Nadczłowiek to tłumaczenie słowa ?Übermensch? ? jednej z kluczowych idei filozofa Fryderyka Nietzschego (1844 ? 1900). Nadczłowiek jest jednym z trzec



Nadczłowiek to tłumaczenie słowa „Übermensch” — jednej z kluczowych idei filozofa Fryderyka Nietzschego (1844 – 1900). Nadczłowiek jest jednym z trzech typów ludzi wyróżnionych przez Nietzschego w jego pracach. Są to pan, niewolnik i właśnie nadczłowiek. Przynajmniej dwa z tych typów pojawiają się w House of Cards.

Najpierw jednak dokładniej przyjrzymy się tym trzem typom i ich miejscu w filozofii Nietzschego. Później zobaczymy, dlaczego Frank, choć przedsiębiorczy i łatwo osiągający swe cele, koniec końców nie jest osobą, którą Nietzsche miał na myśli, omawiając „nadczłowieka”.

We własnym gronie. Typologia, nie topografia

Frank Underwood to zły koleś z marną szansą na odkupienie. Wydawać się może, że potrafimy mu kibicować tylko z dwóch powodów. Albo dlatego, że widzimy go w roli niesprawiedliwie potraktowanej ofiary na początku serialu, albo jesteśmy psychopatami. W rzeczywistości jednak sytuacja jest bardziej skomplikowana. Frank robi naprawdę niemoralne rzeczy, ale niemoralne w czyich oczach? Nietzsche mówi o trzech „typach” ludzi: o panu, niewolniku i nadczłowieku. Istnieją co najmniej dwie perspektywy moralne (choć tak naprawdę jest ich tyle, ilu jest ludzi na świecie): perspektywa pana oraz perspektywa niewolnika. Pan, według Nietzschego, to człowiek, który „dostojny czci w sobie mocarza i tego, co ma władzę nad sobą samym, który umie mówić i milczeć, który z rozkoszą potrafi być dla siebie surowym i twardym i ma cześć dla wszystkiego, co surowe i twarde”. W przeciwieństwie do tego niewolnik jest niepewny, szukając źródeł swego nieszczęścia w zewnętrznym świecie, włączając w to swoich panów. Pan jest aktywny: działa w zgodzie ze swoim przekonaniem o tym, co jest dla niego dobre i pożyteczne. Niewolnik jest reaktywny, to znaczy musi zawsze odnieść się w reakcji do kogoś innego. Niewolnik zazdrości ludziom o pozycji pana i jednocześnie ich nienawidzi. Lecz co najważniejsze, nie ma on możliwości zrobienia czegokolwiek, by poprawić tę sytuację. W kontekście naszych bohaterów powiemy, że Frank eksponuje wiele cech pana, zaś Peter Russo eksponuje wiele cech niewolnika. Ale oczyśćmy atmosferę: to, czy Frank jest panem, niewolnikiem czy nadczłowiekiem, nie ma znaczenia dla tego, co my postrzegamy jako dobre i złe. Jak wkrótce opowiemy, Nietzsche uważa, iż nasze postrzeganie tego, co jest „dobre”, a co „złe”, jest rezultatem myślenia niewolnika wygrywającego z myśleniem pana. Jeśli zaś chodzi o to, co czyni nadczłowieka, sprawy się komplikują, ale na pewno wykraczają poza te dwie główne perspektywy, a nawet łączą ich elementy ze sobą.

Frank jako pan. Robiąc to, co niezbędne

Jest kilka aspektów osobowości Franka, które odzwierciedlają postawę pana. Po pierwsze, Frank definiuje wartości w zgodzie ze swoim punktem widzenia — „dobre” jest to, co jest dobre dla niego. Co więcej, osoby o moralności pana nie boją się bólu czy cierpienia — akceptują te doświadczenia jako kolejny krok na drodze do władzy. Frank manifestuje te dwie idee w tym, co mówi nam w otwierającym serial monologu, kiedy dobija psa właśnie potrąconego przez samochód: „Są dwa rodzaje bólu. Ten, który czyni nas silniejszymi, i ten, który jest zbędny. Taki ból jest tylko cierpieniem. Nie mam cierpliwości dla zbędnych rzeczy. Chwile takie jak ta wymagają kogoś, kto podejmie działanie. Zrobi coś koniecznego, choć nieprzyjemnego. Proszę, koniec bólu”. (Można się zastanowić, czy — do pewnego stopnia — Frank nie dobija umierających psów przez cały serial). Co więcej, pogląd Franka na temat obietnic zdaje się odzwierciedlać ten przynależny bardziej honorowej klasie panów: „W naturze obietnic leży, Lindo, iż są one niepodatne na zmianę”. Są jeszcze inne wskazówki sugerujące przynależność Underwooda do klasy arystokratycznej. Na przykład żona Franka, Claire, również wykazuje zdrowe podejście do działań, mówiąc: „Mój mąż nie przeprasza nikogo, nawet mnie”. Na razie wydaje się, że możemy przypiąć Franka do wyższych sfer. Nietzsche wskazuje również, że panowie nie mają zobowiązań wobec niewolników. Widzimy to w „Rozdziale 1”, kiedy Frank rozmawia z Dougiem Stamperem po tym, kiedy dowiedział się, że Vasquez i Walker złamali daną mu obietnicę oferowania fotela sekretarza stanu. Frank mówi: „Wyświadczyli nam wielką przysługę, Doug. Odtąd nie wiążą nas już jakiekolwiek zobowiązania”. Nietzsche argumentuje, że nasza aktualna wersja moralności jest w gruncie rzeczy absurdalna. Powstała, tłumaczy, nie jako wyraz sympatii czy współczucia, ale jako efekt wojny psychologicznej. To się zgadza. Co Nietzsche wielokrotnie wskazuje, rzeczy wyglądały zupełnie inaczej na początku, a inaczej w swojej aktualnej postaci. Podobnie jak wspinaczka Underwooda do prezydentury nie była zbyt prezydencka. Nietzsche spekuluje, że na początku istniała silna grupa dostojnych ludzi, panów, którzy szorstko postępowali wobec niższych rangą, niefortunnych ludzi, niewolników. To szorstkie podejście nie było ekspresją nienawiści czy sadyzmu, a raczej ekspresją naturalnego porządku: silni rządzili słabymi. Frank myśli podobnie. Przykładowo, w „Rozdziale 4” stosuje język wilka i trzody — łowcy i ofiary. Frank jest częścią stada wilków, gotowego wyrwać się i zaatakować owce. Pyta nas, czy jego koledzy zamierzają dołączyć do niego, czy pozostać z resztą stada. Nietzsche tłumaczy, że naturalnym dla owiec jest obawiać się drapieżników i nazywać ich złymi, a nawet ich nienawidzić. Lecz, jak mówi, drapieżca nie widzi tego w ten sposób: „Nie mamy urazy do tych dobrych jagniąt, kochamy je nawet; nie ma nic smaczniejszego nad delikatne jagnię”. Innymi słowy, rządzący nie żywią urazy do rządzonych, nie czują też, by ich zachowanie w stosunku do rządzonych było w jakiś sposób niesprawiedliwe czy złe. Potem jednak coś się dzieje. Słaba, niewolnicza grupa ma dość złego traktowania, lecz nie jest wystarczająco silna fizycznie, by pokonać dostojniejszą grupę. Co więc robią? Atakują psychologicznie. Gdybym miał Cię zniewolić, zmusić Cię do pracy dla mnie, zabrać Ci współmałżonka i tak dalej, w jaki sposób możesz mnie szybko i skutecznie powstrzymać przed zrobieniem tych rzeczy? Ano, możesz sprawić, że poczuję się źle ze swoim postępowaniem. Możesz zmusić mnie do zadania sobie pytania: czy to złe? Czy jestem złym człowiekiem? Nietzsche wskazuje, że idea „zła” nawet nie przejawiła się wśród klasy panów, póki nie wspomniała o niej słabsza klasa. Póki tak się nie stało, panowie po prostu robili to, co zawsze. Pewnie, że gdyby jeden pan źle potraktował drugiego pana, byłoby to niegodziwe. Faktycznie, Frank zdaje się mieć ten rodzaj szacunku wobec swojej żony, Claire, którą rzadko źle traktuje (oczywistym odstępstwem jest ostatni odcinek sezonu trzeciego). Godność wynikająca z właściwego zachowania w dużej mierze powstrzymywała panów od wzajemnego złego traktowania. Ale niegodziwość wobec słabego niewolnika? Coś takiego nie było możliwe — można mieć honor i zobowiązania jedynie wobec własnego rodzaju. Z pewnością nie istniały uniwersalne wytyczne moralne, którymi ludzie mogliby się kierować. Byłoby to wtedy równie dziwne, jak nazwanie lwa niegodziwym za to, że zaatakował żyrafę. Zgodnie z tym Frank zdaje się szanować tych, których uznaje za równych sobie, choćby Claire czy Marty’ego (przedstawiciela związku zawodowego nauczycieli, o którym Frank mówi: „Przyjaciele są najgorszymi wrogami”). Jednocześnie Underwood nie przejmuje się tymi, których traktuje jako gorszych, na przykład Peterem Russo.

„Dlaczego ja?”. Peter Russo, niewolnik niezwykły

W „Rozdziale 4” Frank przekonuje Petera Russo do zamknięcia stoczni. Planuje utrzymać otwartą inną bazę wojskową, by zdobyć poparcie kongresmena z Czarnoskórego Caucusu dla ustawy o reformie edukacyjnej. W „Rozdziale 4” widzimy, jak postawa Petera Russo się rozpada. Mężczyzna i tak jest już „stającym na nogi” alkoholikiem i narkomanem, a do tego nacisk na niego, pod postacią nieprzyjemnych e-maili i ataków ze strony przyjaciół, którzy oskarżają go o to, że nie zrobił wystarczająco dużo, by ratować swoją stocznię, ciska go w przepaść. Pojawia się w domu Franka, chcąc niby zemścić się na nim za to, do czego ten go zmusił. Peter wykazuje wszelkie oznaki bycia niewolnikiem w rozumieniu Nietzschego. Nie kontroluje swojego impulsu, by się naćpać, nie kontroluje siebie ani swojego życia. W wywiadach w trakcie kampanii na gubernatora staje się oczywiste, że nie potrafi też kontrolować swoich potrzeb seksualnych, tym samym zastawiając na siebie pułapki. Ponieważ Peter nie potrafi kontrolować swoich żądz, kończy w areszcie za skorzystanie z usług prostytutki i prowadzenie po pijanemu. Biorąc pod uwagę, że Frank zawsze chętnie zdobędzie kartę, którą może potem zagrać, z pomocą Stampera wyciąga Petera z więzienia. Oczywiście, Peter od razu akceptuje warunki tej „pomocy”, zostając dłużnikiem Underwooda. Niewolnictwo Petera przejawia się w jego słabości. Odgradza się on jednak od tego uczucia, nie biorąc odpowiedzialności za własne decyzje: za współpracę z Frankiem, za zamknięcie stoczni, za ciągnący się alkoholizm. Wszystkie te rzeczy są winą kogoś innego, przynajmniej Peter tak je postrzega. Uważa, że musi wstecznie „sprzeciwić się” Frankowi, ponieważ nie potrafi sprzeciwić się mu w twarz. To dokładnie to, co Nietzsche miał na myśli, pisząc: „Rozkazują temu, kto samemu sobie ulegać nie zdoła”. O ile Frank może lekceważyć innych, zwłaszcza tych, którzy w jego ujęciu są gorsi, przynajmniej akceptuje to, kim on sam jest, i przyznaje się do tego. W przeciwieństwie do Franka, Peter przejmuje się innymi tylko tak długo, jak długo może zrzucić na nich winę za własne pomyłki. A gdy w końcu ostatecznie upada w rozdziałach 10. i 11., okazuje się, że jedynym powodem, dla którego tak łatwo nim manipulować, jest to, że nie potrafi kontrolować samego siebie. Racja, że jeśli jesteś taki jak ja, z pewnością bolał Cię jego upadek. Ale Frank i Nietzsche byliby w tym momencie zgodni: Peterowi pisany był upadek. Warto dodać, że Nietzsche nigdy do końca nie poparł ani klasy panów, ani niewolników, lecz preferuje „niewinny” światopogląd pana „w dobrej wierze,” nie zaś światopogląd niewolnika, który szkodzi zarówno innym, jak i samemu niewolnikowi.

Prawdziwy nadczłowiek, proszę powstać

Wiemy już, co kształtuje pana i niewolnika, ale co tworzy nadczłowieka? Cóż, zależy od tego, kogo zapytamy. W 1924 roku wielki prawnik Clarence Darrow przemawiał do sędziego przez 12 godzin w imieniu zimnokrwistych morderców Nathana Leopolda i Richarda Loeba. Sednem przemowy było twierdzenie, iż tych dwóch mężczyzn, zaledwie dwudziestolatków, nie mogło nie zabić Bobby’ego Franksa, biorąc pod uwagę to, że wychowali się w zimnym środowisku bogatego Gold Coast w Chicago, a do tego zaznajomieni byli z pracami — zgadnijcie kogo — Friedricha Nietzschego. Argumentacja wyglądała mniej więcej tak: „nadczłowiek” Nietzschego jest tak inteligentny i tak pewny siebie, iż egzystuje ponad prawem. Nie musi kierować się zwykłą „moralnością” innych — tworzy własną moralność (jak widać taką, w której w porządku jest zabić kogoś bez powodu). Powinniśmy uznać, że ta mała wizja nadczłowieka jako kogoś „stojącego ponad prawem” tylko dlatego, że może, mogłaby odnosić się do Franka Underwooda. Pomyślmy przecież o wszystkich jego czynach łamiących prawo: morderstwo, wymuszenie, łapówka to tylko niektóre z nich. Pomińmy już normy moralne, które zignorował, uciekając się do zdrady, kłamstwa (i to w dużych ilościach), manipulacji i tych wszystkich pozostałych rzeczy, jakimi zrujnował życie Zoe, Petera, Freddy’ego, Walkera, Tuska i innych. Nietzsche nie może się powstrzymać przed ujęciem w jednym zdaniu Cesare Borgii i nadczłowieka, lecz sugerować, że Cesare Borgia jest przykładem nadczłowieka, to nic innego, jak tylko nadinterpretacja. Cesare Borgia był włoskim generałem i politykiem (tym najgorszym typem polityka), był też modelem dla Księcia Machiavellego. Plotka niesie, że mógł też zlecić otrucie swojego brata, by zostać generałem. Borgia chciał być papieżem (i był w kolejce do tej roli), nie z przyczyn religijnych, lecz z uwagi na polityczną chciwość. Jeśli nie miałeś okazji zapoznać się z Księciem, to chociaż nieobcy będzie Ci termin „makiaweliczny”. Ogólnie ujmując, oznacza on postawę, w której cel uświęca środki (jak w przypadku Franka). By zrobić omlet, musisz rozbić kilka jajek i tak dalej. Nie zrozum mnie źle, przebłyski takiej postawy można odnaleźć u Nietzschego. Ale nie jest to całość jego koncepcji o nadczłowieku. Gdyby tak było, gdyby Cesare Borgia był typowym przykładem nadczłowieka — bez zastrzeżeń — to Frank z pewnością również by był. W Poza dobrem i złem Nietzsche twierdzi, że absurdalne jest uważanie kogoś o silnych żądzach (których, jak zakładamy, nie kontroluje) za mniej zdrowego umysłowo od kogoś, kto w ogóle nie ma żądz lub, jak ujął to Nietzsche, jest wykastrowany. Nietzsche zastanawia się, czy nasz aktualny stan moralności jest czymś, co naprawdę warto chwalić, skoro, w rzeczy samej, utraciliśmy wszelkie instynkty robienia tak zwanych „niemoralnych” rzeczy. Przykładowo, czy powinienem być wychwalany za abstynencję, skoro w ogóle nie mam ochoty na alkohol? Czy powinienem być wychwalany za celibat, jeśli jestem aseksualny lub w ogóle niezainteresowany seksem? Dla Nietzschego bycie moralnym wymaga przezwyciężenia samego siebie. Wymaga kontrolowania swoich instynktów i żądz tak długo, aż ta nowa, określona postawa stanie się naszym instynktem. Pomyślmy o podejściu Franka do ćwiczeń. Z początku jego instynktem jest unikać wioślarza, uważać go za śmieszne rozwiązanie. Jego instynkty mówią: graj w gry wideo. Ale potem przezwycięża niepożądany instynkt do gier i tworzy instynkt (nowy nawyk) do wioślarza, a później i do biegania ze swoją żoną. A wracając do tematu: głupio by było wychwalać Franka za jego przezwyciężenie potrzeby grania, jeśli wcześniej nie byłoby to jego nawykiem. Co więc ma to wszystko wspólnego z Cesare Borgią? Cóż, Nietzsche mówi tak: by mieć do czynienia z osobą silną, zdyscyplinowaną i ciekawą, która ciągle przezwycięża samą siebie, osoba ta po pierwsze musi mieć silne, niemal dzikie instynkty, które może doskonalić i przezwyciężać. To dlatego Nietzsche w Ecce Homo mówi, że kiedy rozglądamy się za nadczłowiekiem, powinniśmy rozglądać się „raczej jeszcze za jakimś Cesare Borgią niż za Parsifalem” (Parsifal był prostodusznym wędrowcem i świętym z opery Wagnera o tym samym tytule). Nietzsche chce powiedzieć: potrzebujemy czegoś, z czym możemy pracować. Jeśli osoba nie ma instynktów czy żądz, które może przezwyciężyć, to nie może wyjść poza to, kim jest. By więc wszystko było jasne: Cesare Borgia, makiaweliczny, bezwzględny polityk, który mógł nawet zabić własnego brata, nie jest przykładem nadczłowieka. Ale byłby znacznie lepszym punktem wyjścia niż jakiś świętoszek. Co więc z Frankiem? Cóż, są dwie rzeczy, które mogłyby uczynić z Franka typ nadczłowieka. Po pierwsze, ma silne żądze. Po drugie, kontroluje je przez większość czasu. Co więcej, ma zdolność manipulowania innymi i nakłaniania ich do robienia rzeczy, które chce, by zrobili (nadmieńmy jednak, że znalazł równego sobie w postaci Petrova; widzimy też, jak kiepsko Frank radzi sobie z tym wyzwaniem). Oto krótka lista jego manipulacji z samego pierwszego sezonu: nakłania Petera Russo do zamknięcia stoczni i startowania na gubernatora. Zoe przekonuje do zostania jego informatorką. Donalda Blythe’a zmusza do wzięcia odpowiedzialności za niepowodzenie ustawy edukacyjnej. Marty’ego ze związku zmusza do zaakceptowania zmian w ustawie. Walkera i Vaquez nakłania do dania mu więcej czasu. I tak dalej. Jednak czy nadczłowiek to ten, który kontroluje innych, czy raczej ten, który kontroluje samego siebie? Pomyślmy o tym, co Nietzsche mówi o naturze prawdziwie silnego: Siłę znalazłem tam, gdzie nikt jej nie szuka: w prostych, zwykłych i uprzejmych ludziach nie pragnących władzy — a przecież pragnienie władzy często było dla mnie znakiem wewnętrznej słabości: obawiają się własnej duszy niewolnika i ukrywają ich pod płaszczem szlachetności (w końcu zaś i tak zostają niewolnikami własnych poddanych, swej sławy itd.). Potężne cechy dominują, jest to niezbędne, nie muszą palcem kiwnąć. Nawet jeśli, za żywota swego, uciekają w miejsca odludne. Ten, kto osiągnął etap nadczłowieka (o ile komukolwiek się to udało), nie potrzebuje ambicji ani władzy. Potrzebuje jedynie silnej zdolności kształtowania samego siebie. Człowieka takiego napędza potrzeba mówienia „tak” życiu, a także potrzeba tworzenia. Frank, w przeciwieństwie do tego, wydaje się motywowany przez podwójną potrzebę udowodnienia swojej wartości i zdobycia tego, co uważa, że mu się należy. I, jak Nietzsche przewidział w powyższym cytacie („w końcu zaś i tak zostają niewolnikami własnych poddanych, swej sławy itd.”), pod koniec sezonu trzeciego widzimy, jak Frank staje się niewolnikiem swojego stanowiska. Szanse na to, że Frank jest nadczłowiekiem, maleją coraz bardziej w miarę rozwijania się trzeciego sezonu. Z niewiadomych powodów rzuca się na kolejne tragiczne pomysły: America Works, Dolina Jordanu, wyzwanie rzucone Petrovowi i Heather Dunbar. Nie widzimy, by zyskał tu przewagę. Do pewnego stopnia są to typowe dla Franka „zagrania”, lecz w sezonie trzecim, w przeciwieństwie do wcześniejszych, Underwood staje się niewolnikiem własnych zagrywek. Niewolnictwo i bezsilność Franka stają się jasne w „Rozdziale 36”, kiedy musi oznajmić Claire, że Petrov domaga się, by zrezygnowała ona ze stanowiska ambasadora przy UN, mówiąc: „To moja decyzja. Czasem wydaje mi się, że prezydentura jest jedynie iluzją możliwości wyboru”. Możemy to zinterpretować jako godzenie się z losem. Lecz wiemy, że Frank naprawdę ma na myśli: straciłem kontrolę i nie podoba mi się to. Nadczłowiek jest syntezą. Tak naprawdę to nie tyle osoba, co światopogląd. To akceptujący świat pogląd, który zaczyna się od połączenia pozytywnego nastawienia pana z bogatym życiem wewnętrznym, napędzanym przez żądze, właściwym dla niewolnika. Lecz nadczłowiek nie neguje, nie zabija, nie oswaja swoich żądz: sublimuje je. Słowo „sublimować” jest trudne do zdefiniowania, ale ogólnie oznacza, by wziąć coś brzydkiego i użyć tego do stworzenia czegoś pięknego. Weź gniew i zrób muzykę grunge. Weź frustrację i zamień ją na paliwo do ćwiczeń. Innymi słowy, osoba panująca nad sobą może wziąć brzydkie żądze oraz emocje i zamienić je w piękne rzeczy. Pan nie zawsze kontroluje swe żądze w ten sposób. Pan rządzi, a robiąc to, bierze wolę innych i używa jej, by realizować własne cele — to centralna istota makiawelicznej władzy Cesare Borgii. Ale pamiętajmy, że Borgia nie był nadczłowiekiem. Innym możliwym przykładem nadczłowieka, który podał Nietzsche, był Napoleon. Powinien być on podziwiany, ponieważ obiecał wielkie rzeczy zjednoczonej Europie. Ostatecznie jednak jest on dla Nietzschego zbyt zezwierzęcony — był „skorumpowany przez środki, których miał użyć”. Frank częściowo również jest zezwierzęcony: zabija Petera i Zoe bez krzty sumienia. Niszczy niewinnego człowieka, Lucasa Goodwina, tylko dlatego, że jest on ciężarem. Jeśli osobowość Franka ma jakąś bardziej twórczą cechę, to jeszcze jej nie widzieliśmy.

Nie übermenszujmy

Nadczłowiek jest silny, zdyscyplinowany i tak dostrojony do swojego otoczenia, że nie musi się wysilać, by manipulować innymi. Popatrzmy, co John Richardson mówi o różnicy między panem i nadczłowiekiem: „O ile pan afirmuje inne wole dla własnej korzyści, nadczłowiek częściej afirmuje je same w sobie, przyczyniając się do ogólnego procesu, nie tyle skuteczniejszego, co bogatszego dla ich charakterystycznej bytności”. Widzimy tu dwie istotne kwestie. Po pierwsze, nadczłowiek wymaga bogactwa ponad efektywność. Po drugie, afirmuje wolę samą w sobie, nie tylko dla własnych potrzeb. Frank z całą pewnością afirmuje wolę innych, ale tylko po to, by realizować własne cele, nie zaś cele innych. Pomaga Zoe w rozwoju jej kariery, ale tylko po to, by pisała teksty, które on jej podeśle. Udaje poparcie dla Petera startującego na gubernatora, ale okazuje się, że to tylko intryga, która umożliwi Frankowi zostanie wiceprezydentem. Kiedy Frank pyta widzów w „Rozdziale 5”: „Zwiędnie czy rozkwitnie? Tylko czas pokaże”, wypowiada te słowa w złej wierze. W kwestii jego pomocy dla Meechuma mówi: „Nie wymaga to dużo ode mnie, a będzie dużo znaczyć dla niego. To tania inwestycja”. Chyba nie można zbliżyć się do Franka bardziej, niż stać się jego inwestycją. Gdy już Cię nie potrzebuje, pozbywa się Ciebie. Przynajmniej jest na tyle odważny, by to przyznać Zoe. W ostatnim odcinku sezonu trzeciego staje się jasne, mimo protestów, że Frank w jakimś stopniu używał Claire dla swej kariery. Od samego początku wiedział, że „jest tylko jeden fotel za biurkiem” w Gabinecie Owalnym. Każda inwestycja, każde słowo padające z jego ust, wszystkie te rzeczy robione są w złej wierze. Wszystko to zaledwie dwulicowe starania w celu afirmowania własnej woli. Zastanawiając się, czy Frank jest nadczłowiekiem, musimy pamiętać o katalizatorze jego działań. Frank zaczął tkać sieć intryg, kiedy odrzucono jego kandydaturę na sekretarza stanu. Praktycznie wszystko, co Frank od tego momentu robi, jest mściwe, dwulicowe i zjadliwe, nie wspominając już, że również nielegalne. Nadczłowiek Nietzschego nie żywiłby takich pretensji czy chęci zemsty. Takie mściwe nastawienie bliższe jest przynależnej niewolnikowi wojnie psychologicznej. Ponieważ Frank nie może zareagować natychmiast, uruchamia proces imponujących rozmiarów. Może i powinniśmy adorować Franka za jego niesamowitą zdolność odczytywania ludzi i skłaniania ich do działania w zgodzie z jego wolą, coś w rodzaju sugestywnego przymusu. Lecz zrobienie tego wymagałoby przymknięcia oczu na zamordowanie zarówno Zoe, jak i Petera. Byłoby to zignorowanie faktu, że Frank był gotów zniszczyć Stampera, jeśli ten wyjawiłby dziennik Claire. Ostatecznie, wszystkie jego relacje sprowadzają się do niszczenia, pozbawionego kreacji.

Nad- czy pod-Frank?

Choć Frank osiągnął swój cel, jakim była prezydentura, to w jego dojściu do władzy są dwie rzeczy, które dyskwalifikują go jako nadczłowieka. Po pierwsze, Frank wyszedłby lepiej, gdyby kierował się jedną z zasad nadczłowieka: amor fati. Po drugie zaś, jest znacznie bardziej destruktywny niż kreatywny. Amor fati znaczy „umiłowanie losu”. Znaczy to głównie pragnąć, by nic się nie zmieniało: „Moją formułą wielkości człowieka jest amor fati; że nie żąda się nic innego, ni wprzód, ni wstecz, po całą wieczność”. Oczywiście, jest to trudne do osiągnięcia. Z pewnością nie oznacza leniwego przesiadywania na kanapie. Ale jest coś zbyt egoistycznego w żądzach Franka. Według Nietzschego celem bycia nie jest „zostać prezydentem”, co jest wisienką na torcie w długim planie zemsty Franka. Według Nietzschego celem jest tworzyć. A co więcej, kiedy Frank zostaje już prezydentem, zdaje się, że podejmuje ciąg złych decyzji tylko po to, by przetrwać. Nadczłowiek nie próbuje przetrwać — rozwija się. W „Rozdziale 39” Frank mówi do Claire: „Jeśli przez ciebie przegramy, nie będzie niczego. Żadnego planu, żadnej przyszłości. Przedawnimy się”. Kładąc tak duży nacisk na to, kim jest teraz, Frank wykazuje brak kreatywności czy zaradności. W „Rozdziale 14” Frank mówi: „Niczego w życiu bardziej nie znoszę niż małostkowości”. Ironią jest, że rodzaj władzy, której pragnie — wpływy, władza nad innymi — jest najbardziej małostkowy ze wszystkich. To dokładnie powód, dla którego panowie nie stają się automatycznie nadludźmi: nie potrafią dostrzec niczego poza czubkiem własnego nosa i swoim pragnieniem dominowania. Najbardziej pożądaną formą władzy dla Nietzschego jest nie władza nad innymi, ale władza nad samym sobą: panowanie nad własnym żądzami w procesie kształtowania siebie, piękna i, ostatecznie, świata. W Tako rzecze Zaratustra Nietzsche i jego bohater Zaratustra mówią: „Nigdy nie istniał jeszcze nadczłowiek. Nago ujrzałem ich obu, największego i najmniejszego człowieka: — Zbyt podobni są obaj. Zaprawdę, i największy był mi — nadto ludzki!”. W małostkowym pragnieniu władzy nad ludźmi u Franka, w jego pragnieniu zemsty bohater staje się „nadto ludzki”. Porównajmy to z opisem wielkiego niemieckiego artysty Goethego, przedstawionym przez Nietzschego: „Oto czego pragnął, totalności (...), dyscyplinował sam siebie w całość (...) człowiek tolerancji, nie ze słabości, lecz z siły, jako iż wie, w jaki sposób wykorzystać dla własnej korzyści nawet to, co przeciętną istotę zgubiłoby (...), dłużej już nie neguje”. Idealny nadczłowiek według Nietzschego był artystą, który odważnie przyjmował ciosy i ciągle rozwijał siebie, swój styl, wizję i swój własny świat. Zasady, które łamie artysta, to nie moralność ani prawo, lecz standardy tworzenia. Uczony nietzscheański Walter Kaufmann również to podkreślił: Człowiek potężny to człowiek twórczy; lecz twórca zapewne niechętnie przestrzegałby wcześniej ustanowionych praw. Prawdziwie twórczy akt ma swe własne normy, a każde stworzenie jest stworzeniem nowych form. Wielki artysta nie trzyma się ustanowionych zasad, lecz mimo to jego praca nie jest bezprawna, ma strukturę i formę. Beethoven nie przychylił się normom Haydna czy Mozarta; a jednak jego symfonie pełne są formy; ich własnej formy i zasad, które Beethoven uczynił wraz z nimi. Ten sposób myślenia — geniusza, który tworzy własne zasady i formę — jest odległy od tego, co prezentuje Frank Underwood, którego cała osoba poświęcona jest wejściu w rolę — rolę potężną, z całą pewnością, ale jednak zaledwie rolę. Gdy to już się udaje, Frank, jak się zdaje, jest zagubiony. „The Artist”, poemat autorstwa Oscara Wilde’a, daje nam dobry przykład kreatywnej siły, której wymaga nadczłowiek u Nietzschego. Poemat przedstawia rzeźbiarza, który tak poświęca się nowej rzeźbie, że bierze jedyny dostępny mu brąz, by go przetopić. Co to za brąz? To jego poprzednia rzeźba. Widzieliśmy, jak Frank wielokrotnie przetapiał rzeczy. Jednak na razie nie wyrzeźbił jeszcze niczego nowego czy interesującego, a tym bardziej pięknego. Sezon trzeci pokazuje, że wszystko, czego dotknie Frank, zamienia się w pył. Underwood to nie nadczłowiek.


* Artykuł zawiera fragment książki pt. „House of Cards i filozofia. Demokracja jest przereklamowanaJ. Edward Hackett (Editio 2017).