Do sprzedaży trafiła najnowsza książka korespondenta Polskiego Radia w Moskwie, Macieja Jastrzębskiego "Rubinowe oczy Kremla. Tajemnice podz



Do sprzedaży trafiła najnowsza książka korespondenta Polskiego Radia w Moskwie, Macieja Jastrzębskiego "Rubinowe oczy Kremla. Tajemnice podziemnej Moskwy".

Ten niezrównany gawędziarz i niestrudzony badacz rosyjskiej duszy, zabierze nas tym razem na wyprawę do podziemnej Moskwy, aby odnaleźć sekretną bibliotekę bizantyjskich cesarzy, a przy okazji dotknąć wielu tajemnic rosyjskiej stolicy - zarówno dawnych, jak i tych, które dotyczą jej najnowszej historii. Jest to opowieść o tym, co niejednoznaczne, nieoczywiste, nieprawdopodobne, a jednak ma ogromny wpływ na życie moskwian. To już czwarty tytuł autora, a poprzednie książki Jastrzębskiego - "Matrioszka Rosja i Jastrząb", "Krym: miłość i nienawiść" oraz "Klątwa gruzińskiego tortu" - od lat cieszą się popularnością wśród czytelników. Jak będzie tym razem? Czy macie odwage zejść w podziemny fascynujący świat? Co takiego odkryli tam badacze i poszukiwacze przygód? Zapraszamy do lektury darmowego fragmentu! — Wysiada pan teraz? — Usłyszałem tuż przy uchu szept. Odwróciłem się. Za mną stała wysoka brunetka o twarzy anioła. Głębię jej niebieskich oczu podkreślał delikatny makijaż. — Wysiada pan czy nie? — szepnęła ponownie, a jej duże usta w kolorze polnych maków ułożyły się w uśmiech. — Ej, usnął pan? — Niecierpliwiła się, marszcząc przypudrowany nosek. Stała tak blisko, że czułem zapach jej perfum i dotyk długich, kruczoczarnych włosów na policzku. — Ja nie wysiadam, a pani naprawdę musi? — zapytałem z żalem w głosie. Kobieta znowu się uśmiechnęła, odsłaniając białe zęby. — Mam za pół godziny zajęcia, muszę zdążyć, bo to ostatnie w tym semestrze i będą wystawiać oceny — mówiła tak cicho, że domyśliłem się znaczenia słów z ruchu jej warg. — No, to mam pecha — stwierdziłem, robiąc przy tym nieszczęśliwą minę. — Dlaczego? — szepnęła mi wprost do ucha. — Ponieważ spotykam anioła, a on zaraz musi odejść — odparłem. — Anioły nie znikają ot tak sobie, chyba że mają bardzo ważny powód. — Czarnowłosa dziewczyna spuściła wzrok, po mistrzowsku udając zakłopotanie. — Anioły często wracają — dodała zaczepnie. Kolejka zaczęła zwalniać. Dojeżdżaliśmy do stacji Prospekt Mira. Dziewczyna wyjęła z torebki notes i długopis. Skreśliła na kartce kilka cyfr. — Naprawdę muszę tu wysiąść — powiedziała, przeciskając się w kierunku drzwi. Nim wysiadła, podała mi karteczkę z numerem telefonu. — Zadzwonisz? — zapytała, stojąc już na peronie. — Nie, bo wtedy anioł straci skrzydła i będzie tylko człowiekiem — odpowiedziałem, ale ona pewnie już tego nie usłyszała, dźwięk moich słów zagłuszył bowiem syk zamykających się drzwi. Przez okno odjeżdżającego pociągu widziałem, jak szła, ostrożnie stawiając kroki w wysokich szpilkach. Chyba się obejrzała, a może tylko ruchem głowy poprawiła włosy spadające na twarz? Nie wiem tego na pewno, ponieważ wagoniki wjechały do tunelu i za oknem była już tylko czerń. Kolejka pędziła z zawrotną prędkością, kołysząc się na boki. Można było odnieść wrażenie, że maszynista przestał nad nią panować i pociąg zaraz wypadnie z szyn. W żółtawym świetle lamp twarze pasażerów wyglądały jak odlane z wosku. Nieruchome postaci, ze wzrokiem wbitym w przeciwległą ścianę, na której ktoś poprzyklejał kolorowe plakaty z reklamami kosmetyków. „W ciemnościach tuneli mieszkają stwory, które się karmią ludzkimi emocjami, pozostawiając w sercach tylko lęk” — przypomniałem sobie jedną z opowieści o moskiewskim metrze. Głosi ona, że gdzieś tam w najgłębszej głębi korytarzy jest podziemne jezioro. Mieszka w nim starożytny stwór podobny do ośmiornicy z głową człowieka. Zwykle śpi, ale gdy się budzi, nikt przed nim nie ucieknie. Na skrzydłach smoka, cicho jak śmierć, przemierza pieczary, tunele i kanały, siejąc strach. Jego obecność czuje każdy, kto dłużej przebywał w moskiewskim metrze. Często się zdarza, że wychodząc na powierzchnię, odczuwamy delikatne zawroty głowy lub inne sensacje. Mamy wrażenie, jakby coś wyssało z nas energię. To ów stwór dobrał się do naszych życiowych sił. Według legendy potrafi on oddziaływać także na nasze umysły, mącąc nam myśli i zsyłając senne koszmary. Dlatego, jak radzą wytrawni diggerzy, lepiej nie spać, jadąc podziemną kolejką. Z zadumy wyrwało mnie gwałtowne szarpnięcie. Wagoniki zatrzymały się na stacji Taganskaja. Nawet nie zauważyłem, kiedy minęliśmy przystanki Komsomolskaja i Kurskaja. Czasami tak mam, że pojadę za daleko i muszę się cofnąć. Na szczęście tym razem w porę wróciłem do rzeczywistości. Wyskoczyłem z wagonu, nim maszynista zamknął drzwi. Spojrzałem na zegarek. Do umówionego spotkania z wujkiem Borką pozostało jeszcze 20 minut. „Na pewno zdążę, muszę tylko dostać się na stację Marksistskaja, a stamtąd żółtą linią do stacji Pierowo” — analizowałem plan metra wiszący na tablicy informacyjnej. Przejście z jednej linii na drugą nie zajmuje więcej niż pięć minut. Kolejka kursuje co półtorej minuty, więc pozostanie kwadrans na przejechanie czterech stacji. „Idealnie, zmieszczę się w czasie” — pomyślałem i uradowany ruszyłem w kierunku ruchomych schodów. Nie wiem, dlaczego akurat takie miejsce wybrał Boria, ale widocznie miał jakiś ważny powód. Borys Anatolijewicz od lat mnie zaskakiwał, proponując spotkania w takich punktach Moskwy, że nikomu o zdrowych zmysłach nie przyszłoby to do głowy. Muszę jednak przyznać, iż nigdy się na nim nie zawiodłem. Za każdym razem odkrywał przede mną taką Moskwę, której nie poznałbym sam ani nawet z przewodnikiem turystycznym w ręku. Gdy dotarłem na stację Pierowo, wujka Borki jeszcze nie było. Stacja jak stacja. Jasna, przestronna i choć wybudowana w latach 1975 – 1979, dość nowoczesna. Nazwa pochodzi od miasteczka Pierowo, które dziś jest już jedną z dzielnic Moskwy. Nie przypominam sobie, aby z tą stacją wiązała się jakaś szczególna historia, a jej wystrój też jest surowy w porównaniu z przystankami budowanymi w latach 30. i 50. XX w. Nie ma wielkich kryształowych żyrandoli, witraży czy rzeźb. Jedyne ozdoby to panneau wykonane z granitowych i marmurowych płyt o różnych odcieniach bieli, czerni i brązu. W zamyśle autorów tematem przewodnim jest twórczość ludowa. W romboidalnych obramowaniach umieścili oni obrazy przedstawiające drzewo z siedzącym na nim ptakiem, pegaza, lwa i gołębia. Wyjaśnienia wymagają dwie postaci umieszczone na kolejnych panneau. Sirin to legendarna istota rodem z rosyjskich podań, najczęściej przedstawiana jako ptak o skrzydłach anioła z twarzą pięknej kobiety. Podobnie jak mitologiczne syreny wabi ludzi śpiewem, aby doprowadzić ich do utraty zmysłów. Natomiast gamajun znany jest w XIX-wiecznej sztuce rosyjskiej również jako ptak z głową kobiety, to posłaniec bogów zwiastujący ludziom dobre i złe nowiny, a także przepowiadający przyszłość. Postaci umieszczone na ścianach stacji Pierowo mają swoje symboliczne znaczenie: sirin — szczęście, lew — strażnik domowego ogniska, pegaz — siła i pomyślność, a słońce oznacza źródło życia na Ziemi. — Wy inostraniec? — huknął mi ktoś, wprost do ucha. Aż podskoczyłem i wystraszony odwróciłem głowę. Tuż za mną stał uśmiechnięty od ucha do ucha wujek Borka. — Świetny dowcip, godny uczniaka podstawówki — ofuknąłem go. — Ciesz się, że to ja, a nie policja, bo długo byś postał w ich towarzystwie — odrzekł, wciąż nie mogąc opanować śmiechu.

Rzeźba na stacji metra Płoszczad’ Rewolucyi

Co racja to racja. Po ostatnich zamachach terrorystycznych w zachodniej Europie rosyjska policja była niezwykle wyczulona na obcokrajowców. Na szczęście mój słowiański typ urody sprawiał, że nie wzbudzałem zainteresowania moskiewskich funkcjonariuszy. Jeśli kogoś zatrzymywali, to najczęściej mężczyzn pochodzących z Kaukazu lub centralnej Azji. Dokładnie sprawdzali, czy mają odpowiednie dokumenty, zameldowanie i legalne zezwolenie na pracę. Tylko w pierwszym półroczu 2016 r. Federalna Służba Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej pochwaliła się zlikwidowaniem kilku grup terrorystycznych przygotowujących zamachy w Moskwie, Sankt Petersburgu i innych dużych miastach Rosji. Wszyscy związani byli z bojówkami Państwa Islamskiego. Po tym jak Władimir Putin zdecydował się wysłać do Syrii samoloty, które bombardowały pozycje dżihadystów, Rosja znalazła się na celowniku terrorystów. Niemała w tym zasługa miejscowych ekstremistów, którzy nie dosyć, że wyjeżdżali na Bliski Wschód, aby walczyć w szeregach organizacji terrorystycznych, to marzyło im się własne państwo na terenach rosyjskiego Kaukazu. Jedni chcieli kontynuować tradycję Emiratu Kaukaskiego proklamowanego przez Doku Umarowa, ostatniego prezydenta Iczkerii, czyli niepodległej Czeczenii. Inni przyłączali się do organizacji terrorystycznej Państwo Islamskie i zamierzali stworzyć jej rosyjską filię funkcjonującą jako Kalifat. W obu przypadkach chodziło o ustanowienie państwa działającego zgodnie z surowymi zasadami islamu i obejmującego swoim zasięgiem Czeczenię, Dagestan, Inguszetię, Kabardo-Bałkarię, Karaczajo-Czerkiesję i Osetię Północną. Zwolennicy tej idei są święcie przekonani, że im gorzej dla Rosji, tym lepiej dla nich. Stąd jako główny oręż w walce z rosyjskimi władzami stosują terror. Obawiając się ataków na środki komunikacji, rosyjskie władze wprowadziły szczególne środki ostrożności w metrze, na dworcach kolejowych i lotniskach. Cóż z tego, skoro nie wszyscy zobowiązani do czuwania nad bezpieczeństwem pasażerów poważnie podchodzili do swoich obowiązków. Z raportu, który opublikowała rozgłośnia Echo Moskwy, wynikało, że stołeczne metro jest źle chronione. Przez kilka miesięcy funkcjonariusze służb specjalnych próbowali się dostać na stacje podziemnej kolejki z atrapami bomb. Okazało się, że choć w każdym wejściu zainstalowano bramki pirotechniczne, postawiono ochroniarzy i uruchomiono setki kamer, to na 54 tego typu prowokacje udaremniono zaledwie… cztery. Wyniki kontroli musiały mocno zaniepokoić kogoś na samej górze, bo na stacjach zaroiło się od patroli. Dlatego choć byłem zły na wujka Borkę za ten okrzyk wprost do mojego ucha, musiałem przyznać, że lepszy jego niewybredny dowcip niż długa rozmowa z funkcjonariuszami. — Przyglądasz się tej układance na ścianie? — Borys przestał się śmiać i stojąc obok mnie, wskazywał ręką na panneau. — Tak, to dość ciekawe zestawienie symboli — odparłem. — Cieszę się, że zwróciłeś na to uwagę. — Starszy pan spojrzał na mnie sponad okularów, jakby się chciał upewnić, że mówię prawdę. — I czegóż się dopatrzyłeś? — zapytał z udawaną ciekawością. — Jadąc tu, zerknąłem do przewodnika, więc znam znaczenie tych symboli — pochwaliłem się swoją wiedzą. — A tam, znasz. Wiesz tyle, ile ktoś chciał, żebyś wiedział. — Sprowadził mnie na ziemię Borka. — Masz, czytaj — mówiąc to, wręczył mi niewielką książeczkę. Ze zdziwieniem spojrzałem na okładkę, gdzie widniało jedno słowo Biblia. — Z oficjalnych przewodników dowiesz się, kto jest autorem tych przedstawień i co oznaczają poszczególne symbole, ale już zapewne nie wspomniano tam o tym, że w trakcie prac główny wykonawca zachorował i musiał go zastąpić ktoś inny — z satysfakcją w głosie oznajmił starszy pan. — Otóż ten zastępca wykonał robotę na wysokim poziomie, co widać do dziś, ale nieco poprzestawiał elementy układanki. Początkowo nikt nie zwrócił na to uwagi, dopiero po jakimś czasie zaczęła wśród moskwian krążyć legenda, że nie są to postaci z rosyjskiej mitologii, ale czterej jeźdźcy Apokalipsy. Fresk z głową lwa ma odpowiadać rozdziałowi dziewiątemu i wersom siedemnaście i dziewiętnaście Apokalipsy świętego Jana — dodał, wskazując głową na książeczkę, którą wcześniej mi podał (...)