Różne bywają kamienie, są polne, przydrożne. A niektóre nawet węgielne. Ale żeby tak kamień miał być podróżny? To dość niecodzienny przypadek. Bo niby jak miałby podróżować owszem, może i jako jakiś talizman, taki całkiem niewielki, w dłoni ściskany, na drogę do pociągu bylejakiego, do tego na szczęście zielony... Ale przecież to nie taki rodzaj kamienia ten tytułowy jest na to za ciężki, zbyt wielki, nie do ruszenia nawet przez rwący nurt górskiej Nysy, w który został niegdyś siłami natury wrzucony. Na takim to można conajwyżej stanąć lub spróbować posiedzieć, i to ostrożnie, bo mokry bywa i śliski, a zimą lodem pod śniegiem całkiem opatulony. I pewnie nawet najstarsi kuracjusze z Długopola Zdroju nigdy dotąd nie widzieli, aby mógł się przesunąć choćby o jeden centymetr. Chciaż gdyby tak popatrzeć, jak rozpryskuje wartką wodę i niestrudzenie dzieli ją odkosami, gdyby tak na chwilę zmrużyć oczy niczym mały chłopiec wyglądający przygody, to przecież mogłoby się zdawać, że to nie woda ale kamień właśnie płynie, dziarsko całkiem i nawet pod prąd, jakby w górę rzeki...
Świat małych ojczyzn, oglądany dziecięcymi oczyma, bywa wielki i fascynujący jak u Hrabala w "Takiej pięknej żałobie", albo w "Śmierci pięknych saren" Oty Pavla. Odbija się w nim własnym echem każda zapamiętana historia, wiekopomna albo śmiechu warta. Ta z mikroskali, dotycząca jedynie własnej rodziny, jak i ta druga, pisana z wielkiej litery, przechodząca do podręczników ale tłumaczona własną miarą. Lub odrysowywana ćwiczoną dopiero kreską na pierwszych rysunkach, wypróbowywana przy konstruowanych modelach, układana w kolekcjach pocztowych znaczków. Mityczna kraina dzieciństwa, pełna chłopięcych drak, obyczajowych smaczków z epoki i humoru zeszytów to przy tym ani idylla, ani eutopia. Bo choć zaludniają ją prócz bliskich i przyjaciół figury charakterystyczne, a niekiedy wręcz i osobistości o których dopiero w przyszłości będziemy się uczyć, to naznaczona jest jakimś podskórnym, powojennym niepokojem. Dziecięcy barometr zawsze bezbłędnie wychwyci wszystkie dorosłe lęki, każdą najbardziej nawet maskowaną niepewność i niedopowiedziany dramat. Dlatego co stronę natkniemy się tutaj na ślady zabużańskich wysiedleń, echa tragedii wołyńskiej, kresowych resentymentów polsko-ukraińskich, niejasnych AK-owskich zaszłości, żmudnego oswajania ziem ponoć odzyskanych z bandą werwolfu w tle, sowieckimi żołdakami i przymusowym sąsiedztwem rodziny niemieckich dotychczasowych gospodarzy, przyszłych Wypędzonych.
Wojciech Eichelberger opisał kiedyś teorię pakowania plecaka symbolicznego wyposażania każdego dziecka przez rodzinę w bagaż, do poniesienia na całą dalszą drogę. Według niej mniej więcej do 6 roku życia ładujemy naszym dzieciom wszystko to, co dobre i potrzebne, ale i niestety także i przygniatające lub wręcz nie do uniesienia niekiedy. Dawne drewniane statki dla zachowania stateczności na wodzie wyposażano niegdyś także właśnie w kamienny balast. Dziś w stoczniach nikt nie używa już kamieni, a słowo balast częściej oznacza zbędny ciężar, którego należałoby się szybko pozbyć. Właściwie dobrany kamień może jednak nie tyle ciążyć, co dać odpowiednią wyporność na resztę życia zwłaszcza taki dobrze opowiedziany.
Mateusz Szczeciński
Oceny i opinie klientów: Kamień podróżny Zbigniew Kosiorowski (0) Weryfikacja opinii następuje na podstawie historii zamowień na koncie Użytkownika umiejszczającego opinię.