przyrodniczej, czeka go wiele wyzwań. Jak w każdej dziedzinie, tak i w tej, trzeba włożyć wiele wysiłku i poświęcenia, aby osiągnąć dobre efekty. Dlatego od razu trzeba zaznaczyć, że recenzowana książka nie jest pozycją dla początkujących amatorów fotografii. Wprawdzie jej pierwsza część jest poświęcona w całości wyborowi odpowiedniego sprzętu, ale na próżno szukać tam wyjaśnienia takich terminów jak ekspozycja, ogniskowa, przysłona, głębia ostrości czy format RAW. Jeśli zatem nie orientujecie się w podstawowych pojęciach z dziedziny fotografii, zanim sięgniecie po tę książkę, koniecznie uzupełnijcie swoją wiedzę.
Autorzy kochają przyrodę i przebywanie na łonie natury przynajmniej tak bardzo, jak samą fotografię. Nie da się ukryć, że tylko połączenie tych dwóch pasji może zaprowadzić do powstania profesjonalnych zdjęć przyrodniczych. Dlatego książka wypełniona jest historiami o eksploracji niedostępnego terenu, wstawaniu przed świtem, budowaniu czatowni i znoszeniu nieraz ciężkich warunków atmosferycznych przez wiele godzin. Jeśli komuś wydaje się, że fotografia przyrodnicza jest tak wdzięczna i łatwa, jak same zdjęcia pięknych ptaków czy uroczych zwierzątek, z pewnością po lekturze książki Janowskiego i Gawełdy straci wszelkie złudzenia na ten temat. Sami autorzy wskazują, że robienie zdjęć to tylko ułamek aktywności związanej z fotografią przyrodniczą. Rzeczywistość jest znacznie mniej romantyczna niż tematyka zdjęć – wymaga skrupulatnych przygotowań, odpowiedniego sprzętu, wiedzy na temat przyrody, terenu na który się wybiera oraz poświęcenia dużej ilości czasu.
Książka jest podzielona na części dotyczące odpowiednio: wyboru właściwego aparatu, obiektywów i dodatkowego sprzętu, przygotowań do wyjazdu w teren oraz w końcu temu, co najciekawsze, czyli samej fotografii ptaków i ssaków. Dwa ostatnie rozdziały są poświęcone zarówno informacjom technicznym, dotyczącym wyboru miejsca, fotografowania poszczególnych rodzajów ptaków czy zwierząt, w tym sposobów wabienia ich oraz czatowania na nie, jak i anegdotom z życia fotografa przyrody. Nie znajdziecie tam jednak informacji na temat obróbki zdjęć. Autorzy poświęcają dużo uwagi odpowiedniemu ubraniu czy warunkom klimatycznym. Wydaje się, że po takiej lekturze amatora fotografii przyrodniczej nic nie powinno zaskoczyć.
W książce poświęconej fotografii równie ważne, jak treść, którą chcą przekazać autorzy, są też zdjęcia. Tak samo jest w tym przypadku. „Fotografia przyrodnicza dla wytrwałych…” jest wydana na eleganckim, matowym papierze pozwalającym wyeksponować walory zdjęć. Możemy na nich zobaczyć zarówno piękne krajobrazy, jak i ptasich oraz zwierzęcych modeli. Nie brakuje też zdjęć przedstawiających omawiane czatownie czy kryjówki, budowane przez fotografów. Co ważne, autorzy poruszają też rzadko podejmowany w fotografii temat kodeksu etycznego fotografa przyrody.
Z jednej strony autorzy książki są bezwzględnie szczerzy w opisie wymagań i wyzwań jakie stawia przed fotografem przyroda. To jedna z najbardziej wymagających modelek, ale zarazem też najbardziej pasjonująca. Wymaga nie tylko tak zwanego „oka”, ale również sprzętu, czasu i poświęcenia. Z drugiej jednak strony, z mojego osobistego doświadczenia wynika, że fotografia przyrodnicza nawet bez tak dużego zaangażowania i kosztownego oprzyrządowania, może być satysfakcjonującym zajęciem i sposobem na spędzanie czasu. W związku z tym uważam, że warto byłoby pomyśleć o publikacji lub dodatkowym rozdziale, dotyczącym fotografii przyrodniczej przeznaczonym dla mniej zaawansowanego odbiorcy. Nie da się zaprzeczyć, że to hobby jest wymagające i czasochłonne, jeśli chce się uzyskać prawdziwie profesjonalne efekty. Z drugiej jednak strony chodzi w nim przede wszystkim o poznawanie przyrody, przygodę i dobrą zabawę. Szkoda byłoby gdyby czytelnicy myśleli, że jest ona dostępna tylko dla gotowych na duże wydatki i poświęcenia pasjonatów.
Faktycznie, jeśli ktoś z Was myśli poważnie o fotografii przyrodniczej, czeka go wiele wyzwań. Jak w każdej dziedzinie, tak i w tej, trzeba włożyć wiele wysiłku i poświęcenia, aby osiągnąć dobre efekty. Dlatego od razu trzeba zaznaczyć, że recenzowana książka nie jest pozycją dla początkujących amatorów fotografii. Wprawdzie jej pierwsza część jest poświęcona w całości wyborowi odpowiedniego sprzętu, ale na próżno szukać tam wyjaśnienia takich terminów jak ekspozycja, ogniskowa, przysłona, głębia ostrości czy format RAW. Jeśli zatem nie orientujecie się w podstawowych pojęciach z dziedziny fotografii, zanim sięgniecie po tę książkę, koniecznie uzupełnijcie swoją wiedzę.
Autorzy kochają przyrodę i przebywanie na łonie natury przynajmniej tak bardzo, jak samą fotografię. Nie da się ukryć, że tylko połączenie tych dwóch pasji może zaprowadzić do powstania profesjonalnych zdjęć przyrodniczych. Dlatego książka wypełniona jest historiami o eksploracji niedostępnego terenu, wstawaniu przed świtem, budowaniu czatowni i znoszeniu nieraz ciężkich warunków atmosferycznych przez wiele godzin. Jeśli komuś wydaje się, że fotografia przyrodnicza jest tak wdzięczna i łatwa, jak same zdjęcia pięknych ptaków czy uroczych zwierzątek, z pewnością po lekturze książki Janowskiego i Gawełdy straci wszelkie złudzenia na ten temat. Sami autorzy wskazują, że robienie zdjęć to tylko ułamek aktywności związanej z fotografią przyrodniczą. Rzeczywistość jest znacznie mniej romantyczna niż tematyka zdjęć – wymaga skrupulatnych przygotowań, odpowiedniego sprzętu, wiedzy na temat przyrody, terenu na który się wybiera oraz poświęcenia dużej ilości czasu.
Książka jest podzielona na części dotyczące odpowiednio: wyboru właściwego aparatu, obiektywów i dodatkowego sprzętu, przygotowań do wyjazdu w teren oraz w końcu temu, co najciekawsze, czyli samej fotografii ptaków i ssaków. Dwa ostatnie rozdziały są poświęcone zarówno informacjom technicznym, dotyczącym wyboru miejsca, fotografowania poszczególnych rodzajów ptaków czy zwierząt, w tym sposobów wabienia ich oraz czatowania na nie, jak i anegdotom z życia fotografa przyrody. Nie znajdziecie tam jednak informacji na temat obróbki zdjęć. Autorzy poświęcają dużo uwagi odpowiedniemu ubraniu czy warunkom klimatycznym. Wydaje się, że po takiej lekturze amatora fotografii przyrodniczej nic nie powinno zaskoczyć.
W książce poświęconej fotografii równie ważne, jak treść, którą chcą przekazać autorzy, są też zdjęcia. Tak samo jest w tym przypadku. „Fotografia przyrodnicza dla wytrwałych…” jest wydana na eleganckim, matowym papierze pozwalającym wyeksponować walory zdjęć. Możemy na nich zobaczyć zarówno piękne krajobrazy, jak i ptasich oraz zwierzęcych modeli. Nie brakuje też zdjęć przedstawiających omawiane czatownie czy kryjówki, budowane przez fotografów. Co ważne, autorzy poruszają też rzadko podejmowany w fotografii temat kodeksu etycznego fotografa przyrody.
Z jednej strony autorzy książki są bezwzględnie szczerzy w opisie wymagań i wyzwań jakie stawia przed fotografem przyroda. To jedna z najbardziej wymagających modelek, ale zarazem też najbardziej pasjonująca. Wymaga nie tylko tak zwanego „oka”, ale również sprzętu, czasu i poświęcenia. Z drugiej jednak strony, z mojego osobistego doświadczenia wynika, że fotografia przyrodnicza nawet bez tak dużego zaangażowania i kosztownego oprzyrządowania, może być satysfakcjonującym zajęciem i sposobem na spędzanie czasu. W związku z tym uważam, że warto byłoby pomyśleć o publikacji lub dodatkowym rozdziale, dotyczącym fotografii przyrodniczej przeznaczonym dla mniej zaawansowanego odbiorcy. Nie da się zaprzeczyć, że to hobby jest wymagające i czasochłonne, jeśli chce się uzyskać prawdziwie profesjonalne efekty. Z drugiej jednak strony chodzi w nim przede wszystkim o poznawanie przyrody, przygodę i dobrą zabawę. Szkoda byłoby gdyby czytelnicy myśleli, że jest ona dostępna tylko dla gotowych na duże wydatki i poświęcenia pasjonatów.
moznaprzeczytac.pl Zabiela; 2016-01-29
Dręczyciel
Moja opinia:
Uwielbiam tę książkę!
Jest po prostu…
wspaniała, boska i… niesamowicie zmysłowa!
Początkowo myślałam, że będzie to kolejny słodki romans z nutką erotyki w tle, ale na szczęście się pomyliłam.
Ta historia jest inna niż wszystkie, które dotąd mogłam przeczytać.
„Dręczyciel” najpierw zwali Cię z nóg i podepcze twoje wszystkie marzenia, a następnie podniesie Cię z ziemi, pocałuje w czoło i powie do ciebie słodkie „do widzenia„.
Tak…
Ta książka to prawdziwy wulkan emocji i wrażeń.
Fabuła i styl:
Uwielbiam fabułę książki „Dręczyciel„!
Ponieważ, jest ona nie tylko nietuzinkowa, ale i także pełną emocji oraz niespodziewanych zwrotów akcji.
Wciąga, fascynuje i sprawia, że czytelnik nie potrafi oderwać się od niej nawet na krótką chwilę.
Nigdy bym nie pomyśla, że granica między miłością a nienawiścią jest aż tak krucha i cienka, a jednocześnie tak wciągającą i pełna nietuzinkowych emocji.
Styl autorki jest natomiast bardzo lekki, przyjemny oraz pełen wrażeń i emocji.
Bohaterowie książki są bardzo wyraziści i pełni nieodkrytych tajemnic.
Opisy zaś są bardzo barwne i plastyczne a dialogi niezwykle poruszające i chwytające za serce.
Bohaterowie:
Główni bohaterowie książki „Dręczyciel” są nie tylko wspaniale wykreowani, ale i także bardzo barwni emocjonalnie.
Są naturalnie niedoskonali, emocjonalnie niepoprawni, a przy tym tak miłośnie zwariowani
Raz się nienawidzą..
Raz się kochają…
A w innej chwili nawet i nienawidzo- kochają…
I to właśnie w tej dziwnej i gorzko-słodkiej miłości, zakochałam się aż po same uszy, a może i nawet czubek głowy
Szata graficzna:
Według mnie, okładka „Dręczyciela” wygląda nie tylko bardzo skromnie i subtelnie, ale także bardzo zmysłowo i namiętnie.
Kusi nas zarówno swoją gorzko-słodką namiętnością, ale i również swoją nietuzinkową tajemnicą, która skrywa się w niezwykłej barwie czarno-białej miłości.
Podsumowanie:
Książka „Dręczyciel” to niesamowicie zmysłowa i pełna ognia historia, która rozpali w czytelniku nie tylko jego zmysłowe marzenia, ale i także poruszy w nim jego uśpione codziennością miłosne pragnienia.
Ta książka jest jak miłosny narkotyk.
Wciąga…
Kusi…
I zniewala…
Niewyobrażalną magią zmysłowych wrażeń.
Gorąco polecam!
Uwielbiam tę książkę!
Jest po prostu…
wspaniała, boska i… niesamowicie zmysłowa!
Początkowo myślałam, że będzie to kolejny słodki romans z nutką erotyki w tle, ale na szczęście się pomyliłam.
Ta historia jest inna niż wszystkie, które dotąd mogłam przeczytać.
„Dręczyciel” najpierw zwali Cię z nóg i podepcze twoje wszystkie marzenia, a następnie podniesie Cię z ziemi, pocałuje w czoło i powie do ciebie słodkie „do widzenia„.
Tak…
Ta książka to prawdziwy wulkan emocji i wrażeń.
Fabuła i styl:
Uwielbiam fabułę książki „Dręczyciel„!
Ponieważ, jest ona nie tylko nietuzinkowa, ale i także pełną emocji oraz niespodziewanych zwrotów akcji.
Wciąga, fascynuje i sprawia, że czytelnik nie potrafi oderwać się od niej nawet na krótką chwilę.
Nigdy bym nie pomyśla, że granica między miłością a nienawiścią jest aż tak krucha i cienka, a jednocześnie tak wciągającą i pełna nietuzinkowych emocji.
Styl autorki jest natomiast bardzo lekki, przyjemny oraz pełen wrażeń i emocji.
Bohaterowie książki są bardzo wyraziści i pełni nieodkrytych tajemnic.
Opisy zaś są bardzo barwne i plastyczne a dialogi niezwykle poruszające i chwytające za serce.
Bohaterowie:
Główni bohaterowie książki „Dręczyciel” są nie tylko wspaniale wykreowani, ale i także bardzo barwni emocjonalnie.
Są naturalnie niedoskonali, emocjonalnie niepoprawni, a przy tym tak miłośnie zwariowani
Raz się nienawidzą..
Raz się kochają…
A w innej chwili nawet i nienawidzo- kochają…
I to właśnie w tej dziwnej i gorzko-słodkiej miłości, zakochałam się aż po same uszy, a może i nawet czubek głowy
Szata graficzna:
Według mnie, okładka „Dręczyciela” wygląda nie tylko bardzo skromnie i subtelnie, ale także bardzo zmysłowo i namiętnie.
Kusi nas zarówno swoją gorzko-słodką namiętnością, ale i również swoją nietuzinkową tajemnicą, która skrywa się w niezwykłej barwie czarno-białej miłości.
Podsumowanie:
Książka „Dręczyciel” to niesamowicie zmysłowa i pełna ognia historia, która rozpali w czytelniku nie tylko jego zmysłowe marzenia, ale i także poruszy w nim jego uśpione codziennością miłosne pragnienia.
Ta książka jest jak miłosny narkotyk.
Wciąga…
Kusi…
I zniewala…
Niewyobrażalną magią zmysłowych wrażeń.
Gorąco polecam!
blackcrow87.wordpress.com Ewelina Chojnacka
Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?
Jak już dziś zmienić jutro? I czy możliwe jest takie podejmowanie decyzji, aby ich potem nie żałować? – to pytania natury niemalże filozoficznej. To drugie jest mi szczególnie bliskie, ponieważ należę do osób, którym podejmowanie decyzji nie przychodzi łatwo – i na nic się zdały zajęcia z „Psychologii myślenia i decyzji”. Bo chociaż dostarczyły wiedzy o różnych modelach podejmowania decyzji, to… żaden znany mi akademicki wykładowca nie naucza, jak mądrze podejmować „decyzje życiowo-doniosłe” ani też nie mówi, jak uniknąć tak zwanego „żalu postdecyzyjnego”.
Tymczasem okazuje się, iż w dzisiejszych czasach bardzo wiele osób doświadcza zjawiska nazwanego przez prof. Barry’ego Schwartza „paradoksem wyboru” (Zainteresowanym polecam lekturę tego artykułu). Jest to sytuacja, gdy człowiek – mając nadmiar opcji – nie potrafi dokonać wyboru, gdyż ogarnia go paraliż decyzyjny. Na pytania typu: „Który telefon kupić?”, „Na jaki film pójść do kina?”, „Jaki kierunek studiów wybrać?”, „Gdzie zamieszkać?” odpowiadamy wtedy najczęściej: „Nie wiem”. Nietrudno się domyślić, że takie dylematy – tym większe, im poważniejszych spraw dotyczą – to źródło ogromnego stresu. W dodatku samo podjęcie decyzji często nie oznacza jeszcze końca owego stresu, bowiem pojawia się żal za tym, co – jak myślimy – mogliśmy utracić. A to oczywiście tylko jeden z aspektów procesu podejmowania decyzji.
Cieszę się, że mogłam przeczytać „TERAZ! Jak już dziś zmienić jutro?” – bardzo interesującą publikację popularnonaukowo-poradnikową poświęconą w całości praktycznej stronie podejmowania decyzji. Jej autor, Krzysztof Wysocki jest przedsiębiorcą, inż. elektronikiem, publicystą i popularyzatorem wiedzy o zasadach skutecznego działania; współzałożycielem największej polskiej firmy prywatnej z branży zbrojeniowej; prowadzi szkolenia oraz mentoring młodych przedsiębiorców; jest też autorem (jako TesTeq) bloga „Biznes bez Stresu”, a ponadto – zapalonym sportowcem. Autor jest nie tylko wielkim fanem minimalistycznej zen-filozofii L. Babauty, ale także metody GTD („Getting Things Done”) D. Allen’a. Czy takie ogromne i szerokie doświadczenie zawodowe i życiowe przełożyło się na pragmatyczną wartość jego poradnika? Odpowiedź brzmi: Zdecydowanie tak!
Krzysztof Wysocki w swojej książce „Teraz!…” propaguje stoickie (a możne nawet buddyjskie) podejście do życia (jak ja to nazwałam – „racjonalny optymizm”): bycie „tu i teraz”, akceptację przeszłości oraz aktualnego biegu wydarzeń, odpuszczenie przymusu kontroli, nieprzywiązywanie się do własnych oczekiwań, minimalizm (materialny oraz „umysłowy”), umacnianie swojego „kręgosłupa moralnego”. Taka postawa życiowa to fundament nie tylko procesu podejmowania optymalnych decyzji, ale czegoś znacznie ważniejszego, chociażby: poczucia wartości, spokoju umysłu, sukcesu, wartościowego i celowego życia, szczęścia. Same strategie podejmowania decyzji (których zresztą nie brakuje) odgrywają tu zdecydowanie drugoplanową rolę. Muszę przyznać, iż autor doskonale łączy to filozoficzno-metafizyczne zaplecze z najnowszymi odkryciami zachodniej nauki (głównie psychologii nurtu poznawczego i ewolucyjnego, ale także fizyki kwantowej), doprawiając wszystko niemałą dawką inteligentnego poczucia humoru. Dzięki temu Czytelnikowi daje się poznać jako człowiek obdarzony inteligencją i życiową mądrością, elokwentny, z dystansem do życia i do siebie samego.
Oto tylko niektóre z poruszanych przez autora kwestii: Czy czas istnieje naprawdę, czy może jest złudzeniem? Jak podejmować optymalne decyzje? Czym jest tzw. „mięsień decyzyjny” i od czego zależy jego sprawność? Dlaczego robienie skomplikowanych, tabelarycznych analiz wszystkich dostępnych opcji po prostu nie działa? Dlaczego warto prowadzić dziennik doświadczeń? Jak mogą Ci pomóc listy kontrolne? Na czym polega metoda Toyoty pt. „5x DLACZEGO?” Czym jest „decydowanie na cztery”? Z czego wynika lęk przed podejmowaniem decyzji? Jak zredukować ilość decyzji do podjęcia każdego dnia? Dlaczego bycie minimalistą się opłaca? Dlaczego nie warto tworzyć „planu B”?
Publikacja Wysockiego podzielona została na 4 części: Przeszłość, Teraźniejszość, Przyszłość oraz Zastosowania Praktyczne (w szkole, pracy, domu, związku i firmie). Mnie osobiście najbardziej przypadły do gustu dwie pierwsze – byłam naprawdę pod ogromnym wrażeniem, zarówno wiedzy i inteligencji autora, jak i jego stylu.
I tak z cz. „Przeszłość” dowiadujemy się, iż podstawą tego, aby pójść dalej, jest zaakceptowanie swojej obecnej sytuacji – tym samym wszystkich przeszłych decyzji, które doprowadziły nas do „tu i teraz” oraz wyciągnięcie z nich lekcji. Chodzi o to, aby „odpuścić sobie” – uwolnić żal i przestać się obwiniać. Jeśli uda się nam tego dokonać, z pewnością odczujemy zmniejszenie się psychicznego ciężaru – bagażu przeszłości.
Część druga („Teraźniejszość”) poświęcona została czynnikom i okolicznościom związanym z procesem podejmowania decyzji. Autor wprowadza koncepcję membrany decyzyjnej i wyjaśnia, jakie warunki powinny być spełnione, aby wybory były optymalne i satysfakcjonujące. Sporo uwagi poświęca mechanizmom poznawczym oraz tłumaczy, jak uwolnić się od błędów poznawczych emocjonalnych i licznych iluzji, którym ulegają nasze umysły. Innymi słowy: jak otworzyć oczy i dostrzec rzeczywistość taką, jaka jest właśnie teraz?. Okazuje się bowiem, iż nasz mózg to naprawdę kiepski kalkulator, funkcjonujący według błędnych oszacowań, nierzadko sparaliżowany irracjonalnym strachem i ewolucyjnym lękiem przed zmianami. Jako ciekawostkę wymienię tylko kilka błędów poznawczych, obnażonych przez autora: ocenianie przeszłości przez pryzmat teraźniejszości, złudzenie kontroli, rozpamiętywanie i gdybanie, przywiązanie do złudzeń, żal za „utopionymi kosztami” oraz mechanizmów obronnych: złudzenia, iluzje, ignorowanie, filtry percepcji, doszukiwanie się pozornych prawidłowości, niekończące się gromadzenie danych prowadzące do odwlekania podjęcia decyzji… Dowiadujemy się także, że na jakość naszych procesów decyzyjnych wpływają takie czynniki osobiste, jak kondycja fizyczna (dieta, ruch), emocjonalna oraz umysłowa. Dzięki licznym przykładom z codziennego życia i propozycjom eksperymentów, Czytelnik może nie tylko dogłębnie zrozumieć omawiane mechanizmy, ale także odnieść je do własnego życia. Nie zabrakło oczywiście strategii mających na celu zoptymalizowanie procesów decyzyjnych.
Moje niemałe zdziwienie wzbudziło zastosowanie strategii Wysockiego w środowisku szkolnym, ponieważ nie sądzę, aby po tę pozycję (książki klasy business) sięgnęła młodzież szkolna. Szczególnie intrygujące są podrozdziały „Jak przeżyć” oraz „Rzucanie uroku na nauczyciela” („Szkolna Zasłona Dymna” – jak sprawić, by brali Cię za lepszego i mądrzejszego). A oto fragment rytuału opisanego na 3 i pół strony, w którym autor uczy dzieci i młodzież, jak się zorganizować i najefektywniej odrabiać zadania domowe:
„Zorganizuj sobie stanowisko pracy. Wydziel trzy obszary: LĄDOWISKO, PRACOWISKO I SKŁĄDOWISKO. (…) A oto najefektywniejszy rytuał odrabiania zadań domowych, jak zna nasza cywilizacja: WYPAK. Wyjmij wszystko z plecaka i umieść na LĄDOWISKU. Strój sportowy schowaj od razu do szafy lub wrzuć do prania, a starą spleśniałą kanapkę umieść w koszu na śmieci. Na LĄDOWISKU powinny znajdować się tylko podręczniki, ćwiczenia i zeszyty „z dziś”. Dziś, JUTRO, ZAPAK, PROJEKTY (s. 179-181)”.
Powyższy fragment przytoczyłam bardziej jako ciekawostkę, gdyż do teraz zastanawiam się nad celem zawarcia go w tego typu pozycji (być może to jest „oczko” puszczone przez autora, bo ma on niewątpliwie dystans do rzeczywistości i poczucie humoru).
Na uznanie zasługuje styl, w jakim została napisana książka: z nutąpopularnonaukowości, z nutą nowoczesnej metafizyki – ale bez przeintelektualizowania i bez pseudo-duchowości; bardzo lekkim piórem i z poczuciem humor. Tego ostatniego dowodzą chociażby: zabawne i praktycznie nieznane cytaty, humorystyczne obrazki rysunkowe czy „dania na wynos” na koniec rozdziału:
„Życie to jest to, co ci się przydarza, kiedy snujesz inne plany” (J. Lennon, s. 17);
„Jestem raczej jak komar w obozowisku nudystów. Wiem, co chcę zrobić, tylko nie mogę się zdecydować, w którym miejscu zacząć” (S. Bayne, s. 80);
„Przed pójściem do szpitala na operację uporządkuj swoje sprawy doczesne. Możesz przecież przeżyć” (A. Bierce, s. 105)
…oto tylko niektóre licznych cytatów, przytaczanych przez autora. Moją uwagę zwróciła też oryginalna szata graficzna i styl pisma – duży i wyraźny, o niecodziennym kroju, dzięki czemu tę pozycję czyta się lekko i przyjemnie; łatwo też wychwycić najważniejsze informacje i łatwo utrzymać wysoki poziom koncentracji i zaangażowania. Sięgając po „Teraz!…”, otrzymałam o wiele więcej niż się spodziewałam. Nie jest to bowiem typowy poradnik o tym, jak podejmować decyzje – jest to pozycja bardziej o tym JAK ŻYĆ. Dowodzi tego cytat z okładki, w pełni oddający przesłanie recenzowanej publikacji:
„Po czym poznajesz właściwe decyzje? Głównie po tym, że ich nie żałujesz, ponieważ nie mogły być lepsze w danej chwili. Pamiętaj, że każdą decyzję podejmujesz teraz, a nie w przeszłości lub przyszłości. W każdej chwili możesz wpłynąć na rzeczywistość, ukształtować to, co będzie, na podstawie tego, co było i jest. Cale twoje życie toczy się w teraźniejszości i jeżeli weźmiesz sobie tę prawdę do serca, satysfakcja z dobrze wykorzystanych milionów chwili nie pozostawi w nim miejsca na rozpamiętywanie i żal”.
Tymczasem okazuje się, iż w dzisiejszych czasach bardzo wiele osób doświadcza zjawiska nazwanego przez prof. Barry’ego Schwartza „paradoksem wyboru” (Zainteresowanym polecam lekturę tego artykułu). Jest to sytuacja, gdy człowiek – mając nadmiar opcji – nie potrafi dokonać wyboru, gdyż ogarnia go paraliż decyzyjny. Na pytania typu: „Który telefon kupić?”, „Na jaki film pójść do kina?”, „Jaki kierunek studiów wybrać?”, „Gdzie zamieszkać?” odpowiadamy wtedy najczęściej: „Nie wiem”. Nietrudno się domyślić, że takie dylematy – tym większe, im poważniejszych spraw dotyczą – to źródło ogromnego stresu. W dodatku samo podjęcie decyzji często nie oznacza jeszcze końca owego stresu, bowiem pojawia się żal za tym, co – jak myślimy – mogliśmy utracić. A to oczywiście tylko jeden z aspektów procesu podejmowania decyzji.
Cieszę się, że mogłam przeczytać „TERAZ! Jak już dziś zmienić jutro?” – bardzo interesującą publikację popularnonaukowo-poradnikową poświęconą w całości praktycznej stronie podejmowania decyzji. Jej autor, Krzysztof Wysocki jest przedsiębiorcą, inż. elektronikiem, publicystą i popularyzatorem wiedzy o zasadach skutecznego działania; współzałożycielem największej polskiej firmy prywatnej z branży zbrojeniowej; prowadzi szkolenia oraz mentoring młodych przedsiębiorców; jest też autorem (jako TesTeq) bloga „Biznes bez Stresu”, a ponadto – zapalonym sportowcem. Autor jest nie tylko wielkim fanem minimalistycznej zen-filozofii L. Babauty, ale także metody GTD („Getting Things Done”) D. Allen’a. Czy takie ogromne i szerokie doświadczenie zawodowe i życiowe przełożyło się na pragmatyczną wartość jego poradnika? Odpowiedź brzmi: Zdecydowanie tak!
Krzysztof Wysocki w swojej książce „Teraz!…” propaguje stoickie (a możne nawet buddyjskie) podejście do życia (jak ja to nazwałam – „racjonalny optymizm”): bycie „tu i teraz”, akceptację przeszłości oraz aktualnego biegu wydarzeń, odpuszczenie przymusu kontroli, nieprzywiązywanie się do własnych oczekiwań, minimalizm (materialny oraz „umysłowy”), umacnianie swojego „kręgosłupa moralnego”. Taka postawa życiowa to fundament nie tylko procesu podejmowania optymalnych decyzji, ale czegoś znacznie ważniejszego, chociażby: poczucia wartości, spokoju umysłu, sukcesu, wartościowego i celowego życia, szczęścia. Same strategie podejmowania decyzji (których zresztą nie brakuje) odgrywają tu zdecydowanie drugoplanową rolę. Muszę przyznać, iż autor doskonale łączy to filozoficzno-metafizyczne zaplecze z najnowszymi odkryciami zachodniej nauki (głównie psychologii nurtu poznawczego i ewolucyjnego, ale także fizyki kwantowej), doprawiając wszystko niemałą dawką inteligentnego poczucia humoru. Dzięki temu Czytelnikowi daje się poznać jako człowiek obdarzony inteligencją i życiową mądrością, elokwentny, z dystansem do życia i do siebie samego.
Oto tylko niektóre z poruszanych przez autora kwestii: Czy czas istnieje naprawdę, czy może jest złudzeniem? Jak podejmować optymalne decyzje? Czym jest tzw. „mięsień decyzyjny” i od czego zależy jego sprawność? Dlaczego robienie skomplikowanych, tabelarycznych analiz wszystkich dostępnych opcji po prostu nie działa? Dlaczego warto prowadzić dziennik doświadczeń? Jak mogą Ci pomóc listy kontrolne? Na czym polega metoda Toyoty pt. „5x DLACZEGO?” Czym jest „decydowanie na cztery”? Z czego wynika lęk przed podejmowaniem decyzji? Jak zredukować ilość decyzji do podjęcia każdego dnia? Dlaczego bycie minimalistą się opłaca? Dlaczego nie warto tworzyć „planu B”?
Publikacja Wysockiego podzielona została na 4 części: Przeszłość, Teraźniejszość, Przyszłość oraz Zastosowania Praktyczne (w szkole, pracy, domu, związku i firmie). Mnie osobiście najbardziej przypadły do gustu dwie pierwsze – byłam naprawdę pod ogromnym wrażeniem, zarówno wiedzy i inteligencji autora, jak i jego stylu.
I tak z cz. „Przeszłość” dowiadujemy się, iż podstawą tego, aby pójść dalej, jest zaakceptowanie swojej obecnej sytuacji – tym samym wszystkich przeszłych decyzji, które doprowadziły nas do „tu i teraz” oraz wyciągnięcie z nich lekcji. Chodzi o to, aby „odpuścić sobie” – uwolnić żal i przestać się obwiniać. Jeśli uda się nam tego dokonać, z pewnością odczujemy zmniejszenie się psychicznego ciężaru – bagażu przeszłości.
Część druga („Teraźniejszość”) poświęcona została czynnikom i okolicznościom związanym z procesem podejmowania decyzji. Autor wprowadza koncepcję membrany decyzyjnej i wyjaśnia, jakie warunki powinny być spełnione, aby wybory były optymalne i satysfakcjonujące. Sporo uwagi poświęca mechanizmom poznawczym oraz tłumaczy, jak uwolnić się od błędów poznawczych emocjonalnych i licznych iluzji, którym ulegają nasze umysły. Innymi słowy: jak otworzyć oczy i dostrzec rzeczywistość taką, jaka jest właśnie teraz?. Okazuje się bowiem, iż nasz mózg to naprawdę kiepski kalkulator, funkcjonujący według błędnych oszacowań, nierzadko sparaliżowany irracjonalnym strachem i ewolucyjnym lękiem przed zmianami. Jako ciekawostkę wymienię tylko kilka błędów poznawczych, obnażonych przez autora: ocenianie przeszłości przez pryzmat teraźniejszości, złudzenie kontroli, rozpamiętywanie i gdybanie, przywiązanie do złudzeń, żal za „utopionymi kosztami” oraz mechanizmów obronnych: złudzenia, iluzje, ignorowanie, filtry percepcji, doszukiwanie się pozornych prawidłowości, niekończące się gromadzenie danych prowadzące do odwlekania podjęcia decyzji… Dowiadujemy się także, że na jakość naszych procesów decyzyjnych wpływają takie czynniki osobiste, jak kondycja fizyczna (dieta, ruch), emocjonalna oraz umysłowa. Dzięki licznym przykładom z codziennego życia i propozycjom eksperymentów, Czytelnik może nie tylko dogłębnie zrozumieć omawiane mechanizmy, ale także odnieść je do własnego życia. Nie zabrakło oczywiście strategii mających na celu zoptymalizowanie procesów decyzyjnych.
Moje niemałe zdziwienie wzbudziło zastosowanie strategii Wysockiego w środowisku szkolnym, ponieważ nie sądzę, aby po tę pozycję (książki klasy business) sięgnęła młodzież szkolna. Szczególnie intrygujące są podrozdziały „Jak przeżyć” oraz „Rzucanie uroku na nauczyciela” („Szkolna Zasłona Dymna” – jak sprawić, by brali Cię za lepszego i mądrzejszego). A oto fragment rytuału opisanego na 3 i pół strony, w którym autor uczy dzieci i młodzież, jak się zorganizować i najefektywniej odrabiać zadania domowe:
„Zorganizuj sobie stanowisko pracy. Wydziel trzy obszary: LĄDOWISKO, PRACOWISKO I SKŁĄDOWISKO. (…) A oto najefektywniejszy rytuał odrabiania zadań domowych, jak zna nasza cywilizacja: WYPAK. Wyjmij wszystko z plecaka i umieść na LĄDOWISKU. Strój sportowy schowaj od razu do szafy lub wrzuć do prania, a starą spleśniałą kanapkę umieść w koszu na śmieci. Na LĄDOWISKU powinny znajdować się tylko podręczniki, ćwiczenia i zeszyty „z dziś”. Dziś, JUTRO, ZAPAK, PROJEKTY (s. 179-181)”.
Powyższy fragment przytoczyłam bardziej jako ciekawostkę, gdyż do teraz zastanawiam się nad celem zawarcia go w tego typu pozycji (być może to jest „oczko” puszczone przez autora, bo ma on niewątpliwie dystans do rzeczywistości i poczucie humoru).
Na uznanie zasługuje styl, w jakim została napisana książka: z nutąpopularnonaukowości, z nutą nowoczesnej metafizyki – ale bez przeintelektualizowania i bez pseudo-duchowości; bardzo lekkim piórem i z poczuciem humor. Tego ostatniego dowodzą chociażby: zabawne i praktycznie nieznane cytaty, humorystyczne obrazki rysunkowe czy „dania na wynos” na koniec rozdziału:
„Życie to jest to, co ci się przydarza, kiedy snujesz inne plany” (J. Lennon, s. 17);
„Jestem raczej jak komar w obozowisku nudystów. Wiem, co chcę zrobić, tylko nie mogę się zdecydować, w którym miejscu zacząć” (S. Bayne, s. 80);
„Przed pójściem do szpitala na operację uporządkuj swoje sprawy doczesne. Możesz przecież przeżyć” (A. Bierce, s. 105)
…oto tylko niektóre licznych cytatów, przytaczanych przez autora. Moją uwagę zwróciła też oryginalna szata graficzna i styl pisma – duży i wyraźny, o niecodziennym kroju, dzięki czemu tę pozycję czyta się lekko i przyjemnie; łatwo też wychwycić najważniejsze informacje i łatwo utrzymać wysoki poziom koncentracji i zaangażowania. Sięgając po „Teraz!…”, otrzymałam o wiele więcej niż się spodziewałam. Nie jest to bowiem typowy poradnik o tym, jak podejmować decyzje – jest to pozycja bardziej o tym JAK ŻYĆ. Dowodzi tego cytat z okładki, w pełni oddający przesłanie recenzowanej publikacji:
„Po czym poznajesz właściwe decyzje? Głównie po tym, że ich nie żałujesz, ponieważ nie mogły być lepsze w danej chwili. Pamiętaj, że każdą decyzję podejmujesz teraz, a nie w przeszłości lub przyszłości. W każdej chwili możesz wpłynąć na rzeczywistość, ukształtować to, co będzie, na podstawie tego, co było i jest. Cale twoje życie toczy się w teraźniejszości i jeżeli weźmiesz sobie tę prawdę do serca, satysfakcja z dobrze wykorzystanych milionów chwili nie pozostawi w nim miejsca na rozpamiętywanie i żal”.
moznaprzeczytac.pl MN; 2016-01-27