Recenzje
Fotografowanie kobiet. 500 kreatywnych ujęć
Zastanawiacie się czasem jak wykonać zdjęcie by wyszło idealnie. Jak ustawić modelkę oraz dobrać elementy by całość komponowała się w jedność, a owa jedność wyrażała to co sobie w głowie wymyśliliście. Szukamy często inspiracji w Internecie, reklamie czy na ulicy. Tyle ile jest modelek tyle można wymyślić różnych poz i ustawień, a każde zdjęcie wyjdzie nam inaczej.
W książce “Fotografowanie kobiet . 500 kreatywnych ujęć” znajdziemy zapewne kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt pomysłów. Uwaga skupiona została tutaj na portrecie. Rozdziały podzielone są na różnego rodzaju ujęcia, np. do ramion, od pasa w górę, całych postaci czy pozycje siedzące i stojące. W książce jest trochę tekstu wprowadzającego nas w sztukę robienia kreatywnych zdjęć kobiet. Resztę stanowią zdjęcia, które odzwierciedlają to, że każda kobieta jest inna.
Pokazane są kobiety różnych narodowości co pozwala na wskazanie różnic wśród modelek, a także podkreśla to fakt, że nie każdego można sfotografować z tej samej perspektywy.
Uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie i to dobra “ściąga” dla tych, którzy rozpoczynają swoją przygodę z damskim portretem. Idealne rozwiązanie, dla tych, którzy chcą przedstawić modelowi kilka propozycji na zdjęcie. Osoba, której chcemy wykonać zdjęcie może zobaczyć jak wiele jest różnych motywów do wykorzystania oraz gadżetów, a Ty jako fotograf sam uznasz, czy wybrany motyw pasuje do Twojego modela. Myślę, że spokojnie książka powinna znaleźć się w torbie z aparatem i śmiało z niej korzystaj czerpąjąc pomysły.
W książce “Fotografowanie kobiet . 500 kreatywnych ujęć” znajdziemy zapewne kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt pomysłów. Uwaga skupiona została tutaj na portrecie. Rozdziały podzielone są na różnego rodzaju ujęcia, np. do ramion, od pasa w górę, całych postaci czy pozycje siedzące i stojące. W książce jest trochę tekstu wprowadzającego nas w sztukę robienia kreatywnych zdjęć kobiet. Resztę stanowią zdjęcia, które odzwierciedlają to, że każda kobieta jest inna.
Pokazane są kobiety różnych narodowości co pozwala na wskazanie różnic wśród modelek, a także podkreśla to fakt, że nie każdego można sfotografować z tej samej perspektywy.
Uważam, że każdy znajdzie coś dla siebie i to dobra “ściąga” dla tych, którzy rozpoczynają swoją przygodę z damskim portretem. Idealne rozwiązanie, dla tych, którzy chcą przedstawić modelowi kilka propozycji na zdjęcie. Osoba, której chcemy wykonać zdjęcie może zobaczyć jak wiele jest różnych motywów do wykorzystania oraz gadżetów, a Ty jako fotograf sam uznasz, czy wybrany motyw pasuje do Twojego modela. Myślę, że spokojnie książka powinna znaleźć się w torbie z aparatem i śmiało z niej korzystaj czerpąjąc pomysły.
kirzenska.wordpress.com Katarzyna Irzeńska, 2013-06-22
Co tylko zechcesz. 40 lekcji dla nowoczesnego biznesmena
W oryginalnej szacie graficznej - jak na to, do czego do tej pory nas Helion przyzwyczaił - znajdujemy książkę „Co tylko zechcesz. 40 lekcji dla nowoczesnego biznesmena" Derka Siversa.
To lektura obowiązkowa dla każdego, kto już jest przedsiębiorcą lub dopiero chce założyć własną firmę. Tu znajdzie szereg uskrzydlających, trafnych spostrzeżeń przedsiębiorcy, który stworzył wielomilionowy biznes z niczego. Nie ma przeszkód, by powtórzyć ten sukces. Zacznijmy... - od tej lektury, by przekonać się m.in., że trudne warunki rynkowe to kiepska wymówka. Obawa, że pomysł nie wypali, to również marny wykręt. Jest jeszcze kilka „ale", które można wziąć pod uwagę, ale czy trzeba się nimi przejmować...
To lektura obowiązkowa dla każdego, kto już jest przedsiębiorcą lub dopiero chce założyć własną firmę. Tu znajdzie szereg uskrzydlających, trafnych spostrzeżeń przedsiębiorcy, który stworzył wielomilionowy biznes z niczego. Nie ma przeszkód, by powtórzyć ten sukces. Zacznijmy... - od tej lektury, by przekonać się m.in., że trudne warunki rynkowe to kiepska wymówka. Obawa, że pomysł nie wypali, to również marny wykręt. Jest jeszcze kilka „ale", które można wziąć pod uwagę, ale czy trzeba się nimi przejmować...
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2013-07-01
Lifehacker. Jak żyć i pracować z głową. Wydanie III
To druga część recenzowanego już i uwielbianego przeze mnie poradnika „Lifehacker”. Trzyma poziom. Jest bardzo praktyczna, jest książką, do której można i trzeba wracać wielokrotnie, gdy zachodzi taka potrzeba.
W książce „Lifehacker. Jak żyć i pracować z głową – kolejne wskazówki” poznamy sztuczki dotyczące automatyzacji różnych czynności, lepszego wykorzystywania smartfona, lepszego Googlowania, naprawy komputera, itp. Z mojej perspektywy przeważająca większość porad jest skierowana do osób bardziej zaawansowanych komputerowo niż ja. A zupełną inwalidką w tym zakresie nie jestem, chociaż do zaawansowanego użytkownika mi daleko. Nie mam też zbyt wiele takich potrzeb, na które odpowiedzią byłyby opisane w książce sztuczki. Np. raczej nie będę tworzyć VPN, ani zakładać domowego serwera www, nie pracuję też z dwoma monitorami, więc nie potrzebuję optymalizować pracy z nimi.
Z chęcią skorzystam z bardziej efektywnego Googlowania, z lepszego wykorzystywania zasobów sieci, z efektywniejszego wykorzystywania smartfona (tym bardziej, że nie dalej jak dwa dni temu dopiero zamówiłam mojego pierwszego smartfona – tak, wiem, straszna wieś nie mieć go do tej pory ;) ).
Osoby o zacięciu informatycznym skorzystają znacznie bardziej, niż ja. Jest tam wiele porad, których ja nie tyle nie rozumiem samych w sobie, co nie rozumiem ich potrzeby. Ale na pewno są tacy, którzy całowaliby po rękach za taką wiedzę :)
Warto tę książkę mieć, by w razie potrzeby sięgnąć i dowiedzieć się jak sobie ułatwić (lub uratować!) życie i pracę.
W książce „Lifehacker. Jak żyć i pracować z głową – kolejne wskazówki” poznamy sztuczki dotyczące automatyzacji różnych czynności, lepszego wykorzystywania smartfona, lepszego Googlowania, naprawy komputera, itp. Z mojej perspektywy przeważająca większość porad jest skierowana do osób bardziej zaawansowanych komputerowo niż ja. A zupełną inwalidką w tym zakresie nie jestem, chociaż do zaawansowanego użytkownika mi daleko. Nie mam też zbyt wiele takich potrzeb, na które odpowiedzią byłyby opisane w książce sztuczki. Np. raczej nie będę tworzyć VPN, ani zakładać domowego serwera www, nie pracuję też z dwoma monitorami, więc nie potrzebuję optymalizować pracy z nimi.
Z chęcią skorzystam z bardziej efektywnego Googlowania, z lepszego wykorzystywania zasobów sieci, z efektywniejszego wykorzystywania smartfona (tym bardziej, że nie dalej jak dwa dni temu dopiero zamówiłam mojego pierwszego smartfona – tak, wiem, straszna wieś nie mieć go do tej pory ;) ).
Osoby o zacięciu informatycznym skorzystają znacznie bardziej, niż ja. Jest tam wiele porad, których ja nie tyle nie rozumiem samych w sobie, co nie rozumiem ich potrzeby. Ale na pewno są tacy, którzy całowaliby po rękach za taką wiedzę :)
Warto tę książkę mieć, by w razie potrzeby sięgnąć i dowiedzieć się jak sobie ułatwić (lub uratować!) życie i pracę.
karierapodkontrola.pl Beata Rzepka, 2013-06-29
Zakończcie ten kryzys!
Nowa książka Paula Krugmana jest jak on sam: dosadna, przemądrzała i tryskająca polemiczną pasją. Ale dowodzenie, że warto ją czytać, wydaje mi się wobec czytelnika tej kolumny pewnym nietaktem. Bo to jakby przekonywać osobę wierzącą, że powinna wiedzieć, co wymyślił ostatnio papież w Watykanie.
Paul Krugman to od dekady taki właśnie pontdfex maximus zachodniej ekonomii Ma temperament rasowego polemisty wzmacniającego wymowę swoich tez tytułem profesorskim i niekwestionowanymi dokonaniami naukowymi (Nobel w 2008 r.). Jest przy tym trochę jak czołg. Odpala pocisk za pociskiem w cyklicznym felietonie „Sumienie liberała" na łamach „New York Timesa" (i na blo-gu). Siła jego rażenia jest więc ogromna. Krugmana można lubić albo nie, ale trudno zaprzeczyć, że to dziś marka na miarę Miltona Friedmana albo Johna Maynarda Keynesa.
W swoich tekstach Krugman od lat dowodzi że amerykańska (i światowa) gospodarka zmierza w złym kierunku. Konkretnie w kierunku neoliberalnym Jeszcze przed kryzysem krytykował bushowskie obniżki podatków dla najbogatszych. Po krachu w 2008 r. skoncentrował się na walce z obsesją dyscypliny budżetowej, która owładnęła rządy po obu stronach Atlantyku. „Oszczędności tak ale nie w czasie kryzysu" - dowodzi z pasją. Bo jego zdaniem redukowanie wydatków publicznych przynosi efekty odwrotne do zamierzonych. Zamiast rozwiązywać problemy, taka polityka sama stała się problemem. W „Zakończcie ten kryzys!" Krugman raz jeszcze punkt po punkcie wylicza wszystkie swoje argumenty. Pokazuje, że od 2008 r. zachodnie gospodarki nie pracują na pełnych obrotach Dzieje się tak z powodu mechanizmu rządzącego każdą recesją: prywatny biznes stawia na oszczędności i niechętnie podejmuje ryzyko. To sprawia, że kuleje cała gospodarka. Czekanie, aż problemy rozwiążą się same, jest według Krugmana niewybaczalnym błędem. Bo skazuje na wegetację całe pokolenie, które przez wiele lat nie może znaleźć odpowiedniej dla siebie pracy. To nieodpowiedzialne marnowanie zasobów. I tego neokeyne-siści (do których zalicza się sam Krugman) zupełnie nie mogą zrozumieć. Bo przecież ich zdaniem rządy mogłyby wkroczyć do gry i zastąpić (na pewien czas) sektor prywatny w roli silnika ciągnącego całą gospodarkę. A potem, gdy sytuacja wróci do normy, przystąpić do spłacania długu publicznego.
Ekonomiczni konserwatyści takiego stanowiska zaakceptować nie chcą. I właśnie największą wartością książki są te momenty, gdy Krugman boksuje się z racjami zwolenników zaciskania pasa. Mówią oni że wysokie zadłużenie publiczne jest niebezpieczne, bo ogranicza zaufanie rynków finansowych „Nieprawda" - o powiada Krugman. „Nie ma żadnych powodów, by sądzić, że nawet rozbudowany pakiet stymulacyjny skłoniłby inwestorów do rezygnacji z kupowania amerykańskich bonów skarbowych Niewykluczone, że perspektywa szybszego wzrostu gospodarczego wzbudziłaby wręcz większe zaufanie wobec tych obligacji" - argumentuje. Dowodem tego była cena amerykańskich papierów dłużnych w latach 2008-2012. Stany Zjednoczone zadłużały się coraz bardziej, a przeciw nicy krugmanowskiego kursu wieszczyli rychły wzrost oprocentowania obligacji Tymczasem ich cena spadała. Krugman brawurowo rozprawia się również z innymi antykey-nesowskimi straszakami widmem inflacji i przekonaniem, że pakiety stymulacyjne z lat 2008-2009 uznane zostały za nieskuteczne (zdaniem Krugmana były zbyt małe).
Zwolenników dyscypliny budżetowej wysłuchiwanie pancernego Paula doprowadzi pewnie do białej gorączki „Po raz kolejny Krugman argumentuje według zasady: rzućmy monetą - jak wypadnie orzeł, to ja wygrywam, a jak reszka, to ty przegrywasz" - zżymał się, recenzując „Zakończcie ten kryzys!" jeden z neoliberalnych amerykańskich think tanków. I pewnie miał trochę racji bo Krugman to mistrz ustawiania sobie przeciwnika tak, by potem zadać mu cios najbardziej dla publiki efektowny. Ale czy można czynić mu z tego zarzKt Czy nie takich właśnie wyrazistych tez oczekiwać należy od uczestników debaty publicznej.
Paul Krugman to od dekady taki właśnie pontdfex maximus zachodniej ekonomii Ma temperament rasowego polemisty wzmacniającego wymowę swoich tez tytułem profesorskim i niekwestionowanymi dokonaniami naukowymi (Nobel w 2008 r.). Jest przy tym trochę jak czołg. Odpala pocisk za pociskiem w cyklicznym felietonie „Sumienie liberała" na łamach „New York Timesa" (i na blo-gu). Siła jego rażenia jest więc ogromna. Krugmana można lubić albo nie, ale trudno zaprzeczyć, że to dziś marka na miarę Miltona Friedmana albo Johna Maynarda Keynesa.
W swoich tekstach Krugman od lat dowodzi że amerykańska (i światowa) gospodarka zmierza w złym kierunku. Konkretnie w kierunku neoliberalnym Jeszcze przed kryzysem krytykował bushowskie obniżki podatków dla najbogatszych. Po krachu w 2008 r. skoncentrował się na walce z obsesją dyscypliny budżetowej, która owładnęła rządy po obu stronach Atlantyku. „Oszczędności tak ale nie w czasie kryzysu" - dowodzi z pasją. Bo jego zdaniem redukowanie wydatków publicznych przynosi efekty odwrotne do zamierzonych. Zamiast rozwiązywać problemy, taka polityka sama stała się problemem. W „Zakończcie ten kryzys!" Krugman raz jeszcze punkt po punkcie wylicza wszystkie swoje argumenty. Pokazuje, że od 2008 r. zachodnie gospodarki nie pracują na pełnych obrotach Dzieje się tak z powodu mechanizmu rządzącego każdą recesją: prywatny biznes stawia na oszczędności i niechętnie podejmuje ryzyko. To sprawia, że kuleje cała gospodarka. Czekanie, aż problemy rozwiążą się same, jest według Krugmana niewybaczalnym błędem. Bo skazuje na wegetację całe pokolenie, które przez wiele lat nie może znaleźć odpowiedniej dla siebie pracy. To nieodpowiedzialne marnowanie zasobów. I tego neokeyne-siści (do których zalicza się sam Krugman) zupełnie nie mogą zrozumieć. Bo przecież ich zdaniem rządy mogłyby wkroczyć do gry i zastąpić (na pewien czas) sektor prywatny w roli silnika ciągnącego całą gospodarkę. A potem, gdy sytuacja wróci do normy, przystąpić do spłacania długu publicznego.
Ekonomiczni konserwatyści takiego stanowiska zaakceptować nie chcą. I właśnie największą wartością książki są te momenty, gdy Krugman boksuje się z racjami zwolenników zaciskania pasa. Mówią oni że wysokie zadłużenie publiczne jest niebezpieczne, bo ogranicza zaufanie rynków finansowych „Nieprawda" - o powiada Krugman. „Nie ma żadnych powodów, by sądzić, że nawet rozbudowany pakiet stymulacyjny skłoniłby inwestorów do rezygnacji z kupowania amerykańskich bonów skarbowych Niewykluczone, że perspektywa szybszego wzrostu gospodarczego wzbudziłaby wręcz większe zaufanie wobec tych obligacji" - argumentuje. Dowodem tego była cena amerykańskich papierów dłużnych w latach 2008-2012. Stany Zjednoczone zadłużały się coraz bardziej, a przeciw nicy krugmanowskiego kursu wieszczyli rychły wzrost oprocentowania obligacji Tymczasem ich cena spadała. Krugman brawurowo rozprawia się również z innymi antykey-nesowskimi straszakami widmem inflacji i przekonaniem, że pakiety stymulacyjne z lat 2008-2009 uznane zostały za nieskuteczne (zdaniem Krugmana były zbyt małe).
Zwolenników dyscypliny budżetowej wysłuchiwanie pancernego Paula doprowadzi pewnie do białej gorączki „Po raz kolejny Krugman argumentuje według zasady: rzućmy monetą - jak wypadnie orzeł, to ja wygrywam, a jak reszka, to ty przegrywasz" - zżymał się, recenzując „Zakończcie ten kryzys!" jeden z neoliberalnych amerykańskich think tanków. I pewnie miał trochę racji bo Krugman to mistrz ustawiania sobie przeciwnika tak, by potem zadać mu cios najbardziej dla publiki efektowny. Ale czy można czynić mu z tego zarzKt Czy nie takich właśnie wyrazistych tez oczekiwać należy od uczestników debaty publicznej.
Dziennik Gazeta Prawna Rafał Woś, 2013-06-28
Zarządzanie wynikami firmy. Podręcznik menedżera
Zagadnienie pomiaru wyników i zarządzania nimi nie jest procesem, który łatwo zdefiniować i zrozumieć. Bardzo przydatna w tym może być -wydana przez One Press / Helion - książka „Zarządzanie wynikami firmy. Podręcznik menedżera", której przygotowania podjęli się Mike Bourne i Pippa Bourne. To bardzo praktyczna lektura, bo system zarządzania wynikami może nadać firmie nowe tempo rozwoju. Jest tylko jeden warunek - musi zostać poprawnie zaprojektowany i wdrożony.
Ta książka to kompleksowy opis niezbędnych narzędzi. Znajdujemy tu także prezentacje procesów i metod, które decydują o sukcesie menedżera, w tym porady ułatwiające monitorowanie osiąganych wyników, ich ocenę przez zarządzających oraz weryfikację aktualności realizowanej strategii.
Ta książka to kompleksowy opis niezbędnych narzędzi. Znajdujemy tu także prezentacje procesów i metod, które decydują o sukcesie menedżera, w tym porady ułatwiające monitorowanie osiąganych wyników, ich ocenę przez zarządzających oraz weryfikację aktualności realizowanej strategii.
POLSKA - DZIENNIK ŁÓDZKI .N, 2013-07-01