Jak powstała bomba atomowa

Chciałbym was namówić do kupna i przeczytania książki "Jak powstała bomba atomowa" napisanej przez Richarda Rhodesa. Tak naprawdę to nie jest jedna książka, można powiedzieć, że jest ich co najmniej kilka - wygodnie splątanych, w jednym tomie. Rhodesowi udało się osiągnąć coś naprawdę niezwykłego - napisał książkę o skomplikowanych sprawach w taki sposób, że każdy jest w stanie ją zrozumieć. Nie ukrywajmy, książka jest spora, bo liczy ponad 800 stron (bez przypisów). I tu doskonale sprawdza się czytnik, bo nie czuje się masy takiego tomiska. A mamy w nim w zasadzie wszystko: na początku jest wyłożony klarownie podstawowy kursu fizyki (w tym jądrowej), aby każdy mógł zrozumieć, o co w projekcie Manhattan chodziło. Jest też oczywiście sporo na temat aspektów technicznych, ale to też jest napisane naprawdę popularnym językiem. A to nie wszystko. Dowiadujemy się też o kontekście historycznym oraz politycznym, o tym skąd nagle w USA wzięło się aż tylu naukowców-Żydów z Europy. Potem już napięcie tylko rośnie, jak u Hitchcocka - mamy bowiem wątki szpiegowskie, ponieważ Sowieci starali się wykraść tajemnice bomby jądrowej, co im się w dużym stopniu udało. Dowiecie się, na jaki epokowy pomysł wpadł Leo Szilard czekając na zmianę świateł na skrzyżowaniu w Londynie. Podążycie śladami fizyków wędrujących "Drogą Umarłego" i dowiecie się, kto po teście nuklearnym użył słynnego cytatu: "Stałem się śmiercią, niszczycielem światów". Jest też wątek pięknej miłości? i śmierci. Są też Polacy - genialny Stanisław Ulam (matematyk) oraz Józef Rotblat (fizyk, późniejszy laureat pokojowego Nobla). Uwierzcie - jeśli sięgniecie po tę książkę, nie będziecie żałować. Wciąga silniej niż najlepsze dreszczowce, a przecież to wszystko wydarzyło się naprawdę. I naprawdę nie dziwi, że książka została uhonorowana Pulitzerem. #Zaczytani2022 G01032225725